drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 7 marca 2018

Takie małe.....

......zadziwienia i trochę refleksji.
Ja dziś tak zupełnie mało ambitnie. Ale czy ja muszę ciągle coś mądrego pisać?
W końcu życie  składa się z rzeczy drobnych, zwyczajnych, duperelek i głupotek.
W minioną sobotę rodzina podzieliła się pod względem płciowym -płeć męska
pojechała  E -Banem do  Berlińskiego Muzeum Techniki, a  płeć żeńska udała
się na zakupy do ulubionej galerii.
I tu  lekkie moje  zadziwienie- sklepy.
W najbliższej okolicy mam jeden sklep ogólnospożywczy, należący do  bardzo tu
znanej sieciówki. Zaopatrzenie jak w polskim sporym markecie , czyli art.
spożywcze (szeroki asortyment) duperele z Tchibo, sporo chemii gospodarczej,
alkohole, prasa, kosmetyki, automat z kawą, kwiaty. Do tego raju mam 300m.
Obok jest jeszcze apteka, azjatycki warzywniak i coś w rodzaju trafiki, gdzie
można się  nawet napić kawy i uprawiać hazard w postaci totolotka. Nie wiem
co tam jeszcze  jest, ponieważ ani razu tam nie byłam.
Poza tym jest jeszcze fryzjer, w którym strzyżenie na mokro kosztuje 16 euro
bez względu na płeć klienta, oraz pralnia chemiczna. Po drugiej stronie ulicy
jest butik, ale raczej dla nieco młodszych ode mnie.
Na "mojej ulicy" z kolei jest piekarnio-ciastkarnia, sklep z antycznymi meblami
prowadzony przez Polaków, kilka "salonów" fryzjerskich,  jakaś naprawa  sprzętu
elektronicznego, barek kawowo- sałatkowy, sklep z napojami gazowanymi
i piwem, "klinika" fizjoterapeutyczna, włoska knajpka i nocny bar.
I jeśli zamarzy się człowiekowi  coś do ubrania, kapcie, tasiemka, lepszy
kosmetyk lub garnek, nie zostaje nic  innego jak podjechać metrem do centrum
handlowego. Do metra mam tylko 250 metrów.
Więc podjechałyśmy. Z peronu metra nie trzeba nawet wychodzić na ulicę -
wystarczy podejść do schodów ruchomych i za moment już można ogłupieć
od nadmiaru towarów.
Na parterze radocha w postaci art. gospodarstwa domowego - weszłyśmy i...
garnki, patelnie i wszystko co w kuchni mniej lub  bardziej przydatne aż po
horyzont. No normalnie można  zgłupieć. Potem trafiłyśmy na  całe hektary
stoisk z kosmetykami- oczopląs gwarantowany. Same nobliwe  firmy, zero
kosmetyków "poślednich", jak np, poszukiwany przeze mnie tonik Garniera.
Szukałam szczotki do ubrania- po przejściu tych  hektarów kosmetyków
znalazłyśmy szczotki. Jak żyję ( a żyję naprawdę  już długo) nie widziałam
takiego wyboru szczotek z prawdziwego włosia. Po 5 minutach oglądania
i brania do ręki niemal każdej szczotki dostałyśmy istnej głupawki. Bo jak
nie dostać głupawki gdy  widzisz  co najmniej 5 modeli szczotek do
czyszczenia kaloryferów, mnóstwo rozmiarów i o różnej twardości szczotek
do czyszczenia rąk, w tym szczotki dla małych dzieci, ozdobne  mniej i
bardziej szczotki do zamiatania okruszek ze stołu, oraz  przebój sezonu -
szczotki w kształcie skrzydeł polskiej husarii. Niestety nie było na metce
wydrukowane do czego ta niezwykła szczotka służy.
Szczotkę do ubrania nabyłam, cena pomiędzy 15 a 20 euro. W stoisku obok
kupiłam budzik - był tańszy od tej szczotki, zaledwie 10 euro.
Potem pojechałyśmy wyżej, bo zamarzył mi się suwak rozdzielny, długi.
I znów mnóstwo regałów  z art. pasmanteryjnymi. Oczywiście, jak w  całej
galerii, nie ma tu żadnego sprzedawcy.Dobra wszelakiego multum, czasem
musiałam niezle poczaszkować do czego niektóre rzeczy  są przeznaczone,
krąże, krążę, już chyba pół boiska piłkarskiego przeszłam a suwaków nie
widzę.
Oczywiście były, ale nie wisiały jak u nas. Tu każdy suwak miał własne, małe
pudełeczko z oznaczeniem długości a kolor i grubość ząbków były widoczne
w wyciętym "okienku". Tym razem ogarnął mnie zachwyt, nie głupawka.
Ale nic mi nie zostało oszczędzone- kierując się do działu z odzieżą sportową
przechodziłam przez dział z różnymi materiałami  - muszę tam jeszcze raz
pójść. No muszę, widziałam kilka wielkiej urody "szmatek".
W dziale sportowym przecena kurtek zimowych o 70% - napis zachęcający,
ale dziecięca zimowa kurtka, po przecenie, kosztowała 100 euro. Masakra.
Kolejne zadziwienie - można chodzić po calutkim sklepie, po wszystkich jego
piętrach z wybranym towarem i za wszystko zapłacić dopiero przed wyjściem
ze sklepu. Genialne, bo ciągniesz to za sobą w koszyku na kółkach.
Potem mały skok w podziemia, przejście do wielgachnej drogerii  "Dm" i tu
dostałam swe pośledniejsze kosmetyki.
Potem jeszcze sklep z torbami, walizami, zachwyt (mój) czymś co jest
jednocześnie walizką, torbą podróżną i plecakiem i ma kółka, ale tylko dwa,
a my szukałyśmy takiego "3 w jednym" na 4 kółkach.
Torebki damskie - kiepskie, wręcz brzydkie i zupełnie nie tanie.
Wreszcie klapnęłyśmy w kawiarence - po takich trudach należała  nam się kawa.
Dzięki córce udało mi  się nawet nieco zaoszczędzić -  jako posiadaczka karty
stałego klienta i bonów za wszystkie zakupy zapłaciła ona i tym sposobem
zaoszczędziłyśmy 20 euro. Fajnie, że na paragonie od razu był widoczny
upust przy każdej pozycji, więc od razu wiedziałam ile mam jej oddać.
Refleksja przy kawie - podaż większa od popytu, to się musi  zle skończyć.
Spojrzenie na zegarek - spędziłyśmy w galerii trzy godziny.
Dwadzieścia minut póżniej już byłam w swoim domu. Z lżejszym portfelem.