drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 14 stycznia 2020

Własna szkoła przetrwania

Pisałam jakiś czas temu, że po  Nowym Roku czeka mnie   "szkoła przetrwania".
Oczywiście, jak to u mnie - nie jest to udział w zajęciach typu " jak przetrwać
w lesie bez jedzenia, picia i dachu nad głową" ani  "jak przepłynąć Odrą od źródła
do Bałtyku żaglówką typu Mak", mając tylko żagiel i rakietki do ping-ponga."
Od 7 stycznia jestem w swojej szkole przetrwania, czyli jestem sama w Berlinie,
bo rodzina wyjechała na 6 miesięcy do innego kraju, na szczęście w obrębie UE.
Nieco mnie to boli bo nadal nie odróżniam brzmienia języka niemieckiego
od chińskiego - obydwa nadal są równie dziwne i niezrozumiałe.
Gdy "moi" podejmowali decyzję owego wyjazdu ponad dwa lata wcześniej, to
nawet w najczarniejszych snach nie podejrzewali, że nagle umrze mój mąż, a ja
zostanę sama.
Na razie muszę odnotować pewien sukces - zaczynam się stabilizować życiowo.
Śpię i jem, funkcjonuję bez waleriany i  tym podobnych  specyfików.
Moja podświadomość pogodziła się  jakoś z tym wszystkim, że w ciągu ostatnich
3 lat odeszły wpierw moje serdeczne przyjaciółki a potem mój mąż.
Boli mnie to nadal, tęsknię  za moimi przyjaciółkami, tęsknię za mężem, ale jak
pisała Jasnorzewska-Pawlikowska -"widać można żyć bez powietrza i światła".
Nie wyszłam do ludzi, wbrew udzielanym z dobrych serc poradom, bo ja nigdy
nie byłam z tych, którzy wychodzili do ludzi. To raczej ludzie  sami do mnie
jakoś trafiali, bo czuli taką potrzebę.
Jak na razie tylko raz się zagubiłam w Berlinie, a tak dokładnie poplątało mi się
na jednej ze stacji metra, która ma fatalne oznakowania i z tego zdenerwowania
w ogóle zrezygnowałam z dojazdu w pobliże domu, tylko "wychynęłam" na
powierzchnię i zamiast mieć do domu ze stacji metra 250  metrów, miałam do
przedreptania 2,5 kilometra. No ale najważniejsze, że trafiłam do domu, choć
w pewnej chwili rozum mi odjęło i zapomniałam, że mam w smartfonie taki
"drobiazg" jak nawigację, więc korzystałam z pomocy ludzi. A że w Berlinie
dość ciężko trafić na  Niemca to trafiłam na Polkę, więc w sumie  fajnie wyszło.
Poza tym średnio/przeciętnie  córka lub zięć z raz w miesiącu będą jednak
w Berlinie, więc nie zejdę z tęsknoty. A gdyby się coś źle działo to są w stanie
dotrzeć do mnie w kilka  godzin.
Poza tym znów sobie  włączyłam Skype, choć fatalnie działa gdy jest włączona
kamerka, więc rozmawiamy "bezobrazowo".
Krasnale chodzą tam do szkoły międzynarodowej z wykładowym językiem
angielskim. Są szkołą zachwyceni, bo  nie muszą dźwigać plecaków z książkami-
każdy na "dzień dobry" dostał  laptopa i na nim jest wszystko co należy mieć
w szkole. Nie muszą nosić ze sobą do szkoły pudełek ze śniadaniem, bo tu
jest godzinna przerwa śniadaniowa i to co serwują - dzieciakom smakuje.
Lekcje nie są ściśle 45 minutowe, to są tzw. "bloki", ale czas ich trwania jest
zależny od stopnia uwagi dzieci - gdy nauczyciel ocenia, że poziom uwagi
spada- po prostu skraca lekcję. Cała szkoła  kończy zajęcia o jednej godzinie.
Dorośli z kolei są zachwyceni niskim stopniem uciążliwości działania
administracji- zero problemów z meldunkiem, a gdy się  zameldowali to zaraz
dostali bez problemu "miejsce parkingowe dla mieszkańca".
Przy okazji przekonali się jak bardzo pojemnym autem jest Getz- istny TIR
w nieco mniejszej wersji:)))
A poniżej coś dla tych, którzy  już kombinują gdzie pojechać na wakacje:
Jeśli ktos z Was tam dotrze, to mam prośbę by o tym napisał.
Miłej reszty  tygodnia dla Was;)

36 komentarzy:

  1. Teraz, gdy jesteś sama możesz robić co tylko chcesz ! Możesz gubić się i odnajdywać, i wracać do domu różnymi drogami. Wiem, że może to mało pocieszające, ale zawsze... W każdym bądź razie masz na pewno inny tzw. "punkt widzenia".
    Bardzo interesujące jest to, co piszesz o szkole. Bardzo ciekawe metody prowadzenia zajęć. Gdzie tak jest ?
    Jeśli o mnie chodzi to chyba w tym roku nie pojadę na wakacje, ale z filmiku bardzo spodobały mi się Góry Tianzi w Chinach. Chciałabym kiedyś odwiedzić to miejsce. Pozdrawiam serdecznie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka podstawówka jest w Szwecji. Wiesz, chyba czasem warto jeden rok zaoszczędzić na wakacjach i potem pojechać dalej, w jakieś wymarzone miejsce. Czego Ci z całego serca życzę!

      Usuń
  2. U nas tez nie ma czegos takiego jak meldunek, po prostu przeprowadzasz sie i mieszkasz:)) Jedyny dokument, ktory swiadczy o miejscu zamieszkania to prawo jazdy i to nalezy zmienic w przyzwoitym terminie, czyli chyba 30 dni. Wiaze sie to glownie z rejestracja samochodu i ubezpieczeniem.
    A swoja droga to taka szkola przystosowania na sile jest super. Doskonaly sposob na poznanie miasta, bo dopoki czlowiek nawet podswiadomie moze polegac na pomocy innych to nie musi. A jak nie musi to najczesciej nie robi, przynajmniej ja. Jak sie zgubilam w sieci metra (jest ich 36) w ciagu pierwszych 3 miesiecy zamieszkania w NYC (tez nie znalam jezyka) to do dzis nie musze uzywac mapy:))) moge wrecz sluzyc za informacje dla zagubionych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w Europie nadal się człowiek melduje- tu też musieliśmy się zameldować.Oni tam też się meldowali, ale nie musieli pokazywać umowy najmu - tu potrzebna była umowa najmu i obecność wynajmującego. Śmieszne, bo tu jest nakaz zameldowania się w ciągu 2 tygodni od przyjazdu, ale do biura meldunkowego dostaliśmy "numerek" dopiero po 2 miesiącach od zamieszkania.
      Co do tego metra- córka mnie pocieszyła, ze na tej stacji to każdy się gubi, bo tam są złe oznaczenia- no ale najważniejsze, że dotarłam do domu, a że trochę "zgoniona"?- -no cóż, zdarza się.

      Usuń
  3. Ludzie zrobili się teraz bardzo mobilni, syn koleżanki jest właśnie w drodze do Nowej Zelandii, strasznie długo to trwa...będzie tam rok, koleżanka rozpacza.
    Tez nie byłabym zachwycona, nie znając języka, ale na szczęście nie mieszkasz tam od wczoraj.
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowa Zelandia- piękny kraj! Tylko okrutnie daleko od Europy. Ale krajobrazy prześliczne, oglądałam sporo filmów dokumentalnych stamtąd. Nie wiadomo, czy ten pan wróci po roku - może tam zapuści "korzenie" i zostanie? Wszystko jest możliwe.
      Mnie nadal jest tu dobrze i brak języka średnio mi dokucza.

      Usuń
  4. Śmierci i podatków nie da się przewidzieć, mimo że obie te rzeczy są nieuniknione.
    Dobrze, że Twoi będą często bywać w Berlinie, w sumie pewnie nawet nie bardzo się zdążysz stęsknić, a już znowu będziecie się widzieć.
    Cieszy taka szkoła, która wychodzi naprzeciw dzieciom i ich naturze, zamiast ciągle z nią walczyć i brać na gwałt.
    Uwielbiam rady w stylu wychodź do ludzi, najczęściej udzielają ich ci, którzy są i tak tymi ludźmi otoczeni aż nad miarę i po prostu spotykają się przez lata z tymi samymi.
    Za to łatwo jest bardzo wymagać od innych, żeby robili to, co my uważamy za słuszne. Jednak jakakolwiek zmiana własnego trybu życia nie sprowadza się do prostych rad. A głównie jednak wymaga wsparcia osób, którym nie obawiamy się powiedzieć, co nas naprawdę najbardziej boli i uwiera, co czujemy i dla których nie musimy przybierać sztucznych uśmiechów.
    To niby takie proste, a tak trudne w praktyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt - z podatkami to tylko wiadomo, że zawsze wzrosną, a śmierć- może nas dorwać w każdej chwili. Tak, bawi mnie to określenie "wychodzenie do ludzi". Chyba zapominamy, że człowiek człowiekowi nierówny i że drugiego człowieka nie poznamy po 10 minutach wspólnego ćwierkania na tyle, by został naszym przyjacielem. W kwestii przyjaźni to trochę jak w miłości - musi być "chemia".

      Usuń
  5. Szkola przetrwania, szkola zycia.... Najczesciej kazdego spotyka, choc moze jest rozna w swych szczegolach.
    Napewno byloby lepiej gdyby tak sie nie stalo ale szczerze wierze ze sobie dasz rade. Popatrz - codziennosc masz ulozona i zorganizowana, nie powinna przynosic wyzwan. Na tyle ile potrzebujesz miasta to potrafisz sie poruszac i zalatwic - zostaly tylko te nieprzewidziane przypadki i oby ich nie bylo. Czyli bylebys byla zdrowa i sprawna to wszystko inne jest do pokonania.
    Wiec bedzie dobrze i szybko minie, zwlaszcza ze przeplatane wizytami mlodych.
    Masz rozne hobby i zainteresowania wiec i czas dasz rade wypelnic tym co Cie interesuje.
    Gdyby mnie to spotkalo to te miesiace wykorzystalabym na nauke jezyka.
    Ja mam podobnie - nie jestem "stadna" i towarzyska, nie wymagam bycia wsrod ludzi, powiedzialabym ze solo to nawet dzialam lepiej bo swym rytmem, swym terminarzem a glownie nie znosze patrzenia mi na rece i rozpraszania czy doradzania. Czesto bylam sama wiec wiem ze to wcale niezle, tyle ze u Ciebie troche komplikuje jezyk.
    Do Uli H: takie szkoly sa u nas, w USA, te prywatne - a mlodziez je kocha i chetnie uczeszcza, nie ma wagarow czy obijania sie bo potrafia trzymac uczniow zainteresowanych nauka i zajeciami.
    Powodzenia Anabell.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, teraz zacznę się uczyć, po prostu pomału wracam do życia. Trudno mi było zacząć się uczyć gdy nie pamiętałam co robiłam kilka minut wcześniej i ciągle czegoś szukałam.
      Moja córka w Polsce chodziła do społecznej, płatnej szkoły (liceum) i bardzo ją lubiła. Tyle tylko, ze to była bardzo droga impreza.

      Usuń
  6. No coz. Samotnie Ci tam na pewno.
    Tak sie wlasnie zastanawiam czy dobre jest to niewychodzenie do ludzi? Wedlug mnie, raczej nie jest to dobra metodam czy tez zachowanie. Nie ma tez co liczyc na to, ze Cie ktos odnajdzie i sam zapuka do drzwi. Zycie niekoniecznie bywa laskawe. Zycie jest po prostu zmienne. Raz plynie sie na fali, innym razem nie. Sprzyjajaca fala niesie kogos innego. Nigdy dotychczas nie czulas przymusu, czy tez potrzeby wyjscia do ludzi, bo wystrczal Ci maz, ktory z reguly byl pod reka lub zyjace jeszcze przyjaciolki. Nie odczuwalas tak dotkliwie samotnosci. Teraz zas sytuacja diametralnie sie zmienila.
    Ja bym wyszla. Sprobowala znalezc jakis polski klub, na pewno cos takiego funkcjonuje w Berlinie. No trudno, nie wazne jak o tym myslisz. Polaczki, czy nie Polaczki… jedno jest pewne potrzebujesz ich, chocby ze wzgledu na mozliwosci komunikacyjne.
    Powodzenia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu przeżyłam szok- o 24 powiedziałam Mu "dobranoc" a o 9 rano znalazłam Go martwego. Weź poprawkę na to, że byłam z tym człowiekiem całe swe dorosłe życie, 55 lat.To tak, jakby ktoś odciął połowę mnie.Spokojna głowa- nie tęsknię za Polską i Polakami na emigracji. A moich zmarłych przyjaciółek też mi nikt nie zastąpi - znałyśmy się z jedną 50 lat, z drugą 30.
      Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, wiele czasu spędzałam sama ze sobą.
      Człowiek to samotny myśliwy, każdy ból i strach zawsze przeżywamy sami, tyle tylko, że przyjaciele rozumieją co nas boli, ale przez to mniej nie boli.
      Miłego;)

      Usuń
    2. Zdaje sobie sprawe, ze smierc twojego meza byla dla Ciebie szokiem. Moja babcia tak przezyla smierc dziadka, choc dziadek nie zmarl niespodzianie. Odchodzil caly tydzien, powoli tracac sily. Babcia ciagle uwazala, ze to ejszcze nie to, a jak sie stalo to byla zaskoczona bardzo...
      Zdaje sobie sprawe, ze to nie to samo co Ty przezylas w zwiazku ze smiercia Twojego meza.

      Prawda jest, ze swoj bol muismy poniesc sami, ale … mi obecnosc drugiego czlowieka troche pomagala. Kiedy zdecydowalam sie uzewnetrznic to z reguly znalazl sie ktos, kto cos celnego powiedzial i nagle jakby wewnetrzny wezel- bol- tajal.
      Drugi czlowiek obok nas moze byc dla nas niebem, albo pieklem:))
      Chodzilo mi po prostu o pobycie z ludzmi, ale kazdy jest inny i potrzebuje czegos innego:))

      Usuń
    3. Należę do tych, dla których 4 osoby przy jednym stole to już "tłum". Dość szybko stanowiliśmy z mężem jakąś jedność i muszę się nauczyć żyć "połową siebie", bo tę drugą ktoś mi zabrał.

      Usuń
  7. Sześć miesięcy minie jak z bicza strzelił, tym bardziej, że masz możliwość codziennego kontaktu z rodziną! W tej sytuacji z pewnością czułabyś się bardziej komfortowo znając język, ale i bez znajomości niemieckiego dasz radę.
    Bardzo ciekawa jestem metod nauczania i form pracy w takiej szkole. Mój 8-letni wnuk pewnie też byłby zachwycony, szczególnie ucieszyłby go laptop.
    Okazuje się, że kilka fascynujących miejsc zostało mi do spenetrowania!!! W tureckim Pamukkale oraz boliwijskim solnisku byłam. Niesamowite i zachwycające.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, jest jeszcze kilka dziwnych miejsc na naszej Planecie.
      Tu są osoby, które mieszkają w Berlinie 20 lat i poza Guten Tag nie wyszły językowo.I nadal tu żyją i nawet pracują. Muszę dać radę.

      Usuń
  8. Anabell - wierz mi - być samemu jest również bardzo fajnie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, ale być może jeszcze zbyt krótko jestem sama- razem byliśmy 55 lat, sama jestem 5 miesięcy.Spora dysproporcja.
      Ważne ,że pomału wychodzę na prostą.

      Usuń
  9. Nie myslalas, zeby zapisac sie na kurs niemieckiego do Volkshochschule? Dwa razy do roku zaczynaja sie nowe kursy, mialabys zajecie i przy okazji zaczelabys rozrozniac chinski od niemieckiego. :)
    https://www.berlin.de/vhs/volkshochschulen/mitte/kurse/deutsch/kurse/artikel.404341.php
    Na pewno wiesz, ale przypominam, gdybys miala jakis problem jezykowy, dzwon o kazdej porze dnia i nocy na moja komorke, a sluze pomoca.
    Szkola krasnali fajna i zastanawia mnie, dlaczego inne panstwa nie biora przykladu z najlepszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajęć mi nie brakuje, w każdym razie nie narzekam na nudę.Na razie byłam skupiona na pokonaniu negatywnych stron stresu wywołanych przeżytym szokiem.Do mnie nawet język polski nie docierał, padła mi "pamięć operacyjna", nie docierało do mnie co gdzie odłożyłam,ciągle czegoś szukałam.Pomału wracam do rzeczywistości.
      Pamiętam Aniu,dziękuję, ale jakoś daję radę.Muszę sobie dawać radę.Wspomagam się aplikacją tłumacza, choć czasem to wychodzą z tego zabawne historie.

      Usuń
    2. Wiem, ze dajesz rade, ze chcesz dawac sobie sama rade, ale gdyby cos, to masz mnie. Jestem do dyspozycji, gdybys juz nie dawala rady :D

      Usuń
  10. Dasz radę bo silna z Ciebie Dziewczyna!!!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, zapewne odporna jestem, skoro wytrwałam z jednym 55 lat.

      Usuń
  11. Anabell dasz radę bo kto jak nie Ty!

    OdpowiedzUsuń
  12. Faktycznie, szkoła przetrwania. Sama w obcym mieście ;)
    Poradzisz sobie jak zwykle. Tęsknota tu chyba najgorsza. Ale masz skypa i maile, i messengera albo coś innego. Pamiętam czasy, kiedy z liceum dzwoniłam do domu. Szłam na pocztę, zamawiałam rozmowę do sąsiadów, sąsiedzi lecieli do mamy, ja czekałam...a pani telefonistka: mówi się, mówi się? Nie do pojęcia teraz :)))
    Pamiętaj, że jak się zgubisz w lesie, mech rośnie od północnej strony :) Jak rośnie w metrze jednak nie wiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tęsknota a może i świadomość, że nie masz już tej jedynej osoby, która zawsze stała za tobą murem bez względu na okoliczności.Lojalność której nie doświadczysz od innych.
      Berlin nie jest dla mnie obcym miastem, język jest tylko obcy. Ale ja to miasto lubię, nim się sprowadziliśmy już tu bywałam.
      A wiesz, z tym mchem w lesie to czasem ściema- widywałam w polskim lesie drzewa porośnięte mchem dookoła. Na razie z rzeczy "egzotycznych" widziałam na torach metra zwyczajną mysz, mchu nie było nigdzie;)

      Usuń
  13. Oh, po tym czasie Berlin raczej nie jest juz Ci obcym miastem?
    Sama jestem typem pojedynczym, ale czasami i regularie lubię spotkac innych bliznich, dlatego tez zaraz zbieram sie na male zakupy, bo po poludniu, przed dyzurem, jade jeszcze na gromadne dzierganie do miasteczka obok, bo widac jest chemia, skoro mi sie chce.
    Ludzie potrafią byc fajni. Niemcy maja to do siebie, ze z reguly nie sa natretni.
    Byc moze, pomoze Ci to dalej 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Berlin lubię, pokochałam to miasto nim w nim zamieszkałam. Obcy jest dla mnie tylko język- może z aparatami słuchowymi będzie mi szło łatwiej z opanowaniem go. Choć ta składnia przyprawia mnie o mdłości;)
      A ludzie są tu milsi niż w Polsce, poza tym Berlin to bardzo kosmopolityczne miasto,nic tu ludzi nie dziwi a obcy uśmiechają się do siebie. I to jest b. miłe.

      Usuń
  14. Klik dobry:)
    Ilekroć "wyszłam do ludzi" nie wyszło to na dobre. Nowe znajomości nie zastąpią starych koleżanek, z którymi przyjaźniło się przez 50 lat. To po prostu nie ten "kaliber" kolegowania się.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę ukończenia "szkoły przetrwania" świadectwem z czerwonym paskiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz 100% racji- stare znajomości, takie wieloletnie przyjaźnie są jednak nie do zastąpienia.Poza tym ja to raczej mało towarzyska jestem. Tak, owo "wychodzenie do ludzi" jakoś nie sprawdziło mi się nigdy.

      Usuń
  15. Dasz sobie swietnie rade Anabell.
    W zasadzie jak pisze Serpentyna , codziennosc masz pieknie ulozona.
    Niepotrzebna ci znajomosc jezyka, aby zrobic zakupy w markecie czy pojsc na spacer , a nawet lekarza masz polskiego.
    Jedyne co trzeba zabezpieczyc to jakis system naglego ostrzegania i komunikacji z corka, na wszelki sluczaj ,
    ale jestem pewna, ze taki macie i ze okaze sie niepotrzebny.
    Ja tez nie jestem stadna , wlasne towarzystwo bardzo lubie i nigdy sie sama ze soba nie nudze,
    a zdecydowanie wole to , niz nadmiar ludzi wiszacych nad glowa...
    Co nie znaczy, ze masz sie zamienic w pustelnika, kontakt ze swiatem jest jak najbardziej potrzebny.

    A teraz pytanie, ktore nasuwa mi sie juz od dluzszego czasu :
    Czy nie chcialabys nowego pieska?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Kitty - nie wezmę już nowego pieska-Berlin to nie miasto dla piesków.16,5 roku miałam psa, wiem jakie to uwiązanie i jakie wydatki, nawet w Polsce. A tu żyję w strefie euro dostając polską emeryturę i opłacam z tego czynsz i media i własne utrzymanie. A tu usługi weterynaryjne są naprawdę drogie.No i ciekawe kto by poszedł z psem na spacer gdybym była chora- musiałabym kogoś do tego wynająć, bo na 100% nikt z rodziny by mnie nie zastąpił w tej materii.

      Usuń
    2. No tak, masz racje, myslac o piesku widzialam tylko te przyjemne strony, czyli mile i kochane towarzystwo dla Ciebie,
      rozrywke , powod do dlugich spacerkow , troche nowych zajec i nowa rutyne...
      Ale masz racje, racjonalnie rzec biorac, pies w domu to obecnie jest luksus, nie tylko zwiekszone wydatki, ale rowniez w razie niemocy klopot, a nie masz zastepstwa.
      W sumie to z podobnych powodow i my nie bierzemy psa, bo wiem, ze to by mnie przeroslo ( praca , obowiazki , wyjazdy i pies).
      Jak sie rozejrzalam po naszych znajomych to owszem, prawie wszyscy maja psa – ale inne warunki. Wszedzie sa w domu min. 2-3 osoby, ktore zamieniaja sie opieka i w razie potrzeby zastepuja, albo nie pracuja i moga sie zajac. Nikt nie zostawia psa na dziec samego – zawsze u nich ktos jest. U nas byloby to niemozliwe.

      A wiesz jakie “petsy” ma moj kolega z pracy? Zakupili dla corki , po dlugiej debacie rodzinnej, bo pies tez nie wchodzil w gre.
      Degu.
      Ta takie male gryzonie przypominajace chomiki – zyja w Chile, w Andach, w bardzo surowych warunkach. Zywia sie szczatkowa roslinnoscia, sa bardzo malo wymagajace , jedno ziarnko na dzien to juz duzo, wiecej nie mozna im dawac, bo dostana cukrzycy,
      za to sa dlugowieczne ( 10- 15 lat – wiec doskonale dla dzieci, nie umieraja szybko i nie przyprawiaja o traume ) , i nieslychanie inteligentne ! Sa nieslychanie towarzyskie , musza miec kompana, wiec kolega ma dwie sztuki : dwoch samcow.
      Nie uwierzylabys jakie nieslychane historie opowiada o nich!
      Ernie & Bernie od poczatku i nieustajaco knuja plan ucieczki z duzego domku-akwarium, w ktorym mieszkaja i po prostu przescigaja sie w pomyslach z czego zbudowac ustrojstowo , po ktorym mozna by zwiac!
      Cuda po prostu – wykorzystuja kazdy element wyposazenia, wspolpracuja, wymieniaja sie w pracy – opowiesci o tym, co te dwa cwaniaki zmontowaly w tym tygodniu , sa nasza stala rozrywka. Kolega zbudowal im obrotowe kolo z puszki po biszkoptach – rozmontowaly je po dwoch dniach a to przeciez metal . Rozpoznaja i lubia czlonkow rodziny, sa wypuszczane na pokoj.
      Naprawde bardzo przyjemne zwierzatka i szkoda, ze kiedys zamiast chomika nie dostalam degu.
      Chomik niestety szybko zdechl, a ja zostalam z trauma z dziecinstwa.:)

      Usuń
  16. Dasz radę, pół roku minie i nawet się nie spostrzeżesz. Wszystko przyjdzie z czasem, nie od razu, ale przyjdzie. Piszesz o Berlinie z takim uczuciem, że widać, iż czujesz się tam dobrze. I to już jest punkt dla Was obu - najgorzej być samemu gdzieś, gdzie się człowiek nie czuje jak u siebie. A w świecie dzisiejszych technologii bliscy mogą być obecni w naszym życiu niemal na okrągło, choć nie fizycznie.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, współczesne "komunikatory" ułatwiają życie.
      Berlin naprawdę lubię, jak na razie dobrze mi się tu mieszka i mam nadzieję, że tak pozostanie. Mam szczęście mieszkać w ładnej, zadbanej dzielnicy, pełnej starych kamienic. Dom w którym mieszkam był zbudowany w 1900 roku. Oczywiście jest po rewitalizacji, by sprostał współczesnym wymaganiom, jest winda, jest c.o.
      Pół roku to tylko 6 miesięcy, dam radę.
      A jak dla mnie najmilsze jest to, że tu ludzie nie są wścibscy, za to nieznajomi uśmiechają się do siebie. I to jest naprawdę baaardzo miłe.

      Usuń