drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 18 lipca 2016

Czterdziestolatka

Równiutko 40 lat temu, o 5,15 rano raczyła się pojawić na świecie moja
córcia.
Pojawiła się w dzień, w którym wg. lekarza miała się pojawić, co się ponoć
przydarza tylko 4% dzieci.
Było to tak  wielce traumatyczne dla mnie przeżycie ,że gdy tylko moje
uszy poraziło Jej wysokie "C", z którym opuściła swe dotychczasowe
miejsce, stwierdziłam, że - NIGDY WIĘCEJ żadnego dziecka nie urodzę.
Urodziła się w niedzielę o świcie, a w czwartek przed południem wypisano
nas do domu.
Tej nocy pomiędzy godz. 22,30 a godziną 5,15 rano,przyszło na świat
kilkanaścioro dzieciaków.W pewnej  chwili  na porodówce pozostały już
tylko dwie pacjentki, obie z problemami ułożenia dziecka.
W materii złego ułożenia dziecka też wyrobiłam  niski procent - takie 
ułożenie to też zaledwie 4% porodów.
Za to niemal dziedziczne - tak samo ułożona byłam ja oraz obaj synkowie 
mojej córki.
Słowa dotrzymałam - pozostała jedynaczką. 
                                                         *****

Rusztowania w sąsiednim pionie nadal stoją. Okazało się, że panowie 
robole pomylili się  i zerwali podłogę loggii(wraz z terakotą), która nie
wymagała żadnego remontu. 
Oczywiście ponieważ włażą na loggię od strony zewnętrznej tak naprawdę
nie wiedzą  jaki to numer mieszkania, a "rozpiskę" dostają tylko z numerami
mieszkań  i stojąc przed blokiem od strony podwórka kombinują na pałę
którą to loggię mają zrobić. 
No i sobie  chłopcy zle wyliczyli, a nie wpadło im do głowy zapytać się 
"pana technicznego" czy aby na pewno ta loggia jest do wymiany parapecika.
Jeśli okapnikowy parapet jest mocno zniszczony, to wiedzą, że dobrze trafili.
A np. u mnie dopiero gdy "pan techniczny" szarpnął parapecik, okazało się,
że jest zardzewiały i odchodzi od podłoża, a na oko wszystko wyglądało OK.
Więc spokojniutko w ciągu dnia zrobili co do nich należało i gdy sąsiad wrócił
wieczorem do domu przeżył szok- podłoga loggii była w ruinie, a on doskonale
wiedział, że wg rozpiski (która wisiała spokojnie na drzwiach  wejściowych do
klatki) jego loggia nie podlega  remontowi.
W efekcie założyli sąsiadowi nowy parapecik, położyli nowe dwie warstwy 
betonu i uważali, że jest wszystko w porządku. Ale sąsiad pognał do zarządu
naszej spółdzielni i wydębił od nich, że wykonawca musi mu położyć na
własny koszt nową terakotę.Stąd te rusztowania.
A grzebią  się  z tym koncertowo.
A my skończyliśmy malowanie kraty (proponuję włączenie  tego rodzaju prac
jako dotkliwą karę dla drobnych przestępców), zamontowaliśmy daszek
chroniący przed "opadami" od sąsiadów, założyliśmy również siatkę wolierową,
by podczas naszej nieobecności nie zagniezdziły się jakieś gołębie.  
Przemalowałam też dotychczasowy regalik, na którym kiedyś stały doniczki
z ziołami  i będzie spełniał rolę balkonowego barku. Jutro już tylko przyniosę
fotele z piwnicy i balkon będzie do użytku.
Jeszcze tylko czeka mnie umycie okien i wymiana moskitier.
Tak wygląda krata z daszkiem i siatką wolierową. Zdjęcie robiłam już po zachodzie słońca.

Tak się prezentuje "balkonowy barek". Akurat na  dwa kubki kawy.
A najważniejsze, że jest mały i posiada kółka.

Mąż zauważył, że skoro już tak jestem "w  gazie", to można też pomalować
na zielono parapety, ale tu już zaprotestowałam.
Lata temu, gdy mi odbiło i krata wraz z balustradą były pomalowane na
biało, przeleciałam z pełnym poświęceniem i oba parapety, ale to nie był
dobry pomysł, bo po pewnym czasie musiałam je skrupulatnie z odłażącej
farby oskrobać .
No to teraz kolej na jakąś żywą zieleń.