Teoretycznie to jedna z fajniejszych pór roku tyle tylko , że nie dla wszystkich. Ci wszyscy którzy są uczuleni na pyłki roślin raczej nie są zachwyceni tą porą roku. A ja nareszcie gdy spoglądam w okno to mam kojącą wzrok zieleń:
Podwórkowe brzozy, które jednak nieco ucierpiały gdy trwał remont dachu. Rusztowania dookoła budynku i kursująca na dach budynku winda zmusiły ekipę budowlańców do wycięcia części gałęzi by mogła kursować winda Ale to stare, zahartowane w bojach o przetrwanie drzewa i dzielnie nadal się trzymają. Pisałam kiedyś o tych brzozach bo 3 lata wcześniej na jednym z drzew wrona zainstalowała gniazdo i odchowała trójkę piskląt. W następnym roku gniazdo też było wykorzystane (ale nie wiem czy przez tę samą wronę czy inną) , ale gdy wrona wysiadywała jaja zrobiło się szalenie zimno i pisklaki się nie wykluły. Wrony to samotne matki i gdy muszą się jednak pożywić to wtedy, gdy jest b. chłodno jajka mogą być zbytnio przechłodzone i pisklęta się nie wyklują. W kolejnym sezonie gniazdo było puste, a tej wiosny widziałam jak podlatywały do niego wrony i.....pozabierały z niego patyki i w tym sezonie już gniazda nie ma.
Zawsze podziwiam zdolności architektoniczne ptaków, bo niektóre gniazda to prawdziwe dzieła sztuki. W dzielnicy w której mieszkam są duże podwórka i na każdym rosną stare, sadzone jeszcze przed wojną drzewa. U mnie to akurat brzozy, ale na podwórku widocznym z kuchennego okna mieszkania mojej córki, bardzo blisko budynku rośnie stara lipa i w jej gałęziach znalazły ostatnio miejscówkę słowiki. A przed słowikami mieszkały tam synogarlice tureckie.
Gdy od wiosny do jesieni wędruję do "swego" spożywczaka to przez całą niedaleką drogę słyszę ptasie "trele", a często trawnikiem wzdłuż chodnika skacze równolegle ze mną kos - zupełnie jakby był wytresowany by towarzyszyć człowiekowi. A gdy będziecie słyszeć pogwizdywanie kosa to znak, że jego samiczka właśnie buduje gniazdo - bo u kosów to samiczka buduje gniazdo od A do Z, a samiec umila jej życie swym śpiewem, ale do pomocy fizycznej nie kwapi się. Kosy mają dobrze w mojej dzielnicy, bo jest dużo drzew , poza tym na przydomowych trawnikach jest dużo krzewów a kosy bardzo chętnie zakładają gniazda właśnie w gęstych krzewach liściastych. W Berlinie to wszelakie ptaszory mają dobrze, bo nigdzie nie ma szwendających się kotów- ani tych udomowionych ani tych bezpańskich, od których roiło się w Warszawie i które były stale dokarmiane wieczorami a do pokarmu były dokładane środki antykoncepcyjne.
Gdy latem idę do pobliskiego parku to staram się brać ze sobą "Profesjonalny przewodnik dla początkujących obserwatorów" napisany i opatrzony zdjęciami przez pana Dariusza Graszkę- Petrykowskiego. Dzięki tej książce bezboleśnie poszerzyłam swoją wiedzę o ptakach i "odkryłam" nowe gatunki - czyli rozpoznałam na jakiego ptaszora się gapię. W tymże parku po raz pierwszy zobaczyłam ptaszynę zwaną kowalikiem.
Kiedyś już o tym pisałam - w Berlinie jest kategoryczny zakaz karmienia ptaków na balkonach i na parapetach okiennych. Chcesz karmić ptaki - nie ma problemu - postaw na podwórku karmnik dla ptaków i zaopatruj go. Można również "udekorować" siateczkami z pokarmem gałązki krzewów. No a jeśli jest karmnik to zrób też miejsce na wodę dla ptaków i codziennie a czasem nawet i dwa razy dziennie ją zmieniaj i uzupełniaj.
Czekam niemal z utęsknieniem na czas kwitnienia lip których w mojej okolicy jest multum. Ja wtedy niemal padam z zachwytu bo wiele berlińskich dzielnic tonie w słodkim zapachu lipowego kwiecia, ale wtedy z kolei wielu właścicieli samochodów parkujących pod lipowymi drzewami klnie nieprzystojnie bo karoserie samochodów są oblepione lepiącym się sokiem a na dodatek upaprane pyłkiem kwiatowym.
Lubię wtedy włóczyć się uliczkami swojej dzielnicy, choć w niektórych miejscach podeszwy sandałów lepią się do płyt chodnika. I jeszcze jeden widoczek z okna:
Miłego nowego tygodnia Wszystkim!!!!