drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 23 marca 2020

Co by tu........

..........jeszcze robić?
Jakoś ten wprowadzony z dniem dzisiejszym zakaz osobistych kontaktów
międzyludzkich trzeba przeżyć.
Akurat w moim przypadku to i tak nie grzeszyłam tymi osobistymi
kontaktami międzyludzkimi, bo rodzina jest w Szwecji, a jedyna moja
koleżanka zapracowana po uszy i nawet bez  pandemii miałyśmy kontakt
dość iluzoryczny, czyli głosowo-pisemny.
Nadal siedzę w domu, wczoraj musiałam przyrzec córce, że nie będę sama
robić zakupów a skorzystam z uprzejmości jej znajomych lub poprzestanę
na zakupach robionych on line.
A za oknem bajeczne słońce, +5 i zimno, bo berlińskie +5 to żadne ciepełko-
wieje wiatr i odczuwalna temperatura jest wyraźnie niższa niż te +5.
Lenię się- robię nic, czyli dłubię w koralikach. Zrobiłam dla siebie perełkowy
pierścionek, dla koleżanki kolczyki, bransoletkę i naszyjnik, przejrzałam swe
koralikowe "skarby" i doszłam do wniosku, że jeszcze mam z czego  "nic
nie robić", byle inwencji mi starczyło. Na razie padła mi (nie wiem dlaczego)
synchronizacja smartfona z bloggerem. Już kiedyś tak było i się samo
"naprawiło", więc może i teraz tak będzie. No i przez to nie mogę na razie
dać zdjęć "urobku".
Przeglądam albumy o sztuce, kontempluję obrazy Pissarra, które zawsze
budzą mój zachwyt. Dla mnie był wielce interesującym człowiekiem.
Doskonale rozumiem jego radość tworzenia, którą wyraził w jednym ze
swych listów:
"Praca jest wspaniałym regulatorem zdrowia psychicznego i fizycznego. 
Zapominam o wszelkich smutkach, bólach i zgorzknieniach, nie zdaję sobie 
z nich sprawy, kiedy jestem pochłonięty radością pracy".
Co prawda nie tworzę nic wielkiego, ale doskonale się z tym zgadzam -
gdy projektuję a potem robię te błyskotki zapominam o wszystkim- nawet
o jedzeniu, pandemii, smutku.
Oglądam  świat oczami Pissarra i nieco mi smutno, że tego wszystkiego
już nie ma. A gdy pojadę do Paryża to będzie to zupełnie inny Paryż niż
ten widziany przez Niego. I wcale nie jestem pewna czy wzbudzi mój
zachwyt - zapewne nie.
Pissarro był 10 lat starszy od tworzących w  tym samym okresie Moneta,
Cezanne'a, Renoira, Sisleya.
Gdy przyjrzeć się jego obrazom, można zauważyć, że jego impresjonizm
zmieniał się z biegiem czasu - na początku lat siedemdziesiątych  jego
obrazy charakteryzowały lekkie pociągnięcia pędzla, farba był rzadsza,
nakładana cieńszą warstwą, ale już w 1877 roku obraz "Czerwone dachy"
był malowany inaczej - obraz jest pokryty grubą warstwą farby.
 Cały obraz składa się z niezliczonych ilości maleńkich i oddzielonych
od siebie plamek
 Zawsze uważał, że:
"Szczęśliwi ci, którzy widzą piękno w miejscach zwykłych, tam gdzie inni
niczego nie widzą! Wszystko jest piękne, wystarczy tylko umieć dobrze 
spojrzeć."
I miał w pełni rację -bo dla  większości cóż pięknego może być w zwykłych
domach wiejskich, pokrytych czerwonymi dachami?


A to Pont Royal i Pavillon de Flore - ostatnie dzieło Pissarra namalowane
wiosną 1903 roku. Taki właśnie  widok miał malarz z okna swego pokoju
hotelowego w Paryżu.
Zmarł w listopadzie tego roku, w wieku 73 lat.
A całe swe życie był wierny temu co napisał:
"Malarstwo, sztuka w ogóle, urzekają mnie.To jest istota mojego życia.
Reszta jest dla mnie  niczym!" 

Pissarro odegrał niemałą rolę w scalaniu ruchu impresjonistycznego i
przeobrażeniach całej sztuki drugiej połowy XIX wieku. Pod jego
wpływem tworzył Cezanne, Gauguin, Seurat i van Gogh.