Nie da się ukryć, że jesień a potem zima nie są moimi ulubionymi porami roku. Co prawda lubię każdą z tych pór "wybiórczo" - lubię jesień gdy jest słoneczna, pełna kolorów a ja wtedy mogę wędrować po lesie i z zapałem godnym zapewne ważniejszych spraw szukać grzybów.
Siedząc przy kuchennym stole spoglądam na "moje" ulubione brzozy- jak zawsze mnie one zachwycają. A po drugiej stronie mieszkania mam takie widoki:
To dęby burgundzkie - one nie gubią liści na zimę- całą zimę będą miały uschnięte brązowe liście, które dopiero pod sam koniec zimy zaczną opadać. I wtedy wiadomo, że teraz nadchodzi wiosna. Te drzewa są jeszcze młode. I niestety już jest sporo uschniętych gałęzi - po prostu nikt tu latem nie podlewa tej miejskiej zieleni - bo trzeba oszczędzać wodę.
I jak na razie nie mogę narzekać na pogodę. Gdy pada to nie leje jak z cebra, przeważnie zdarza się gęsta mżawka lub dość drobny deszcz i nie pada cały czas ale z przerwami, dzięki czemu mogę sobie zaplanować w jakim czasie wyruszyć na zakupy zapoznawszy się uprzednio z zapowiedzią meteo.
I, co zawsze mnie zastanawia - pogoda jest zawsze wielce zgodna z tym co przepowiedziała pogodynka dla danej dzielnicy. Nie mam nawet bladego pojęcia jak ci panowie od meteo mogą tak dokładnie przewidzieć czas i długość opadu. I bardzo się cieszę, że jeszcze jest sporo liści na drzewach, dzięki czemu w czasie mżawki nawet nie muszę otwierać parasola. A mój zaokienny rozmaryn tak się prezentuje:
Mam zamiar przezimować go na zewnątrz na loggii, tylko muszę "poczaszkować" nad ochroną skrzynki przed zbytnim ochłodzeniem. Chyba obłożę ją styropianem a potem obłożę kocykiem. I może zrobię z arkusza cienkiego celuloidu rodzaj osłonki przed zimnym wiatrem.
A tu coś innego - popatrzcie na te dwie pestki awokado - porąbało mnie w widoczny sposób i postanowiłam wyhodować w domu awokado. Pestki obrałam dokładnie ze skórki (tak kazali ci co się na tym znają) wbiłam w każdą trzy wykałaczki i każda z pestek spędziła nieco ponad tydzień w szklance z wodą, zanurzona do połowy wysokości pestki. I nawet zapamiętałam z instrukcji, że ta szersza, bardziej kulista część pestki ma być na dole w wodzie, ta bardziej "spiczasta" ponad powierzchnią wody.
Jedna z pestek już wypuściła piękny, długi korzonek więc jutro rano powędruje do doniczki z ziemią:
Te trzy drewniane wykałaczki zostały wbite w pestkę by ją utrzymywać w wodzie na pożądanej głębokości.
A ta druga pestka jeszcze ze dwa lub trzy dni posiedzi w wodzie, bo wprawdzie już widać korzonek, ale trzeba poczekać aż będzie nieco dłuższy.
W tym pęknięciu pestki już widać że ta też wypuściła korzonek, ale poczekam aż będzie nieco dłuższy. Ciekawa jestem co będzie dalej.
Poza tym chcę sobie na balkonie wyhodować oleander. Więc uszczknęłam kawałeczek oleandra, który mijam codziennie po drodze, spędził kilka dni w wodzie i też już może wylądować w doniczce z ziemią. I ten skrawek oleandra tak się prezentuje:
Jeszcze jeden dzień w wodzie i powędruje do doniczki z ziemią. Ciekawa jestem jak się będzie hodował. Jestem o tyle ciekawa, że to będzie krzew balkonowy i powinien mieć kwiatki różowe.
Dobrych i pogodnych dni Wszystkim życzę!!!