drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 29 lipca 2020

Jestem do kitu

To nie samokrytyka, ale fakt. Wczoraj to byłam pewna, że zejdę. Było tylko 28
stopni w cieniu a słońce paliło jak wściekłe.  Wierzcie mi - przebywanie w metrze
w maseczce jest prawdziwą torturą. W metrze zawsze jest duszno. Potem od metra 
miałam jeszcze kawałek per pedes, wprawdzie bez maseczki, ale po drodze
przeważało słońce. Potem  u lekarza znów maseczka, brak  klimatyzacji, a przez
otwarte okno wlewało się  to co było na zewnątrz, czyli upał.
Trzeba było wypełnić druczek, czyli 2 strony A-4, najwięcej o tym co mi kiedyś
w życiu wycięli, oczywiście z podaniem roku, a że stara jestem to się nazbierało
trochę - cud, że u laryngologa gdy powiem"aaaa" nie widać mi czubków butów.
Dużym plusem było to, że pani "endo" sama mi wykonała na miejscu USG i nie
musiałam już nigdzie się przemieszczać, następnie w pokoju obok pobrano mi
bez problemu krew z żyły, której w Polsce  żadna pielęgniarka nie potrafiła
znaleźć. Od razu przyszła mi na myśl Stokrotka,  która zawsze przeżywa męki
gdy się jej  trafi pobieranie krwi.
Tu już w kilku placówkach mi  pobierano krew żylną i zawsze bezproblemowo.
I zawsze z tej ręki, na której w Polsce nie potrafiono znaleźć żyły.
Wyniki badań, zalecenia i recepta na odpowiednią dawkę  hormonu zostaną mi
przekazane pocztą i dodatkowo wyniki badań będą przesłane do  mego lekarza
rodzinnego.
Poza tym muszę napisać zażalenie do Bloggera - napisali, że ich nowy interfejs
współdziała z przeglądarką Firefox, ale to nie do końca prawda. Gdy piszę post
i chcę zobaczyć podgląd to Firefox  blokuje mi tę operację i jeszcze mi z dumą
o tym pisze, że "zablokowano wyskakujące okno".  No  nóż mi się w kieszeni
otwiera a to co o tym myślę nie nadaje się  do napisania. A ja lubię Firefoxa
i nie chciałabym zmieniać tej przeglądarki na  np. Chrome.
No wszystko mnie wnerwia w tym nowym "międzymordziu"!
Jestem zaproszona na niedzielę by pojeździć....drezyną. Mam nadzieję, że  uda
mi się to przeżyć. Jeśli przeżyję - opiszę.

wtorek, 28 lipca 2020

Małe wyjaśnienie

Wiecie co mnie  najbardziej wnerwiło w tym nowym "międzymordziu"
czyli interfejsie? To, że chciałam wrócić do starej wersji i......pomimo
moich szczerych chęci nie udało się, choć kilkanaście razy z rzędu naciskałam opcje powrotu.
Druga sprawa - w starej wersji była lista czytelnicza i zniknęła, a to było bardzo praktyczne rozwiązanie, bo nie tylko po wywołaniu opcji "lista  czytelnicza" pokazywały  mi się wszystkie nowe posty obserwowanych przeze mnie blogów, ale mogłam również w  wybranej
przeze mnie chwili zajrzeć do każdego z obserwowanych blogów, tylko
obserwowanych. Teraz tę całkiem długą listę "diabli wzięli", albo, czego
nie wykluczam, moja indolencja nie pozwala mi na jej znalezienie.
Dziś czekają mnie nowe  wrażenia, bo mam wizytę u endokrynologa.
Będąc jeszcze w Polsce słyszałam opinię, że jedynym dobrym "endo"w tej części Europy, znającym się na chorobie Hashimoto jest  pewien profesor z....Monachium. No cóż - pożyjemy i zobaczymy jak to wygląda w Berlinie. Żyję z tą chorobą już ze 30 lat i kilku "endo" już
przećwiczyłam na sobie. Ten lekarz się ogłasza jako spec od Hashimoto.
A póki co to posłucham trochę muzyki -posłuchajcie ze mna, proszę.


poniedziałek, 27 lipca 2020

Muszę się zastanowić

Muszę się zastanowić, ale mam przedziwne wrażenie, że to koniec mojego blogowania.
Nie podoba mi się to co właśnie wprowadził Blogger. Pewnie jestem po prostu za stara na zmiany. Naprawdę nie wiem czy i kiedy  wrócę.
W każdym razie dziękuję  Wszystkim za to, że mnie tu odwiedzali, pomagali mi przeżyć gdy byłam całkiem rozbita psychicznie.
Dbajcie o siebie i pozostańcie w zdrowiu!!!

piątek, 24 lipca 2020

Do końca epidemii......

.....wciąż daleko.
Wakacje, w Volksparku nie widać dzieci. Wszystkich dręczy pytanie czy aby na
pewno będą mogły pójść do szkoły 8 sierpnia? Ta data dotyczy Berlina, każdy
Land ma własne ustalenie dot. rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego.
Przeczytałam w ostatniej "Polityce" wywiad Karola Jałochowskiego z  profesorem
Adamem Kucharskim, brytyjskim epidemiologiem, na temat  panującej wciąż
pandemii.
Będę trochę złośliwa - ludzie chorują, umierają lub zdrowieją, a uczeni -
OBSERWUJĄ. No cóż, zaobserwowali, że większa koncentracja zachorowań jest
wśród uboższych grup społecznych, tak jest np. w Stanach Zjednoczonych.
Osobiście nie widzę w tym nic nienormalnego- to raczej było do przewidzenia.
Przy okazji mam złą wiadomość dla tych, którzy nie wiadomo na jakiej podstawie
są przekonani, że w regionach gdzie były obowiązkowe szczepienia BCG (przeciw
gruźlicy) ci zaszczepieni nie zachorują na covid-19 a obserwacje wykazały, że
jednak ci ongiś szczepieni też chorują na covid-19.
Zaobserwowano natomiast wyraźny  wzrost zakażeń po zniesieniu  restrykcji.
Czekamy na szczepionkę ale naprawdę nie wiadomo czy szczepionka  będzie
na tyle skuteczna by powstrzymać  nie tylko chorobę ale i infekcję. Okazuje się,
że pytań multum, a nie ma na nie odpowiedzi. Nie wiemy np., czy ci co infekcję
przechodzą bezobjawowo nabywają odporność czy też nie. Nie wiemy też jak
trwała będzie odporność po szczęśliwym wyzdrowieniu z covid-19. Niektórzy
z tych co chorowali wcale nie wytworzyli przeciwciał.
I kochani- dopóki nie będzie opracowana skuteczna i łatwo dostępna szczepionka
powrót do normalności będzie NIEMOŻLIWY.
Bo ten   wirus jest nadal niezwykle trudny do opanowania i ma wszystkie te cechy
których  nie chcielibyśmy u niego widzieć.
I zapewne w ciągu  najbliższego roku w różnych krajach, zależnie od ilości nowych
zachorowań będą powracać restrykcje -  zakaz kontaktów międzyludzkich,
maseczki, zakaz podróżowania, czasowo zamknięte granice.
No a skoro muzyka łagodzi obyczaje i odrywa myśli od spraw smutnych i trudnych
proponuję dziś trochę  muzyki:

oczywiście koniecznie odsłuchujcie na YT


Zdaję sobie sprawę, że ostatni utwór niewielu osobom się spodoba, ale to dla
jednego z panów, który napisał,że woli tango nowoczesne- a więc- proszę.

Miłego  weekendu Wszystkim!

wtorek, 21 lipca 2020

Czasem wypada ......

..........tak całkiem zwyczajnie być na plaży.
A więc pojechaliśmy  do Prory, jak się już smażyć to na pięknej plaży:

Te dwa chudzielce to moje Krasnale.

Wracając w tę niedzielę do Berlina "wdepnęliśmy" po drodze do Stralsund -
pierwszy pomysł to na kawę. Przy okazji zobaczyliśmy, że nie ma kolejki
do Oceanarium, więc tym razem je  odwiedziliśmy. Dzięki temu zobaczyłam
ryby  bałtyckie  nie od strony ich wyglądu na talerzu. Nie wiedziałam, że
dorsze mogą być naprawdę duże - te w polskiej centrali rybnej  nie były
takie olbrzymie.W oceanarium nie wolno fotografować ryb w akwariach.
Ale na samej górze, na zewnętrznym wybiegu były pingwiny.
Widok z dachu Oceanarium  na jeden z kanałów:

widok na Stralsund
oraz lokatorzy tego dachu:

Na pożegnanie widok portu jachtowego.
Męska część wycieczki udała się na zwiedzanie szkoleniowego żaglowca
Gorch Fock I.
Było tak gorąco, że my  zrezygnowałyśmy ze zwiedzania i poszłyśmy do
kawiarni, tam przynajmniej słońce nie prażyło.
Gorch Fock to pseudonim literacki pisarza marynisty, Johanna Kinau.
Ten żaglowiec ma dość ciekawy życiorys.Został zbudowany i zwodowany
w 1933roku. Jak widać jest trójmasztowcem o 23 żaglach. 
W roku 1945 został zatopiony przez własną załogę, by nie wpadł w ręce
zwycięzców. Jednakże władze NRD wydobyły żaglowiec i został  przekazany
ZSRR jako zdobycz wojenna i przez cały czas trwania NRD jego portem była
Odessa.
Po upadku Muru Berlińskiego żaglowiec powrócił do niemieckiego portu.
Niestety obecnie jest "statkiem-muzeum", ale są zbierane fundusze na
doprowadzenie go do zdolności pływania.
Zamieszczam zdjęcie z sieci, bo stojąc tuż przy nim na nabrzeżu nie byłam
w stanie go porządnie  sfotografować.
Wypada ten wyjazd podsumować - z mojego punktu widzenia wyjazd był
świetny.
Zadowolona byłam z zakwaterowania, a Rugia bardzo mi się podobała.
Byliśmy w ciągłym ruchu i dobrze mi zrobił jeden dzień wypoczynku bez
żadnego zwiedzania.
 Nie da się ukryć, że w takiej miejscowości jak Sellin wynajęcie pokoju
 blisko morza lub z widokiem na nie kosztuje nieco drożej.
Ale są też w tej części Rugii miejscowości nad samym morzem, gdzie można
zamieszkać pod własnym namiotem lub we własnym kamperze czy też
w przyczepie kempingowej.
Któregoś dnia  prowadziliśmy  "eksplorację" jeżdżąc w okolicach Sellin i
trafiliśmy na dwa półwyspy, gdzie też były domy, w których można wynająć
kwaterę. Moją uwagę zwrócił  fakt, że wszędzie domki zadbane, dużo
kwiatów w ogrodach, królują róże i....malwy, wysokie na 2 metry.
Wraca stary styl budownictwa- dachy domów kryte są słomą a domy mają
charakterystyczną sylwetkę.
W każdym razie z czystym sumieniem polecam  Wam Rugię.

Słońce i wiatr, czyli rejs

Wiedzeni nieodpartą chęcią obejrzenia klifów kredowych, z pięknego mola
w Sellinie wsiedliśmy na  niezbyt duży stateczek wycieczkowy.
Żegnały nas.....kormorany, których obecność wydała mi się dość dziwna.
Dobrze, że miałam ze sobą kurtkę, bo choć słońce świeciło namiętnie to
jednak wiatr z równym zapałem chłodził. Płynęliśmy nawet dość  szparko
a opowieść płynąca z głośnika ukróciła me obawy, że miałam omamy
wzrokowe - te ptaki to były rzeczywiście kormorany. Okazuje się, że ich
obecność jest spowodowana tym, że bardzo drastycznie ograniczono na
Bałtyku połowy i ryby się strasznie starzeją- nie umierają z powodu ich
odłowu i umieszczeniu po odpowiedniej obróbce w puszce lub na talerzu,
tylko się pomału starzeją. A takie rybie "staruszki" są powolne i kormorany
oczyszczają Bałtyk z tych rybich staroci. Zdjęć zrobiłam tylko kilka a i to
nie najlepszych, bo ciągle mi ktoś właził przed aparat.
To jest widoczny fragment kładki prowadzącej z miasta Sassnitz  do portu.
Spójrzcie uważnie-to jest to "coś" nad czerwonym dachem. 
Na następnym zdjęciu jest dalsza  część tej kładki, niestety z fragmentami
współpasażerów:
Z Sassnitz odjechała przed laty ostatnia tura wojsk radzieckich.
Poniżej fragmenty portu w Sassnitz i tym razem fotka kormoranów:




I wreszcie dopłynęliśmy w pobliże klifów- zdjęcie zrobione z nieco większej
odległości, bo jak się wszyscy naraz rzucili do fotografowania to chyba bym
musiała stać na drabinie by coś zobaczyć.


Prawdę mówiąc była to nieco rozczarowująca wycieczka, ale lubię pływanie
"czymś" po wodzie, choć z pewnością byłoby fajniej płynąć  dobrą żaglówką.
Następna nasza wyprawa była do Stralsund.
Miasto leży nad cieśniną Strelasund i ma połączenie drogowe i kolejowe
z Rugią-  nazywane jest bramą do Rugii.
Prawa miejskie dostało już w 1234 roku, a w 2002 Stare Miasto Stralsundu
zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa  UNESCO.
Pogoda nam nie za bardzo dopisała, ale popatrzcie na zdjęcia.
Ratusz z przepiękną attyką:
i sama attyka:
wnętrze ratusza, którym przechodzi się na Rynek Główny:
Wychodzisz  z ratusza i widzisz :
Robisz kilka kroków i rozglądasz się:

A potem idziesz  z powrotem i trafiasz na takie cudo:
Tak pięknych drzwi jeszcze nie widziałam.  Wędrujemy dalej mimo
padającego deszczu i ciągle coś w obiektyw samo wpada:



Mieliśmy szczery zamiar jeszcze wpaść do Oceanarium, niestety liczni
wczasowicze wpadli na ten sam pomysł, więc wróciliśmy do domu.
Jeden dzień spędziłam w ciszy i spokoju, sama, bo moi pojechali na
rowerową wycieczkę- zrobili "tylko" 30 kilometrów, a młodszy ma
9 lat, starszy 11.
Na plaży też bywaliśmy, ale o tym potem.









poniedziałek, 20 lipca 2020

Atrakcje Rugii - c.d.

To jest wieża, która umożliwiła nam spacer wśród kolejnych pięter bukowego
lasu.
Do przejścia jest 1250 metrów, nachylenie drogi jest do 6%, tak, że  można tu
wjechać wózkiem inwalidzkim lub bez trudu prowadzić wózek dziecięcy.
A gdy już wyjdziemy na samą górę z jednej strony mamy widok na
jezioro, których Rugia ma sporo, z drugiej na morze
a dookoła jest tak cudownie, zielono a my stoimy ponad drzewami, 24 m
nad ziemią:
Wycieczka na tę wieżę nie jest ani męcząca ani nudna - wieża jest zbudowana
wokół jednego buka, w wielu miejscach są "przerywniki" w postaci utrudnień-
przejście po ruchomych deseczkach, więc  nieletni chętnie z tego korzystają.
Poza tym jest też podanych wiele wiadomości na temat drzew, ekosystemu,
jest  nawet podane które ptaki na jakiej wysokości gniazdują, pokazane ich
gniazda  oraz jajka.
Nam było stanowczo za mało wrażeń więc przeszliśmy się  nieco po Bintz:
Dom Zdrojowy:
i jego okolice:

Plaża w Bintz:


A tu niżej Prora. Leży pomiędzy Bintz  a Sassnitz. W tym miejscu naziści
wybudowali w latach 1933-36 ośrodek wypoczynkowy, który miał być dla 20
tysięcy osób, budynki ciągnęły się na 6 km, niby wielka ściana płaczu
I  - nigdy nie oddali go do użytku, bo wybuchła wojna. Jak wiecie z  historii
i geografii, po wojnie teren ten  należał do NRD i stacjonowali tam enerdowscy
żołnierze i radzieccy żołnierze.
Przez bardzo wiele lat wybudowane domy straszyły zrujnowanym terenem i
oczodołami okien bez szyb.
A teraz wygląda  to tak:
Jak widzicie trudno zobaczyć koniec tego budynku.
W 2011r po remoncie jest tu schronisko młodzieżowe z 96 pokojami
i przyjąć może 400 osób.
Ponadto znajduje się tu muzeum Prory.
Jest wielce prawdopodobne, że część budynków zostanie  sprzedana
prywatnym inwestorom.
Miejsce to leży nad Zatoką Prorer Wiek , a plaża ma ok.5 km długości
i to jedna z piękniejszych plaż na Rugii.
Pomiędzy kilkoma  miejscowościami na Rugii jeździ  wąskotorowa kolej,
ulubienica dzieciaków- napisałam ulubienica, a ona ma na imię Roland
i cudownie zatruwa środowisko.
Jest niezaprzeczalnie atrakcją turystyczną i nawet raz nią jechałam,
oczywiście w maseczkach byliśmy.


A to jest piec, którym jest zimą ogrzewany wagon.
Jest w tej części Rugii niewątpliwa  atrakcja czyli Park Narodowy Jasmund
a w nim  kredowe klify. Tyle tylko, że teraz obejrzeć je można tylko od strony
morza. Niestety ulegają erozji, osuwają się, więc jedyna platforma widokowa,
z której można je było oglądać jest zamknięta.
Ale jakimś "cudem" w sezonie zdarzaja się wspinacze-amatorzy, których
potem trzeba ratować z opresji.
Nie pozostało nam nic innego jak popłynąć tam statkiem i obejrzeć je ze statku,
czyli już wiecie o czym będzie następny post.                               
               







niedziela, 19 lipca 2020

Wróciłam.....

........z pięknej  Rugii.
Nie spodziewałam się, że to taka piękna wyspa- co prawda nie zwiedziłam
całej, ale wreszcie byłam w prawdziwym kurorcie.
W każdym razie z czystym sumieniem mogę polecić Rugię jako miejsce na
naprawdę fajne wakacje.
Nie da się ukryć, że najlepiej się tam wybrać samochodem. Drogi są bardzo
malownicze, a ponieważ są wąskie, nie ma tam miejsc, w których można
"grzać ile  fabryka dała", przeważa całkiem umiarkowana prędkość 80 km.
W drodze na Rugię, zajrzeliśmy do pięknego miasta Greifswald, nieco
oszpeconego w czasach NRD, gdy usiłowano wykonać zabytkowe domy
używając w tym celu znanej nam doskonale "wielkiej płyty". Na szczęście
ocalało kilka starych kamieniczek:

A tu raczej bardzo współczesna fontanna:
Byliśmy w tym  miasteczku zaledwie pół godziny i ruszyliśmy dalej.
Pobyt na Rugii mieliśmy zarezerwowany w miejscowości Sellin nad
jeziorem o tej samej nazwie. Wynajęliśmy mieszkanie, które miało dwie
kondygnacje: na parterze był pokój dzienny, nieduża ale dobrze wyposażona
kuchnia (kuchenka elektryczna, zmywarka, mikrofalówka), schowek na różne
akcesoria, m.in.odkurzacz, toaleta, a potem, idąc w górę krętymi schodami
były  sypialnie , dwie na pierwszej kondygnacji  oraz łazienka, oraz jedna na
drugiej kondygnacji. Wszystkie z widokiem na jezioro, tak samo jak pokój
dzienny i oczywiście w każdej sypialni po 2 łóżka-wygodne.
I jeszcze  jedna sprawa- mieliśmy dla siebie  miejsce parkingowe koło
domu.
Taki widok miałam przez cały tydzień:
Na tym jeziorze było sporo łabędzi
Z jeziora można kanałem przepłynąć na Bałtyk, codziennie
z pobliskiej mariny płynie na Bałtyk nieduży stateczek wycieczkowy.
Zaraz po rozpakowaniu się poszliśmy  nad morze, czyli 2 km od domu,
poprzez centrum Sellina. Było ciemnawo, ale musiałam "focić"...
To jest słynne molo w Sellin
wieczorna plaża w prawo od mola:
I oczywiście w lewo od mola:
I drugie jezioro w Sellinie (bo tu są dwa) gdy wracaliśmy do domu:
Sellin był bardzo znanym kurortem przed II wojną światową. Wiele
domów wybudowano w pierwszych latach XX wieku. Oczywiście
nie przetrwały oryginały, ale te oryginalne domy-pensjonaty zostały
pieczołowicie odbudowane i zrekonstruowane. Zdjęcia są wszystkie
robione  około godz. 20,00, bo dopiero wtedy przyjeżdżaliśmy
z różnych wycieczek na tak zwaną "obiado-kolację", testując kolejne
restauracje.
Popatrzcie  jakie ładne te domy:
Powiem Wam szczerze- wcale nie jest za fajnie z tą epidemią w dziedzinie
tzw. "zbiorowego żywienia". Są bardzo ostre przepisy, które w równym
stopniu utrudniają życie i restauratorom  i klientom. Po raz pierwszy od
bardzo wielu lat stałam w kolejce do restauracji- każdej jednej. Gdy już
uda się znaleźć stolik  na werandzie lub wewnątrz lokalu, to każdy musi
wypełnić kartę podając swe dane osobowe oraz imiona i nazwiska osób
wspólnie z nim spożywających posiłek.
Następnego dnia po przyjeździe pojechaliśmy do Bintz  do Naturerbe
Zentrum Ruegen by odbyć spacer  wspinając się od podłoża aż do korony
wysokich drzew.
Ale o tym już w następnej notce.