.......inni zyskują. A zarobić można na wszystkim, to prawdy stare jak świat.
Wiedzą o tym doskonale morskie przedsiębiorstwa ratownicze-rozlegający
się na morzu sygnał "Mayday" równoważny jest dla nich z przemiłym
szelestem dużej ilości banknotów w zliczarce.
Bo powszechnie wiadomo, że gdy kapitan statku nadaje ten sygnał, to
jego statek jest w poważnych opałach.
Być może, że statek "tylko" utracił zdolność manewrowania, ale może on
również oznaczać, że istnieje realna grozba jego zatonięcia.
Ze zdziwieniem przeczytałam, że co trzy lub cztery dni dochodzi do
utraty na morzu jednostki pływającej.
Nie sądziłam, że na morzach jest aż tak intensywny ruch.
Pamiętacie może jak w 2002 r, w nocy, podczas mgły, w kanale La Manche
kontenerowiec Kariba uderzył swym dziobem w burtę transportowca
Tricolor? Uderzony transportowiec, załadowany 2871 luksusowymi autami, zaczął się niebezpiecznie przechylać,a jego kapitan nadał sygnał "Mayday".
Na pomoc wyruszył belgijski holownik Boxter -w ostatniej chwili udało mu
się podjąć 21-osobową załogę z tonącego transportowca.
Niestety nie udało się uratować samego transportowca i poszedł na dno.
Sam statek był wart 40 milionów euro, towar 50 milionów euro, a na
dodatek zaistniała konieczność wydobycia wraku i jego ładunku, czyli
wydatek jeszcze 36 milionów euro za wydobycie z dna kanału wraku i
jego ładunku.
Firmy ratownicze mają się niezle, ale trzeba obiektywnie przyznać, że
dysponują bardzo drogim specjalistycznym sprzętem.
A pamiętacie wypadek wycieczkowca Costa Concordia? Wydobycie go
i odholowanie do portowego złomowiska kosztowało 310 mln euro.
Okazuje się, że tak samo jak w katastrofach lądowych tak i w morskich
najsłabszym ogniwem jest - czynnik ludzki.
Oglądałam program o największych statkach świata, między innymi był
kontenerowiec Maersk duńskiego armatora. Jego długość to 400 metrów
a na pokład zabiera 18 tysięcy pojemników o wymiarach 6x2,5x2,5 metra.
Bardzo wprawiony specjalista ds. załadunku, potrzebuje ok. 5 godzin na
zaplanowanie optymalnego obłożenia statku. Pod pokładem kontenery są zabezpieczone szynami prowadzącymi, a na pokładzie są połączone ze
sobą ryglami typu twistlock. Najcięższe kontenery są najbliżej dna statku,
gdzie jest najmniejsze kołysanie.
Kontenery z niebezpiecznym towarem przeważnie stoją na dziobie, by
były jak najdalej od kajut i by można je było w razie jakiegoś zagrożenia szybko wyrzucić za burtę.
Gdy oglądałam ten film, pomyślałam, że nie nadaję się na takiego speca
od załadunku, bo już sama myśl o pakowaniu do walizki ciuchów na wyjazd
przyprawia mnie o zły humor. No a moja walizka to jednak dużo mniejsza
jest od najmniejszego nawet kontenerowca.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńJa też bym się nie nadawała. Chyba, że płaciliby dniówki. Do spakowania walizki potrzebuję 3 tygodnie, hi, hi...
Pozdrawiam serdecznie.
Ja ją pakuje zaledwie trzy dni, ale.....kilka razy. To tak jak z robieniem przeze mnie swetra- gdy coś dziergam to zawsze przynajmniej raz zdarza mi się spruć całkiem spory kawał roboty. Teraz robię sweter z cieniowanej włóczki i gdy zrobiłam połowę, to doszłam do wniosku, że przecież będzie ciekawiej gdy kolorowe pasy będą pionowe a nie poziome, więc sprułam to co udziergałam. Mąż się śmieje, że pewnie mam jakieś geny Penelopy.
UsuńMiłego, ;)
A najfajniejsze w długim pakowaniu jest to, że po kilku dniach nie pamiętam, co już spakowane i też muszę rozpakowywać, żeby sprawdzić. Raz nie rozpakowywałam, tylko dokładałam i okazało się, że miałam 3 latarki w walizce. :)))
UsuńOooo, to miałaś jasność zupełną:)))) Gdy jeszcze byłam w domu rodzinnym kazano mi zawsze spisywać co chcę/muszę wziąć, potem zastanowić się czy aby wszystko jest potrzebne, a potem wg tego spisu pakować. W dorosłym życiu tylko raz spisałam co mam wziąć.
UsuńAle tak jakoś jest, że potem na "wyjezdzie" chodzę w 1 bluzce, która co 2 dni piorę,i w jednych spodniach lub ewentualnie w dresie i do domu wracają ciuchy czyste, choć nieco wygniecione- za to bywałe w świecie:))))) Zawsze przeżywam przy pakowaniu dwa ataki skrajności - albo niemal nic nie biorę albo pół domu. Gdy jedziemy samochodem to ilość bagażu nie gra tak wielkiej roli, no ale gdy trzeba to samemu targać, to już gorzej:)) Którymś razem tak się zmyślnie pakowałam, ze zapomniałam wziąć nocną bieliznę i musiałam spać w podkoszulku mego zięcia- sięgał mi aż poza kolana, bo to wysoki facet jest. No ale miałam pretekst do kupienia sobie nowej nocnej koszulki:))))) i mąż się nawet nie skrzywił na te zakupy.
Lubię podróże i nowe zaskakujące mnie zdarzenia, ale pakowanie???? Nie lubię się pakować i robię to szybko,pewnie bezmyślnie, bo potem okazuje się że wszystkiego potrzebnego jest za mało a tego co jest dużo to wcale nie wyjmuję z walizki.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że kiedyś zapomniałam wziąć pastę do mycia zębów i musiałam z Juraty jechać do Gdyni by ją kupić - tam nigdzie nie było.
UsuńNie lubię się pakować na wyjazdy letnie w Polsce- nigdy nie wiadomo jaka będzie naprawdę pogoda. Wolę już pakowanie "zimowe".
Serdeczności;)
Bardzo interesujący tekst. Ponieważ przeprowadzałam się 4 razy, opanowałam pakowanie w bardzo dobrym stopniu. Nie mam z tym żadnego problemu:) Podczas ostatniej przeprowadzki pakowałam/ dyrygowałam układaniem rzeczy w samochodzie. Wszystko upchnęłam na dwa kursy, a było tego sporo. I nic się nie stłukło.
OdpowiedzUsuńNie mam tez problemu w pakowaniu walizy na parę dni. I dwie rzeczy zawsze zabieram-suszarkę do włosów oraz żelazko turystyczne.
Nim zamieszkałam we własnym mieszkaniu przeprowadzałam się też 4 razy-to było o tyle proste, że po prostu musiałam wziąć wszystko, bez żadnego namysłu/wyboru.
UsuńPakowanie wyjazdowe to już gorsza sprawa.Ale gdy jadę do córki to nie biorę: ręczników, suszarki, szamponu, mydła, pasty do zębów- to wszystko mam tam, u niej. Muszę tylko wziąć stąd pół regularnej apteki:))) Jeśli mi zabraknie jakiegoś ciucha to zawsze coś sobie na wyprzedaży tam kupię - ostatnio za 7 € kupiłam super sweterek.
Miłego;)
Całe szczęście, że załadunkiem kontenerowców kierują faceci...
OdpowiedzUsuńMnie chyba dobiłaby myśl, że najmniejszy mój błąd może mieć tragiczne skutki, poza tym w matematyce i liczbach jakoś mało bystra jestem.
UsuńMiłego, ;)
Mnie też przerastałoby to pakowanie, na pewno gorsze od mojego :)))!
OdpowiedzUsuńNajprostsze pakowanie to jest przy powrocie z wakacji - po prostu pakujesz wszystko, aż pokój będzie pusty i szafy, szufladki też.
UsuńNajbardziej mi przeszkadza myślenie o tym co mam zabrać, żeby jako
tako wygladać na wyjezdzie.
Miłego, ;)
To nie ma się co dziwić, że ja się bałam że nam góra lodowa wyrośnie na Bałtyku jak płyneliśmy promem z Gdyni do Karlskrony.
OdpowiedzUsuńRozumiem że do Krasnali się wybierasz???
Pozdrówki:-)
Nie wiem jak to będzie - na razie to coś złego dzieje się z sercem A.
UsuńNajbliższy możliwy termin u kardiologa (prywatnie) to 22 b.m. No i wtedy zobaczymy (szkicowo) co to może być- bardzo możliwe, że nie będzie się nadawał do wyjazdu. Teraz już wierzę, że ten cholernie wysoki poziom kortyzolu u mnie to z tego nierozładowanego stresu od czasu jego operacji, bo tamten lęk do dziś mnie nie opuścił.
Już i tak jest lepiej, bo tylko raz w nocy sprawdzam jak oddycha.
Miłego, ;)
Hej, co słychać?
UsuńCzemu się nie odzywasz?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWalizkę to ja najbardziej lubię rozpakowywać ;-) Wyjeżdżać nie lubię i unikam jak ognia. A pakowania po prostu nie cierpię!
OdpowiedzUsuńDla mnie to masakrą jest wybranie tego co powinnam mieć "na wyjezdzie", bo wtedy to właściwie powinnam 3/4 chaty zabrać ze sobą:))))
UsuńZawsze podziwiam takie pływające giganty wyładowane prawie do granic wyobraźni.
OdpowiedzUsuńJa mam ciągle jakieś problemy z pakowaniem w skali mikro; w dodatku ostatnia podróż wykazała, że słabo się uczę na własnych błędach :-))
Pozdrawiam
Zawsze wszystkiego zabieram za dużo. I to jest okropne!!!! Bo wpierw robię w domu "zestawy" odzieżowe, a potem i tak łażę w jednych spodniach i najwyżej w dwóch bluzkach na zmianę. A reszta leży w walizce.
UsuńMiłego, ;)