drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 5 marca 2012

278. Robię NIC

Co robisz? -zapytała mnie koleżanka przez telefon. NIC- odpowiedziałam
zgodnie z prawdą.
Bo naprawdę to robię NIC. Coś podłubałam w koralikach, ale jakoś nie
zauważyłam, że teraz są sprzedawane po 5 gramów i oczywiście mi ich
zabrakło.
Tak mnie to zezłościło, że straciłam ochotę do robienia czegokolwiek.
Ale obejrzałam kilka dobrych filmów dokumentalnych i trochę sportu.
                                                 ****
Na początek obejrzałam mocno wzruszający film o in vitro. To była
historia młodego małżeństwa (Korea Płd.) - ona- śliczna, wykształcona
dziewczyna, chorująca na samoistną łamliwość kości. Piękna młoda
kobieta o wzroście 5 letniego dziecka, po 60 złamaniach kości, licznych
zabiegach operacyjnych , z kośćmi usztywnionymi prętami, poruszająca
się z trudem o kulach. I on- zakochany w niej niemiłosiernie, dbający,
pomagający na każdym kroku. Po pięciu latach małżeństwa, gdy wciąż
nie było dziecka, postanowili, że należy tę sprawę omówić z lekarzem.
Badania wykazały, że oboje są  sprawni pod względem rozrodczym,
ale istnieje 50% szans, że dziecko odziedziczy wadliwy gen matki i też
będzie cierpieć na wrodzoną, samoistną łamliwość kości. Ponieważ
młodzi ogromnie pragnęli dziecka,  zaproponowano im zapłodnienie
in vitro, ich własnym materiałem genetycznym, jeżeli uda się wyodrębnić
i zlokalizować wadliwy gen. Dotychczas  tylko raz udała się taka
operacja. Tu mam coś dla przeciwników metody in vitro- zapewniam
was, że całe to działanie ani przez minutę nie niesie za sobą  choć
odrobiny przyjemności - to ból, złe samopoczucie i wielka niepewność,
bo powodzenie osiąga się w zaledwie 30% przypadków.
Badania nad wyodrębnieniem i zlokalizowaniem wadliwego genu powiodły
się i zapadła decyzja o zapłodnieniu in vitro, choć nie ulegało wątpliwości,
że ciąża i poród będą dla organizmu matki wielkim ryzykiem.
Udało się  pobranie jajeczek od matki (po uprzedniej stymulacji
hormonalnej) , oraz ich zapłodnienie. Oczywiście nie wszystkie pobrane
komórki jajowe udało się zapłodnić. Gdy dokonał się podział zapłodnionych
komórek jajowych , usunięto komórki, w których zlokalizowano wadliwy
gen, pozostawiając tylko te zdrowe. Dwa zdrowe zarodki zaimplantowano
w macicy, resztę zamrożono i czekano z niecierpliwością, co dalej. Niestety,
zarodki nie zagniezdziły się, ciąży nie było. Rozpacz obojga była wielka,  ale
w 5  miesięcy pózniej ponowiono całą procedurę.  Tym razem udało się,
jeden z zarodków zaczął się w macicy rozwijać. I w ten sposób pojawił się
na świecie chłopczyk, którego uratowano zabiegiem in vitro przed
odziedziczeniem nieuleczalnej, ciężkiej choroby.
I między innymi dlatego jestem za in vitro.
O dwóch pozostałych filmach napiszę następnym razem.