drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 12 czerwca 2018

O niczym

Zauważyłam, że ostatnio najwięcej piszę  "o niczym".
Wcale mnie to nie dziwi, bo odkąd pamiętam zawsze uwielbiałam robić "nic
pożytecznego", "nic  ważnego", "nic potrzebnego"- ogólnie osiągnęłam moim
zdaniem mistrzostwo w "niczym".
Dziś, jak w każdy wtorek tego roku szkolnego, zawiozłam starszego do klubu
na basen, czyli od godz.16,00 do 17,45 musiałam gdzieś wytracić czas, by
go potem zabrać do domu.
Basen jest na terenie dużego, pięknie zadrzewionego kompleksu sportowego.
Kompleks  ma pełno wymiarowe boisko do piłki nożnej, gdzie na co dzień
ćwiczą  przyszli zdobywcy pucharów. Jest  też stadion "dwa w jednym", czyli
zimą jest tor łyżwiarski, a latem tor do łyżworolek. Środek służy jako hipodrom.
Niedaleko jest też  dobrze wyposażony stadion  lekkoatletyczny. To wszystko
jest tuż obok basenu, ale nieco dalej są i inne obiekty sportowe.
Co ciekawe, to wszystkie te obiekty najzwyczajniej  w świecie żyją. Na płycie
stadionu lekkoatletycznego oraz na  boisku piłkarskim trenują dzieciaki "piłkę
kopaną". Dziś obserwowałam  najmłodsze dzieciaki,  właściwie jeszcze
przedszkolaki. 
Te maluchy były naprawdę wielce przejęte  i bardzo zabawnie wyglądał pan
trener uwijający się pośród tej malizny.
To był zupełnie regularny trening, z rozgrzewką, biegiem dookoła stadionu,
ćwiczeniem przewrotek no i musowo prowadzeniem piłki nogą, podczas
biegu. Gdy tak wlepiałam oczy w te maluchy, na płytę stadionu wyszła kolejna
 grupka- wszyscy w "korkach" i podkolanówkach z ochraniaczami. Na oko
siedmio - ośmiolatki.
Moją uwagę zwrócił pan trener, który nieco kulał. Pomyślałam ,że pewnie
doznał jakiejś kontuzji. A potem dopiero zobaczyłam, że ten młody człowiek
ma po prostu jedną nogę nieco  krótszą i niewykształcone prawidłowo ręce-
brakowało części przedramion.
Ale trening prowadził świetnie i przyglądałam  mu się z zaciekawieniem
i zazdrością- widać było, że dzieci za nim przepadają, że doskonale  zna się
na na tym jak trenować dzieciaki, a wykop miał taki, że z połowy boiska
piłka leciała w trybuny.
I widziałam, że ta praca z dziećmi daje mu radość i satysfakcję.
No a zazdrość to stąd, że w Polsce większości osób z  wadami rozwojowymi
po prostu nie widać. Nie widać ich, bo mają problemy  z wyjściem z domu,
ze zdobyciem wykształcenia, ze znalezieniem w końcu pracy.
Dopóki są dziećmi to jeśli rodzice są  bardzo zdeterminowani dziecko ma
zapewnioną rehabilitację, choć  niekoniecznie w pełnym wymiarze z NFZ.
Jakoś rodzice dostarczają ich do szkoły-integracyjnej lub specjalnej, ale
w chwili gdy dziecko ukończy 18 lat, państwo umywa ręce -  radz sobie sam
człowieku, wszak jesteś dorosły.
Sadzę, że każdy nawet średnio inteligentny człowiek rozumie, że z chwilą
dojścia do pełnoletności wada rozwojowa nie spada z człowieka niczym
czapka z głowy.
Wszyscy oni nadal potrzebują rehabilitacji i to ciągłej, a NFZ im tego nie
zapewnia.
Przy odrobinie szczęścia i bliskości dużego miasta - może się trafi raz na 6
miesięcy kompleksowa   rehabilitacja przez 3 tygodnie. I koniec. Resztę
należy  sobie organizować samemu.
Tu regularnie widuję np. grupki nastolatków z zespołem Downa - pięć lub
sześć osób z tym zespołem, dwóch opiekunów.
Są w parku, czasem w jakimś markecie, jeżdżą  na koncerty- w ten sposób są
uczeni zwykłego życia, które nawet nam, zdrowym, czasami sprawia trudność.
Nie siedzą uziemieni w domach i nikt tutaj nie odsuwa się od nich w środkach
miejskiej komunikacji ani ich nie ogląda jak dziwne okazy wyciągnięte ze
słoja z formaliną.
A ponieważ jestem fanką "nic nie robienia"  często wędruję  bez celu i patrzę-
na ludzi, których mijam, na domy, na upaćkane jak mój samochody i moja
wewnętrzna kamera utrwala mijane obrazy- przedszkolaków w odblaskowych
jednakowych kamizelkach wśród których  na każdą trójkę dzieciaków jedno jest
o innym kolorze skóry, ale  wszystkie tak samo zgodnie się śmieją i tuptają,
starsze i bardzo stare osoby często wyposażone  w "'balkoniki" dzięki którym
czują się na ulicy pewniej. I gdy moja wewnętrzna kamera to zapisuje zaczynam
 się zastanawiać dlaczego tam, skąd przyjechałam nie ma tylu mocno starych
osób.
Tak naprawdę to one są, ale w większości uwięzione w domach, bo jak wyjść
z domu gdy się mieszka na którymś piętrze a windy brak? I jak zrobić zakupy gdy
wszystko takie ciężkie?  To kolejna grupa ludzi w Polsce  w jakimś sensie
wykluczonych,  podobnie jak wszyscy "sprawni  inaczej".
Idę dalej i odnotowuję -tu nie ma na ulicy i podwórkach kotów! Ani pół kota nie
widziałam od chwili przyjazdu! Są psy, bardzo dużo wielorasowych ale
wszystkie na smyczy a poza tym miłe, grzeczne i każdy właściciel sprząta  po
swoim psie.No i tych czworonogów jest niewiele. I jakieś ciche, rzadko można
usłyszeć psie szczekanie. Jak zwykle nałogowo wypatruję jamników i to
koniecznie szorstkowłosych. Na razie widziałam tylko dwa okazy.
Przechodzę obok kościoła- jest niedziela, ale żadnych tłumów obok kościoła,
żadnego hałasu i dzwonienia. Żaden dzwon nie usiłuje zburzyć pobliskch
domów nachalnym i głośnym dzwonieniem.Raz dziennie, tuż przed godz.12,00 
słychać dość ciche dzwonienie przez mniej niż pół minuty.
Idę dalej, a kamera zapisuje- przed sklepem trzy stoliki, kilka osób pije kawę
i ...zajadają przeogromne  porcje ciasta .Zastanawiam się czy będą w stanie
wstać od stolików.
Widzę z daleka znajomą twarz - tak naprawdę się nie znamy, ale zawsze  się
witamy  głośnym "halo" i uśmiechamy się do siebie- mieszkamy w  sąsiadujących
ze sobą kamienicach.
Koniec "nicnierobienia"  - muszę wrócić do domu i ugotować obiad. Co prawda
nie  zajmie mi to więcej niż 20 minut, no ale  "nicnierobienie"  mus skończyć.


21 komentarzy:

  1. Jak na post o niczym, to wyszlo tego nie tylko duzo, ale i interesujaco.
    Tak, tu nie pozostawia sie doroslych niepelnosprawnych bez pomocy, codziennie rano zabiera ich specjalny autobus i jada na warsztaty dla nich przeznaczone, cos tam dlubia, czegos sie ucza, a opiekunowie w tym czasie maja chwile dla siebie. Dla ciezej uposledzonych jest stala rehabilitacja, srodki higieniczne i urzadzenia (wozki, dzwigi do podnoszenia) na kase chorych, a opiekunom przysluguje nawet urlop, ze nie wspomne o wysokosci zasilkow, ktora wystarcza. A jesli nie, to mozna wnioskowac o wiecej.
    Moja mama mieszka w domu z winda, ale co z tego, skoro miedzy winda a wyjsciem jest 12 stopni. Jak wiec mialaby zniesc sobie balkonik, skoro sama trzyma sie kurczowo poreczy? Takie sa wlasnie roznice miedzy milosierna katolicka Polska a niemieckimi protestantami, ktorzy pomoc bliznim biora calkiem serio, mniej sie przy tym modlac na pokaz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście życzliwy stosunek państwa do potrzeb ludzi starych to jedno, ale w Polsce zauważyłam niemiły trend do lekceważenie potrzeb ludzi starych i to ze strony nie tylko władz ale i osób
      spoza kręgów decydentów.
      Zresztą ową niechęcią objęci są nie tylko ludzie starzy, ale i ludzie niepełnosprawni.
      Moja przyjaciółka, która zafundowała sobie taki balkonik-wózeczek miała model składany i bez trudu można go było po tych 7 schodkach wnieść do windy (u niej było 7 schodków).
      Taaa, miłosierność katolicka jest zaiste niezbadana;(

      Usuń
  2. Uwielbiam gdy piszesz o niczym...
    Mieszkam koło kościoła i znam problem dzwonienia, o spaniu w niedziele dłużej niż do 6.30 zapomnij, chyba że ktoś śpi przy zamkniętych oknach, o drzemce po południu tez nie ma mowy... a spróbuj zaprotestować, to powiedzą, że prześladujesz kościół w Polsce.
    Z boiskami u nas nie jest tak źle, na orlikach popołudniami ćwiczą dzieci już od 4 roku życia (szkółki piłkarskie), na stadionie codziennie inne grupy, a to biegam bo lubię, a to inne spotkania z instruktorem.
    U nas widuję sporo niepełnosprawnych w wózkach elektrycznych, przyjeżdżają do parku, do galerii handlowej, może jakieś dofinansowanie do tych wózków jest? Ale na pewno zbyt mało sie ich uspołecznia ogólnie...
    Czasem niepełnosprawnym zostaje ktoś przez zrządzenie losu i co zrobić gdy kupił kiedyś mieszkanie w wieżowcu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że dofinansowanie w Polsce do wózków jest znikome. Na ogół to rodzina robi zrzutkę na taki elektryczny wózek. W ogóle wózkowcy to mają u nas przechlapane, bo nadal jest jest pełno barier architektonicznych. Np. jak się dostać do przychodni na takim wózku, jeśli wejście do niej to kilkanaście schodków do pokonania bo projektantowi nie wpadło do łba, że będą z niej korzystać "wózkarze"? No a jeśli masz pecha i jesteś jedynym wózkarzem w tej przychodni a masz do niej tylko 100m od domu to co? Jezdzić gdzieś na sąsiednie osiedle lub do innej dzielnicy?
      I co komu da wózek, jeśli mieszka na wysokim piętrze i do windy nie może się dostać tym wózkiem bo na przeszkodzie stoi 7 schodków?
      Zamiana mieszkania na parterowe też niewiele da, bo zawsze do pokonania jest te 7 schodków.

      Usuń
  3. Niemców podziwiam za gospodarność i stosunek do swoich obywateli. Moglibyśmy obu rzeczy się od nich uczyć, jednak tak się składa, że rządzą nami zawsze Ci, którzy lepiej wiedzą i nie uczą się ani na dobrych przykładach, ani na własnych błędach. Twoje posty o niczym są bardzo pouczające. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze mi się tu mieszka, właśnie przez to, że Niemcy mają właśnie takie cechy.Przynajmniej na starość mieszkam w kraju, w którym białe jest białe a czarne jest czarne i nikt tego nie zmienia.

      Usuń
  4. Ktoś kiedyś powiedział, że Niemcy to kraj stworzony dla starych ludzi. Chyba miał rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starzy ludzie maja tutaj sporo do powiedzenia i absolutnie nie chca ustepowac mijesca ze sceny zycia. Wykonuja sporo prac spolecznych- takich np.: kilka godzin w bibliotece, przeprowadzanie dzieci idacych do szkoly przez ulice ( choc ostatnio taka fuche u nas rodzicom proponowano na kilka godzin w jakims tam waznym, szkolnym dniu).
      Zglaszaja swoje postulaty, o chocby taki , o ktorym glosno swego czasu bylo w niemieckiej tv, chodzilo o Berlin, ze powinn polikwidowac sie place zabaw w duzych blokowiskach, bo ludzie chca spokoju. Wydaje mi sie, ze w danym miejscu musialo mieszkac sporo starszych ludzi wiec byli sila i probowali urzadzic ten swoj swiatek pod siebie.

      Debata nawet telewizyjna sie rozpoczela.
      Pamieta, oburzenia w kosciolach ludzi starszych na moja Mala, ktora na serio byla grzeczniejsza niz dzieci w Polsce, ale ... no coz nudzila sie. To nie bylo takie oburzenie wypowiadane slowani, ale np.: wielo mowiace spojrzenia w naszym kierunku. Sytuacja sie zmienila, keidy kaplani ( widocznie tutejsze kurie tak zarzadzily) zaczeli prowadzic serie kazan na temat, ze Jezus tez przyjmowal dzieci. Nie odrzucal etc. Kosciol ma byc miejscem otwartym na mlodych.

      W Niemczech przyrost naturalny jest ujemny ( no dobra ponoc od dwoch lat rodzi sie tu wiecej dzieci niz umiera ludzi), pokolenia sie starzeja i jakos niezwyczajne sa do dzieciecego wszechobecnego halasu.

      Usuń
    2. Tu się po prostu dobrze żyje, bo rzeczywiście państwo dba o swych obywateli.Dba się zarówno o dzieci jak i o ludzi starych.W Warszawie przez wiele lat miałam w odległości 10 m od domu drabinki."Udzwiękowienie" było tragiczne bo dzieciaki wiecznie się darły. Na szczęście dla mnie drabinki stały na betonie i co jakiś czas któryś z bachorów się rozbijał , więc rodzice pisali petycje by te drabinki przenieść gdzieś na inne podłoże. 5 lat trwały o to boje, bo pani w ADM twierdziła, że dzieci muszą się nauczyć kultury zabawy- cokolwiek to znaczy w sensie korzystania z drabinek.

      Usuń
  5. Takie najzwyklejsze obserwacje tego co dzieje się "tu i teraz" wnoszą wiele do życia.
    Pozdrówki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z niepelnosprawnymi jest dobrze, na pewno lepiej niz w Polsce, ale jednak i tu znajdziesz czarne dziury, bo firmy wola zatrudniac ludzi sprawnych...choc nie przecze, nasza firma daje prace ludziom z deficytami:) To jest kwestia wielu rzeczy, miedzy innymi ulg podatkowych i takie tam. Przeciez gdyby sie nie oplacalo, nie wiem czy pracodawcy by na to przystawali. :) No ale w ogole chwala im , ze w tym kierunku maja na serio do przodu i robia o wiele wiecej niz w POlsce.
    Raz kiedys bedac w Polandii slyszalam jak ( to byla za ktoregos starego rzadu) ktos z trybuny krzyczal, ze koniec z panstwem opiekunczym, to pomylsalam sobie ze chca ludzi dupnac haselkiem, ze tak duzo niby im daja:)) Niech sie lenichy wstydza, ze panstwo musi byc AZ TAK OPIEKUNCZE. Usmialam sie wtedy , bo pomyslalam sobie ze nie rozumieja ci oni co to znaczy "panstwo opiekuncze".

    Dzwony koscielne. Mnie dziwilo ze tu nie ma dyskusji o dzwonach koscielnych, ktore nie daja sie wyspac i te inne. Mysle, ze Polacy po prostu maja wiecej dyskusji przed soba, oni juz za soba.
    - Przeciez to tradycja - Odpowiedziala mi raz sasiadka, ktora notabene z kosciolem nie ma po drodze. Poza tym oni szanuja tradycje.
    Dzwony koscielne dzwonia u nas zawsze o 7. 00 i to jest znak dla mojej Malej , ze kategorycznie ma juz wstawac, nie polegiwac, bo za pol godziny musi wyjsc do szkoly . W niedziele porannych dzwonow ma jutrznie nie ma, ale poniewaz tu sa dwie Msze niedzielne wiec, jutrzni nie ma- brak robotnikow. jeden kaplan obskakuje pare miejscowosci. Przed Mszami wszelakimi dzwonia pietnascie minut- tak, jak w POlsce.
    Aha i o 12.00 - na Aniol Panski sa dzwony:))
    Tak, ze ja krajobraz kiedy chodzi od dzwieki koscielnych dzwonow znam taki sam jak w Polsce.:))

    Poza tym to jezdzenie na zajecia dodatkowe. Tutaj tak sie zyje. Rozwijasz sie poza lekcjami, placisz za to kase, bo wiadomo nic za darmo- na sportowe sprawy my placimy skladki roczne. Lekcja jazdy konnej dla Marie to 13 euro za pol godziny, gitara tez jakos tak....
    Oni tu zyja calkiem inaczej- choc slyszalam, ze w Polsce dzieci maja tez spory wybor zajec pozalekcyjnych. Widze zreszta jak rodzice posuwaja z dziecmi w Polsce albo na lekcje angielskiego, albo na szachy w szkole, albo na judo.... Tak, ze nie jest najgorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu najlepiej jeśli dziecko trafi do klubu, bo opłaty klubowe chyba nie są zbyt wygórowane.
      A dostać się wcale nie jest łatwo, dzieciak po prostu musi się zakwalifikować. No ale należenie do klubu zobowiązuje do osiągania wyników i tu pierwszy rok jest najważniejszy, wiec nasz starszy bardzo się z tym pływanie "spina".Jest oczywiście najmłodszy w całej tej grupie, podobnie jak w szkole.A oprócz tego starszy śpiewa w Berliner Mozart Kinder Chor i uczy się gry na fortepianie. Młodszy "trenuje" gitarę i wspinaczkę . Wspinaczkę uwielbia,jest w tym dobry, gitara to raczej kwestia ambicji bardziej niż talentu.
      Co do dzwonienia- tu nie dzwonią jak na alarm.Pewnie wychodzą z założenia, że jak kto chce to i bez głosu dzwonów trafi gdzie trzeba.

      Usuń
    2. Z tym dzwonieniem. Na poczatku nie rozroznialam, ale tutejsi rozrozniaja dzwon wzywajacy na Msze i taki , ktory informuje o smierci kogos w miejscowosci.
      Wlasnie teraz , mam otwarte drzwi na werande ( taras), dzwonia dwa dzwony koscielne ( jeden w kosciele gornym , drugi w kosciele dolnym - miejscowosc polozona jest na wzgorzu) oglaszajac niedziele. Bo w kosciele na sobotniej Mszy wieczornej obowiazuja juz czytania niedzielne. Dzwonia juz dobre 10 minut.
      Kiedy ktos umrze w okolicy ( a ze niestety- starszych ludzi takich po osiemdziesiatce, dobiegajacych dziewiecdziesiatki tutaj sporo wiec... ) wtedy dzwonia dzwony przed dwunasta , zaczynaja tak za pietnascie dwunasta , do dwunastej, a od dwunastej dzwonia na Aniol Panski. Czasami trwa owe dzwonienie dosc dlugo. Ale sprobuj ludziom to zabrac. Oj, jo joj... byloby , dopiero by sie nadzialo. Zaczelyby sie petycje starszego pokolenia , ze przeciez zawsze tak bylo. Za czasow ich dziadow, rodzicow a teraz ma tak byc z ich powodu. TRADYCJA- swieta rzecz!!!

      Najfajniejszw, ale czasami moze to przybrac forme czegos niefajnego ( wszystko ma swoje dobre i zle strony), jest to, ze oni tutaj sa nauczeni , ze w kupie sila. Tak wlasnie forsuja swoje postulaty- mocno udzielaja sie w zyciu swej spolecznosci. Sa przyzwyczajeni, ze wladza ich slucha. I jak podniosa sprzeciw wiec zostana potraktowani odpowiednio, nie zlani totalnie i... albo cos sie zmieni- jezeli nie bedzie kolidowalo to z interesami jakichs innych grup srodowiskowych, albo znajda konsensus. Druga sprawa, ze to "w kupie sila"- niekoniecznie musialo ( moze nie musi) dzialac w kierunku czegos konstruktywnego - dobrego.
      Tesc mi opowiadal, ze bedac mlodym chlopakiem ( 14 letnim) nie chcial uczestniczyc w spotkaniach Hitlerjugend. No i mogl zapomniec, bo kumpelstwo go , ponoc otoczylo, swego czasu ze wszech stron, na ulicy i cos na styl wspolczesnego mobbingu mu zafundowalo. Tak, ze wiesz ...w kupie sila- nieprawdaz?:)))
      Oby tylko madrze:))

      Z klubami. To prawda. Kluby pobieraja oplate roczna, ale ... mnie zdziwilo, bo Marie chadza na taekwondo do miejscowego klubu, kotry oferuje dzieciom ponad to: plywanie, pilke nozna, bodajze kolarstwo i cos tam jeszcze... Myslelismy ze oplaty za sport walki juz starcza , bo to ten sam klub wiec w ramach tego klubu mozna korzystac z kazdej aktywnosci sportowej, ktora on oferuje, a tu ups!
      Tak, ze Marie chadza do jednego klubu i korzysta z taekwondo i plywania i za oba sporty trzeba wnosic owa skladke roczna. Co prawda nie ma co narzekac, bo nie sa to az tak duze pieniadze jak np.: za lekcje prywatne: gitara, konie, jezyk...

      Usuń
    3. Wiesz, ja mam nieco "spaczone spojrzenie" bo jakby na to nie spojrzecć to Berlin jest jednak "wieloetniczny" a więc i obyczaje nieco inne niż w "interiorze".Podobnie miaław POlsce, bo tez mieszkałam w stolicy.
      Zupełnie inacej byłó w Monachium, tam tradycja górą. Np. prywatny wykonawca typu "pan od układania glazury"nie porozmawia o tym z panią domu ale tylko i wyłącznie z PANEM DOMU. No masakra. A w niedzielę należy się wystroić najlepiej w bawarski strój ludowy, który zresztą kosztuje jakby był ze złota.Najgorzej jak masz w chacie wielomieszkaniowej jakiś remont, bo można go przeprowadzać w ściśle określonych godzinach, łącznie z przerwą na drzemkę poobiednia dla starych ludzi i dzieci.I trzeba biegać po sąsiadach i przepraszać, że się
      żyje, remontuje itp.
      Ale to i tak lepsze niz to co miałam przez kilka miesięcy w W-wie, bo sąsiad remontował najczęściej od godz. 20,00 do 23,00 i domyślasz się gdzie miał innych sąsiadów. Facet rył w betonowej ścianie rowki na kable elektryczne w 3 pokojach, kuchni, łazience i przedpokoju.

      Usuń
    4. Trzeba sie orientowac choc ciut w historii danego regionu, historii ludzi z danego regionu swiata, aby zrozumiec jacy oni sa i dlaczego tacy sa- rozni od nas. Mentalnosci ludzka kryje sie w jej przeszlosci.

      Niemcy zostaly dosc pozno zjednoczone z rozmaitych mniejszych lub wiekszych ksiestw nie rzadko skloconych ze soba. Dosc pozno wziete pod sztandar jednego monarchy, bo dopiero w XIX wieku, gdzie w Eurpoie te wazne , wiodace panstwa, dawno mialy ow etap za soba.
      Oni mocno dbaja o swoja odrebnosc, co widac w poszczegolnych regionach , w ich mowie , tradycji i te inne. U nas- w Polsce- cos wziete za gware nie jest holubione, to bardziej dla pasjonatow jezykowych, ktorzy podarzaja po kraju i nagrywaja ludzi mowiacych jezykiem danego regionu. Gwary sa w Polsce wytrzebione bo byly uwazane za cos wiejskiego , niskiego . Mowily o niskim wyksztalceniu kogos, kto gwara sie poslugiwal. To mlode pokolenie np.: Slazakow mowi swym wenetrznym jezykiem i kiedy ma do czynienia z gorolem wskakuja na ogolnopolski, albo to mlode pokolenie z gor...

      W Niemczech jest inaczej. Te ich odrebnosci chocby jezykowe- to sie pielegnuje, uzywa, szczyci sie tym... Kiedys w pracy mielismy dziewczyne z Lipska i ... ja jej nie potrafilam zrozumiec. Pocieszajace jest tez to, ze mlodzi Niemcy mieli podobny problem. Mamy w sumie rzut beretem do Köln i oni tam tez - duze miasta- mowia inaczej niz my . Inaczej akcentuja, inaczej przeciagaja. Pamietam jak kiedys na takim hobbystycznym zjezdzie strozow nocnych ( a impreza byla wypas, bo ludzie poprzyjezdzali w strojach z epok rozmaitych). Mialam tam fuche aby zajac sie naszym polskim hejnalista , ktory przyjechal na to spotkanie z zona ( ich jest - tych hejnalistow ponoc 7). Pamietam, jak ten szef calego przedsiewziecia apelowal do swoich ludzi- Niemcow , ktorzy przyjechali z roznych regionow Niemiec, aby postarali sie w tym czasie mowic ogolnoniemieckim ( hochdeutsch), bo tlumacze moga miec problemy ze zrozumieniem. Mowie ci to byl sympatyczny widok ja ci panowei probowali, ale na serio probowali , starali sie bardzo mowic tak, jak nalezy.)) Zabawne po prostu. Bo z reguly bywa na zasadzie ja mowie a reszta niech chwyta, w koncu jestem u siebie.
      To sie objawia nie tylko w mowie, w wielu sprawach. W roznicach prawnych poszczegolnych Landow... po prostu musialabys to przezyc.
      Bawaria to tez calkiem odrebny region. Chociazby to ich kultywowanie tradycji. Ich stroje niedzielne ... Z ta wielokulturowoscia Berlina- masz racje. Ale zobacz jak inaczej wyglada wielokulturowosc Monachium? Bo tez ona tam wystepuje. Manachium zas to nie pipidowa ale drugie co do wielkosci ( po Berlinie) miasto Niemiec.
      Ja mysle, ze niebagatelna role w ksztaltowaniu ludzi danego regionu mial tez istniejacy na danym terenie komunizm.

      To takie tam - przemyslenia na predce. Bo ma sporo swoich wlasnych przemyslen i obserwacji w danym temacie.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń

    6. Z tym ryciem w betonie:)) Kiedy poznalam mojego meza to wynajmowal on dwupokojowe mieszkanie w jednej z najladniejszych miejscowosci w okolicy. Niemcy nie kupuja mieszkan, czynia to rzadko. Oni maja zwyczaj je wynajmowac, zas kupuja domy. Kiedy wynajmuja takie miszkanie i majaj zamiar dlugo w nim posiedziec, wiec maja tez prawo do wlasnych przerobek danej powierzchni, np.: zmiany kafelek ( nie wiem czy to trzeba najpierw z wlascicelem omowic) .

      Do mieszkania obok mieszkania mojego meza, wprowadzil sie jakis nowy lokator, ktory prul te sciany wtedy kiedy mialc czas. Zdarzalo sie tez, ze i po dziesiatej sie to odbywalo.
      Tak, ze Warszawa wcale w tym nie przoduje:))
      Pamietam mojego meza, jaki byl zniesmaczony sytuacja. Podirytowany. Dla mnie sytuacja byla w sumie do przelkniecia, ja bylam dziewczyna wychowana w blokowisku, on zas chlopakiem z domku i z ojcem, ktory od domownikow swych wymagal zachowywania ciszy nocnej.
      Pamietam tez , ze jak wprowadzilam sie do Niemiec, to mnie uszy od wszechpanujacej ciszy bolaly. Bo dzwieki jakiekolwiek to tylko czasami ... jak ktos trawe ksoil, albo cos pilowal, no i rano jak dzieciaki do szkoly szly.
      Mojemu lubemu zas przeszkadzaly dzieci sasiadow, ktore czasami ( a jest ich trojeczka) sprowadzaly sobie kolegow na posesje i glosno ( smiech, pokrzykiwania... jak to dzieci) pilke kopaly. Nie bylo to absolutnie nagminne, zte zabawy dzieciece obok nas:))

      Pamietam tez jak A. wynajmowala mieszkanie w nowej dzielnicy, kiedy jeszcze domu nie mieli, i jak sasiedzi non stop sie przypierniczali: ze to albo za glosno muzyke puszczaja, albo tv... to takie ich powitanie kogos nowego. "No- niech sobie nie mysli, ze ..... ", wiec te wszystkie "hallo " na ulicach. pozdrawianie sie ludzi, ktorzy znaja sie li tylko z widzenia... to nie robi juz na mnie zadnego wrazenia. Bo to nic nie znaczy. Ot takie tam przyzwyczajenie kulturowe, ktore z grzecznoscia prawdziwa nie ma nic wspolnego :))

      Usuń
  8. Trochę podobny ten opis do Irlandii, chociaż podejście do obowiązku jest tu inne. Niepełnosprawnych, także niepełnosprawnych intelektualnie widać. No i choć katolicy, to nie narzucają się tak ze swoją wiarą. Zmianę cywilizacyjną widać z całą pewnością. Oczywiście jak każda społeczność, ma ona swoje wady, tyle, że inne niż polskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej mnie zawsze wnerwia ta polska ostentacyjność, która niestety nie ma nic wspólnego z prawdziwym pojęciem chrześcijaństwa. To tylko "pozłotka" przykrywająca prawdziwe oblicze ludzi.

      Usuń
  9. Ładne mi o niczym. Jak się ma taki zmysł obserwacji to nigdy nie jest o niczym. W pełni się zgadzam z twoimi uwagami na temat niepełnosprawnych osób i starych ludzi tu u nas w Polsce. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń