drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 2 kwietnia 2022

Przełęcz Diatłowa

 Był rok 1959 (więcej niż połowy tych co tu  zaglądają jeszcze nawet w planach nie było) gdy  w końcu  stycznia  grupa dziewięciu studentów Uralskiego Uniwersytetu Federalnego rozpoczęła wędrówkę przez Ural by zbadać szczyt Otorten.  Ekipie  przewodził dwudziestotrzyletni  Igor  Diatłow.

Ekipa  wyruszyła i  nie  dawała żadnego znaku życia, więc 20  lutego rozpoczęto poszukiwania zaginionych. W sześć dni później odnaleziono porzucony i uszkodzony namiot  na  zboczu góry. Namiot był rozdarty na pół i pokryty śniegiem. W środku były  tylko rzeczy i buty członków  ekipy.

Śledczy odnotowali, że namiot  był rozcięty od  strony wewnętrznej, niedaleko od niego znaleziono 2 pierwsze ciała, półnagie, pokryte cienką warstewką śniegu.  Ręce tych odnalezionych były  pokaleczone w ten sposób, że śledczy uznali, że zapewne usiłowali  wspiąć  się  na drzewo, które niedaleko zwłok leżało... W pobliżu odnaleziono kolejne  3 ciała, wśród nich ciało Igora  Diatłowa. Z ułożenia jego zwłok wydedukowano, że najprawdopodobniej chciał  wrócić do obozu. Dwa  miesiące później odnaleziono ciała pozostałych członków grupy. Mieli połamane żebra i wgniecione  czaszki. Oczywiście  nikt nie mógł odgadnąć co się stało, podawano kolejne wersje  wydarzeń, łącznie z ingerencją  "Obcych" oraz karą Sił Wyższych, bo góra Ortoten była "miejscem świętym".

W 2021 roku Szwajcarscy naukowcy, specjaliści od lawin i osuwisk wykazali, że zawalenie  się nawet  małej płyty śnieżnej na przełęczy Diatłowa  mogło spowodować zejście  lawiny, a  że śnieg jest  ciężki to takie uszkodzenia  ciała były jak  najbardziej realne. Posługiwali się  dronem przepatrując okolicę i udało im  się uchwycić na zdjęciach  ślady po lawinie.

Oczywiście teoria ta  zaraz została  obalona, bo nigdy nikt  tam lawiny, ani jej śladów  nie widział. Pominę już  milczeniem fakt,  że tamta okolica to nie  wydeptana  droga do Morskiego  Oka, którą  jak rok  długi walą tabuny turystów, więc tam  nawet mało kto  miałby okazję taką lawinę  zobaczyć.

Rok później, czyli w końcu stycznia  tego roku, czyli 63 lata po tamtych  tragicznych wydarzeniach ta sama  ekipa Szwajcarów  skontaktowała się z profesjonalnymi przewodnikami i na  skuterach śnieżnych udali się  wszyscy na przełęcz - tym razem  sama  natura postarała się  by im przybliżyć prawdę - lawina przeszła  zaledwie w odległości 50 metrów od  ekipy badaczy, a   w 20  minut  później  nie było  po niej najmniejszego śladu - ani patrząc z poziomu wzroku  człowieka  ani też patrząc okiem drona, którego  natychmiast użyto.

I dopiero teraz wyjaśniło się, dlaczego dotychczas odrzucano teorię, że owej tragicznej nocy zeszła blisko namiotu lawina, porwała namiot,  z którego udało się śpiącym wyskoczyć, ale jednak  zostali nią stłamszeni, a reszty dokonały  ciemności i bardzo  niska temperatura.

Ściągnęłam z sieci dwa zdjęcia- pierwsze to ekipa 9-osobowa tych co zginęli, drugie- przełęcz Diatłowa.


Miłego weekendu dla Was. 

U mnie pochmurno, +4 i wieje  wiatr, więc odczuwalna temperatura jakoś   mnie nie zachwyca.  Zamiast się  ziębić-  czytam.