drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 11 października 2010

65. Jesienne żale

Muszę się pożalić - wczoraj z wielkim trudem wywlokłam się do Łazienek,
porobiłam kilka zdjęć i miałam szczery zamiar dziś  pokazać Wam jak było
pięknie i.....nie wiem co jest grane, ale nowy edytor coś mi strajkuje- ponad
godzinę wgrywało 4 zdjęcia i wcale się nie wgrało, bo po godzinie oczekiwania
zrezygnowałam. Pewnie coś robię zle, ale dopóki się "nie naumiem"  zdjęć nie
będzie.

A pogoda wczoraj u mnie była cudna- cieplutko, słonecznie, bezwietrznie.
W Łazienkach tłumy, wszyscy zadowoleni, ławki stojące w słońcu miały wielkie
powodzenie, schodki nad stawem, pod Pałacem na  Wodzie pełne ludzi. Nie
wiem co się stało z łabędziami, ale nie było ani jednego, w ich miejsce snuły
się po powierzchni stawu mewy. Kaczki  już tak były nażarte, że ledwie pływały.
A wiewiórki, które teraz robią zimowe zapasy co chwile podbiegały do ludzi,
którzy oferowali im orzechy. Łazienkowskie wiewiórki są bardzo oswojone,
wystarczy przykucnąć z wyciągniętą ręką, a za chwile już przybiega mały,
zwinny rudzielec. Sikorki bogatki też krążą wokół karmiących wiewiórki, a co
odważniejsze  biorą okruchy z wyciągniętej w górę dłoni. Ogólnie w  parku
jeszcze bardzo zielono, drzewa dopiero teraz zaczynają pomału zmieniać kolor
liści. I jeszcze jedna nieprzyjemność dla oka- pawie zostały pozbawione swych
pięknych ogonów i wyglądają smutno. Wiem, że zrobiono to celowo, bo
niektórzy spacerowicze łapali  je i wyrywali im pióra. Zboczeńcy, naprawdę.

Oczywiście do "dobrego tonu" należy  by młode pary miały sesję fotograficzną
w Łazienkach, więc co chwilę pośród jesiennie ubranych osób truchtały mocno
wydekoltowane panny młode, potykając się na dość nierównych alejkach,
z troską zadzierając swe długie suknie i prezentując nagie ramiona i mocno
nakrochmalone welony.   Podziwiałam ich determinację , bo było raptem +12
stopni i o ile w kurtce było miło i ciepło, to nie sądzę, by było ciepło w te gołe
ramiona i plecy. Wszyscy spacerowicze przyglądali się tym biedactwom i mieli
lekko rozbawione miny.Jedna z pań dość głośno  wyraziła opinię, że byłoby
całkiem zabawnie, gdyby ktoś nakręcił filmik, jak te młode osóbki  w podwi-
niętych sukniach, wykręcając nogi na nierównościach terenu, przemieszczają
się nerwowym truchtem.
Hitem dnia były zdjęcia robione na brzegu stawu, pośród rosnącej trzciny.
Wyschnięta, żółta trzcina, a wśród niej para młoda.
Przypomniało mi się, że w ubiegłym roku byłam w Łazienkach o tej samej
porze (różnica jednego lub 2 dni), też było słońce, ale było zimno i wiał silny
wiatr  i też młode pary  ustawiały się w kępach trzciny.

A tak poza tym, to musicie mi uwierzyć na słowo - zrobiłam sobie drugi kape-
lusz  szydełkiem ( tamten, jak wiecie powędrował do koleżanki), z rozpędu
popełniłam jeszcze 2 czapki , szalik do kompletu z kapeluszem, a teraz
haftuję obrus, nieduży, pełen różyczek.
I wymyśliłam małe opowiadanko na temat przyszłości. Temat mi się nasunął
gdy poczytałam o czekającej nas rzeczywistości.
Opowiadanko napiszę gdy będę mogła spokojnie usiąść do kompa  i bez bólu
przy nim spędzić jakiś czas.
Na razie bolą mnie mięśnie wzdłuż całego kręgosłupa i najlepiej mi w pozycji
leżącej lub stojącej, a one nie nadają się do pracy na kompie stacjonarnym.

Dobrze,że wczoraj byłam na tym spacerze, dziś już nie ma słońca i jest
dość ponuro.
A ja wszystkim życzę jak najwięcej słońca  tej jesieni.