drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 15 listopada 2017

Przymusowa wycieczka

Stare przysłowie mówi, że kto nie ma w głowie to ma w nogach.
No i to prawda, choć może nie zawsze skutki naszej bezmyślności obciążają
nasze nogi - często naszą kieszeń.
Wszystkie problemy związane z przeprowadzką tak mnie zmordowały, że
pod koniec zamieniłam się w swoisty automat do składania i pakowania rzeczy
w pudła i ustawiania ich w piramidki. I chyba z tego zmęczenia fizycznego
ogarnęła mnie "jasna pomroczność" i zupełnie zapomniałam o takim
"drobiazgu" jak sprawdzenie, czy mam roaming.
O tym, że go nie posiadam przekonałam się dojeżdżając do Berlina - wybrałam
numer komórki mej córki, a tu wyskoczył, niczym diabeł z pudełka, komunikat:
"MOŻLIWE TYLKO POŁĄCZENIE ALARMOWE NA NR 112".
Zatkało mnie, ale jak ta durna baba wzięłam do ręki komórkę męża i po chwili
na jej ekranie pojawił się taki sam napis jak przedtem u mnie.
 W tym momencie rzuciłam w przestrzeń samochodu mocno niecenzuralne
słowo,  ale jeszcze nie wpadłam w panikę.
No cóż, przyjedziemy, na zaprzyjaznionym kompie zaloguję się do naszego
operatora i sprawę załatwię, bo bez  tych czynnych komórek nie mogliśmy
się zalogować w naszym banku.
Nic z tego, więc teraz, ku przestrodze innych ogłaszam- jeżeli ktoś z Was ma
komórkę  obsługiwaną przez NJUMOBILE to niech przed wyjazdem do któregoś
z krajów UE sprawdzi, czy ma włączony roaming. Jeśli nie to niech natychmiast
to wykona, bo po przekroczeniu  polskiej granicy już sprawa się rypła - nie da się
tej sprawy naprawić poza granicami Polski.
I takim oto sposobem dziś musieliśmy pojechać z Berlina na wycieczkę do Słubic.
Z pomocą pracownika salonu ORANGE łączność została przywrócona.
Przygnębiające wrażenie zrobił na mnie Frankfurt nad Odrą. Pomijam już fakt, że
oznakowanie dróg w tym rejonie  było tak tragiczne, że niemal godzinę straciliśmy
by z przedmieść dotrzeć na most nad Odrą.
Ale prawdziwy koszmar ścignął nas dopiero w drodze powrotnej.
Wracaliśmy jakąś  podrzędną szosą , nie autostradą, co właściwie nam się podobało.
Droga prowadziła wzdłuż wielce malowniczych lasów ubranych w  kolorowe
liście, były po drodze jakieś  jeziorka, mijaliśmy różne miejscowości a ruch był
niewielki.
I tak  majacząc o tym jaka ładna jest ta droga, dojechaliśmy pod Berlin- tu
zaczęły się  tzw. schody-  strumienie samochodów,  utknęliśmy w kilku korkach
i mąż zdał sobie sprawę, że ta droga nie jest dla nas dobra.
Skręciliśmy w pewnym miejscu w lewo i wylądowaliśmy w jakiejś zapyziałej
części dawnego Berlina Wschodniego.
Oczywiście nie mieliśmy pojęcia jak się z tego miejsca wydostać i znależć drogę
do domu.
Żeby było zabawniej, świeżo zakupiony plan Berlina spoczywał grzecznie w domu.
W końcu życie zmusiło nas do skorzystania ze smartfona i wykorzystania go
jako nawigacji. Trochę postaliśmy w korkach, potem wyjechaliśmy na autostradę,
co wydało mi się  czystym nonsensem, potem skierował nas głos na drugą
autostradę, potem na kolejną i wreszcie z ulgą stwierdziliśmy, że jesteśmy na tej
autostradzie, którą trzy tygodnie wcześniej dotarliśmy do celu.
Ucieszyliśmy się niepomiernie, że wreszcie wiemy gdzie jesteśmy.
I stał się nawet cud nad Szprewą - znalezliśmy miejsce do  zaparkowania,
zaledwie kilka kamienic dalej od naszej.