drewniana rzezba

drewniana rzezba

czwartek, 9 grudnia 2010

91. Ofiara

Całe szczęście, że tym razem nie stało się wiele złego, ale piszę to, żeby
każdej z pań uświadomić, że we własnym domu też można ulec wypadkowi,
nawet gdy się jest stosunkowo sprawną i wygimnastykowaną osobą.
Właśnie skończyłam wieszać firanki, gdy zadzwonił telefon.
"Co robisz?";   "skończyłam wieszać firanki"- odpowiadam zgodnie z prawdą.
"No to masz szczęście, bo Maryśka jest w szpitalu, przez firanki".
Owa Maryśka, to nasza wspólna koleżanka, bardzo wygimnastykowana i
sprawna osoba, która uprawia jogę, odstawia jakieś truchty poranne bez
względu na pogodę i nawet regularnie chodzi na aerobik. Bez wątpienia
należy  do grona  bardzo sprawnych osób. I nagle taka wiadomość!
Okazało się, że Maryśka, bardzo pewna swej sprawności, a opanowana
leciutkim lenistwem, pomyślała, że z firankami rozprawi się bez użycia
drabiny, metodą stołek + parapet. Jak pomyślała, tak zrobiła. Parapety
w naszych mieszkaniach są w dwóch szerokościach - 29 i 15 cm. Na tym
szerszym bez trudu można stać, gorzej na tym węższym. No i właśnie
Marysi zsunęła się noga z tego wąskiego parapetu. Efekt - lekki wstrząs
mózgu, złamana ręka, naciągnięte ścięgno w kolanie. No a przecież
wystarczyło wziąć drabinę.  I wtedy przypomniało mi się, jak to inna
z moich koleżanek szalała na drabinie kilkanaście lat temu, w ramach
amoku wielkanocnego. Spadła z drabiny i za nic w świecie nie mogła się
podnieść, a była sama w  domu. Przeleżała na podłodze kilka godzin,  do
chwili powrotu męża z pracy. Jej mąż przezornie wezwał natychmiast
pogotowie, bo bał się ją ruszyć. I dobrze zrobił - miała pęknięte dwa
kręgi. Święta spędziła w szpitalu, potem rok w bardzo niewygodnym
gorsecie, z dużymi ograniczeniami ruchowymi. I stąd mój apel - nie
szalejcie na drabinach i parapetach gdy nie ma nikogo dorosłego
w domu. I nie wierzcie zbyt mocno we własną sprawność fizyczną- to
dość zwodnicza wiara.