drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 20 listopada 2021

Dodatkowe weekendowe atrakcje dla mnie

  Może nie wszyscy jeszcze wiedzą, ale jestem tak  zwany "nocny Marek" i najchętniej chodzę  spać około północy, a często i później. No ale skoro nie mam  teraz  żadnych obowiązków, mieszkam sama, więc   "wolność Tomku w  swoim  domku" - robię co chcę i kiedy chcę.

No i........wchodzę około  północy do łazienki, o godzinie 23,45 (z  wczoraj na dziś) i pierwsze co do mnie  dociera wzrokowo to fakt, że  o krok od drzwi  na podłodze i na półce obok pralki jest wyraźnie  mokro. Zamarłam na moment i pomyślałam, że pewnie padł zawór od rurki doprowadzającej wodę do pralki, bo jak zawsze nie jest ów kran zakręcony, córka mnie pouczyła, że nie ma potrzeby go zakręcać, no chyba, że akurat wyjeżdżam z domu gdzieś poza  Berlin. Nerwowo, z brzydkim  słowem na ustach  schyliłam się  by  ów zawór zakręcić i w tej chwili  poczułam, że mi coś kapnęło na głowę. Wystraszona spojrzałam w górę i........zobaczyłam, że z sufitu, a tak dokładnie z miejsca , w którym jest umieszczona jedna z  lampek sufitowych kapie woda. W związku z tym szybko podstawiłam w to miejsce  miskę i rozejrzałam się już uważniej po suficie - w kilku miejscach był wyraźnie  mokry, a gdy tak się rozglądałam  woda zaczęła kapać i z kolejnego  gniazdka następnej  ledówki, więc w to drugie miejsce podstawiłam  wiaderko, takie  malutkie, 5 litrowe.  Byłam już w stroju nocnym, czyli uroczej piżamce  ozdobionej podobizną Mikołaja  i popadłam w namysł co robić. Do sąsiadów  piętro wyżej to nie mam po co iść,  bo niemiecki to w dalszym ciągu jest dla mnie  równie zrozumiały jak chiński czy też  japoński, więc spojrzałam na zegarek i uprzytomniłam sobie, że dopiero co minęła północ, więc jest szansa, że moi jeszcze nie śpią, bo oni też raczej takie  "nocne  Marki", więc czym prędzej podzieliłam się z nimi radosną nowiną. 

Dotarli do mnie w 15 minut później- jednak  dzieli nasze domy te 450 metrów odległości. Zięć bohatersko poszedł do sąsiadów mieszkających nade mną i dość długo go nie było. Okazało się, że  sąsiedzi już spali, więc  trochę trwało nim się obudzili, ubrali, potem w trójkę  szukali miejsca skąd ta woda  cieknie, ale go nie znaleźli. Widać z tego, że awaria nastąpiła pomiędzy piętrami. Potem sąsiedzi przyszli do mojego mieszkania, ze strachem obejrzeli  "pobojowisko" w  łazience, ale uprzednio zakręcili wodę w  swoim mieszkaniu. Po długich dociekaniach wyszło na to, że  w jednym miejscu deski podłogowe  w ich w kuchni sprawiają  wrażenie wilgotnych, ale woda  nie stoi.  Córka roztoczyła przede mną przerażający  obraz przyszłych wydarzeń, czyli "będzie piekło i szatany", bo będzie  trzeba  zapewne rozkuwać ściany, więc chyba będę zmuszona na czas remontu przenieść się do nich.  

I w tej chwili  wspomniałam niemal z rozrzewnieniem o moim warszawskim betonowym mieszkaniu, w którym ktoś wszystkie rury umieścił w  specjalnym szybie, do którego był swobodny dostęp z każdej kuchni w bloku i znalezienie  uszkodzonej rury  nie wymagało rozkuwania ścian. No ale blok na moim warszawskim osiedlu był oddany do użytku w 1973 roku,  a kamienica, w której mieszkam w Berlinie była budowana  w pierwszych latach dwudziestego wieku. Poza tym, o czym nie wiedzieliśmy, nie wszystkie mieszkania w  czasie  rewitalizacji budynku były przebudowywane. To mieszkanie nad nami nie było przeprojektowane i ma nawet nieco inny rozkład niż  moje - co prawda  te rury to  akurat są pomiędzy ścianami łazienki i kuchni.

Właśnie przed chwilą zatelefonowała do mnie córka i stwierdziła, że "jak amen w pacierzu" czeka mnie  atrakcja w postaci  zdjęcia w mojej łazience sufitu, bo to jest tzw.  "podwieszany sufit", w następnej kolejności  suszenie  tej przestrzeni pomiędzy podłogą sąsiadów a moim sufitem podwieszanym i najbliższe 3 miesiące będę miała same atrakcje a do tego będzie jeszcze  (jak zawsze i wszędzie) kontredans z ubezpieczeniem , bo jak zawsze trzeba ustalać z czyjego ubezpieczenia co będzie płacone, czyli co będzie płacone z ubezpieczenia  kamienicy, co z ubezpieczenia właściciela  mieszkania a co z mojego, czyli najemcy.  No i pocieszyła mnie, że ich własne mieszkanie spółdzielcze w Monachium, w budynku oddanym do użytku w pierwszej dekadzie  dwutysięcznego roku, też przeżyło tajemniczy wyciek wody i dłuugo trwało nim znaleziono  miejsce  awarii a kwestia  kosztów ubezpieczenia  ciągnęła się ze trzy lata.  Jak na razie to najgorzej mają sąsiedzi nade mną, bo mają zakręconą wodę u siebie. I dziś  podobno  odkryli miejsce, w którym zaczęła przeciekać rura. Na razie i tak trzeba  ze wszystkim  zaczekać do poniedziałku.

Nie wiem na ile to pomaga, ale na wszelki wypadek potrzymajcie za mnie  kciuki bym to wszystko zniosła  "po japońsku", czyli jako/tako.