drewniana rzezba

drewniana rzezba

piątek, 15 marca 2013

Czasami człowiek musi......

....ulać nieco jadu, żeby się nie udusić.
Na początek miłe rzeczy - rtg klaty męskiej wykazało, że jest stan po
zapaleniu lewego płuca. Dobrze, że na wtorek "złapałam" termin do
pulmunologa.
Następna dobra rzecz - wreszcie oprawiłam wisior z muszli - ale nie
ma róży bez kolców - założyłam zepsuty zameczek, więc jeszcze
czeka mnie jego wymiana, ale to detal.
Zauważyłam, że muszlo-pochodne wisiory trudno jest dobrze
oprawić.

A teraz wyobrazcie sobie taki scenariusz - nagle spada na Was
żółtaczka mechaniczna, bo zatkał się  jakimś kamykiem wlot
pęcherzyka  żółciowego. Trafiacie do szpitala na internę - tam któryś
z lekarzy  stawia nawet trafną diagnozę i kieruje pacjenta na oddział
chirurgiczny, bo pęcherzyk trzeba usunąć. Ale nie sądzcie, że będzie
to oddział piętro wyżej szpitala, w którym leżycie. Nie, to nie będzie
oddział tego szpitala, ale innego, w zupełnie innej dzielnicy, ponieważ
"chirurgia" z "interną" w tym szpitalu ze sobą nie kooperują. Pacjent
został wypisany z tego  szpitala  i wyposażony w skierowanie na
operację w szpitalu w sąsiedniej dzielnicy.
No cóż miał biedak zrobić - pojechał- a tam na chirurgii nie usunięto mu
tegoż pęcherzyka , założono tylko rodzaj cewnika plastikowego i
zapowiedziano, że powinien po 3 tygodniach zgłosić się do swego
rejonowego szpitala celem usunięcia cewnika i tego pęcherzyka pełnego
złogów.
Pacjent pochodził z tym cewnikiem ze dwa miesiące, wreszcie po
raz drugi dostał żółtaczki a do tego temperatury 40 stopni. Z domu
do szpitala zawiozło go pogotowie, które nawet szybko przyjechało,
bo pacjent nie dość , że leciwy to po dwóch zawałach więc ta wysoka
gorączka mogła go zmieść z tego świata.
Tym razem trafił na chirurgię. Podleczono go nieco, wypisano do  domu
i wyznaczono termin operacji za dwa tygodnie, co wypada 19 b.m.
Gdy wczoraj zgłosił się do lekarza na chirurgii, gdzie ma być operowany,
w pierwszej kolejności poza kolejnością, lekarz go poinformował, że
jego zaćkany pęcherzyk to małe piwko,  bo "pan ma raka płuc i jak
tylko wydobrzeje pan po tej operacji, dostanie pan skierowanie  do
szpitala -Instytutu Gruzlicy i Chorób Płuc".
Pacjent mało nie zemdlał z wrażenia, ale jeszcze wczoraj pognał do
prywatnego lekarza po skierowanie na tomografię komputerową,
którą zrobił dziś, na koszt własny - drobne 460 złotych.
No i już nie ma raka płuc - płuca ma w stanie stosownym do wieku
i faktu, że palił papierochy z 50 lat.
I powiedzcie - czy można mieć w tym kraju zaufanie do lekarzy?
Ciekawa jestem czy  chociaż operacja się uda, bo to ma być robione
metodą laparoskopową.
Wyobrażacie sobie co przez te dwa dni przeszedł bohater tego
postu , jego żona i kilkoro ich przyjaciół?