drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 30 listopada 2010

85. Święta niedługo





Według wszystkich znaków na  Ziemi i  Niebie, ma przyjechać do nas na święta
córka z rodzinką. Wymyśliłam  więc, że będą w tym roku na choince ozdoby,
które bez szkody dla siebie, będzie mógł maluszek zdjąć  i obejrzeć. Mam
jeszcze do  wykończenia  szydełkowego delfina, muszę jeszcze zrobić:  żabkę,
pieska, ośmiorniczkę i kilka gwiazdek. Dołączę do tego te wszystkie zabaweczki,
które już raz Wam prezentowałam.
Wzór choinki zgapiłam z blogu "szydełkomania", łosia z nr 5/2009 pisemka
"Szydełkowanie", aniołek i pajacyk to kompilacja z użyciem gotowych główek
z  pasy papierowej, choinka przyozdobiona jest koralikami.  Do usztywnienia
anielich skrzydełek i sukienki użyłam tym razem "wynalazku" o nazwie "Stiffy",
który nabyłam w sklepie internetowym www.serwetnik.pl. Lalczyne główki też
tam nabyłam.
No to lecę dalej "dłubać" szydełkiem. Jak zrobię to pokażę. Spróbuję też po
raz pierwszy zrobić zrobić kartkę świąteczną. Może mi się uda.

poniedziałek, 29 listopada 2010

84. Czy wiara czyni cuda?

Większości ludzi wiara kojarzy się tylko i wyłącznie z religią, a przecież dotyczy
również innych aspektów naszego życia. Często wierzymy w ochronne moce
przeróżnych amuletów, wierzymy we wróżby astrologów i tarocistów, mało
tego, wierzymy nawet politykom tokującym pięknie w trakcie kampanii
wyborczej. Zasadniczo całe nasze życie opiera się na... wierze.
Muszę Wam wyjaśnić, co mnie skłoniło do podjęcia tego tematu - otóż mam
kuzynkę, lekarką, z którą czasem wymieniamy wiadomości na temat stanu
zdrowia. Nigdy nie  pytam jej o radę, bo po pierwsze to ona już jest na
emeryturze, a nawet gdyby jeszcze praktykowała, to dzieląca nas odległość
z pewnością nie sprzyja stawianiu jakiejkolwiek diagnozy. Gdy ostatnim razem
"sprawozdawałam" wyniki badań męża i moje, dostałam od niej taki tekst:
"powinniście zainteresować się kościelnymi grupami  uzdrawiania, np.Grupą
Charyzmatyczną". No normalnie mnie ścięło ze śmiechu,  bo w swoim liście
napisałam tylko, jak brzmi ostatnia diagnoza,  co w związku z tym myślę i
wyraziłam umiarkowaną radość, że nie mam 20 lub 30 lat, bo wtedy taka
diagnoza doprowadziłaby mnie pewnie  do rozpaczy. Żebyście nie pomyśleli,
że to coś "śmiertelnego" to już Wam wyjaśniam- choruję na  dwie choroby
autoimmunologiczne, które są nieuleczalne, bo tak naprawdę nie wiadomo
dlaczego na nie ludzie zapadają. Leczy się tylko objawy tych chorób- jeśli
coś boli - bierzemy środek przeciwbólowy, jeśli coś swędzi to się można
podrapać lub czymś posmarować, jeśli brak jakiegoś składnika, np. hormonu
lub wapnia - uzupełniamy. Wpadamy w depresję - jesteśmy o tym już
poinformowani, więc zaczynamy dbać o swój "dobrostan".Proste, prawda?

Zagadnieniem czy wiara czyni cuda zajęli się poważnie uczeni. Neurolodzy
i psycholodzy dostarczają dowodów, że wiara pacjenta w lekarza i jego
metody leczenia  w  istotny sposób wpływają na proces leczenia. Już sama
nadzieja może złagodzić ból i objawy alergii, w tym i astmy. Co ciekawsze
nawet choroba Parkinsona doskonale reaguje na kurację placebo. Przed
laty  neurolodzy badali grupę 30 osób chorych na parkinsona- pacjenci
zostali podzieleni na 2 grupy i poinformowani, że tylko części z nich zostaną
wstrzyknięte komórki macierzyste do mózgu, ale nie będą wiedzieli kto je
naprawdę otrzymał. Wszyscy pacjenci trafili na salę operacyjną, wszyscy
mieli wywiercone otwory w czaszce. W rok pózniej badania prowadzone
przez psychologa wykazały,  że dla stanu zdrowia pacjenta nie miał
znaczenia fakt,czy naprawdę otrzymał, czy też nie komórki macierzyste.
Ważny był tylko i wyłącznie fakt operacji. I to wcale  a wcale nie był
żaden cud - badacze wykazali,że silna nadzieja na wyzdrowienie
zmienia chemię mózgu, który zaczyna wydzielać substancje przekaznikowe,
które poprzez system nerwowy transmitują je do reszty ciała i często
wywołują pożądane działania.
W przypadku chorych na parkinsona silna nadzieja i wiara w działanie
podanych leków pobudziły ośrodek nagrody, w którym znajduje się wiele
receptorów wydzielających dopaminę. A choroba Parkinsona powstaje
właśnie wskutek niedoboru dopaminy.
Powstaje zatem pytanie, czy może jednak wszystko można wyleczyć
metodą wiary i nadziei pacjenta i podawania mu placebo? Niestety nie,
na rozrastanie się nowotworu wiara i placebo  stanowczo nie pomagają.
Pomagają na etapie  rekonwalescencji , choć nie mają wpływu na
zapobiegnięcie wznowie.
Choroby, które świetnie poddają się leczeniu wiarą i placebo to: zespół
jelita drażliwego, bóle wszelkiego rodzaju , alergie i parkinsonizm.
Niewątpliwie w dobie, gdy lekarz coraz mniej czasu poświęca pacjentowi
na pokrzepiającą rozmowę i okazanie zwykłej, ludzkiej serdeczności i
życzliwości oraz przepisów zabraniających prowadzenia pozornej terapii,
tych wyleczeń wynikających z nadziei jest coraz mniej.
No cóż, cudów nie ma, jest tylko taki niezwykły organ jak nasz mózg i
nasza psychika.

czwartek, 25 listopada 2010

83. A może ....

to dobry pomysł? W marcu bieżącego roku pewien młody sprzedawca z Tokio
założył firmę zajmującą się ceremoniami.... rozwodowymi. Firma ma spore
powodzenie, jej właściciel otrzymał już 700 zgłoszeń i zorganizował  ponad
dwadzieścia uroczystości. Rozwodzący się małżonkowie przybywający do
Pałacu Rozwodów są odświętnie ubrani, nieco stremowani, otoczeni swymi
przyjaciółmi i rodzinami. Określenie Pałac jest nieco na wyrost, bo tak
naprawdę pomieszczenie jest niewielkie,ozdobione malowidłami ściennymi.
Czekają tu na nich obrączki, młotek, którym wspólnie rozbiją symbol swego
związku oraz księga do której się oboje wpisują. Potem prowadzący tę
uroczystość właściciel, wygłasza krótką mowę,opisującą przyczynę
rozstania , przypomina, że teraz każde z nich może rozpocząć nowe życie.
Na koniec rozwiedzeni małżonkowie rozbijają młotkiem swe obrączki,
zgromadzeni goście kwitują ten czyn oklaskami. Na zakończenie wszyscy
udają się do pobliskiej restauracji - byli małżonkowie siadają przy różnych
stolikach- i wszyscy wznoszą toast zieloną herbatą , po czym spożywają
drugie śniadanie złożone z ryb, skorupiaków i jarzyn z kulką ryżu oraz zupę
miso. Po śniadaniu wyruszają na przejażdżkę osobnymi rikszami, co ma
symbolizować początek ich nowej wędrówki przez życie.
Podobno zdarzyło się ,że dwie pary, już po uroczystości,  postanowiły jednak
pozostać razem.

Jestem dziś w zabawowym nastroju, więc jeszcze jedna ciekawostka:
brytyjskie służby specjalne stwierdziły, że zabezpieczenia stosowane obecnie
na lotniskach byłyby zupełnie nieskuteczne, gdyby materiały wybuchowe
ukryto w implantach piersi. Kobiety-terrorystki mogłyby w ten sposób
przemycić niewielką, bo zaledwie 30 gramową ilość pentrytu i spowodować
katastrofę lotniczą.  Ciekawa jestem, czy po tym odkryciu kobiety z dużym
biustem będą poddawane jakimś specjalnym kontrolom?  A panowie może
powinni wziąć pod uwagę, że nigdy nie wiadomo co może kryć kobiecy biust.

zródło:  Forum 27/2010

niedziela, 21 listopada 2010

82. Proponuję......

W ubiegłym roku znalazłam na blogu Obieżyświatki przepis na przepyszny
chlebek daktylowo- orzechowy. Roboty przy nim niewiele, ma jednak pewną
wadę - strasznie szybko znika, taki znikający to chlebek.
Składniki:
140g  mąki pszennej wymieszanej  z 1 łyżeczką proszku do pieczenia;
1/4     łyżeczki soli, drobnej;
1/2     łyżeczki mielonego imbiru;
225g  posiekanych daktyli;
1        łyżeczka sody oczyszczonej;
1        całe jajko;
1        łyżka bardzo miękkiego masła;
150    ml wrzącej wody;
115g  posiekanych orzechów (włoskich lub laskowych)

A teraz wykonanie:
Posiekane daktyle wymieszać z sodą, zalać wrzątkiem i na 5 minut
odstawić.Jajko lekko roztrzepać, dodać do daktyli razem z masłem,
mąką zmieszaną z proszkiem i imbirem.Wszystko razem wymieszać
drewniana łyżką, dodać orzechy.
Małą blaszkę, keksówkę (10x 20 cm), wyłożyć pergaminem tak, by wystawał
z każdej strony 2 cm ponad formę, natłuścić go masłem. Włożyć ciasto do
formy. Piec około godziny w temp. 160 stopni. Piec do suchego patyczka.

Robiłam częściej z orzechami włoskimi, bo mi bardziej smakował. Wyczytałam,
że daktyle, choć są b. słodkie, nie podwyższają poziomu cukru we krwi, co
jest ważną wiadomością dla osób z cukrzycą. A chlebek jest idealny do kawusi
zamiast tradycyjnego ciasta i nie  jest słodki. I strasznie szybko znika z talerzyka.
Najwięcej pracy wymaga posiekanie na mniejsze kawałki daktyli no i łapki
się przy tym kleją. Reszta pracy przy tym chlebku to przysłowiowy "pikuś".

Smacznego życzę i napiszcie , proszę, jak Wam smakował (możecie przy
okazii komentowania następnych postów).

piątek, 19 listopada 2010

81. Skutki uboczne in vitro

Wszystko ponoć ma skutki uboczne, więc in vitro również. Żeby nie było
niedomówień, to uprzejmie  wszystkim donoszę, że jestem "za", bo jest
to niewątpliwie metoda ratująca wiele małżeństw, które pragną dziecka , a
z różnych powodów nie mogą go mieć.

Dyskusje na temat in vitro były są i będą , bo nie każdy może pojąć w czym
rzecz. Jedni uważają, że nie powinno się zastępować Boga , bo powstanie
zarodka jest dziełem  bożym, inni z kolei uważają, że dzieci tak poczęte nie
będą pełnowartościowymi ludzmi,  że prędzej lub pózniej okaże się,  że są
nosicielami jakichś mutacji genetycznych.
In vitro z całą pewnością wymaga dokładnych , wręcz precyzyjnych ustaleń
prawnych, dotyczących samego procesu "technologicznego", sposobu
finansowania oraz ustalenia kto  może z tego sposobu zapłodnienia
korzystać.

Właśnie  wyczytałam w ostatnim  Forum, że w Rosji zapanowała moda na
ojcostwo samotnych mężczyzn. Panowie chcą być ojcami, ale nie mają
chęci być mężami. W porównaniu z nimi  samotna kobieta jest w o niebo
lepszej sytuacji - może albo skorzystać z banku spermy, albo sama
wybrać partnera i zajść w ciążę, a potem się z nim rozstać, nie informując
o tym "drobiazgu", czyli ciąży.
Samotny mężczyzna nie ma takich możliwości - musi znalezć kobietę, która
która mu to dziecko urodzi.

W ostatnim czasie w Rosji wyraznie  wzrosła cena komórek jajowych a
w klinikach leczących bezpłodność tworzą się kolejki. Jest to wynik wzrostu
ilości bezpłodnych par oraz rozwoju technologii wspomagania reprodukcji.
W Rosji dawstwo komórek jajowych jest legalne, kobiety mogą  swe
komórki przekazywać za opłatą.
Do niedawna rosyjskie  kliniki leczące  niepodłodność metodą in vitro nie
wykonywały tych zabiegów na rzecz samotnych mężczyzn, ponieważ
prawo ogranicza tego typu zabiegi do par małżeńskich.  Prawnicy jednak
pogłówkowali i znalezli lukę w przepisach dotyczących  leczenia bezpłodności.
Dowiedli,że nie ma tam zakazu zostania ojcem mężczyznom, którzy nie zawarli
związku małżeńskiego.
Obecnie istnieje cała sieć wyspecjalizowanych agencji i klinik, realizująca
reprodukcyjny program dla samotnych mężczyzn. Warunkiem jest znalezienie
dawczyni komórki oraz  kobiety, która  zostanie "dojrzewalnią" dla dziecka.
Kobieta godząca się na "zastępcze macierzyństwo" nie może być dawczynią
komórki jajowej.

Rosyjscy samotni ojcowie to najczęściej mężczyzni około 40 lat, którzy nigdy
dotąd nie zawarli związku małżeńskiego. Są dobrze  wykształceni, przeważnie
mają ukończone dwa fakultety, prowadzą prywatny biznes i mają wysokie
dochody.  Motywy  decyzji o samotnym ojcostwie są różne- niektórzy są
po traumatycznych przeżyciach wynikających z rozwodu rodziców, inni nie
maja zaufania do kobiet, boja się, że one będa zainteresowane tylko ich
bogatym portfelem. Część z nich  uważa, że z racji wieku nie powinni już
szukać partnerki Odmienna orientacja seksualna jest b. rzadko wymienianym
powodem.

W Rosji istnieje 9 milionów niepełnych rodzin, w tym 2,5 miliona stanowią
samotni ojcowie. I liczba samotnych ojców wciąż wzrasta.
Zdaniem psychologów   " lepsza niepełna rodzina  niż żadna,   przecież
właśnie urodzenie się dziecka przekształca samotną jednostkę w podstawową
komórkę społeczną".

Jak dotąd jest czterdziestu  sześciu  samotnych ojców, którzy skorzystali
z usług  zastępczych matek. Większość z nich mieszka w Moskwie, ale
wszyscy utrzymują w tajemnicy sprawę pochodzenia swych dzieci.

poniedziałek, 15 listopada 2010

80. Biedne mamuśki

Czasami zdarza mi się  coś zabawnego usłyszeć w komunikacji miejskiej. Nie
podsłuchuję, ale niektóre osoby "nadają" na niezłym wzmocnieniu i myślę, że nie
tylko ja jestem mimowolnym odbiorcą przekazywanych donośnym głosem
treści. Dziś jechałam nowym modelem Solarisa i siedziałam na niższej ławce, a
na wyżej usytuowanej siedziały 2 mamuśki, opowiadające o swoich  dorosłych
dzieciach., a brzmiało to tak:
I-     " No to kiedy ślub? a zięcia już polubiłaś? no a jacy ci jego rodzice?"
II-   "eee, a co tu lubić. Ona jest głupia, że za niego  idzie, ale się uparła i nic
        do niej nie dociera.  A on jest goły i bosy, tylko w tych książkach siedzi.
        Filozof i matematyk, wieczny student. Już bym wolała takiego  zięcia jak
        twój"
I.     " No co ty,  on chyba studiów nawet nie skończył. A jak mu  uroda minie
       to do jakiej roboty pójdzie? No, może do czterdziestki polata na wybiegu,
       a co potem?"
II.   "Ale dom wybudował, mają  dwa samochody, nawet kredytu nie brali."
I.    "Nie on wybudował, jego rodzice, a samochód dostał od babci, a ten
      dla Ali  to kupili wspólnie z nami. Wiesz, oni okropnie dużo pieniędzy
      wydają, bo starszy chodzi do prywatnego przedszkola i jeszcze mają do
      małej niańkę. Mówiłam, że mogę przeciez przychodzic do małej, ale  nie
      chcą.To pewnie on  nie chce, bo wie, co ja o nim i jego pracy myślę.
      Głupia ta moja Ala, siedzi w domu, a on pewnie za innymi lata. Tylko
       czekam aż ją zostawi z dziećmi"
II.    "To  Ala w domu  siedzi, nie pracuje? Myślałam, że wróciła do pracy"
I.     "No chyba wróciła, ale na pół etatu. Wiesz, tak myślę, że my jednak
        mamy głupie te córki. Na szczęście mamy tylko po jednej. Wiesz,
        chciałabym, by się Miruś wreszcie ożenił, wyprowadził z domu, bo ja
        mam już prania mu koszul i prasowania  dość. Niech się żeni i  niech
        mu żona pierze, prasuje, gotuje."
II.    "A ma już jakąś pannę? Bo on to już chyba ma 30   lat, prawda?"
I.     "Chyba nie ma, no bo kiedy ma mieć jak on pracuje  po 12 godzin?
        Tak po prawdzie, jak pomyślę o jakiejś siksie to nie wiem, czy  on
         ma się do czego spieszyć. Zresztą......
I niestety nie wiem co było  dalej, bo dojechałam do swego przystanku
i opuściłam autobus. Bardzo mi było żal mamusiek, które zupełnie  nie
potrafiły zaakceptować  swych zięciów. Jeszcze bardziej mi było żal
tych córek. I tej synowej, która pewnie kiedyś jednak się pojawi.

środa, 10 listopada 2010

78. Sekrety wachlarzy.

Podobno wachlarze były znane w Chinach już w XI wieku p.n.e., a służyły
głównie władcom do chłodzenia twarzy.W starożytnym Egipcie wachlarz uchodził
za symbol szczęścia,  niebiańskiego spokoju i atrybut majestatu faraona.
Nosicielem wachlarza faraona nie mógł być byle kto - zaszczytu tego mógł

dostąpić jedynie członek królewskiego rodu i wtedy otrzymywał oficjalny tytuł
"nosiciela wachlarza z lewej strony".

W Indiach i Persji prawo chłodzenia się wachlarzem mieli tylko maharadża i szach.
W starożytnej Grecji, Rzymie  i na Krecie wachlarze były wykonywane z liści
lub pawich piór, osadzonych na drewnianym lub kościanym trzonku. Młodzi i
urodziwi niewolnicy chłodzili nimi swoich panów. Oprócz tych dużych wachlarzy
istniały  również miniaturowe, których używali na co dzień rzymscy modnisie.
W Bizancjum wachlarze nie tylko chłodziły ale i odpędzały dokuczliwe muchy.
Z czasem były wykorzystywane w trakcie obrzędów do odpędzania  insektów
od darów dla świętych. Dziś są używane w liturgii Kościoła wschodniego.
Mają formę srebrnego kręgu z wyobrażeniem  anioła.
Z Bizancjum trafił do Europy w czasach średniowiecza dzięki najazdom
barbarzyńców.

Pierwsze wzmianki o wachlarzach są już w XIV- wiecznych spisach dobytku.
W XVI wieku dama z wachlarzem była wielce  popularnym motywem obrazów.
Wiek  XVII  to rozkwit półokrągłego, składanego wachlarza.
Ale w Księstwie Moskiewskim używano w tym czasie modelu okrągłego, ze
strusich piór mocowanych na drewnianych, srebrnych lub złotych rączkach.
Matka cara Piotra I miała wachlarz ze strusich piór, a złoty uchwyt był
wysadzany szmaragdami, rubinami i perłami. Wachlarze składane   trafiły w
Rosji do użytku dopiero XVIII wieku.
Początek XIX  wieku przyniósł modę na maleńkie wachlarze. Były wykonywane
z kości  lub rogu, ich elementy były zdobione misternie wyciętym ażurem lub
inkrustowane złotem lub drogimi kamieniami.

Wachlarze podlegały różnym modom  a najwięcej wachlarzy wytwarzano we
Francji. Z czasem wachlarze uległy pauperyzacji. Już nie tylko "wyższe sfery"
używały wachlarzy, używały go również mieszczki, kupcowe i bogate chłopki.
Dwudziesty wiek wprowadził nowe materiały do produkcji wachlarzy- były
produkowane z przeróżnych materiałów, takich jak brokat , tiul  haft. Nadal
prym wiodła Francja eksportując tysiące wachlarzy do Ameryki, Indii, Rosji.

Kres epoce wachlarzy przyniosła I wojna światowa.

Więcej wyczytacie w Forum 43/2010

poniedziałek, 8 listopada 2010

77. Dla "krasnoludki" i jej mamy




Mam w rodzinie słodką czterolatkę, która bardzo lubi przeróżne koraliki,
wisiorki , broszki itp. To pewnie po mamie, która nie wyobraża sobie wyjścia
z domu bez jakiejś ozdóbki.
Dla czterolatki zrobiłam mięciutką  "obróżkę" na szyję i broszkę. Dla jej mamy
naszyjnik  "czerwone i czarne", nawiązujący kolorystycznie do ozdób dla
czterolaty, oraz ekologiczny wisior. Jego ekologia to koraliki z kości umieszczone
w kółkach z kordonka. Zresztą wszystkie ozdóbki  bazują na kordonku.
Gdy zrobię wreszcie remanent w moich "przydasiach" , to pewnie więcej takich
różnych drobiazgów powstanie.

czwartek, 4 listopada 2010

76. Gorsza strona jesieni





Dziś leje i wieje, ale jest + 10 stopni. No cóż, czasem słońce, czasem deszcz.
Cieniutko ostatnio u mnie  z robótkami, bo niewiele można zrobić stojąc lub
spacerując. A części jeszcze po prostu nie "obfociłam".
Spacerując po domu owinęłam  czule słoik i nawet go polakierowałam.Ponieważ
słoik wpierw wysmarowałam klejącym podkładem,  zdrowo się upaćkałam.
Czyściłam  łapska i czyściłam i nawet zwątpiłam w informację na etykiecie,  że
preparat jest na bazie wody. Potem spacerując wymodziłam aniołka, muszę mu
jeszcze gwiazdkę dorobić, no ale do tak precyzyjnej pracy wolałabym usiąść.
No i zrobiłam sobie ciepluteńki , zimowy kapelusik, dziwnym trafem kolor  na
zdjęciu identyczny z tym w naturze. I popełniłam czapkę dla koleżanki.
Trochę się wczoraj wściekłam - mam na osiedlu dwa punkty tzw. przeróbek,
czyli  można tu coś skrócić, podłużyć, ewentualnie naprawić.
Zaniosłam  wczoraj coś do naprawy i dowiedziałam się w jednym miejscu,
że nie zrobią, bo to męski ciuch, a pani sie na męskiej garderobie nie zna, w
drugim miejscu pani powiedziała, że to za dużo roboty dla niej i jej się to nie
opłaca. I muszę zacząć robić sama. Przyznam się bez bicia- nienawidzę takich
robót.
A z rzeczy zaczętych mam:
haftowanie bieżnika, już nawet  jeden listek zrobiłam, dokończenie własnego
swetra, czyli dokończenie rękawów, zrobienie  plis wszelakich i dokończenie
szydełkowej biżuterii. Ta ostatnia pozycja to już z pół roku czeka  na mnie.
Zawsze mam kilka rzeczy rozpoczętych, choć sobie przyrzekam, że nie będę
robić kilku rzeczy na raz. Lecz pod tym względem jestem niereformowalna.
A jak to wygląda u Was?
Miłego dnia  wszystkim życzę.

środa, 3 listopada 2010

75. IQ a sprawa polska

Oczywiście wszyscy wiedzą co to jest IQ.  Ale nawet najwyższy iloraz
inteligencji nie gwarantuje, że jego posiadacz będzie człowiekiem bogatym
i szczęśliwym. Życie pokazuje, że wysoki IQ to za mało. By coś w życiu
osiągnąć potrzeba jeszcze do tego kreatywności, innowacyjności, inteligencji
emocjonalnej i dużej wyuczonej wiedzy.

Tak naprawdę inteligencja to zdolność  adaptacji do zmieniających się
warunków środowiska  oraz zdolność rozwiązywania nieznanych dotąd
problemów.

Sama znam pewnego młodego człowieka, który mając IQ= 168 jest de
facto zerem. Studia nieukończone i stale bezrobotny na własne życzenie.
Zero kreatywności, zero pracowitości, jedynie  upajanie się tym  IQ.

W międzynarodowej opinii Polacy są bardziej kreatywni i lepiej niż
inne nacje potrafią dostosować się do nowych warunków. Polscy robotnicy
są bardziej wszechstronni niż ich bardzo wyspecjalizowani koledzy z
krajów zachodnich. Nasz technik samochodowy potrafi świetnie zmienić
każde koło w samochodzie, bez względu na jego markę, podczas gdy jego
angielski kolega zmienia tylko np. lewe, przednie koło tylko jednej marki
samochodu.Mój brat, który w pewnym okresie życia interesował się
angielskim systemem edukacji zawodowej był tym bardzo wstrząśnięty.

Niewątpliwie nasza skomplikowana historia nauczyła nas adaptacji do
szybko zmieniających się warunków i znajdywania nietypowych rozwiązań
różnych problemów.

Kombinatorami to jesteśmy niezłymi, tyle tylko, że najczęściej w sensie
pejoratywnym.

Interesujemy się światem, mamy sporą wiedzę, ale mamy bardzo mało
wybitnych noblistów w dziedzinie nauki.

Jesteśmy mało innowacyjni, mamy bardzo mało patentów w porównaniu
z innymi krajami, brak nam szerokiej kadry wybitnych specjalistów.
A współczesny świat , by zajmować w nim wysoką pozycję wśród innych
narodów, wymaga posiadania wybitnych specjalistów o bardzo wysokim
poziomie wiedzy specjalistycznej w określonej dyscyplinie i, co jest
niezmiernie ważne, potrafiących zgodnie ze sobą współpracować.  Tej
ostatniej cechy brak nam w każdej dziedzinie życia.

Jeżeli chcemy dążyć do  tworzenia narodowego bogactwa i  wzrostu
naszego znaczenia na arenie międzynarodowej, musimy podwyższyć poziom
wiedzy, profesjonalizm, solidność ,  przedsiębiorczość i wytrwałość oraz
nauczyć się prawdziwej współpracy, bez zawiści, podziału na my i oni, bez
przypinania innym etykietek.

Wiele zależy od nas samych, szarych obywateli - zamiast opluwać każdy
kolejny rząd za nieudolność, posłów za lenistwo i niekompetencję, wybierzmy
na naszych przedstawicieli odpowiednich ludzi, bez kierowania się ich
przynależnością partyjną. Wybierajmy tych, o których wiemy że są mądrzy,
pracowici i  rzetelni. To, że ktoś jest sympatyczny nie jest wystarczającą
rekomendacją.

O tym jaki jest przeciętny IQ w Polsce, jak wypadamy w testach na tle
innych nacji , można przeczytać w nr 44 Przeglądu.

poniedziałek, 1 listopada 2010

74. Wesoły Cmentarz



Kończy się Dzień Wszystkich Świętych, więc chce Wam jeszcze jedno miejsce
zaprezentować  - cmentarz,  na którym w każdy weekend jest sporo osób
odwiedzających te istotki,  które tu spoczywają.  To cmentarz dla zwierząt
domowych  - leżą tu obok siebie w wielkiej zgodzie psy, koty, króliki , świnki
morskie. Ich pogrążeni  w smutku właściciele przychodzą tu często z nowymi
pupilami,  zawsze panuje tu atmosfera wzajemnej  sympatii i zrozumienia, ludzie
obcy opowiadają sobie o swoich pupilach, którzy  odeszli na drugi brzeg tęczy.
Być może, że ktoś  poczuje zgorszenie, że każdy zapala swemu pupilowi  znicz,
by swemu zwierzątku dac znać, że się o nim pamięta.
Najwięcej ludzi jest w pierwszą niedzielę pazdziernika, gdy są Psie Zaduszki.
Wtedy jest tu troszkę jarmarcznie, bo nie dość, że jest tłok, to przyjeżdża
sprzedawca zniczy, wianuszków ze sztucznych kwiatów i  wiatraczków.
Jak widzicie  nagrobki są różne, na niektórych są epitafia, niektóre są nawet
marmurowe lub ozdobione rzezbą przedstawiającą pupila za życia.
Mój jamniorek też tu leży i bardzo się cieszę, że ktoś przeznaczył kawałek
własnego lasu  na legalny cmentarz dla zwierząt domowych.
Cmentarz jest tuż pod Warszawą, w miejscowości Konik Nowy i można
o nim poczytać w internecie. Przyjmuje zwierzątka nie tylko z terenuWarszawy
i okolic.Oczywiście pochówek kosztuje, ale dzierżawa  miejsca to zaledwie 50
złotych rocznie.
Oczywiście zdjęcia powiększamy kliknięciem.