drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 29 stycznia 2020

Pamietajcie...........

.........wciąż trwa karnawał.
A więc może bal maskowy? A może tym razem ktoś z Was wybierze się  na
bal karnawałowy do Wenecji?
W tym roku Karnawał Wenecki rozpoczyna się 8 lutego i będzie trwał do 25
lutego.
Podobno początki Karnawału Weneckiego sięgają XIII wieku i co roku, aż
do chwili upadku Republiki Weneckiej (koniec XVIII wieku)  nie tylko
mieszczanie weneccy bawili się na Placu Św. Marka.
Po upadku  Republiki Weneckiej nastąpiła dłuuuga przerwa- w początku
XIX wieku usiłowano wznowić tę tradycję, ale dopiero w 1979 roku rząd
włoski oficjalnie przywrócił tradycję obchodzenia karnawału.
W każdym roku obowiązuje inna myśl przewodnia karnawału a stroje oraz
maski powinny do niej nawiązywać.
Karnawał rozpoczyna tzw. "Lot Anioła", czyli zjazd na linie z dzwonnicy.
Chętnych jest wielu, dzwonnica wysoka, (byłam na  niej) więc z pewnością
ten zjazd jest niezłym przeżyciem.
Zabawy karnawałowe odbywają się na  Placu Św. Marka i niewielkim
sąsiadującym z nim Piazzetta  San Marco.
Maski karnawałowe są wykonywane z gipsu, porcelany, z gazy. Muszą być
tak zrobione, by można w nich swobodnie oddychać oraz jeść i pić no i bez
większego trudu patrzeć na wszystko co się dookoła dzieje.
Jeśli ktoś lubi tłok, hałas, pokazy sztucznych ogni  - koniecznie powinien
choć raz wybrać się na ten  Karnawał Wenecki.
Tradycyjnym jedzeniem są weneckie tapas, czyli cicchetti- małe, smaczne
przekąski, sprzedawane chyba na tony, serwowane w te noce.
Karnawał kończy się 40 dni przed Wielkanocą. W tę ostatnią noc  Karnawału
o północy zaczynają bić wszystkie dzwony, a gdy umilkną - wszyscy ściągają
maski - to koniec karnawału. I czasami niejeden uczestnik balu jest mocno
zaskoczony gdy zobaczy z kim bawił się tej nocy.
A poniżej kilka masek karnawałowych:
To chyba najprostsza maseczka, ale za bardzo nas nie ukryje

Ta kocia łepetynka podoba mi się, a Wam?
A to dość klasyczna maseczka dla pań, wymagająca jednak  już
odpowiedniego stroju.
Jedźcie koniecznie i bawcie się na tej największej sali tanecznej
Europy.




czwartek, 23 stycznia 2020

Jakoś dziwnie.....

........................bo niczego nowego nie mogę się  dopatrzeć w tym nowym roku.
Od  biedy można się  dopatrzeć "nowości", a może  raczej   ciekawostki w fakcie,
że w tym  roku wszyscy  ludzie gdy dodadzą do roku  swego urodzenia ilość lat,
które w roku  bieżącym ukończą, to otrzymają wynik 2020, czyli liczbę tego roku.
I podobno taka sytuacja zdarza się  raz na tysiąc lat. Nie sprawdzę. Może zlecę to
starszemu Krasnalowi, on ma zacięcie do matematyki, ja raczej nie.
Przeczytałam kolejny thriller, pt. "Za zamkniętymi drzwiami". Dobrze się czytało.
Takie przypomnienie, że nie wszystko co się świeci jest złotem a sadysta z reguły
nie nosi na czole napisu "jestem sadystą". Gorzej, bywa nawet przystojny.
Poza tym przeczytałam "Dopóki życie trwa. Nowy sekretny dziennik Hendrika
Groena, lat 85." Muszę się przecież jakoś do takiego wieku przygotować.
No cóż, Europa się starzeje i wszystkie kraje borykają się z problemem ludzi
starych, którzy zamiast jak kiedyś odchodzić w nicość w wieku  siedemdziesięciu
kilku lat, jak na złość żyją znacznie dłużej i często wymagają opieki - po prostu
samodzielne życie osobom  w wieku 85+  nie za bardzo się udaje.
No i chyba Urząd Okręgowy dzielnicy w której mieszkam wyczuł  co czytałam,
bo otrzymałam do wypełnienia ankietę dotyczącą zdrowia i jakości życia osób
w wieku 60 lat i starszych,  w mojej dzielnicy.
Oczywiście ankieta jest anonimowa, dostałam również tekst w języku polskim
z dopiskiem, że mogę również otrzymać ankietę w języku tureckim lub rosyjskim.
Odpowiedzi na ankietę powinny odzwierciedlać indywidualne życzenia, potrzeby
i zainteresowania osoby wypełniającej ankietę.
Wypełnienie jej, zdaniem twórców, powinno zająć 30 minut.
A póki co, to jest karnawał, a moja ulubiona para taneczna prezentuje swój kunszt
na Argentina Tango Salon Festival 2020 i znalazłam dwa filmiki:


Oczywiście oglądajcie na YT i najlepiej na pełnym ekranie.

środa, 15 stycznia 2020

Jaka to pora roku?

W tej chwili jest u mnie +12 stopni. Patrząc w kalendarz to dziś jest 15 stycznia.
Za jednym oknem kwitnie jak głupa pelargonia, ma mnóstwo pąków i nowych,
malutkich listków
co na tle gołych gałęzi drzewa wygląda nawet nieco dracznie.


Za drugim oknem już rośnie i  dostaje pączków moja tegoroczna,
bożonarodzedniowa choinka:
Mam nadzieję, że grzecznie doczeka do przyszłego roku.
A ten wrzos, który tu widzicie
jeszcze całkiem niedawno wyglądał tak:
i przyniósł go do mnie młodszy Krasnal. Żal mi było tego owiązanego
drutem wrzosu, poprzecinałam krępujące go druciki, zlikwidowałam oczka
i nosek i wrzos wygląda teraz normalnie.
Czapeczkę, oczka,  nosek wykorzystam  do ozdobienia nimi doniczki.
Ojej, nawet słońce już wyjrzało! Wiosna to czy jeszcze zima?



wtorek, 14 stycznia 2020

Własna szkoła przetrwania

Pisałam jakiś czas temu, że po  Nowym Roku czeka mnie   "szkoła przetrwania".
Oczywiście, jak to u mnie - nie jest to udział w zajęciach typu " jak przetrwać
w lesie bez jedzenia, picia i dachu nad głową" ani  "jak przepłynąć Odrą od źródła
do Bałtyku żaglówką typu Mak", mając tylko żagiel i rakietki do ping-ponga."
Od 7 stycznia jestem w swojej szkole przetrwania, czyli jestem sama w Berlinie,
bo rodzina wyjechała na 6 miesięcy do innego kraju, na szczęście w obrębie UE.
Nieco mnie to boli bo nadal nie odróżniam brzmienia języka niemieckiego
od chińskiego - obydwa nadal są równie dziwne i niezrozumiałe.
Gdy "moi" podejmowali decyzję owego wyjazdu ponad dwa lata wcześniej, to
nawet w najczarniejszych snach nie podejrzewali, że nagle umrze mój mąż, a ja
zostanę sama.
Na razie muszę odnotować pewien sukces - zaczynam się stabilizować życiowo.
Śpię i jem, funkcjonuję bez waleriany i  tym podobnych  specyfików.
Moja podświadomość pogodziła się  jakoś z tym wszystkim, że w ciągu ostatnich
3 lat odeszły wpierw moje serdeczne przyjaciółki a potem mój mąż.
Boli mnie to nadal, tęsknię  za moimi przyjaciółkami, tęsknię za mężem, ale jak
pisała Jasnorzewska-Pawlikowska -"widać można żyć bez powietrza i światła".
Nie wyszłam do ludzi, wbrew udzielanym z dobrych serc poradom, bo ja nigdy
nie byłam z tych, którzy wychodzili do ludzi. To raczej ludzie  sami do mnie
jakoś trafiali, bo czuli taką potrzebę.
Jak na razie tylko raz się zagubiłam w Berlinie, a tak dokładnie poplątało mi się
na jednej ze stacji metra, która ma fatalne oznakowania i z tego zdenerwowania
w ogóle zrezygnowałam z dojazdu w pobliże domu, tylko "wychynęłam" na
powierzchnię i zamiast mieć do domu ze stacji metra 250  metrów, miałam do
przedreptania 2,5 kilometra. No ale najważniejsze, że trafiłam do domu, choć
w pewnej chwili rozum mi odjęło i zapomniałam, że mam w smartfonie taki
"drobiazg" jak nawigację, więc korzystałam z pomocy ludzi. A że w Berlinie
dość ciężko trafić na  Niemca to trafiłam na Polkę, więc w sumie  fajnie wyszło.
Poza tym średnio/przeciętnie  córka lub zięć z raz w miesiącu będą jednak
w Berlinie, więc nie zejdę z tęsknoty. A gdyby się coś źle działo to są w stanie
dotrzeć do mnie w kilka  godzin.
Poza tym znów sobie  włączyłam Skype, choć fatalnie działa gdy jest włączona
kamerka, więc rozmawiamy "bezobrazowo".
Krasnale chodzą tam do szkoły międzynarodowej z wykładowym językiem
angielskim. Są szkołą zachwyceni, bo  nie muszą dźwigać plecaków z książkami-
każdy na "dzień dobry" dostał  laptopa i na nim jest wszystko co należy mieć
w szkole. Nie muszą nosić ze sobą do szkoły pudełek ze śniadaniem, bo tu
jest godzinna przerwa śniadaniowa i to co serwują - dzieciakom smakuje.
Lekcje nie są ściśle 45 minutowe, to są tzw. "bloki", ale czas ich trwania jest
zależny od stopnia uwagi dzieci - gdy nauczyciel ocenia, że poziom uwagi
spada- po prostu skraca lekcję. Cała szkoła  kończy zajęcia o jednej godzinie.
Dorośli z kolei są zachwyceni niskim stopniem uciążliwości działania
administracji- zero problemów z meldunkiem, a gdy się  zameldowali to zaraz
dostali bez problemu "miejsce parkingowe dla mieszkańca".
Przy okazji przekonali się jak bardzo pojemnym autem jest Getz- istny TIR
w nieco mniejszej wersji:)))
A poniżej coś dla tych, którzy  już kombinują gdzie pojechać na wakacje:
Jeśli ktos z Was tam dotrze, to mam prośbę by o tym napisał.
Miłej reszty  tygodnia dla Was;)

piątek, 3 stycznia 2020

Wyliczanka

Święta - zaliczone,  Sylwester - zaliczony, Nowy Rok - rozpoczęty,
a więc:                  KARNAWAŁ czas zacząć.



Jak zwykle  - oglądajcie na YT, najlepiej w wersji pełnoekranowej.

Taniec - to rodzaj komunikacji pomiędzy ludźmi, pozwalającej na
przekazanie innym swych emocji bez używania słów. Tańcem można wyrazić
zarówno swą radość jak i ból lub złość.  Taniec jest dobry na wszystko, o czym
dobrze wiedzieli nasi przodkowie już ponad 3 tysiące lat przed naszą erą.
Taniec jednoczył grupę, bo tańczyli wszyscy bez wyjątku. Nie było wymówki,
tańczył każdy bo albo trzeba było sprowadzić  deszcz albo wprost przeciwnie-
przepędzić zakrywające niebo chmury.
Tańczono przed wyprawą łowiecką, by polowanie było owocne, tańczono przed
walką, tańczono również po niej.
Taniec posiada moc, z której nie wszyscy zdają sobie  sprawę - taniec po prostu
zawsze łączył ludzi. W tańcu nie jest istotne czy ten, kto cię zaprosił do tańca
mówi tym samym językiem co ty - ważne, by poruszał się zgodnie z rytmem
tańca.
Notorycznie pokazuję Wam tu tango argentyńskie. którego korzenie to zlepek
hiszpańskiej habanery, flamenco , rodzimych tańców rodem z Andów oraz
tańców przywiezionych  przez niewolników z Afryki.
Nazwa "tango argentyńskie" powstała na początku XX stulecia w Buenos Aires.
Taniec ten początkowo tańczono w.....burdelach. Jego cechą była oburzająca
wręcz bliskość ciał partnerów.
Tango argentyńskie ma kilka odmian:
tango vals- tańczone w rytmie właściwym dla walca;
tango milonga -tańczone szybkimi krokami ma mocny, wyrazisty rytm muzyki;
tango nuevo - w nim rolę dominującą ma mężczyzna, dynamicznie prowadzący
partnerkę.
Ważną cechą tanga argentyńskiego jest improwizacja- do tej samej muzyki
można tańczyć różne figury.
Tango argentyńskie nazywane było tańcem zwaśnionych kochanków.
A więc tańczcie - wasze ciało wyzwoli się w sposób bezbolesny od świątecznego
obżarstwa i będzie Wam wdzięczne za tę formę ruchu.

środa, 1 stycznia 2020

Nowy Rok

Wbrew moim ponurym przewidywaniom jakoś sylwestrowe bombardowanie
przeżyłam.Wycieczka do Szczecina nawet nieźle mi dała w kość i wczoraj
przesiedziałam grzeczniutko w domu.
Za to dziś wybraliśmy się do Ogrodu Botanicznego na trwającą jeszcze imprezę
z cyklu "światło i dźwięk".
Już od wejścia  wiedziałam, że będzie naprawdę dobrze.Wszystko było
ogromnie dobrze zorganizowane- była wytyczona trasa, którą wszyscy
wędrowali dzięki czemu ogród nie uległ dewastacji. Cały czas towarzyszyła
nam muzyka- trochę, ale tylko trochę typowej , świątecznej, reszta "normalna".
Trzeba przyznać, że podświetlone drzewa wyglądały super. Nawet najbardziej
znajome mi miejsca tego ogrodu wyglądały tajemniczo i pięknie.
Nie było pokazu fajerwerków, zamiast tego były wyświetlane laserowo różne
obrazy. Niestety mój smartfon słabo je "odbierał", więc musicie mi uwierzyć
na słowo że było co oglądać.