drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 31 października 2015

I jeszcze coś w temacie......

......czyli epitafia.
W niezbyt odległych czasach udało mi się kupić za całe 480 zł , czyli w czasach gdy obracaliśmy wszyscy milionami, miniaturowe wydanie
książki "Najpiękniejsze Epitafia Polskie". Wyboru dokonał Jacek Kolbuszewski.

Epitafium to wiersz umieszczany na płycie grobowej. Ma stary rodowód, sięgający V wieku p.n.e. 
W Polsce epitafia zagościły w XVI wieku i były popularne  wśród szlachty, 
w wieku XVIII zwyczaj ów podchwyciło mieszczaństwo a wiek XIX przyniósł
prawdziwy rozkwit tej twórczości. 
Te najstarsze epitafia były naprawdę obszerne, opisywały ziemski żywot
zmarłego, jego wszystkie zalety oraz wyrażały ból tych których
pozostawił nieutulonych w  żalu. 

Oto jedno z najstarszych epitafiów w tym wyborze, z cmentarza w Czchowie,
rok 1563:
"Kacper Wielogłowski człowiek narodu zacnego
Tu leży po dokończeniu wieku śmiertelnego.
Który był swą młodość udał na rycerskie sprawy,
A na wszem się zachowywał jako szlachcic prawy,
Był sławnym w obcych krainach, był zacnym na dworze;
a gdzie rozum z bywałością, już tam wszystko sporzył,
W każdej sprawie musi iść zacność jego,
Sławne jest cne wychowanie u świata wszystkiego.- 
Jego żona Magdalena Koczmerowska była,
Która przez śmierć jego wielkie żałości użyła.
A tu go w tym marmurowym grobie położyła
Gdy go śmierć 20 grudnia poraziła." 

Wyobrażam sobie jak się namordował kamieniarz ryjąc tyle literek
na płycie, zapewne marmurowej.

Z czasem epitafia  stawały się krótsze, np.:
 "Znikome szczątki cnotliwej swej żony
Tu położył mąż strapiony.
A pełne żalu po stracie swej matki,
Osierociałe cztery drobne dziatki,
Grób ten wraz z ojcem oblewają łzami."
                                 Poznań, Cmentarz Zasłużonych, 1833 r.


"Powołaną zostałaś z woli Przedwiecznego
Do nieba -  bo tam zabrakło Anioła jednego"
                                 Warszawa, Powązki,1849r

A oto epitafium na grobie Władysława Syrokomli.
Grób znajduje się w Wilnie, Cmentarz na Rossie, 1862r

"    SKONAŁ GRAJĄC NA LIRZE
Cześć twej pamięci, lirniku wioskowy,
Twym piosnkom wiecznie niech będzie cześć.
Ty w naszych sercach pomnik wiekowy,
Trwalszy nad granit umiałeś wznieść."

A tu już bardzo współczesne epitafium:

"Nie ma mnie na ziemi,
a czy będę w niebie?
Jak ciemnej, ciężkiej muszli
Dziś słucham samej siebie".
                                   Drawno,1985 r

Mam wrażenie, że epitafia pomału wyszły z mody. Tak, z mody. Bo na wszystko jest moda. Mam znajomych, którzy prowadzili do niedawna zakład
kamieniarski. Od nich się dowiedziałam kiedyś, że  nawet w branży pogrzebowej  istnieje coś takiego jak moda, a dotyczy niemal wszystkiego-
od kształtu trumien i urn  poprzez ich detale typu uchwyty i zdobienia aż po kształty nagrobków i materiały z których są wykonywane.
O, ja biedna! - zawsze jestem opózniona względem mody, o czym mi powiedzieli gdy ujawniłam co ja sobie na tę okoliczność życzę. 

Gdy będziecie jutro lub pojutrze na cmentarzu rozejrzyjcie się, proszę,
czy na grobach z ostatnich 10 czy też 20 lat są jakieś epitafia.
Pogoda  zapowiada się ładna, więc można nieco zwolnić i się porozglądać.

Chociaż raz.....

......będzie coś zgodne z okolicznościami.
W ramach lektury "na dobranoc" zajrzałam do książki napisanej przez Karola Mórawskiego "Przewodnik Historyczny Po Cmentarzach Warszawy".
Może się komuś  wydać dziwny akurat taki wybór lektury przed snem, ale
ja chyba nieco inaczej traktuję cmentarze niż większość osób.
Tak naprawdę dla mnie cmentarz jest tylko odbiciem kolejnych stylów i
mody społeczeństwa. Nie ma tam tych, co odeszli, a nawet najpiękniejszy
nagrobek nie mówi ani słowa o tym, którego pozostałości pod nim leżą, 
ale jest tylko i wyłącznie świadectwem pozycji społecznej tych co pozostali.
Ale nie o tym chcę napisać.

Otóż ze zdumieniem wyczytałam, że w Warszawie jest aż 40 cmentarzy.
Dzielą się na Komunalne, Wyznaniowe oraz Wojenne i Wojskowe.
Ale tak to jest, że groby rodzinne na ogół są na jednym , czasem dwóch
lub trzech cmentarzach i innych cmentarzy z reguły się nie odwiedza.

W dziejach ludzkości , zależnie od regionu, formy pochówków też były
różne.
W początkach ery chrześcijańskiej zmarłych grzebano z reguły w katakumbach.
Były to groty lub pieczary łączone korytarzami a z czasem specjalnie w tym celu wznoszone budowle. Nekrofilie te były, zgodnie z prawem rzymskim,
sytuowane poza murami miasta.

W 313 r Konstantyn Wielki ogłosił wolność wyznania dla  chrześcijan i
zaczęto wznosić pierwsze kościoły oraz grzebać zmarłych na przykościelnych
terenach lub, tych bardziej zasłużonych, w  podziemiach kościołów.
Osady się rozrastały, przybywało ludzi i automatycznie przybywało też
zmarłych. Przykościelne cmentarze pękały w szwach, zwłaszcza w okresie 
gdy ludność nękana była epidemiami.
Teoretycznie wiele osób zdawało sobie sprawę, że cmentarze powinny być
jednak oddalone od miasta, ale nikt się nie kwapił do organizowania
"cmentarzy  w polu".

W 1777r we Francji wydano Edykt Nantejski, który położył kres grzebaniu
zmarłych na przykościelnych cmentarzach. Zaczęto organizować
cmentarze z dala od skupisk ludzkich.
Jako pierwsza w ślady  Francji  poszła Polska. Choć raz powieliliśmy coś
dla nas dobrego.

W 1783 misjonarze z Kościoła Św. Krzyża uruchomili cmentarz poza miastem.
Zajmował on 14971,77 m kw. leżących pomiędzy dzisiejszymi ulicami:
Marszałkowską, Nowogrodzką, Emilii Plater i Wspólną.
Nosił nazwę Świętokrzyskiego i był reprezentacyjnym cmentarzem miasta.
W 1836 r, z braku miejsc na pochówki został zamknięty.

 W dość szybkim czasie, wraz z  rozwojem struktury miejskiej cmentarz ten
również znalazł się na terenach miejskich i w 1790 roku powstał nowy "zamiejski cmentarz" na gruntach przyległych do wsi Powązki.
Teren ten był darem od Melchiora Korwin Szymanowskiego, starosty
klonowskiego. Projekt opracował Dominik Merlini.
W latach 1792-93 z fundacji króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i prymasa Michała Poniatowskiego wzniesiono w  północnej części
cmentarza świątynię cmentarną, także  wg projektu Merliniego.
Dwukrotnie przebudowywana w wieku XIX zupełnie zatraciła swój
początkowy charakter. Uszkodzona w trakcie działań wojennych w 1944r
i odbudowana po wojnie w stylu klasycystycznym nie zachowała wielu
oryginalnych elementów wyposażenia.
W ołtarzu głównym jest obraz pędzla Józefa Walla, przedstawiający patrona
tego kościoła, św. Karola Boromeusza.
Przed wejściem do kościoła, na  balustradzie schodów znajduje się
posąg Najświętszej Panny Marii Łaskawej dłuta Teodora Skoniecznego.
W trakcie zakładania cmentarza wzniesiono również katakubmy, przeznaczone
do pochówku zmarłych z otoczenia dworskiego, osób z rodzin magnackich
oraz ludzi zasłużonych dla kraju.
Były kilka razy przebudowywane i ostatecznie mają 113 m długości.
Wraz z rozwojem miasta przybywało nowych lokatorów cmentarza i kilka
razy był on powiększany, w końcu osiągnął powierzchnię 43 hektarów.
Wielokrotnie podwyższano opłaty cmentarne  i wielu warszawiaków z ulgą
powitało w 1894r nowy  cmentarz na praskim brzegu Wisły, na Bródnie.

Jeżeli będziecie kiedyś w Warszawie zajrzyjcie na Cmentarz Powązkowski-
to kawał naszej historii, przegląd ostatnich 200 lat.
Koniecznie wejdzcie bramą  św.Honoraty, którą ufundował Mieczysław Landsberg ku czci swej zmarłej żony. Nie dość, że brama ładna, to jeszcze znajdziecie tu plan orientacyjny  cmentarza oraz wykaz grobów osób zasłużonych.

Na terenie cmentarza spoczywają szczątki ponad miliona mieszkańców
Warszawy i jest ponad 60 000 grobów.
Działania wojenne, bombardowania oraz wtargnięcie wojsk niemieckich
ciężkim bojowym sprzętem spowodowały b. duże zniszczenia.
W czasie powstania warszawskiego Niemcy zbombardowali kościół a pożar
 strawił całą dokumentację archiwalno-kancelaryjną cmentarza.
Odbudowę Kościoła  zakończono dopiero w1960r, a katakumby dopiero
w 1978r - niestety nie odzyskały już swej dawnej świetności.

Najstarszym nagrobkom uszkodzonym  nie tylko upływem czasu ale i
działaniami wojennymi groziła całkowita zagłada. 
By uratować tych niemych świadków naszej historii, grupa działaczy
społecznych zorganizowała Społeczny Komitet Opieki nad Starymi
Powązkami. Dzięki ich działalnosści i szerokiemu poparciu mieszkańców
miasta dokonano już gruntownej renowacji kilkuset zabytkowych
pomników nagrobnych.
Co roku na Starych  Powązkach kwestują znani aktorzy, pisarze i inni
ludzie kultury.
Wielu z nich już niestety dołączyło do Wielkich Nieobecnych, ale młodsze
pokolenie kontynuuje ich dzieło.


wtorek, 27 października 2015

Mix o rzeczach dziwnych

Super temat, czyli wybory - zakończony.
Pomaleńku  zacznie się corrida. Jeśli prezes twierdzi, że PiS nie zamierza 
robić czystek i wyciąga  do wszystkich ręce, oznacza to że trzeba się 
mieć na baczności. Personalnych czystek nie będzie tylko likwidacja
niewygodnych instytucji. Zlikwiduje się wrażą instytucję a w jej
miejsce powoła się  inną i obsadzi własnymi ludzmi. 
Te wyciągnięte ręce też lepiej ominąć -to miłosne objęcie nas przez
prezesa może mieć skutek śmiertelny w postaci uduszenia. 
                                       *****

Zaczęłam kolejny cykl rehabilitacji. Przez dwa tygodnie będę codziennie
bywać w geriatrowisku. Z przykrością zauważyłam, że średnia wieku to
75+ , więc rehabilitanci z trudem się "wyrabiają", bo większość osób
jest naprawdę mało sprawnych i to niestety nie tylko ruchowo.
Dziś miałam próbkę "poddrzwiowych" opowieści.
Zadziwia mnie zawsze jak mało ludzie wiedzą o jakiejkolwiek profilaktyce 
i o funkcjonowaniu własnego organizmu.
Gdy słyszę ( trudno było nie słyszeć bo pani perorowała na pełnym
wzmocnieniu), że pacjentka od blisko 20 lat nigdy nie mogła skręcić głowy
w lewo, tylko musiała skręcać cały tułów, to normalnie szczęka mi opada.
A teraz, po drugim dniu ćwiczeń już może trochę tę łepetynę w lewo
odwrócić a poza tym dostała stos skierowań na różne badania, bo "coś 
się jej  w tej lewej stronie głowy w środku przelewa". Ciekawe co - jedno
jest pewne - nie jest to nadmiar wiedzy.
Postanowiłam wpadać minutę przed zabiegami, by maksymalnie skrócić
pobyt pod drzwiami.
                                      ***** 

Jak wiecie nudna ze mnie baba bo czytam o Kosmosie zamiast o miłości, 
która podobno góry przenosi i świat uzdrawia. 
Wprawdzie w porzekadle wiara góry przenosi, ale tak prawdę mówiąc
wiara i miłość z jednej  bajki pochodzą. 
Otóż w Kosmosie dzieją się rzeczy dziwne, tajemnicze. A im bardziej rzecz
dziwna i tajemnicza tym trudniej ją wyjaśnić w racjonalny sposób.
Już kilka sond wysłanych na Marsa uległo zniszczeniu nim dotarło do jego
powierzchni. Jest też kolejna zagadka - dlaczego gdy patrzymy na Marsa
z Ziemi, nie jest on wcale czerwoną pustą   planetą  tak jak widzimy to
na zdjęciach z wysyłanych sond, tylko planetą kolorową, co widać 
zwłaszcza w jej strefie równikowej? 
Wypuszczone ongiś w Kosmos satelity ANNA i Transit 4B zamilkły na
początku roku 1962, a po pół roku same, nie proszone o to ponownie się
włączyły i nawiązały kontakt Ziemią.
Telstar 2, wystrzelony na początku 1963 roku przerwał pracę  na miesiąc
po czym nie ponaglany z Ziemi samodzielnie znów zaczął działać.
Astronauci z  programu Apollo-14, w 1971  pozostawili na powierzchni
Księżyca samoczynnie działającą stację naukową, która przesyłała na 
Ziemię różne pomiary.
Od marca 1975 r stacja wpierw przestała przyjmować rozkazy z Ziemi
aż wyłączyła się  zupełnie. Po 32 dniach milczenia, gdy naukowcy już
pogodzili się, z faktem, że stacja uległa jakiejś awarii, stacja nagle ożyła
i podjęła pracę. 
Przez miesiąc ją kontynuowała, po czym zamilkła na zawsze.
Amerykański satelita Pegasus, wystrzelony w 1965 roku działał pięknie
do 1968 roku, po czym wysłano mu rozkaz wyłączenia się. 
Ale to był bardzo pracowity satelita, bo po 2 tygodniach samoistnie się
włączył i zaczął zakłócać komunikację z innymi satelitami. Po wielu
staraniach technikom z ośrodka dyspozycyjnego NASA udało się go
wyciszyć. Radość techników nie trwała długo, bo po kilku tygodniach
Pegasus znów podjął swą pracę i tym razem działał, nieproszony, aż
do 1978 roku.
Sonda Voyager-1 wystrzelona we wrześniu 1977 r też  wyczyniała
dziwne rzeczy. W rok po wystrzeleniu, zgodnie z planem minęła Jowisza,
nadesłała na Ziemię poczynione zdjęcia i skierowała się ku Saturnowi.
Niestety zaczęła się od tego momentu "jąkać". Dyspozytorzy cztery dni
zastanawiali się  co z nią zrobić, a ona, samoistnie się naprawiła i
podjęła niezakłóconą rozmowę z Ziemią.
Rekord zdarzeń dziwnych pobił amerykański satelita geofizyczny Pioneer-6
wystrzelony w listopadzie 1965 roku.Przez 6 miesięcy badał to co mu
zlecano i przesyłał dane, po czym zamilkł.
Minęło od tamtej chwili 21 lat i wszyscy byli pewni, że już dawno
Pioneer-6 stał się kosmicznym złomem lub uległ unicestwieniu, ale nagle,
w pierwszych dniach stycznia 1986 r satelita  odzyskał wigor i przez całą godzinę przesyłał na Ziemię nikomu już niepotrzebne informacje.
A największą zagadkę  stanowi przypadek stacji kosmicznej Mir.
Kilka lat temu, gdy nikogo na niej nie było, a samą stację  pilotowały 
automaty, nagle wyłączyły się na niej wszystkie komputery, przyprawiając Rosjan o panikę, bo obawiali się, że stacja może przecież zlecieć ludziom 
na głowy  w niekontrolowanym miejscu.
Rozważano wysłanie w Kosmos ekipy naprawczo-  interwencyjnej, ale nim
do tego doszło, po upływie doby komputery włączyły się same i Mir
grzecznie kontynuował orbitowanie dookoła Ziemi.
Po jakimś czasie od tego wydarzenia Mir został w sposób kontrolowany
zdjęty z orbity, ale nikt nie wie dlaczego właśnie wtedy, gdy stacja była
opuszczona przez astronautów, przez 24 godziny nie działały komputery.
Jak się nad tymi wszystkimi przypadkami zastanowić to można odnieść
nieodparte wrażenie, że jednak nie jesteśmy sami w dość bliskiej Ziemi
przestrzeni kosmicznej.
I nie zawsze UFO to zwidy lub złom kosmiczny.


niedziela, 25 października 2015

Jacy jesteśmy

Okazuje się, że jestem niesamowicie naiwną kobietą - zawsze myślałam,
że postęp w dziedzinie elektroniki sprawi, że ludzie mając coraz lepszy
i łatwiejszy dostęp do wiedzy i wymiany informacji staną się coraz
mądrzejsi, zdobędą więcej wiedzy. 
Niestety sprawa wygląda zupełnie inaczej - niewielkim pocieszeniem
może być fakt, że taka sytuacja jest  nie tylko u nas.
Bo okazuje się, że na całym świecie funkcjonuje "wtórny analfabetyzm".
Osoby, które ukończyły  szkołę średnią, a więc teoretycznie przyswoiły
pewien poziom wiedzy- zupełnie nie potrafią tego wykorzystać.
Przeczytałam artykuł Ewy Wilk w 42 numerze Polityki i zrobiło mi się
naprawdę smutno, chociaż odpowiedzi rodaków mogą niezle rozbawić.
Bo jak się nie pośmiać, gdy połowa Polaków  uważa, że ludzie  żyli już
w epoce dinozaurów?
W 2014 roku Hiszpańska Fundacja BBVA za pomocą 22 pytań sprawdziła
wiedzę naukową Europejczyków.
Pytania nie były trudne, tę wiedzę wkładano do głów w szkole -
podstawowej i licealnej. Wypadliśmy dość marnie - na te pytania Polacy
udzielili tylko 11 prawidłowych odpowiedzi.
Najwięcej, bo "aż" 15 dobrych odpowiedzi udzielili Duńczycy, Niemcy i
Holendrzy.
A teraz poczytajcie odpowiedzi naszych rodaków- można się śmiać płakać równocześnie.
Dwie trzecie Polaków uważa, że antybiotyki zwalczają wirusy.
Ponad połowa odpowiadających wyrażała  głęboką nieufność wobec....
naukowców.
45% odpowiadających stwierdziła, że świat i człowiek są dziełem
Boskim a nie wynikiem działania ewolucji. W tej pozycji wyprzedzili nas
jedynie Amerykanie, bo tam aż 60% respondentów opowiedziało się za
kreacjonizmem.
61% Polaków wg badań polskiego CBOS wierzy w przeznaczenie i z reguły
są to osoby deklarujące się jako praktykujący katolicy. 
A im bardziej praktykują tym bardziej są przesądni.
Przy okazji ranking przesądów zwiastujących dobry lub zły los:
dobrze zwiastują: trzymanie kciuków, kominiarz, czterolistna koniczyna,
talizman, cyfra 7.
Wieszczą niepowodzenie: zbite lustro, czarny kot, podanie ręki przez
próg, cyfra 13, wstanie lewą nogą.
W życiu codziennym nie błyszczymy wiedzą - 92 % badanych nie odróżnia
procentu od punktu procentowego.
Tylko co trzeci Polak wie, że w Polsce obowiązują dwa progi podatkowe, 
a tylko co piąty pojmuje zasadę, że wejście w wyższy próg podatkowy 
nie oznacza zmiany naliczania podatku dla całego dochodu osiągniętego 
w danym roku.
Świadomość powinności obywatelskich wobec państwa też  spadła-
dwa lata temu płacenie podatków wymieniło tylko 76% ankietowanych,
a jeszcze w 1999 roku tę powinność wymieniało 87% ankietowanych.
Zainteresowanie polityką i najnowszą  historią naszego państwa też jest
marniutkie - mniej niż połowa Polaków zna daty - Okrągłego Stołu i
przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Datę przystąpienia Polski do NATO zna zaledwie 27% Polaków.
Niewątpliwie  życie jest okrutne - 20% polskich 15-latków i aż połowa osób
powyżej 50 roku życia nie rozumie ulotek załączonych do leków.
Napisanie jakiegokolwiek pisma urzędowego lub podania o pracę również przerasta możliwości tej grupy. Podobnie jak wyliczenie w pamięci sumy
którą powinna nam wydać kasjerka gdy płacimy w kasie należność za
dokonane zakupy.
Policzenie odsetek od zwykłej lokaty bankowej też jest poza ich
zasięgiem.
Ośmiu na dziesięciu Polaków nie umie zaplanować swych wydatków tak, 
by choć trochę zaoszczędzić.
Na maturze  z WOS tylko 20% zdających umiało rozpoznać na zdjęciu
Tadeusza Mazowieckiego.
I cóż z tego, że 42% osób w wieku 30-34 lata ma wyższe wykształcenie,
skoro co trzeci magister nie przeczytał w ciągu roku ani jednej książki,
a 17% ani jednej gazety. 
61% polskiego społeczeństwa w ogóle nie czyta.
Zaledwie 8% nastolatków deklaruje codzienną lekturę. 
Taka sytuacja przeogromnie odpowiada polskim politykom - mają w kraju
ciemny lud (jak mówił p. Kurski), który bezmyślnie kupi każdą bujdę i da
się omamić obietnicami różnych darmoch, dopłat i ogólnego raju
w nadwiślańskim kraju.
I co z tego, że niemal każdy "młody" ma komórkę i bez przerwy pisze
smsy? Czy ktoś z Was widział tę ich pisaninę? piszą skrótami i korzystają
z gotowych słów zaprogramowanych w komórce. 
A na zakończenie kilka kwiatków z telewizji MTB (Matura To Bzdura):
skrót PRL to wg respondentów Polskie Rolnictwo Ludowe.
Autor słów naszego hymnu? - Wisława Szymborska.
Co jest naturalną granicą pomiędzy Afryka i Azją?- góry jakieś, chyba.
Co to znaczy dżihad?- takie święto muzułmańskie. A może nie, raczej
język islamski.
Co to znaczy cogito ergo sum? - coś związanego z myśleniem, no nie?

Wiem, wiem, już lepiej gdy się zawieszam  i zapowietrzam.

środa, 21 października 2015

Zawiesiłam się

Zawieszenie się  - przypadłością komputerów nie tylko jest.
Mnie też dopadło i nie jest to nic miłego, takie zawieszenie się.
Zapewne gdy się zresetuję to powrócę do pisania. 
A więc - do miłego!

środa, 14 października 2015

Gdy jedni tracą.....

.......inni zyskują. A zarobić można  na wszystkim, to prawdy stare jak świat.
Wiedzą o tym doskonale morskie przedsiębiorstwa ratownicze-rozlegający
się na morzu sygnał "Mayday" równoważny jest dla nich z przemiłym 
szelestem dużej ilości banknotów w zliczarce. 
Bo powszechnie wiadomo, że gdy  kapitan statku nadaje ten sygnał, to
jego statek jest w poważnych opałach. 
Być może, że statek "tylko" utracił zdolność manewrowania, ale może on
również oznaczać, że istnieje realna grozba jego zatonięcia.
Ze zdziwieniem przeczytałam, że co trzy lub cztery dni dochodzi do
utraty na morzu jednostki pływającej. 
Nie  sądziłam, że na morzach jest aż tak intensywny ruch. 
Pamiętacie może jak w 2002 r, w nocy, podczas mgły, w kanale La Manche
kontenerowiec Kariba uderzył swym dziobem w burtę transportowca
Tricolor? Uderzony transportowiec, załadowany 2871 luksusowymi autami, zaczął się niebezpiecznie przechylać,a jego kapitan nadał sygnał "Mayday".
Na pomoc wyruszył belgijski holownik Boxter -w ostatniej chwili udało mu
się podjąć 21-osobową załogę z tonącego transportowca.
Niestety nie udało się uratować samego transportowca i poszedł na dno.
Sam statek był wart 40 milionów euro, towar 50 milionów euro, a na
dodatek zaistniała konieczność wydobycia wraku i jego ładunku, czyli
wydatek jeszcze 36 milionów euro za wydobycie z dna  kanału wraku i
jego ładunku.
Firmy ratownicze mają  się niezle, ale trzeba obiektywnie przyznać, że
dysponują bardzo drogim specjalistycznym sprzętem.
A pamiętacie wypadek wycieczkowca Costa Concordia? Wydobycie go
i odholowanie do portowego złomowiska kosztowało 310 mln euro.
Okazuje się, że tak samo jak w katastrofach lądowych tak i w morskich
najsłabszym ogniwem jest - czynnik ludzki.
Oglądałam program o największych statkach  świata, między innymi był
kontenerowiec Maersk duńskiego armatora. Jego długość to 400 metrów
a na pokład zabiera 18 tysięcy pojemników o wymiarach 6x2,5x2,5 metra.
Bardzo wprawiony specjalista ds. załadunku, potrzebuje ok. 5 godzin na
zaplanowanie optymalnego obłożenia statku. Pod pokładem kontenery są zabezpieczone szynami prowadzącymi, a na pokładzie są połączone ze
sobą ryglami typu twistlock. Najcięższe kontenery są najbliżej dna statku,
gdzie jest najmniejsze kołysanie.
Kontenery z niebezpiecznym towarem przeważnie stoją na dziobie, by 
były jak najdalej od kajut i by można je było w razie jakiegoś zagrożenia szybko wyrzucić za burtę.
Gdy oglądałam  ten film, pomyślałam, że nie nadaję się na takiego speca
od załadunku, bo już sama myśl o pakowaniu do walizki ciuchów na wyjazd
przyprawia  mnie o zły humor. No a moja walizka to jednak dużo mniejsza
jest od najmniejszego nawet kontenerowca.

niedziela, 11 października 2015

Mix - niczym groch z kapustą,

....czyli będzie niemal o wszystkim co mi ostatnio w oczy wpadło.

Jest szansa, że we wrześniu 2024 roku cztery osoby polecą na Marsa. 
W kwietniu  2025 roku wylądują na Marsie  i zajmą się założeniem osady. 
I, co jest najfajniejsze ze wszystkiego - już nigdy nie wrócą na Ziemię. 
Co prawda nikt nie jest w stanie  przewidzieć czy dolecą żywi, czy
po tak długiej podróży będą w stanie ruszyć ręką  lub nogą, bo przez czas
podróży bedą poddawani promieniowaniu kosmicznemu, które podczas lotu
będzie bardzo wysokie. To tak, jakbyśmy tu, na Ziemi, przez 7 miesięcy
poddawani byli co pięć dni tomografii komputerowej całego ciała.Choroba nowotworowa murowana. Do tego dochodzi utrata od 30 do 50 procent 
masy mięśniowej na skutek długotrwałego przebywania w stanie nieważkości.
Plan wybudowania osady na Marsie też jakiś taki mało realny, bo pobyt na
Marsie będzie tylko pogłębiał degenerację mięśni z powodu o połowę niższej
niż na Ziemi grawitacji.
Pomijam już fakt, że mieszkać na Marsie, to znaczy, że trzeba osiedlić się
przynajmniej 4 do 5 metrów pod jego powierzchnią, by się ochronić przed
promieniowaniem kosmicznym.
Więc mam kolejny dobry pomysł - wysłać  na Marsa główny trzon PiS-u,
bo oni bardzo tam pasują. Sławę zdobędą, założą nową Polskę i nie wrócą.
                                           *****

Znacie z wyglądu pieski preriowe? Te gryzonie, których w USA doliczono
się w 1990 roku "zaledwie" 5 miliardów, wyglądają  jak słodkie, pluszowe zabaweczki. Największa ich kolonia jest w Teksasie i zajmuje 350 km
kwadratowych.
A w rzeczywistości - samice to seryjne morderczynie, których ofiarami
padają świeżo urodzone młode.
Sprawa prosta- małe rodzą się w kwietniu, gdy jest jeszcze bardzo mało
pokarmu, a samice po ciąży są bardzo głodne, zestresowane i potrzebują
kalorycznego pokarmu by karmić swoje swieżo urodzone młode, więc
zjadają młode...swych krewnych.
Kilka tygodni pózniej wszystko się "wyprostowuje" a samice zgodnie karmią
małe swoje i swych sióstr.
Jak widać różne są sposoby na utrzymanie populacji na pożądanym poziomie.
                                             *****
To, że na naszym ciele  żerują miliardy  przeróżnych bakterii nie jest dla
Was zapewne tajemnicą.
Badania prowadzone na Uniwersytecie w Kolorado ujawniły, że nasze dłonie
są wygodnym lokum dla ok.4700 gatunków bakterii.
Ale, żeby nie było prosto, to tylko 17 % szczepów bakterii występuje na obu
dłoniach  równocześnie.
Zjawisko to tłumaczone jest faktem, że zróżnicowane są czynności do jakich
wykorzystujemy lewą i prawą rękę.
Ciekawe, czy pod każdą pachą też mieszkają różne szczepy bakterii?
                                            *****
No to jeszcze  coś o języku - nie w sensie narządu.
Obecnie na  świecie używa się 7000 języków, ale trudno to dokładnie ustalić
bo co dwa tygodnie któryś z nich bezpowrotnie umiera.
Obliczono, że niemal połowa języków świata jest zagrożonych całkowitym
wyginięciem.
Do księgi rekordów Guinnessa trafił Libijczyk, Ziad Fazach, dzięki znajomości
między innymi chińskiego, tajskiego, greckiego indonezyjskiego, hindi, perskiego. Ziad Fazach twierdzi, że zna i używa 58 języków.
Językoznawcy ustalili, że najbardziej uniwersalnym słowem na świecie jest
"hyyy". 
Nie ma co prawda go w żadnym słowniku ale jest "wypełniaczem" znanym
i stosowanym na całym świecie.
                                            
                                             *****
Hyyyy....... dobrego tygodnia Wszystkim ;)

 

sobota, 10 października 2015

Mix

Spokojnie, dziś nie będzie nic  poważnego, chociaż miałam ogromną ochotę
napisać o pewnej naukowej wyprawie, która miała koniec tragiczny i do
dnia dzisiejszego sprawa jest nadal wielce tajemnicza. 
                                        ****
Narzekam wciąż na  własne włosy, a one nic sobie z tego nie robią i
po cichutku rosną.Szkoda tylko, że odrastają nie w tym kolorze który
mnie się podoba.  No ale farbowanie włosów to sztuka znana jeszcze od
starożytności, więc wybrałam się do mojej ulubionej fryzjerki. 
Moja ulubiona pani fryzjerka jest osóbką tuż po trzydziestce,  a wygląda
na nastolatkę - i to taką  raczej młodszą nastolatkę.
Ma  męża, dwóch ślicznych synków i cała od stóp do czubka głowy
oraz  w obwodzie - jest w rozmiarze XS.
Jeśli kupuje wino - zawsze ekspedientki proszą ją o okazanie dowodu
osobistego.
Taka miniaturyzacja jest nieco kłopotliwa w jej zawodzie -gdy 
klientka siedzi na fotelu,a jest wzrostu nieco większego niż średni, pani
Ewa wspina się na palce w trakcie strzyżenia  lub układania włosów.
Uwielbiam obserwować jak pani Ewa strzyże - te  chude rączęta
uwijają się wokół głowy klientki w niesamowitym tempie.
Druga rzecz, którą też zawsze podziwiam, to sposób  w jaki pani Ewa
potrafi wyczarować fryzurę u klientki z bardzo mocno przerzedzonymi
włosami. Bo co tu ukrywać - w pewnym wieku panie też tracą włosy,
ale nadal chcą być pięknie uczesane- czyli klientka ma trzydzieści 
kosmyków w pięciu rzędach, a chce mieć uczesanie które wymaga
niezłej  burzy włosów na głowie.
Pani Ewa jest jedyną ze znanych mi fryzjerek, która nie tłumaczy, że
z włosów w stanie zaniku niewiele można zrobić - zawsze mówi " no to
może coś się uda" i bierze się do pracy. 
W ruch idą jakieś lotiony, pianki i tony lakieru i każda pani wychodzi
z zakładu zadowolona.
Dla mnie  jest najważniejsze, że pani Ewa fantastycznie strzyże.
Rytuał jest za każdym razem ten sam- wpierw  zmienia kolor moich
odrostów, potem pada pytanie; "jak zawsze?". I to oznacza, że
że mam być tak ostrzyżona, by po myciu głowy w domu wystarczyło
je tylko chwilę posuszyć suszarką - i gotowe.
Tym sposobem najdłuższe pasma mają 6 cm długości, a najkrótsze
mieszczą się w przedziale 1 do 3 cm.
Zawsze pani Ewa opowiada mi o swoich synkach- starszy chodzi już
do trzeciej klasy podstawówki, młodszy drugi rok do przedszkola.
A tym razem zeszło nam na tematy "społeczne" i byłam nieco
zaskoczona, bo ta eteryczna osóbka z całą stanowczością i mocą
oświadczyła, że ona jest za wprowadzeniem kary śmierci dla tych, 
którzy innym odbierają życie lub są pedofilami i krzywdzą dzieci .
Mówiła to z taką determinacja, że aż  przestała mnie strzyc.
"A tak w ogóle-perorowała pani Ewa- dlaczego my mamy utrzymywać
więzniów? Powinni sami zarabiać na własne utrzymanie,a osadzanie do
końca życia morderców i dewiantów, których nie ma jak wyleczyć,
bo mózgu przecież nikt im nie zmieni, jest zupełnie bez sensu."
Nieco zdumiona jej gwałtownością wypowiedzi zapytałam co się
stało, że jest taka zdenerwowana.
Okazało się, że oglądała jakiś program w TV.

 

sobota, 3 października 2015

Kropla wody

Nie wiem jak inni, ale ja lubię patrzeć gdy pada ulewny deszcz.
Szybko tworzą się olbrzymie kałuże, a kolejne krople deszczu
rozcinają powierzchnię kałuż nie tracąc swego kształtu.
Dzieje się tak zawsze wtedy gdy prędkość, z którą kropla wody
atakuje powierzchnię jakiegoś zbiornika wody wynosi około 20 km
na godzinę. Poza tym napięcie powierzchniowe kropli wody jest
jest większe niż tafli powierzchni zbiornika wody, jakim w danej 
chwili jest kałuża.
Gdy pada deszcz zastanawiam się zawsze ile kilometrów przebyły 
te  krople nim spadły na moje podwórko.
Może dziewięć dni wcześniej energia promieniowania słonecznego
uniosła je w postaci pary z morza gdzieś na wschodnim wybrzeżu
Ameryki?
Para unosiła się coraz wyżej, szukając jakiegoś punktu oparcia.
A im się wyżej wznosiła tym chłodniejsze powietrze było wokół niej.
Jej podróż w górę ustała na wysokości sześciu kilometrów nad
powierzchnią Oceanu Atlantyckiego. 
I teraz, razem z innymi cząstkami pary wodnej skupiła się na 
niezliczonych drobinach pyłu, które nazywamy jądrami kondensacji.
W ten sposób powstały kropelki wody lub lodu tworząc chmurę.
Gdy chmura popychna wiatrem dotarła nad Europę, kropelki były już 
duże i ciężkie,  gotowe by zacząć obniżać swe położenie. 
Miliony maciupeńkich kropelek leciały w dół zderzając się bezustannie
ze sobą.W czasie lotu w dół powiększyły się dwudziestokrotnie,
osiągając około 2mm średnicy.
Wszystkim się wydaje, że woda deszczowa jest najczystsza, ale
to nie jest prawda. 
Badania kropli deszczu wykazały, że znajdują się w ich wnętrzu
nie tylko drobiny pustynnego pyłu, popiołu wulkanicznego i soli
morskiej. Krople deszczu to bezpłatny pojazd dla bakterii, pyłków 
kwiatowych, zanieczyszczeń chemicznych a nawet  DNA.
A wszystko to codziennie przemieszcza się nad naszymi głowami
w postaci chmur, ktore zawierają ponad 15 bilionów ton wody,
co równe jest trzykrotnej objętości Morza Sródziemnego.
Przepowiadacz pogody ze mnie kiepski, ale kilka rodzajów chmur
już rozpoznaję. Np. ALTOCUMULUSY i CUMULUSY. Te pierwsze często
tworzą na błękicie niebie różne ciekawe kształty i gwarantują
stabilną pogodę. 
Skłębione CUMULUSY mają wyrazne krawędzie, powstają w ciągu 
dnia i jeśli pod wieczór znikają jest to zapowiedz, że nadal będzie 
ładna pogoda.
Chmury, które często są bardzo fotogeniczne, zwłaszcza o 
zachodzie słońca to STRATUSY. To warstwa chmur najniżej 
zawieszonych nad ziemią, szare, osiągające grubość do 500m.
Niestety one gwarantują złą pogodę.

czwartek, 1 października 2015

Polowanie na ciemną materię

Wiem, wiem, mało to kogoś  z Was obchodzi. 
Całymi latami mnie też ten temat jakoś nie obchodził, ale nagle, pewnie 
z powodu postępującej sklerozy lub coraz mniejszego zachwytu tym
co się dzieje w świecie, zaczęła mnie wciągać astronomia, astrofizyka
a nawet fizyka kwantowa.
A może po prostu łatwiej mi to zrozumieć niż pokrętne rozumowania
wielu polityków i nie tylko ich.

Wiadomo, że każda rzecz tworzy jakąś całość, równą 100 procentom.
Najczęściej  te 100%  tworzą różne składniki a ciekawość ludzka każe
nam dociekać  jakie to są składniki.
W astronomii nadal jest dość sporo niewiadomych i co zabawniejsze
każde nowe odkrycie niewiele wyjaśnia, raczej powoduje całą gamę
nowych pytań.
Kolejne satelity wysyłamy w Kosmos a ich odkrycia zmuszają nas do
kolejnych poszukiwań.
Badający składniki Wszechświata satelita Planck przesłał wyniki,
po przestudiowaniu których okazuje się, że 68% Kosmosu to
ciemna energia, 27% to ciemna materia, 0,25% stanowią gwiazdy,
planety,asteroidy i metale ciężkie, 4,75% to gaz międzygalaktyczny.
Ciemna energia, to wielce tajemnicza siła, która powoduje coraz
szybsze rozszerzanie się wszechświata.

Uczeni są zgodni co do tego, że galaktyki nie składają się tylko 
z materii widzialnej, bo ich siła ciężkości nie wystarczy do
utrzymania tych szybko wirujących formacji w Kosmosie, więc
z całą pewnością działa na nie  również jakaś inna, nie tylko 
niewidzialna ale i nieznana nam ze składu siła.
Siła ta nosi miano ciemnej materii.
Tak więc ciemna materia jest obecnie konceptem teoretycznym.

Jeżeli ktoś z Was myśli, że tę ciemną materię uczeni poszukują
w głębiach Kosmosu, to się bardzo myli.

Poszukiwania ciemnej materii trwają  w specjalnym laboratorium,
które  znajduje  się 1,5 km pod ziemią, w opuszczonej kopalni
złota w Dakocie Południowej.
Podziemne  laboratorium pozwoliło na zminimalizowanie działania 
cząstek promieniowania kosmicznego na badany materiał.
Głównym elementem laboratorium jest detektor LUX, wypełniony
ciekłym ksenonem o temp. -100 stopni C.
Jeżeli atomy ksenonu wejdą w reakcję z hipotetyczną cząsteczką
WIMP, będącą wg uczonych cząstką składową ciemnej materii,
powstanie wówczas błysk światła i elektrony.
Prace trwają od 2013 roku, ale jak dotąd nie uzyskano tego tak
oczekiwanego błysku i elektronów.

Brak oczekiwanych  efektów może również świadczyć o tym, że
ciemna materia nie istnieje.
Grupa uczonych, zwolenników zmodyfikowanej teorii dynamiki
Newtona zwana MOND, uważa że ciemna materia nie istnieje,
a zewnętrzne, szybko obracające się obszary galaktyk nie  są 
trzymane "na uwięzi" przez ciemną  materię, tylko po prostu
prawo powszechnego ciążenia uległo tam zmianie i tamtejsza
grawitacja nie słabnie tylko przybiera na sile.

Na całym świecie istnieje dziesięć takich podziemnych
laboratoriów, w których "tabuny" naukowców cierpliwie czekają
na ów błysk.
Wszyscy jednak najbardziej liczą na ten nowy detektor LUX, bo
jest najczulszym urządzeniem. 

Jestem pewna, że wiele osób czytając ten tekst wzruszy tylko
ramionami, myśląc jednocześnie, że nie bardzo wiadomo na co
komu informacja czym jest czarna materia i jak działa.
Ale gdyby ludzie nie byli dociekliwi i nie interesowali się różnymi
"mało życiowymi" tematami, zapewne nie mielibyśmy takiego
postępu technicznego.
Nie lecielibyśmy  "nie wiadomo po co" na Księżyc, nie byłoby 
telefonii komórkowej ani internetu, ani mniej lub bardziej
przydatnych elektronicznych gadżetów.