drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Kilka słów o..........

 ...........przeczytanej  książce.

Oczywiście to  są moje  wrażenia i odczucia a każdy po jej przeczytaniu może mieć  zupełnie inne zdanie.

 Autor powieści - Abraham  Verghese jet profesorem teorii i praktyki medycyny na  Wydziale Medycyny Uniwersytetu  Stanforda. Urodził  się  w Etiopii, jego rodzice są Hindusami. 

A. Verghese zadebiutował jako pisarz  w 1994 powieścią " My Own Country A Doctors Story" i  od  razu  ta  powieść stała  się bestsellerem a nawet  została  sfilmowana.

 Powieść  "Powrót  do Missing"   (tytuł oryginału: "Cutting for  Stone") po raz  pierwszy ukazała  się w 2009 roku i przez  107 tygodni była  na pierwszym  miejscu bestsellerów  New  York Timesa, a w USA została  sprzedana w liczbie  1,5 miliona  egzemplarzy.  

Mnie ta powieść  bardzo się  spodobała - to powieść o miłości i tej w wieku "małolata" jak i w wieku dorosłym. Jest też  zaglądnięcie  w psychikę człowieka, która  zawsze jest związana  z naszym otoczeniem w którym się obracamy,  tłem  zaś są wydarzenia  w Etiopii  związane z  puczem mającym na  celu obalenie  cesarza. Sporo jest  tu także metafizyki, co mnie  wcale nie  dziwi, bo znam wielu czynnych lekarzy i z wieloma  godzinami  rozmawiałam  i każdy z nich  czasami uważa, że  w medycynie jednak  "zdarzają  się cuda".

Ale jeśli ktoś nie lubi czytać o różnych zabiegach  medycznych to na pewno nie  będzie  tą książką  zachwycony, bo sporo  tu jednak opisów  medycznych, łącznie z przeszczepem wątroby. A ja do  dziś nie mogę odżałować, że jednak nie  studiowałam medycyny. I że nie mam talentu pisarskiego.

Pogoda  u mnie   niemal letnia, na  następne  dni przewidują 27, 28  stopni i  słońce. Aż  strach pomyśleć  co będzie latem.



niedziela, 28 kwietnia 2024

Synchronizacja?

 Właśnie  zauważyłam dziwną synchronizację - na  zegarku godzina  21  a za oknem 21 stopni. Od  samego rana  była  dziś  piękna pogoda i cieplusieńko. Poszliśmy więc niespiesznie do "naszego" Volks Parku, by zobaczyć   z radością, że wzięto  się  za jego renowację. Przybyło ławek,  a stare, pomazane a i często porżnięte  przez takich, co  czuli przemożną  chęć  trenowania pisma obrazkowego oraz udowadniania, że kiedyś jednak uczyli się stawiania liter - zniknęły. Alejki doczekały  się kontaktu z  walcem drogowym a ich pobocza  umocnienia ozdobnie ułożonymi dużymi otoczakami. Place  zabaw są teraz  tak atrakcyjne, że  aż moja córka  zaczęła  żałować, że jej synowie  już z  nich nie korzystają. Na koniec posiedzieliśmy  wszyscy w kawiarence usytuowanej  w pobliżu  "Fontanny Złotego Jelenia"



A tak poza tym u mnie jak w ogródkach  działkowych nic  się nie  dzieje ciekawego  bo jedynym   moim  zajęciem  jest czytanie tego opasłego  tomiszcza, które dostałam na urodziny.

Spora  część   akcji dzieje  się w Etiopii, o której zawsze wiedziałam tylko tyle, że stolica tego państwa to Addis  Abeba i rządzi tam cesarz o bardzo mikrym  wzroście  ale  rozdętym  ego, a w piątym co do wielkości mieście   tego kraju, na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku jedna z polskich wyeksportowanych tam   specjalistek  była pierwszą  białą kobietą w owym mieście, więc  miejscowi dość bezceremonialnie ją poszczypywali, macali, poklepywali by sprawdzić, czy  aby nie jest "pobielona" wapnem  lub farbą.  Pamiętam, że słuchałyśmy jej przeżyć z niemałym przerażeniem. I choć kontrakt   był roczny po  sześciu  miesiącach  powróciła  do Polski - po prostu  nie  wytrzymała nerwowo takich warunków.

Do końca  książki mam już  tylko 70 stron i pewnie  dziś  ją skończę.

I dziś dostałam w prezencie nowy monitor - taki 57 na 34 cm i baaardzo mi  się podoba.

Miłego nowego tygodnia Wszystkim!!!!

piątek, 19 kwietnia 2024

Dziwne......

       ..........ale jakoś dziwnie  szybko minął mi ten tydzień.

Nie  da  się ukryć, że pogoda chyba zajrzała  w kalendarz i zreflektowała  się, że to dopiero kwiecień i szybciutko "dała  tyły". Po pierwsze to pochłodniało,  a po drugie to "zbrzydło" , czyli wieje i pada. Wczoraj udało mi  się przemknąć  na  zakupy pomiędzy  deszczami, tyle  tylko, że był niezbyt  sympatyczny północny wiatr i oczywiście   zimny, jako że północ nie  słynie  z ciepła.  Dziś to nawet do śmietnika się  nie wybrałam i nie  zrobiłam planowanego  "klaru na balkonie" bo po pierwsze jest raptem +6 stopni , po  drugie wiatr ćwiczy swe porywy a deszcz, chociaż mój balkon  nie jest od północy,  jakimś cudem zacina na  mój  balkon.

Zaczęłam czytać książkę, która dostałam z okazji urodzin - zaczyna się nieźle -pewna mniszka z  zakonu karmelitanek bosych  z Madrasu rodzi  bliźnięta - rzecz  dzieje  się  w szpitalu Missing w  Addis Abebie, czyli w Etiopii. Niestety nie mogę  długo  czytać, bo książka ma  koszmarnie drobny  druk i tak mniej więcej po  godzinie   czytania  wysiada mi  wzrok, bo na  dodatek chyba  w  drukarni oszczędzano na  farbie drukarskiej bo część liter jest wyraźnie   "niedobarwiona" i  są  bledziutkie. Na  razie dotarłam do 187 strony,  książka ma ich 715. Czyli  dużo jeszcze przede mną.

Za to panowie  naukowcy  mnie  nie zawiedli. Nie wiem, czy pamiętacie,  ale  rok temu pisałam, że  w Loch Ness zorganizowano wielkie "polowanie" i wypatrywanie  Nessi, ponoć były  tłumy, tylko oczywiście Nessi  zabrakło - zapewne  zastrajkowała, ewentualnie  zastrajkował- nie  znam płci owego stwora.

 W  tym roku panowie  naukowcy-eksperci z Loch Ness Center zwrócili  się do NASA z prośbą o  wsparcie w poszukiwaniach legendarnego  zwierzęcia, czyli proszą o   sprzęt używany przez NASA do poszukiwań kosmicznych, by móc dokładnie przeskanować głębiny jeziora . Na razie  rozmowy z NASA ponoć trwają. A jeśli  się dogadają to poszukiwania  będą w dniach 30 maja - 2 czerwca. A tak nawiasem - pierwsze  wzmianki  o dziwnym  stworze  zamieszkującym jezioro pochodzą z.....VI wieku.

A zupełnie inni panowie  naukowcy opublikowali  w prestiżowym  czasopiśmie "Chaos" wyniki badania ptaków z gatunku "Pitunga  Wielka". To ptaki z grupy rodziny  muchołówkowatych, popularnych  w Ameryce Południowej. Co nieco bardziej dla mnie osobliwe, to owe badania  prowadzili, gdy ptaszyska  spały. Analizując  to wszystko co udało im  się podsłuchać i podglądnąć  doszli do odkrywczego  wniosku, że ptaki  śpiąc ......śnią, a ich sny odzwierciedlają takie  instynktowne  zachowania  jak obrona  terytorialna lub  rywalizacja o partnera.  Analizie  były poddawane sygnały  nerwowe i ruchy mięśni wokalnych śpiących pitungów.

Na  wszelki  wypadek  sprawdzę przed położeniem  się  spać, czy jacyś naukowcy nie  zagnieździli mi  się w sypialni.

Miłego weekendu Wszystkim życzę, czyli słoneczka, ciepełka i spędzenia  czasu tak jak lubicie!


niedziela, 14 kwietnia 2024

Uprzedzam -

 ..........niczego  ciekawego tu nie  będzie, post jest  z gatunku "czystej prywaty".

Przede  wszystkim to dziękuję  wszystkim, którzy złożyli mi życzenia  z okazji moich urodzin - już osiemdziesiątych pierwszych. Nawet w najczarniejszych snach nie podejrzewałam, że doczekam  takiej liczby urodzin.

W ramach owych urodzin dostałam  takie  "coś  dla oczu, czyli śliczne kwiatki

poza tym coś dla  rozwoju intelektu czyli:


coś dla  dopieszczenia podniebienia i żołądka,  czyli podwieczorek w kawiarni japońsko- francuskiej, w której zięć  zarezerwował stolik  w ogródku, jako że tu znów był upał. Poniżej zdjęcia z tego co wylądowało na  stoliku.



Nie  dość, że oczy mi wychodziły  z orbit, bo takie  śliczne  były owe  ciasteczka, to doznania smakowe też mnie  zaskoczyły- ciasteczka  były pyszne. Wybór herbat ogromny, ja wybrałam Rooibos. Zastanawiałyśmy  się   z córką jak "oni", czyli cukiernik tu pracujący  zrobił tak idealnie gładziutką masę i tak  wspaniale połączył kilka  smaków w idealną  całość. Poza tym zaskoczyły nas dzbanuszki do herbaty, wraz  z którymi wniesiono miniaturowe klepsydry, odmierzające  czas parzenia danej herbaty, Po owym czasie (moja parzyła  się 5 minut) należało przekręcić cześć pokryweczki dzbanuszka i herbata przestała  się  dłużej  zaparzać. A  potem powędrowaliśmy ulicami , przy których stały budynki jeszcze sprzed  wojny  i poza tym oglądaliśmy "atrakcję turystyczną Berlina", czyli budynek, z którego  kilka  dni wcześniej usunięto  na tempo wszystkich mieszkańców, ponieważ "budynek zaczął  się skręcać" i grozi zawaleniem się. Zamknięto skrzyżowanie dwóch ulic i teraz ciągle w tym miejscu za ogrodzeniem jest pełno ludzi, którzy oglądają z  zaciekawieniem  dom, który  może się w każdej chwili zawalić.  Cała heca  jest w centrum  miasta i nie jest to pierwszy budynek w Berlinie, który może  się rozpaść na  części. Oczywiście nie odmówiłam  sobie  przyjemności  sfotografowania owego budynku:


To ten żółty budynek. Pod oknem na drugim piętrze widać ślad po odpadniętym samoistnie tynku - więcej szkód z  zewnątrz  nie  widać, ale  według ekspertów budynek grozi zawaleniem  się.  To co jeszcze  widać  gołym okiem,  ale nie na moim  zdjęciu to  fakt, że od  spodu niektórych balkonów odleciały tynkowe  spody.  Od momentu zamknięcia owego skrzyżowania berlińczycy zaczęli owo miejsce nazywać "atrakcją turystyczną"no i  wiecznie na ulicach dochodzących do tego skrzyżowania pełno ludzi.

Jak już pisałam, wiosna jakaś nagła  się  zrobiła , bzy kwitną jak oszalałe, kasztanowce też w pełnym rozkwicie i "tak  się porobiło", że na jednym  trawniku kwitną jednocześnie tulipany i kasztanowiec tudzież drzewka owocowe,  a przecież to dopiero połowa kwietnia.

A teraz dalszy  ciąg - spacerowaliśmy ulicami, przy których stoją bardzo stare  budynki- to wszystko jest w centrum Berlina, a ja bardzo lubię właśnie takie  stare, pięknie odnowione  budynki.











Wróciłam nieco zmordowana ale bardzo, bardzo  zadowolona, bo jeszcze na  dodatek wracaliśmy samochodem  jadąc "Kudamem", który też ma piękną   zabudowę.

A na  zakończenie, na otrzeźwienie - budynek  zupełnie  jak z końca PRL-u

Miłej niedzieli i dobrego nadchodzącego tygodnia - Wszystkim!!!!




środa, 10 kwietnia 2024

Zupełnie......

                              ..........można  zgłupieć!

Wczoraj było tu 26 stopni   w cieniu i to pomimo  nawet  dość silnego  wiatru. I, co  mnie  nawet  nieco  zadziwiło -  było duszno.  Świeciło słońce, niebo było niby  bez  chmur, ale jakieś takie  "matowe" - chyba nadal ten  saharyjski pył  tu  dociera.  W metrze miałam przegląd wszelakiej garderoby - od kurteczek wyraźnie jeszcze  zimowych aż po trykotowe bluzeczki na  ramiączkach. 

A byłam na kontroli okulistycznej i.......jest super!  Soczewki (obie) siedzą na  swoich  miejscach, nadal nie  muszę stosować okularów  stale, co najwyżej  wtedy, gdy mam bardzo, bardzo  drobny druk. To co najważniejsze- siatkówka zdrowa, cała i wieku mojego po  niej  nie  widać. Tym razem  byłam w innej niż dotychczas  przychodni okulistycznej, nie tam  gdzie  miałam  robione dwie operacje. Niestety tamta przychodnia się całkowicie  sprywatyzowała i przyjmuje tylko pacjentów  prywatnych  albo tych, którzy płacą  bardzo wysoką  składkę  zdrowotną.

Przy okazji się dowiedziałam, że  te  dwie operacje  były robione tak  zwanie na ostatni  dzwonek, więc  się cieszę, że nie  do końca uwierzyłam polskiej okulistce ( byłam u niej tuż przed  wyjazdem do Niemiec), że mam zaćmę w stadium początkowym i mogę jeszcze dłuuugo jej nie usuwać. Gdy tu poszłam do okulisty (w czasie pandemii) to pomimo panującej  pandemii i licznych ograniczeń w sensie zabiegów  miałam  dwa zabiegi w odstępie zaledwie  dwutygodniowym, w tym jeden ratujący przed jaskrą i dlatego do tego zabiegu podano mi narkozę - krótką, ale pełną. 

A dziś - wieje  jakby  kogoś powiesili  i jest w tej  chwili .......13 stopni, niebo  "ze śladami  chmur", ale nadal matowe. I pomału drzewa  zaczynają  "produkować"  liście i wygląda to tak:


I nawet "moje" podwórkowe brzozy już się zazieleniły, ale nie będzie ich portretu, bo mi za bardzo przeszkadzają  zgromadzone dookoła nich materiały budowlane.

W okolicy rozkwitły w ciągu jednego   dnia  magnolie - następnego dnia wokół drzewek leżało mnóstwo  opadłych kwiatów. I równie  niespodziewanie rozkwitł bez - ciekawe  czy jeszcze długo  się utrzyma, bo na  dzisiejszą noc przewidują temperaturę maksimum  +7 stopni. 

Miłego  dla  Was!

niedziela, 7 kwietnia 2024

Dziwny ten.....kwiecień

 Jest godzina 19,55 a na termometrze jest 21 stopni  ciepła. Jakoś nie przypominam sobie by w pierwszej  dekadzie  kwietnia  bywały takie temperatury. Ale  śnieg w maju - pamiętam. Cały  dzień było cieplutko, a na jutro  zapowiadają 23 stopnie  ciepła. Natomiast  pamiętam, jak  kiedyś  właśnie  w pierwszej dekadzie  kwietnia 1986r ugrzęźliśmy samochodem  w  zaspie śnieżnej, bo chcieliśmy skrócić  sobie   drogę jadąc przez  lotnisko dla  samolocików panów agronomów. No i zamiast sobie  skrócić drogę tośmy ją sobie  elegancko wydłużyli , ale nie my jedni znaliśmy ten  skrót i wkrótce wyciągnęli nas  stamtąd  ciągnikiem ci, co też ten  skrót  znali,  ale  mieli ciągnik a nie fiacika 126p.

A ja często  zaglądam na  stronę www.tylko astronomia .pl   i dziś wypatrzyłam taką  oto ślicznotę:


To jest zdjęcie kulistej gromady  gwiazd, która  znajduje   się  w odległości 162 tysięcy lat  świetlnych od  Ziemi, a tę piękność  sfotografował kosmiczny  Teleskop Hubble'a,  a  opublikowała je Narodowa Agencja  Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej NASA.

Ta kulista gromada gwiazd  ma nazwę NGC1651 i znajduje   się w Wielkim Obłoku Magellana. Gromady kuliste to  są  skupiska setek  tysięcy a może nawet milionów  bardzo  starych gwiazd, związanych  ze  sobą  grawitacyjnie i krążących wokół centrum  galaktyki.

I jeszcze taka jedna piękność czyli  galaktyka Wir, odkryta w 1773 roku, która  znajduje   się 26 mln lat świetlnych od Ziemi i nosi "ksywkę" M51


Ogromnie  dużo  czasu spędzam ostatnio na  oglądaniu zdjęć tego co "gołym okiem" nie widać.

Miłego, bezproblemowego tygodnie życzę Wszystkim.

P.S.

Nadal pasę  się kropelkami p. bólowymi - teraz już wiem  dlaczego mam ten lek  zapisany do zestawu stale używanych  leków.