drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 30 września 2020

Jak na razie......

........ nie jest źle. W gimnazjum Starszego była "Komisja Zdrowia", przeprowadzili  podobno szczegółowe wywiady i równoległa klasa znowu chodzi do szkoły. Oczywiście dzieciaki są w maseczkach, innym  wejściem wchodzą innym wychodzą, na szkolnym boisku i podwórku są porobione "strefy" dla poszczególnych klas. I dzieciaki tego przestrzegają. Dobrze  że mają duże boisko i duże podwórko. Sporo  dzieciaków dojeżdża do szkoły rowerami, ale Starszy część trasy pokonuje autobusem, a ostatnie 900 m własnym transportem czyli hulajnogą.  Po prostu hulajnogę można transportować autobusem.

Zaszczepiłam się dziś p. grypie. Trochę z "czkawką", bo do lekarza to mam 6 przystanków metrem z jedną przesiadką, a metro ma dziś dość oryginalny strajk ostrzegawczy - część składów nie jeździ, więc się wydłużyły przerwy  i tak zamiast 5 minut czekałam  na skład  aż 4 minuty dłużej. Tablice wyświetlające czas przyjazdu zupełnie  oczadziały od tego, dobrze, że chociaż pokazywały dokąd dany skład jedzie.

Raz, gdy wracałam ze swej przychodni to zabłądziłam na tej stacji przesiadkowej (jest trzypoziomowa) i tak spanikowałam, że w końcu doczłapałam się stamtąd do domu per pedes. Byłam wręcz załamana tym faktem , ale córka mnie pocieszyła, że tam po prostu bardzo łatwo się zagubić, bo są kiepskie oznaczenia i  jej się kiedyś, gdy tylko zamieszkali w Berlinie,   też się taka rzecz przytrafiła.

Jestem obrażona na pogodę - w weekend było zimno i padało, a gdy tylko weekend przeszedł do historii pogoda jest jak należy - słońce świeci i jest 19- 20 stopni.

A teraz wypoczywam po trudach zadbania o swe zdrowie i słucham tego co łatwe, lekkie i przyjemne oraz nie wymagające zbytniej uwagi:



wtorek, 29 września 2020

Zastygłam......

........w oczekiwaniu. W niedzielny wieczór dotarł do nas  mail z gimnazjum Starszego, że uczniowie klasy równoległej muszą pozostać od 29 bm  na kwarantannie. Jak na razie Starszy był wczoraj i dziś w szkole, co dalej to jeszcze nie wiem. Córka  stwierdziła, że ze względów bezpieczeństwa Starszy nie  będzie do mnie w tym tygodniu przychodził na obiady w  dni, w których nie je w szkolnej kantynie. W związku z tym, że miał jeść u mnie dziś i jutro przeszłam na "zdalne  dożywianie" - przygotowałam obiady na dwa dni i podrzuciłam im do domu gdy nikogo w nim nie było.

A Młody  ( nie mogę mówić na niego "młodszy" bo to go obraża) zrobił "prototyp" polskiego samochodu elektrycznego, oto on:


No a że  nie jeździ- nie szkodzi. Przecież wszystko to co w Polsce  ma latać, pływać lub jeździć i być wyprodukowane  w ramach projektu obecnego rządu też nie działa, a wszyscy są zachwyceni. Więc i ja się zachwyciłam prototypem zrobionym przez 9-latka z opakowania po jajkach i rolek , na których były ręczniki  kuchenne. To "coś białego" w tylnym kole to.....guma do żucia, jeszcze nie używana. W przednim też była, ale gdzieś zniknęła, zapewne w buzi Młodego.

Doszliśmy do wniosku, że przez tę zarazę to nawet nie można zaplanować zbliżających się ferii "wykopkowych", bo chociaż wg wielu osób żadnej infekcji nie ma to jakimś dziwnym trafem znów jest  więcej zachorowań.  A może ludzie tylko symulują wysoką gorączkę i trudności w oddychaniu? Albo marzeniem ich życia jest znalezienie się pod respiratorem więc symulują???

Jadę się jutro zaszczepić p. grypie - bo osobiście szczepię się  p. grypie od 1990r.- zawsze tylko szczepionką Vaxigrip.

Miłego tygodnia Wszystkim;)

niedziela, 27 września 2020

Arash Safaian

Chcę Wam dziś przedstawić niezwykłego człowieka :  to niemiecko - irański kompozytor, urodzony w 1981 roku w Teheranie Arash Safaian, jest synem irańskiego malarza i  rzeźbiarza Ali Akbar Safaiana.

Od najmłodszych lat uczył się muzyki, poza tym ogromnie dużo rysował i malował, co w 17 roku  jego życia zaowocowało nagrodą Bawarskiego Biennale Sztuki Młodzieży. Po ukończeniu szkoły studiował malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Norymberdze, a po jej ukończeniu rozpoczął studia kompozytorskie na Uniwersytecie Muzyki i Teatrologii w Monachium. W 2010 roku założył Zespół Muzyki Współczesnej i Sztuk Wizualnych.

Komponuje  muzykę do filmów, do różnych przedstawień, skomponował również mini operę. Zastanawiał się  jaką muzykę komponowali by tak wielcy muzycy jak Bach czy też  Beethoven, gdyby  żyli dziś. I w ramach tych rozmyślań powstały kompozycje, które Wam dziś przedstawiam:




I jak się Wam te kompozycje Arasha  Safaiana podobają? Moi  wnukowie mają już zakupione na Amazonie płyty z jego kompozycjami i b. chętnie tej muzyki słuchają. Dziś i ja  chętnie jej posłuchałam.



 

sobota, 26 września 2020

Weekend.........

........z gatunku "siedź na tyłku w domu".10 stopni ciepła, co jakiś czas pada, ale nie leje. No to już wiadomo, że  pływania  motorówką nie będzie. Mój plan zastępczy  na dziś to sprzątanie a potem szydełkowanie - doszłam do wniosku, że w tym roku muszę zmienić kolor czapek, czyli zrobić jedną nową, w odkrywczym kolorze bardzo ciemnego turkusu. Mam nawet taką włóczkę. A sprzątanie i szydełkowanie - jak zwykle przy muzyce.

Na początek coś dla...Iwony Zmyślonej www.iwonazmyslona.blogspot.com. Iwona lubi walce- słuchać oraz oglądać, a więc proszę:



Sprzątać będę słuchając muzyki hiszpańskiej:


 A wieczorem posłucham Paganiniego:


oraz Hausera w duecie z Petri Ceku 


Miłego Weekendu życzę- WSZYSTKIM!

piątek, 25 września 2020

Pada..........

........tak spokojnie, zwyczajnie, a na termometrze już tylko 15 stopni.

I zapewne nasze plany "motorówkowe" spełzną na niczym. A ja specjalnie na tę okazję zrobiłam sobie muszelkowy naszyjnik. Muszelki przeleżały się u mnie kilka lat,  bo ciągle nie miałam pomysłu na ich "zagospodarowanie". W końcu pomyślałam, że jak nie teraz to pewnie już nigdy go nie zrobię i wymodziłam taki oto  naszyjnik:


No ale widać, że w sobotę i niedzielę  raczej nie będzie lepiej pogodowo. Wyraźnie jesień już dopomina się o gościnę u nas - taki mam dziś widok z balkonu:



Ogólnie jeszcze dość zielono, ale coraz bardziej wyblakła ta zieleń a niektóre liście już bardzo złociste się robią. Dęby czerwone, które rosną mi tuż obok domu, zaścielają wciąż chodnik żołędziami. Większość z nich spadła jeszcze w stanie zielonym, bo broniąc się przed  skutkami suszy dęby zrzucały żołędzie nim te dojrzały, a platany już w czerwcu zrzucały liście. I to całkiem zielone.

A w następną sobotę, 3 października mamy święto - Dzień Zjednoczenia Niemiec, czyli "po ichniemu"  Tag der Deutschen Einhait.  To już 30 lat odkąd Niemcy są znów jednym krajem.  I jak każda rocznica ta też prowokuje polityków i dziennikarzy do analiz.  Oceniono, że proces "nadganiania" w sferze gospodarczej i socjalnej postępuje wolno. Średnia wynagrodzeń na terenach byłego NRD odpowiada 85% średniej wynagrodzeń w krajach związkowych. Przyczyną jest mniejsza gęstość zaludnienia tych terenów, mniejsze znaczenie aglomeracji miejskich, przewaga terenów wiejskich.

Według przeprowadzonych ankiet wśród  mieszkańców tamtych terenów 78% badanych popiera ustrój demokratyczny, w krajach związkowych 91 % ankietowanych uważa taki ustrój za najlepszy. Co ciekawe tylko 64% mieszkańców tych terenów czuje się Niemcami, w części związkowej jest to 80%. Nie mniej 9 na 10 osób uważa zjednoczenie Niemiec za udane. Wiele osób z terenu byłego NRD nadal się czuje obywatelami II kategorii, 62 % mieszkańców tamtych terenów uważa za niesprawiedliwy fakt, że płace u nich są niższe, w krajach związkowych zgadza się z tą oceną tylko 32%.

Zadowolenie z jakości życia wyraża 83% mieszkańców terenów byłego NRD, w  krajach związkowych zadowolonych z życia jest 91% obywateli.

I choć może nie jest tam całkiem "różowo" to 61% ankietowanych na terenie byłego NRD ocenia, że po  Zjednoczeniu Niemiec  żyje im się znacznie lepiej.

Po Zjednoczeniu byłam tylko w jednym mieście byłego NRD- we Frankfurcie nad  Odrą. Autobusem miejskim można stamtąd przejechać do Słubic - nie da się ukryć, że Słubice funkcjonuję głównie dzięki temu, że graniczą przez Odrę z Niemcami, którzy są tu codziennymi gośćmi. Zakłady fryzjerskie, kosmetyczne, stomatolodzy, sklepy - to wszystko żyje z tego, że Niemcy korzystają z tych usług. Zadowolenie jest obustronne-jedni są zadowoleni, że mogą obniżyć swe koszty, a inni- że zarabiają pieniądze na życie. Więc niech tak zostanie na zawsze - granica wspólnej Europy, którą można bez żadnych przeszkód przekraczać ilekroć się ma na to ochotę.

Zdjęcie zrobione w grudniu 2019r z mostu na Odrze, pomiędzy Polską a Niemcami.




poniedziałek, 21 września 2020

Wreszcie.......

 ......skończyłam "patchworkową " serwetkę. Szło mi wolno, niczym krew z nosa u osoby z podwyższoną krzepliwością krwi. I nawet już ją odprasowałam i leży grzecznie na stole w dziennym pokoju. Już się nawet nie przyznam ile dni się  zbierałam by ją odprasować po zrobieniu, bo normalnie - aż wstyd. Ale jest i tak się prezentuje:


Powstała z 9 kwadratów, łączonych kolejno w trakcie ostatniego okrążenia. Wzór łatwy do zapamiętania i nie wiem, czemu mi to tak ślamazarnie szło. Jak mawiała moja przyjaciółka : "to idzie starość, starość i śpiewa".

Starszy jadł dziś u mnie lunch - obejmuje mnie na powitanie "covidowo" - przytula się ciasno z głową odwróconą w drugą  stronę i nic nie mówi. Jakoś mu te poniedziałkowe lunche u mnie pasują. Na następny poniedziałek mam mu zrobić jakieś  racuszki. Więc zrobię, ale bezglutenowe , żebym się również na nie załapała. Dziecko bardzo urosło ostatnio i tylko patrzeć jak będzie  wyższy ode mnie. Nawiasem mówiąc to nie sztuka, bo ja niska  jestem. Ma 11 i pół roku, chude to niemiłosiernie, ale silne i bardzo rozgarnięte. No i ma "skazę" rodzinną - szalenie dużo czyta. Głos już mu się zmienia. Nie  chodzi już w tym roku na chór - właśnie "odkryto", że podczas głośnego śpiewania i mówienia drobniutkie kropelki opuszczają naszą jamę ustną i zakażają otoczenie, jeżeli na coś  łaskawie chorujemy. No normalnie wręcz epokowe odkrycie, na  miarę odkrycia Ameryki przez Kolumba. Ciekawe tylko skąd ja o tym wiem od dziecka. No i w związku z tym odkryciem na razie chór nie  funkcjonuje. Wyczytałam dziś , że we Francji i Holandii niepokojąco wzrosła ilość zachorowań na covid.  Szalenie jakoś polubił ludzi ten wirus.

Pogoda jak na razie jest w porządku - ciepło, słońce, ale na weekend długoterminowa prognoza przewiduje opady. Szkoda, bo chcieliśmy jeszcze sobie popływać motorówką po jeziorze w okolicy Berlina.  To nawet lepsze niż rejs po Szprewie, bo można samemu łódką sterować. Ale jak  będzie naprawdę nie wiadomo - te długoterminowe prognozy nie zawsze się sprawdzają. Oby to była pomyłka.

Dziś odkryłam, że w Zionskirche (Kościół  Syjonu) są organizowane wielce kameralne koncerty fortepianowe przy świecach. Poza tym w jego pobliżu odbywają się targi ekologicznej żywności - muszę "wpuścić"  sprawę córce, bo chętnie bym na taki koncert poszła.

A tak poza tym u mnie jak na działkach - nic się  nie dzieje.




niedziela, 20 września 2020

Wiem, że......

........niektórzy dostają mdłości gdy się zachwycam Berlinem i piszę o moim życiu  w tym mieście w samych superlatywach. Ale tak się składa, że tak mniej więcej od końca 2009 roku postanowiłam zmienić nieco swój sposób patrzenia na to co mnie otacza jak i na to co mnie spotyka posługując się "syndromem Pollyanny", czyli w najgorszym koszmarze wyszukując jakiś pozytyw. To nie  jest łatwe, uwierzcie mi, bo życie samo w sobie wcale nie jest lekkie, łatwe i przyjemne niczym muzyka rozrywkowa. Berlin poznałam kilka lat wcześniej nim tu zamieszkałam. Oczywiście poznałam go tylko okiem turysty, co  ma niewiele wspólnego z życiem tu stale. Przyjeżdżaliśmy gdy córka i jej mąż mieli akurat urlop, więc  sporo nas wtedy po Berlinie oprowadzali. Byliśmy i zimą i latem, gdy cały Berlin tonął w zapachu kwitnących lip, których tu jest mnóstwo. Bardzo się nam to miasto spodobało, więc gdy córka zaproponowała, żebyśmy może jednak  skorzystali z tego, że możemy, zgodnie z prawem unijnym, zamieszkać bez problemu w każdym z  krajów UE, po 15 minutowym namyśle podjęliśmy tę decyzję. Wiem, wariactwo absolutne, bo oboje już starzy, na dodatek bez  języka niemieckiego, ale pomimo tego przyjechaliśmy. Jestem tu legalnie, nie na wariackich papierach, mam legalne ubezpieczenie zaakceptowane przez polski NFZ, jestem zameldowana, wynajmuję legalnie mieszkanie. 

Mieszkam w starej dzielnicy, która powstawała w samym początku dwudziestego stulecia, a po zakończeniu II wojny światowej wyszła spod nalotów w niewielkim stopniu zrujnowana a w czasie podziału Niemiec była w strefie okupowanej przez państwa zachodnie, a nie ZSRR. I zapewne dlatego tylko te budynki nadal służą ludziom, są zadbane, odrestaurowane, zrewitalizowane, bo zawsze miały właściciela,  nie były państwowe, czyli, w pojęciu ogółu - niczyje. A według przepisów właściciel miał obowiązek dbania i o wygląd zewnętrzny budynku i o wygodę osób które albo wynajęły albo wykupiły w nim mieszkanie. I tak jest do dziś. I nie ma znaczenia kto jest właścicielem budynku- osoba prywatna, spółka czy spółdzielnia.  Doskonale wiem, że są w Berlinie stare, bardzo zaniedbane domy, zwłaszcza w dawnej części Wschodniego Berlina. Ale ja tam nie mieszkam, ja tam nawet nie bywam, bo po prostu nie mam po co. Zaczynam prowadzić żywot niczym stara  paryżanka - jeśli nie masz po co - nie wyściubiaj nosa poza swoją dzielnicę. Moja dzielnica jest wystarczająco duża bym musiała się po niej poruszać metrem lub autobusem chcąc się przemieścić z jej jednego końca na drugi. Lekarza mam w tej samej dzielnicy, ale do niego mam sześć przystanków metrem.

Wiem też, że niektórych gorszy sam fakt przeprowadzenia się do Niemiec, bo nadal hodują w swych sercach nienawiść, zamiast zastanowić się dlaczego ktoś opętany znalazł poklask. Cała  moja rodzina  na  mnie pluje z tej okazji, ale nie wiedzą, że ja już dawno skreśliłam ich z listy osób lubianych i szanowanych. Nie umiem hodować w sercu nienawiści, staram się zrozumieć działanie innych, choć to czasem jest bardzo, bardzo trudna sprawa.

Oczywiście są rzeczy, które mniej mi się podobają w Berlinie - do białej  gorączki doprowadzał mnie brak miejsc parkingowych - zauważcie ten czas przeszły- teraz już pozbyłam się samochodu i mam problem z głowy. Primo - utrzymanie samochodu kosztuje, a ja żyję w kraju strefy Euro a dochód, czyli emeryturę mam w złotówkach- sprawdźcie kurs bankowy , a zrozumiecie. Gdy do tego doda się brak miejsc parkingowych i cholernie drogie parkingi, których i tak zawsze brakuje to okazuje się, że w skali roku taniej jest pojechać gdzieś wynajętym samochodem. Brak mi niedużych sklepów - nieco wpienia mnie fakt, że po gumę do majtek,  nici itp. pasmanteryjne drobiazgi muszę jechać 3 przystanki metrem, potem przemierzyć kilometry w Galerii Handlowej by na końcu naszukać się w samoobsługowym stoisku owej gumy- bo wszystko jest bardzo starannie popakowane w pudełeczka z maleńkimi okienkami. No ładnie to wygląda, ale ja jestem starej daty i trochę mnie to wnerwia. Tak ogólnie to musiałam zmienić warszawskie przyzwyczajenia i teraz  zapisuję co mam kupić z "rzeczy  niejadalnych" i gdy się tego dobra trochę zbierze robię "wyprawę po złote runo". Ale i tak mam szczęście, bo do "spożywczaka" mam tylko 350 metrów do przejścia. Kolejne  sklepy spożywcze mam w odległości 1 kilometra i ponad kilometra.

Cieszę się, że nie mam żadnego zwierzaka - ceny usług weterynaryjnych są zabójcze. Niedaleko od  domu mam przychodnię weterynaryjną - aż jestem niezdrowo ciekawa z czego oni żyją, bo tam zawsze pusto, a przychodnia "jak byk" wielka. Poza tym to nie mam nigdzie blisko terenu wybiegowego dla psa - najbliższe to ponad kilometr od domu. Co prawda odpadłby koszt obcinania pazurów u weta bo psina chodziłaby dużo po chodniku, więc  miałaby starte pazury.

To co mnie najbardziej w Berlinie denerwuje to ....Sylwester i to całonocne strzelanie, no ale to jest tylko raz w roku - da się w sumie przeżyć.

Ale po 2 latach mieszkania tutaj jedno wiem na pewno - kocham to miasto, lubię tu być, lubię chodzić starymi chodnikami pamiętającymi jeszcze przedwojenne czasy, lubię ten  miły zwyczaj pozdrawiania się przez osoby nie znające się wzajemnie, lubię tę wymianę uśmiechów gdy złapiesz z kimś na ulicy lub w metrze kontakt wzrokowy. Wcale nie tęsknię ani za Warszawą ani za Polską i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.

A dziś obejrzałam i zachwyciłam się taką "kuracją odchudzającą" - kroki proste, ale spróbujcie tyle czasu trzymać  ręce w górze i jeszcze utrzymać rytm kastanietów:



I tak sobie smętnie pomyślałam, ze zaraz by się w kraju nad Wisłą ktoś doczepił do faktu, że facet ma chustkę zawiązaną na głowie- chustka, damski atrybut więc co z tym facetem????

I jak zawsze- oglądajcie na YT. Miłego nowego tygodnia Wszystkim!




piątek, 18 września 2020

Piątek, znowu

 Podobno dziś od świtu  w całej Unii Europejskiej będzie prowadzona akcja kaskadowego pomiaru szybkości z jaką jeżdżą użytkownicy dróg. Na  określonym, a znanym tylko policji odcinku drogi, będzie po kilka z rzędu patroli mierzących prędkość. I podobno będą bardzo wysokie mandaty za przekraczanie dozwolonej prędkości. No cóż, zapewne się policja europejska nieźle dziś obłowi. 

No a skoro piątek to coś do obejrzenia i posłuchania  na weekend.  Mam zamiar obejrzeć i posłuchać niejakiego pana Verdiego:




 

Nie każdy lubi operę , ale wiele  z nas chętnie pojechałoby w jakieś egzotyczne miejsce, np. śladami malarza , a więc Paul Gauguin i jego malarstwo:


A może wolicie Paryż i jego wielce rozrywkowe miejsca?


A na dodatek mam jeszcze blues:


Miłego, pogodnego weekendu Wam życzę.

I nie dajcie się złapać na którejś z dróg, Polska  jeszcze wciąż jest w UE, więc i u Was mogą być te kontrole kaskadowe.  

P.S. 

Oglądajcie i słuchajcie na YT.



środa, 16 września 2020

Coś mi.......

 ....................zżera moje pelargonie. I to coś żarłocznego. Wpierw zwróciły moją uwagę odbarwione liście. Zupełnie jakby miały anemię:



A dziś oderwałam takie oto liście:



W poniedziałek z kolei z wielkim zdziwieniem zobaczyłam na podłodze loggii wielce okazałą, tłuściutką, grubiutką, białą gąsienicę, która jak amen w pacierzu  miała minimum trzy centymetry długości i średnicę z pół centymetra. Wysłałam ją w drogę do Sprewy poprzez system kanalizacji. I zastanawiam się do jakiego motyla należała. I mam paskudne podejrzenie, że chciała się za wszelką cenę dostać  do mieszkania, bo dostrzegłam, ją już na progu drzwi balkonowych. Próg jest raczej symboliczny i sforsowanie go z całą pewnością nie stanowiłoby dla niej trudności. Ale jeszcze nigdy nie widziałam  by siadał na pelargoniach jakiś motyl.  Kilka razy widziałam coś bzyczącego, raz coś jakby przerośniętą osę, ale motyla- nigdy.To może była gąsienica jakiejś ćmy lub nocnego motyla?  Zupełnie się niestety nie znam na "insektach". A może ktoś z Was już miał taki przypadek z pelargoniami? 

U mnie jakaś końcówka lata - wczoraj było +30 w cieniu, dziś już tylko +28, a na jutro pogodynka mi pokazuje już tylko 18 stopni. No i dobrze, bo muszę się jutro  nieco dalej przejść. Wczoraj po zrobieniu 4 km myślałam, że zejdę ze zmęczenia. No i znów musiałam coś złapać w komórkę:


Niby jeszcze zielono, ale rankiem już pełno jest opadłych, żółtych liści. Jesień stoi już  u drzwi- na moich podwórkowych brzozach już coraz więcej złocistych liści.

Wczoraj wyczytałam, że nocą z 24 na 25 października zmieniamy czas na zimowy.

A na zakończenie trochę klasyki na jesień -taki nieco misz-masz.

Oczywiście przełączcie  odsłuchiwanie na You Tube.




wtorek, 15 września 2020

I znów muzyka......

 ......rozrywkowa  zresztą.

Dziś- kojący głos Elli Fitzgerald solo


i w duecie z Louisem:


Wczoraj dopiero uzmysłowiłam sobie jak bardzo dawno tego wszystkiego nie słuchałam.Mam cichą nadzieją, że się Wam też to spodoba.

A wiecie, że Ella jeden jedyny raz koncertowała w Polsce? To było strasznie, strasznie dawno, w 1965 roku. Koncert był w Warszawie, w Sali Kongresowej.

poniedziałek, 14 września 2020

Poniedziałek z........

 ........muzyką  mojej młodości, czyli z orkiestrą Billy Vaughn'a. 

Był amerykańskim piosenkarzem i multi instrumentalistą, prowadził  zespół The Hilltroppers. Ur. się w 1919 r, zmarł w 1991r.


Mam zapewnione 4 godziny muzyki, z którą łączą  mnie różne wspomnienia.

niedziela, 13 września 2020

Lekkie rozczarowanie

Dziś rozpoczął się w Berlinie Festiwal Światła. Ale "zaraza" i to  zepsuła. Jedyne co dobre- że zaczął się teraz a nie z końcem pażdziernika. Dziś pogoda była cały dzień "wzorcowa", pięknie świeciło słońce, temperatura letnia, 26 stopni. Wieczorem też było całkiem kulturalnie, choć trochę zaczęło wiać. W ubiegłym  roku byłam oczarowana tą imprezą,  w tym - nieco rozczarowana.

W ub. roku każdy z oświetlanych obiektów miał kilka  razy zmieniane wyświetlane obrazy - teraz był tylko jeden obraz rzucony na dany obiekt a i samych obiektów było bardzo mało. Pomyślałyśmy z córką, że to zapewne z przyczyn covidowych, by oglądający zbyt długo nie stali w jednym miejscu. Bo w ub. roku, gdy na każdym obiekcie zmieniały się obrazy wszyscy stali i czekali aż wyświetla się wszystkie obrazy, co czasem  zabierało i pół godziny. Poza tym zamknęli jedną z ulic ale nie zmieniono funkcjonowania świateł na skrzyżowaniu i był potężny korek. Ponadto kilka ulic jest tam w remoncie, więc są zwężenia i jechało się z obłędną  prędkością 5 km/godz. Nic tylko się zabić.

A tak wyglądały wieczorem ulice Berlina  w okolicy Katedry:



W ub. roku te dwa obiekty były pięknie ozdobione, teraz są tylko jak zwykle oświetlone, zaimprowizowano  coś w rodzaju kawiarenek i ludzie siedzieli i pili kawę.

Rok temu te budynki poniżej też były oświetlone, tyle tylko, że wtedy stałam koło nich przynajmniej pół godziny, bo zmieniały się obrazy na nich wyświetlane. Dziś zabawiłam tam może 7 minut.




A katedra Berlińska prezentowała się tak:



I to cały "wieczorny połów". Bramę Brandenburską zdecydowanie pominęliśmy oglądając ją tylko z samochodu. Ludzi było zdecydowanie mniej niż w ub. roku, ale chyba do końca nie było wiadomo czy na pewno ten festiwal będzie.

Przy okazji tego festiwalu trwa dyskusja nt.  Bożonarodzeniowych  jarmarków. Trzy to pewnie  będą, ale organizatorzy muszą wyznaczyć ogrodzony teren, ilość osób przebywających jednocześnie na terenie  musi być ograniczona, a więc już wiadomo, że z jednej strony będzie  wejście i będzie trzeba liczyć ilość wchodzących, z drugiej wyjście i też trzeba będzie liczyć tych co wychodzą, żeby było wiadomo ile osób można wpuścić. Jedno jest pewne - ja w tym roku na żaden jarmark Bożonarodzeniowy nie pójdę- moi też nie. Grzańca możemy sobie zrobić spokojnie w domu.

Na razie zastanawiamy się z córką, czy aby na pewno chcemy pójść do filharmonii i słuchać koncertu siedząc w maseczkach. No chyba jednak ja sobie tę frajdę odpuszczę.

No to chyba  pójdę zaraz spać- trochę się nałaziłam bo samochód stał dość daleko.





piątek, 11 września 2020

Muzyka na weekend

Wreszcie internet u mnie pozbył się czkawki i mogłam coś wybrać na You Tube. 

Tym razem posłuchamy pięknych głosów. Znalazłam dwa świeżutkie nagrania z Opery Berlińskiej:



 

oraz  koncert 2 Cellos z amfiteatru w Puli, koncert w deszczu, ale wszyscy wytrwali




 

I jak zwykle słuchajcie i oglądajcie na You Tube


"Ale się rypło........

 .....że polecę cytatem.

Wczoraj był w całych Niemczech ogólnokrajowy Dzień Ostrzeżenia - WARTANG.  

Był, ale tylko teoretycznie. Wg planu miały o godz. 11,00 wszędzie zawyć syreny ostrzegawcze. Tyle tylko, że w wielu miastach nie ma czegoś takiego jak syreny ostrzegawcze, które zostały już dawno zlikwidowane. A tam, gdzie ich nie ma użytkownicy smartfonów mieli otrzymać na swe smartfony powiadomienie o niebezpieczeństwie. Ale syreny nie zawyły a cyfrowy system ostrzegania zablokował się na  amen.

To było całkowite  fiasko i teraz trzeba wyciągnąć z niego wnioski na przyszłość, jak podano w dzisiejszych komunikatach. No to niech wyciągają je na przyszłość. Nie  mam nic przeciwko temu.

Nie mogę tylko pojąć jak można coś takiego szykować nie mając pojęcia o tym, że te syreny już dawno są zlikwidowane. A poza tym wiele firm nadal pracuje zdalnie  i sieć komputerowa wyraźnie jest przeciążona. 

Ale przynajmniej pogoda jest  jak należy- całkiem ciepło i słonecznie. Jeszcze nigdy Wam nie pokazywałam chodników na niektórych ulicach  w mojej dzielnicy. Wiele  z nich pamięta jeszcze czasy sprzed II wojny światowej i tak wyglądają:

Są z płyt  granitowych, obok jest ścieżka rowerowa  ułożona z kostki Te płyty są diablo śliskie wtedy gdy kwitną rosnące wzdłuż ulicy lipy i kapie na nie sok z kwiatów lipy. Wystarczy wtedy trochę deszczu i jest się na ślizgawce.

Oczywiście jak zawsze chodzę z głową zwróconą w strone domów- kiedyś się pewnie wywalę:

Bardzo mi się podoba tamten balkon, a może loggia na górze.

Te balkony też niezłe, mają jakąś taką ozdobną ramką dookoła, ale jeszcze nie odgadłam po co.

Oczywiście obejrzyjcie  zdjęcia po kliknięciu w nie. Dziś nie dołączę nic z muzyki bo system jakoś nie może dojść do siebie po wczorajszym wysiłku - Mam wrażenie jakby miał po prostu czkawkę - może ze  śmiechu?



sobota, 5 września 2020

Carmina Burana

W 1803 roku, w Bawarii w jednym z opactw w miejscowości Benediktbeuern
znaleziono trzynastowieczny zbiór pieśni, który został przekazany do biblioteki
w Monachium.
W tejże bibliotece trafił na nie Carl Orff, kompozytor, pedagog i dyrygent,
twórca własnej metody wychowania muzycznego, której głównym elementem
był śpiew i gra na prostych instrumentach perkusyjnych, takich jak: bębenki,
tamburyny, kołatki, grzechotki, trójkąty, dzwonki melodyczne.
Najważniejsza zdaniem Orffa  jest tu improwizacja i rozwijanie ekspresji bowiem
głównym elementem muzykowania jest rytm.
Zbiór trzynastowiecznych pieśni skłonił Orffa do skomponowania wielkiego
utworu wokalno- instrumentalnego. Jest to kantata sceniczna na głosy solowe,
chór i orkiestrę i jest stylizacją muzyki średniowiecza.
Prawykonanie odbyło się w 1937 roku w Operze Frankfurckiej i nawet zyskało
poklask Hitlera, choć sam Orff był lewicowcem i pisał muzykę do utworów
Bertolta Brechta.
Jest też autorem maksymy:
"Bądź uroczy dla swych wrogów -nic ich bardziej nie rozzłości".

Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

piątek, 4 września 2020

Znowu.......

........piątek.Naprawdę nie wiem jak to się dzieje - znowu jest piątek i nie wiem
gdzie się podziały pozostałe dni tygodnia.
Ale wiem, że na pewno był wtorek  w minionym tygodniu, bo pół dnia  mi
zeszło w przychodni lekarskiej, w której mieli mi nieco krwi utoczyć, bo jak
stwierdził pan doktor, ostatnie badania robiłam w listopadzie ub. roku, więc już
powinnam zrobić  następne. Nic nie pomogło, że tłumaczyłam, że nic mi nie
dolega oprócz tego co zawsze , czyli Hashimoto, no ale się człowiek uparł.
Siedziałam w tej poczekalni,  siedziałam (wszyscy zamaskowani) a za drzwiami
na schodach (przychodnia jest na I piętrze) stali ci co to dopiero marzyli by się
zapisać do lekarza. Wyglądało to nawet  zabawnie , zamaskowani ludzie stojący
co trzeci schodek, od parteru do drzwi na I piętrze..
Na szczęście wynik mi prześlą  pocztą do domu. Teoretycznie nie mam daleko,
6 przystanków metrem, ale ze zmianą linii.
W poczekalni panowała grobowa cisza, bo wszyscy się z uwagą i z dezaprobatą
przysłuchiwali jak się awanturował jeden z lekarzy- Czeczen. Nie mógł ścierpieć
faktu, że jego pacjent ma stać tak samo w kolejce jak inni i wpychał człowieka
do  gabinetu zabiegowego bez kolejki.
To już nie pierwszy raz  taka "afera" i z tego co wiem, to nasi polscy lekarze chcą
zmienić lokal, zabrać swoje "szmatki , lalki" i przeprowadzić się zabierając tylko
swój sprzęt i  swoich stałych pacjentów.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie to w drugim końcu Berlina, kilkanaście
przystanków ode mnie.
Uplotłam dla swej córki taką zwyczajną, mało kolorową, bransoletką na co dzień:
To z tych koralików wybranych przez Nią w sobotę.
No a jak dziś piątek to na początek druga moja ulubiona para argentyńska,
Ariadna Naveira i Fernando Sanchez.
Ariadna obie swe ciąże przetańczyła, udowodniając, że ciąża i macierzyństwo
w niczym kobiecie  tańczącej nie przeszkadzają.
A do pracy można przychodzić wraz z dzieckiem, zwłaszcza gdy się tańczy
z własnym mężem:

A tak tańczyli gdy młody lokator jeszcze gościł w brzuchu mamy:



Zastanawiałam się co Wam dziś podrzucić do posłuchania i wybrałam:

I może to?

A czasem zaglądają tu miłośnicy opery, więc dla  Nich:

No ale bez Mozarta się nie obędzie;)

Napiszcie choć jednym zdaniem jakiej muzyki słuchacie najchętniej, jestem ciekawa.
U mnie od rana do wieczora rozbrzmiewa muzyka - słucham z równym zachwytem
wszystkich klasyków muzyki poważnej jak i"lżejsze" gatunki- jedyne czego nie trawię
to disco polo,  haevy  metal i rap.
Miłego weekendu Wszystkim życzę!



środa, 2 września 2020

Mix

Ogrodniczka  to ze mnie raczej marna. To jest moja eksperymentalna skrzynka.
Jakimś cudem wysiała mi się do pelargonii.....pietruszka i jak widać wyrosła.
A z tyłu, za pelargonią wyrosła "lwia paszcza". O ile do wysiania pietruszki
mogę się przyznać, to skąd tam się wzięła lwia paszcza-  naprawdę nie wiem.
Wcześniej, też jako dziki lokator wyrósł jeden goździk, gdy przekwitł to go
skasowałam i zauważyłam, że rośnie w tym miejscu jakieś następne zielsko.
Nie wyrwałam, pozwoliłam wyrosnąć i całkiem ładny kwiatek mi wyrósł.
Wiosną ubiegłego roku posadziłam w skrzynce na kuchennym oknie  hederę -
tkwiła tam i tkwiła i  nie rosła. Tej wiosny przesadziłam ją do skrzynki na
balkonie i  nawet wypuściła nowe liście.




Tydzień wcześniej zakupiłam  (z rozpędu) lawendę. Mam nadzieję, że
spokojnie przezimuje.
 Poza tym "odkryłam" wielce niebezpieczny dla mnie sklep - centrum
zaopatrzenia dla wszelakich hobbystów rękodzieła. Właściwie tylko dzięki
covidowi nie utknęłam tam na cały dzień i nie straciłam majątku. No bo nie
da się ukryć, że wszystko do "koralikowania", do  dekupażu i wszelakiego
rękodzieła  sporo kosztuje. Zresztą w Polsce również.
Ale zawsze  stwierdzam, że skoro  nie  palę, nie piję, nie uprawiam hazardu,
to mogę pieniądze  tracić na rękodzieło. A włóczki, to były tam takie, że aż
byłam bliska obłędu. W cudnych kolorach, mięciuteńkie i....diablo drogie.
Udało mi się opanować niezdrowe  żądze  i  nie kupiłam, choć była taka
cuuudna "futerkowa" i  już widziałam w wyobraźni zrobioną z niej czapkę.
Na szczęście muszę tam dojechać dwiema liniami metra, więc dopóki jest
covid - nie będę  tam często się pojawiać.
No i oczywiście musiałam pstryknąć taką ładną kamienicę:

W tym rejonie  jest sporo takich pięknych kamienic, ale jest też sporo
nowych budynków z lat sześćdziesiątych , które powstały w miejsce
zbombardowanych budynków.
W sobotę była bardzo miła pogoda, ciepło ale już nie upalnie i ulicami
tej dzielnicy krążyły tłumy-  wszystkie kawiarnie i bary powystawiały na
zewnątrz stoliki i krzesła ,  więc nawet zdjęcia było trudno robić.
Byłam z córką i obie  byłyśmy nieco  "przymulone" tą wizytą w tym sklepie.
Aby dojść do siebie znalazłyśmy nawet  wolny stolik w małym ogródku i
pocieszyłyśmy się kawą z lodami.
A poza tym - nic się ciekawego u mnie nie dzieje.Wystarcza mi, że żyjemy
w ciekawych  czasach.