drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 2 stycznia 2016

Koniec świata.....

....tego, który znamy, lub wydaje się nam że znamy, może nastąpić w każdej
chwili i nikt nie jest w stanie tej chwili przewidzieć - żaden jasnowidz, żadna wróżka, ani żyjący teraz ani żyjący przed wiekami.
I zapewne niewiele osób wie, że naprawdę nasz glob był o włos od zagłady
w dniu 23 lipca 2012 roku.
Jak wszyscy wiecie, nasza planeta krąży wokół życiodajnej dla nas gwiazdy,
Słońca. Jesteśmy w takiej odległości, że jej temperatura nie niszczy nas, a
skutecznie podtrzymuje życie  na planecie. 
Ale  Słońce nie jest rodzajem poczciwego pieca, w którego ciepełku możemy
się spokojnie grzać. 
To bardzo niebezpieczny piec, w którego wnętrzu od czterech i pół miliarda
lat szaleje termojądrowy pożar. I nigdzie nie jest powiedziane, że będzie
nadal wydzielał bez zakłóceń tę samą ilość ciepła, dzięki której na Ziemi
istnieje  życie. Raz na jakiś czas, wcale nie cyklicznie, a więc trudno przewidzieć kiedy, termojądrowe serce Słońca wyrzuca ku powierzchni swej
gwiazdy potoki promieniowania i  plazmy. Przeważnie nie docierają one do powierzchni zatrzymując się w strefie podpowierzchniowej gwiazdy, gdzie są
utrzymywane przez pole magnetyczne.
Czasami pole magnetyczne nie wytrzymuje naporu wysokotemperaturowej
plazmy i przebija ona powierzchnię  Słońca, a w przestrzeń kosmiczną lecą
strugi potężnego słonecznego wiatru. 
Wtedy  heliofizycy, którzy zajmują się Słońcem, odnotowują zjawisko ciemnych plam na powierzchni Słońca i serie ogromnych błysków. Te plamy to pozostałości po zapadającej się powierzchni  gwiazdy.
Ostatni, ogromny jak nigdy dotąd wyrzut masy słonecznej miał miejsce
właśnie 23 lipca 2012 roku. Był tak wielki i potężny, że gdyby dotarł do naszej
planety z całą pewnością już nie czytalibyście teraz tego posta, a wszystkie nasze zmartwienia już by nas nie dręczyły, bo skutki tego wybuchu cofnęłyby
naszą cywilizację co najmniej o 100 lat.
Kosmiczna agencja NASA oczywiście zataiła ten fakt i dane o nim przekazała
tylko wybranym uczonym.
Dokładne dane o tym zjawisku zebrano z różnych satelitów obserwujących
stale  Słońce.
Utrzymaniu tajemnicy sprzyjał fakt, że wybuch nastąpił po niewidocznej z Ziemi  stronie  Słońca i strumień wyrzutu plazmy poszybował w przeciwną
od naszego położenia stronę.
Ale na tym nie koniec- okazuje się, że 7 stycznia 2014 roku nastąpił równie
niebezpieczny wybuch, który tym razem zmierzał w kierunku Ziemi. 
 Astrofizycy ogłosili, że ten wyrzut może być niebezpieczny dla komunikacji i działania usług satelitarnych a napór na ziemską magnetosferę będzie wyjątkowo silny i może wywołać silną  burzę magnetyczną. 
Ale tym razem też mieliśmy szczęście, bo koronalny wyrzut masy odszedł w bok i większość plazmy poleciała poniżej Ziemi.
Dane zebrane z siedmiu satelitów wykazały, że ocaliło nas potężne pole
magnetyczne, które powstało w okolicy Słońca.
Tylko nie bardzo wiadomo dzięki czemu/komu ono powstało.
A teraz heliofizycy mają kolejne zmartwienie bo niemal zanikły plamy na
Słońcu a to świadczy o bardzo niskiej jego aktywności, jakiej nie notowano
od stu lat.
I nie wiadomo czy to dobry dla nas znak czy też raczej zły.
Czy te momenty słonecznej ciszy mogą oznaczać, że we wnętrzu naszej
gwiazdy dziennej narasta grozny dla nas słoneczny super sztorm?
Czy będzie o takiej mocy jak wydarzenie z 1 września 1859 roku czy też może
o znacznie większej mocy?To nieco zabawne ale i przygnębiające, że pomimo
dość dużej wiedzy na ten temat praktycznie jesteśmy bezsilni, możemy być
tylko obserwatorami. 
A może znów  coś/ktoś nas ocali i powstanie jakieś silne pole magnetyczne, które zepchnie zagrażający Ziemi huragan słonecznego  wiatru?
No cóż, pożyjemy -zobaczymy.

*****
zródło: zmianysolarne.pl