drewniana rzezba

drewniana rzezba

piątek, 29 sierpnia 2014

Idę za ciosem, kulinarnym

Jak się robi leczo każdy wie , ale ja je robię to mało kto wie.
Dziś  moje głodne oczy dostrzegły dynię hokkaido, która pięknie się złociła
na moim kuchennym blacie. Nie była duża, za to mocno pomarańczowa.
Umyłam ją, przecięłam na pół, łyżką usunęłam pestki i miękki środek ,
pokroiłam na paski, które potem przy pomocy obieraka do jarzyn pozbawiłam
skórki,** po czym pokroiłam wszystko w grubą kostkę.
W dużym, płaskim rondlu rozpuściłam klarowane masło, na które wrzuciłam
pokrojoną w kostkę dużą cebulę cukrową, a po chwili dodałam pokrojoną
dynię.
Dodatkowo dorzuciłam  obraną i pokrojoną w kostkę marchewkę karotkę.
Teraz wszystko podlałam nieco gorącą wodą , zamieszałam i dodałam:
2 łyżki stołowe słodkiej mielonej papryki, kopiastą łyżeczkę hinduskiej
przyprawy "madras", czyli łagodnego curry oraz z pół łyżeczki granulowanego
czosnku.
Dodałam 4 kiełbaski frankfurterki, pokrojone w niezbyt cienkie plasterki.
Gdy dynia i marchewka osiągnęły pożądaną przeze mnie miękkośc, czyli były
miękkie, ale się nie rozpadały, dodałam 2 łyżki stołowe przecieru pomidorowego,
zamieszałam i poddusiłam wszystko jeszcze ze 3 minuty.
W tak zwanym międzyczasie ugotowałam ryż paraboidalny , do wody dodałam
łyżkę bulionu wegetariańskiego.
Ani ryżu ani dyni nie soliłam.
I tym sposobem znów  szybko zrobiłam obiad.
Surówka była z kiszonej kapusty pekińskiej , kiszonej razem z jabłkiem- pychota.

**
wg. światłych kucharek tej dyni nie trzeba obierac, ale wtedy mój ślubny
zacząłby na talerzu robic wiwisekcję, pozbawiając skórki każdą kostkę dyni.


środa, 27 sierpnia 2014

Coś "na ząb" robione "na oko"

Gdy ostatnim razem  byłam w Austrii i w przeuroczym ogródku   nad
brzegiem jeziora spożywałam z córką obiad, do sąsiedniego stolika kelner
przyniósł coś, co wyglądało  jak kawałki biszkoptu posypane cukrem pudrem.
Znad talerzy unosił  się intensywny zapach wanilii i jabłek z nutką cynamonu.
Jako rasowy łakomczuch zainteresowałam się co to za danie, więc córka
zapowiedziała, że nastepnego wieczoru dostanę takie żarełko, bo jej mąż
świetnie je przygotowuje.
Składniki owego dania to: jajka, mleko, śmietana 30%, wanilia, jabłka, rodzynki,
mąka pszenna, cukier  kryształ i cukier puder.
I rzeczywiście, mój zięc, który jest facetem wielce zdolnym,  zaserwował nam
takie  żarełko.
A przedwczoraj wieczorem dostałam napadu kulinarnego i też je zrobiłam.
Robiłam oczywiście "na oko", ponieważ nie byłam uprzejma zapisac sobie
tego przepisu. Poza tym zrobiłam wersję bezglutenową.
A więc:
do miski wrzuciłam 4 jajka, dodałam tubkę (150g) skondensowanego słodzonego
mleka o smaku waniliowym, rodzynki namoczone w rumie, 150g mączki
migdałowej i jedno jabłko obrane, starte  na tarce z dużymi oczkami.
Wszystko razem krótko zmiksowałam i zawartośc miski wylałam na patelnię
z mocno rozgrzanym klarowanym masłem. Smażyłam jak omlet, czyli stopniowo
unosiłam boki placka, by wpływała pod spód jeszcze nie usmażona mieszanka
jajeczna.Gdy całośc już się ścięła, pokroiłam zawartośc patelni w szerokie paski
i każdy pasek po kolei odwróciłam na drugą stronę, by się  dobrze zarumienił.
Patelnię nakryłam siatkową pokrywką i smażyłam do momentu zarumienia się
spodniej części pasków. Na koniec posypałam niewielką ilością cukru pudru
wymieszanego z cynamonem.
Kolacja była super, jak to określił mój ślubny.
Oczywiście zamiast mąki pszennej dałam mąkę migdałową, ale można też dac
mąkę kokosową. Zamiast mleka i śmietany oraz cukru dałam "gotowca", czyli
mleko skondensowane.
Paski tego omletu kroiłam plastikowym  nożem, żeby nie uszkodzic patelni.
A moja znajoma, jako znacznie mniej leniwa osoba dodała na wierzch bitą śmietanę.
Wg mnie  jest to po prostu tzw. "omlet-grzybek" i można  poeksperymentowac
z jego składnikami.
Coś czuję, że następnym razem dodam do masy jajecznej kakao.


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Teoria względności po polsku......

...........czyli ponudzę trochę.
Na każdym kroku słyszy się i czyta narzekania na obecny rząd - że zle rządzi.
Zupełnie tak, jakby którykolwiek z poprzednich rządził lepiej i budził ciepłe
uczucia wśród narodu.
Od czasu, gdy już pojęłam, że rząd to nie tylko stojące w pewnym porządku
krzesła lub inne przedmioty, a zespół ludzi powołanych przez naród do
sprawowania władzy, minęło niestety już wiele lat.
I żeby było dziwniej, śmieszniej i nieco upiornie - zawsze okazywało się, że
każdy kolejny rząd jest do niczego. Nawet te, które naród sam wybierał, rzekomo
z pełną  świadomością.
W czasach PRL - rząd był zły, bo wybory nie były wolne.
Skończył się komunizm -pierwsze naprawdę wolne wybory i...... w krótkim
czasie okazało się, że  nowy rząd też jest zły.
Zły , bo zamiast dac wszystkim duuużo pieniędzy, uświadomił ludziom, że nic
nie jest darmo, wszystko kosztuje i to niestety sporo.
Śmiał ten rząd urealnic koszty, zarządził jakieś reformy, sprawił, że niektórzy
zaczęli zarabiac a inni  nie. Okropny rząd, trzeba było go zmienic na lepszy.
Dziwi mnie tylko fakt, że nikt jakoś nie wpadł jak dotąd na pomysł, że przecież
do rządu są wybierani sami nasi rodacy i tu właśnie leży pies pogrzebany.
Nasi rodacy, a więc naród funkcjonujący  w ramach teorii względności.
Mamy prawo, które jest prawem względnym - jak dobrze się pokombinuje, bez
trudu można je obejśc. Egzekucja przepisów prawnych też jest względna -
średnio zdolny adwokat bez trudu udowodni, że swastyka jest znakiem miłości
i pokoju, a nie symbolem nazistów.
System penitencjarny też  jest uwikłany w teorię względności - ktoś, kto został
skazany na karę pozbawienia wolności czeka w kolejce na mozliwośc odbycia tej
kary, czasem więcej niż  pół roku, bo więzienia przepełnione.
Teoria względności występuje niemal w każdej dziedzinie naszego polskiego życia.
Doszłam do dośc smutnego wniosku - dopóki nie zmieni się nasza mentalnośc
każdy kolejny rząd będzie złym rządem.
Niedługo będą  wybory samorządowe - biorąc na zdrowy rozum- znacznie ważniejsze
od wyborów parlamentarnych, bo tak naprawdę samorządy mają dużą samodzielnośc.
Może wreszcie zdamy egzamin i wybierzemy do samorządów lokalnych ludzi
mądrych, uczciwych, mających na celu korzystne działania na rzecz swego regionu?
Może choc raz nie będą to wybory spętane teorią względności?
I może wreszcie wybrawszy swoich przedstawicieli zaczniemy z nimi twórczy dialog
a nie ograniczymy się do ich krytykowania i eskalowania  żądań.
I tego wszystkim i sobie życzę.

piątek, 22 sierpnia 2014

Mix

Jestem dziś pół żywa z niewyspania - dzięki sąsiadom. Czuję przemożną chęc
zwymyślania ich, zmieszania z błotem.
W moim bloku na każdym piętrze są tylko dwa mieszkania. Sąsiedzi z vis a vis
ze trzy lata temu zakupili sunię - śliczną "westli", czyli West  highland white
terier. Kupili, bo dziecko (płci męskiej) marzyło o piesku.
Biedna psina siedzi całymi dniami w domu sama - dorośli w pracy, dziecko
w szkole.W przypływie szczerości sąsiadka stwierdziła, że zbyt pochopnie
nabyli  pieska, czemu przytaknęłam. Teraz, w wakacje psinka ma jeszcze
gorzej -sąsiadka z dzieckiem wyjechała, a piesek jest pod opieką pana domu,
czyli siedzi zamknięty w domu kilkanaście godzin na dobę. Wczoraj sąsiad
wyraznie gdzieś zabradziażył i biedna psina szczekała rozpaczliwie od póznego
wieczora aż do 2 w nocy. Cichła biedunia na 5, 10 sekund i od nowa szczekała.
Zastanawiałam się, czy aby nie wezwac policji.
                                                      *****
Na moim osiedlu zrobiono  "plac zabaw" dla dorosłych.
To bardzo udana inicjatywa.
Ustawiono kilka przyrządów do usprawniania fizycznego osób dorosłych.Obok
każdego stoi tablica z instrukcją obsługi danego przyrządu i opisem korzyści
z jego stosowania. Na każdej tablicy jest dopisek, że wszystkie przyrządy są
przeznaczone tylko dla osób dorosłych.
I co z tego - pseudo babcie przyprowadzają tu dzieci, które mają pod opieką i
oburzają się, gdy są przez właściwych użytkowników przeganiane.
A obok, tak z 70 metrów dalej jest naprawdę świetnie urządzony plac zabaw dla
dzieci- wszystko nowe, dobrze utrzymane, ogrodzone.
Wczoraj się nawet nieco przetrenowałam, na wiosełkach.

środa, 20 sierpnia 2014

Jestem leń...

.....nic nie robię cały dzień.
No może nie codziennie nic nie robię, czasem muszę ugotowac jakiś obiad.
Nie mniej staram się by gotowanie zabierało mi jak najmniej czasu.
W chwilach wolnych od zakupów, gotowania, prania i innych równie
mało zabawnych czynności zrobiłam takie rzeczy:
To jest pierwsza i ostatnia zarazem próba zrobienia wisiorków
techniką sutaż. To jednak nie moja bajka.
Ten  haft koralikowy jest wykonany na cienkiej skórce.
Ten zrobiłam  gdy pomyślałam, że muszę czymś ozdobic własną
szyję na wernisażu Joanny.
Ten skończyłam dzisiaj, brakuje do niego jeszcze kolczyków.
Poza tym wczoraj mi odbiło i zrobiłam sobie szydełkiem nową zimową
czapkę. Mąż patrzył na mnie jak na istotę inteligentną inaczej, bo
temperatura na zewnątrz nawet jeszcze nie jesienna, a ja czapkę robię.
A teraz coś kuchennego, czyli szybki obiad.
składniki:
ryż paraboidalny (porcja damska to tyle, ile wam się zmieści suchego
ryżu w garści), dla osobnika płci brzydkiej to raczej 3  takie garstki;
1/2 kg pieczarek brązowych;
1 bakłażan;
1 cebula, może byc cukrowa lub czerwona;
1 szt polędwiczki wieprzowej.
Gotujemy na sypko ryż, gdy gotowy otulamy garnek by ryż nie wystygł.
Pieczarki lekko płuczemy, osączamy papierem kuchennym, kroimy
na ósemki, wrzucamy na roztopione masło klarowane.
Kroimy cebulę, ja w kostkę, dodajemy do pieczarek.
Bakłażan kroimy płuczemy, osuszamy, kroimy w kostkę, dodajemy do
pieczarek.Całośc podlewamy gorącą wodą (z umiarem, to nie zupa), i gdy
już wrze, dodajemy pokrojoną w plastry polędwiczkę. Po 10 minutach
odwracamy plastry polędwicy na drugą stronę.Gdy już jest miękka, czyli
po następnych 10 minutach delikatnie całośc solimy. Solimy niedużo, bo
potrawy z grzybami mają tendencję do przesalania się.
Podajemy z ryżem i dowolną surówką.
U mnie ta ilośc polędwicy jest na dwa dni, na nas dwoje.
Następnego dnia trzeba tylko dogotowac jakiś wypełniacz zamiast ryżu-
ja wprawdzie mogę jeśc to bez żadnego wypełniacza, ale mój osobisty
mąż nie.
Szykowanie, krojenie i gotowanie zajęło mi 40 minut.
Cebulę przed krojeniem opłuczcie w zimnej wodzie, obędzie się bez łez.







poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Skleroza to moje drugie imię

Wczoraj z taką radością dorwałam się do kompa, że zapomniałam jeszcze o
czymś napisac.
Wstyd się przyznac, że właściwie to nie znam niemal wcale Poznania.
Jezdziłam tam przed laty niemal rok w rok, ale zawsze na jeden dzień i
zawsze tylko na Międzynarodowe Targi Poznańskie. Potem ograniczałam
swój pobyt  jedynie do przejazdu przez ten szacowny gród. Teraz z kolei
też tylko przejeżdżam, ale pociagiem, nie samochodem, więc już mnie miasto
i przejazd przez nie, nie denerwuje.
Tym razem w drodze do Berlina, Poznań mnie zaskoczył- wpierw
komunikatem, że pociąg odjedzie z opóznieniem bo jest "nieskomunikowany".
W tłumaczeniu na język polski oznaczało to, że  pociąg oczekuje na inny
pociąg, którego pasażerowie przesiadają się w Poznaniu na  berliński pociąg.
Drugim zaskoczeniem była treśc wiszącego w oszklonej gablocie plakatu.
Ów plakat był treści: "Nowy dworzec w Poznaniu zaprasza do ciekawych,
pachnących toalet". Większośc pasażerów sfotografowała ów plakat, a ja
w tym momencie uświadomiłam sobie, że zapomniałam wziąc aparat.
Poza tym coś mi się pokiciało z ustawieniami w kompie i nie mam polskiej
literki "c" z kreseczką. Może kiedyś dojdę co się stało.Na razie nie wiem.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Nie cieszcie się....

wróciłam i znów będę przynudzała.
Fajnie jest gdy wraca się do  domu, a tu już czeka ugotowany obiad i dobre
krasnoludki zrobiły również zakupy. Kwiatki podlane, bezpańskie koty
nakarmione i wyglądają nawet na przejedzone. Nawet na nas nie spojrzały,
śpiąc na murku.
To są plusy zostawienia w domu ( na czas swej nieobecności) znajomych.
Zdjęc nie ma, bo najzwyczajniej w świecie zapomniałam o aparacie, nie
wzięłam go z domu. Po prostu mam sklerozę.
W Berlinie miałam trochę upałów, trochę deszczu i nawet nieco zmarzłam.
                                                     *****
Jak wiecie Starszy Krasnal idzie do szkoły. Od 4 sierpnia chodzi do świetlicy
szkolnej. To takie przygotowanie do szkoły, w ramach którego następuje
integracja  pierwszaków w ramach rocznika oraz ze starszymi dzieciakami.
Krasnal  jest zachwycony - w pierwszej kolejności dzieciaki miały zajęcia
w dziecięcym miasteczku ruchu drogowego.
Na koniec "wykładów" dzieciaki zdawały egzamin i nasz Krasnal dostał
"prawo jazdy na mercedesa". Oczywiście był to czerwony kabriolet. Krasnal
był  niemiernie dumny pokazując  nam ów dokument- na nim jak byk stało
 napisane, że może jezdzic mercedesem, bo zna przepisy ruchu drogowego.
To nieistotne, że ten mercedes był na pedały, grunt, że  Krasnal zna przepisy.
Równie dumny był ze swego plecaka szkolnego- córka zainwestowała w owo
cudo 200 euro - jest to plecak opracowany przez lekarzy ortopedów. Będzie rósł
wraz z  dzieckiem, niemal wszystko jest tam regulowane, plecy są sztywne,
w środku są przegródki, w tym jedna lekko usztywniona na zeszyty, a do tego jest
dołączony dopinany na suwak miękki plecak na wyposażenie sportowe,
piórnik z pełnym wyposażeniem i śniadaniówka.
Oczywiście plecak jest wyposażony firmowo w odblaski oraz ma miejsca, do
których w razie potrzeby można przymocowac suwakiem dodatkowe płaszczyzny
odblaskowe.
Zeszyty i podręczniki i tak nie będą noszone ( na razie) bo  każdy w szkole ma
swoją szafkę i w niej wszystkie potrzebne w szkole rzeczy.Obuwia się nie zmienia
jeżeli nie wymagają tego warunki atmosferyczne.
No i tu mam pytanie- na jaki gwint ona kupiła ten plecak?
Do szkoły Krasnal ma blisko, ja tam doczłapałam się w 15 minut bez zadyszki.
Budynek jeszcze przedwojenny, z czerwonej cegły, wysokie, widne, duże klasy.
Jest szkolne  boisko a poza tym i podwórko z placem zabaw, czyli jest gdzie
gubic nadmiar energii.
Krasnal będzie  chodził na 8,00, potem będzie  zostawał na świetlicy.Oczywiście
obiady będzie  jadł w szkole.
Jest całe multum różnych ferii- jesienne, zimowe, wiosenne, letnie. Tylko jeszcze
nie załapałam terminów.
                                                  *****
Córka twierdzi, że czwartego sierpnia obaj chłopcy nagle wydorośleli - to był
pierwszy dzień , w którym funkcjonowali oddzielnie - młodszy w przedszkolu,
 starszy w świetlicy szkolnej.
W czasie tego pobytu zauważyłam, że młodszy, gdy zostaje w domu bez starszego,
jest zupełnie innym dzieckiem - wreszcie nie musi obserwowac co  robi starszy.
                                                 *****
Berlin jak zawsze budzi we mnie pozytywne odczucia, chociaż niestety znów
podrożała komunikacja- bilet, za który dotąd płaciłam 2,40 zdrożał o 20  centów.
Tych wszystkich, którym się wydaje, że Niemcy to kraj mlekiem i miodem płynący
jest, donoszę, że rząd ostro tnie co tylko się da. Ostatnio okazało się, że baseny
są nierentowne - nie tylko nie generują zysków, (choc nie są darmowe) ale przynoszą
straty, więc coraz więcej basenów jest zamykanych.
Niemcy odkryli, że wysoki socjal spowodował, że wyhodowali sobie  już trzecie
pokolenie  nałogowych bezrobotnych. Bo po co harowac po 8 godzin dziennie, skoro
całkiem niezle można funkcjonowac na socjalu? Co prawda za te pieniądze nikt nie
pojedzie na Wyspy Kanaryjskie na urlop, ale na czynsz i jedzenie starczy a na czarno
się trochę dorobi i na drobne  radości kilka euro wskoczy. Tyle tylko, że na czarno
też się do pracy nie garną.
                                                  *****
W drodze powrotnej wysłuchałam narzekań pewnej Polki, która od lat siedzi w Berlinie.
Jest oburzona, bo okazało się, że ona musi byc zameldowana w Niemczech, by
dostawac 100% należnego jej socjalu. Jeśli będzie przebywała stale w Polsce dostanie
zaledwie 50% i to ją bardzo oburzało. Nie podjęłam dyskusji, ale już od dawna
nie dziwię się, że moi rodacy nie są ulubieńcami innych narodów Europy.

sobota, 2 sierpnia 2014

Komu w drogę......

.....temu czas. Jestem przerażona upałami, chociaż pociąg klimatyzowany jest.
Odezwę się gdy wrócę, bo nie wiem dokładnie kiedy to będzie.
Miłego dla Was:)))

piątek, 1 sierpnia 2014

Mix

Nareszcie nieco mniejszy upał no i jak na razie nie świeci słońce. Ale  w domu
nadal gorąco. Dobre i to.

Jak pamiętacie, zabawiam się robieniem kiszonek. Miedzy innymi zakisiłam
umyte, obrane i pokrojone w paski buraczki. Same buraczki to nie wywołaly
swym smakiem mego entuzjazmu- nadal w tle mają  smak surowizny i są nieco
twarde. Ale zalewa jest świetna do picia.Wyciągnęła z  buraków nie tylko super
barwę  ale i smak.
Zrezygnowałam z  samodzielnego robienia kefiru, skoro wypróbowałam, że te
gotowe nie szkodzą mi w niczym i poza tym smakują.
Byłam na kontroli u gastroenterologa i test na szczelnośc jelit wykazał znaczną
poprawę ich stanu.

Za kilka dni wyjeżdżamy, a do nas na ten czas przyjadą z Krakowa znajomi.
Bardzo mi to pasuje, bo przynajmniej tym razem kwiatki mi nie padną martwym
bykiem. Oni będą mieli darmowe lokum z pełnymi wygodami a ja podlane na
czas kwiatki. Już przygotowałam dla nich plan Warszawy + przewodnik po
Warszawie oraz "ściągę" gdzie co jest na naszym osiedlu oraz jakimi autobusami
mają się stąd wydostawac, oraz zarezerwowałam im miejsce na parkingu.
W Europie już od wielu  lat istnieje tego typu turystyka - nieznani sobie ludzie
zamieniają się na czas wakacji miejscem zamieszkania i rzecz dotyczy zamiany
pomiędzy mieszkańcami różnych państw.
Przyznam się szczerze, że aż tak odważna, do wymiany z nieznanymi osobami to
ja nie jestem.

Podobno od jutra wracają upały a do tego temperatury będą wyższe niż dotychczas-
zupełnie jakby +32 w cieniu było jeszcze za niska temperaturą.
Mało mnie to cieszy, oj mało.