drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 15 kwietnia 2025

Byłam dziś........

...........w Polsce. 

A tak bardzo dokładnie  to byłam  dziś w Słubicach. Ostatni  raz  byłam tam na tak zwanym otwarciu testamentu po śmierci mego męża, czyli w 2019 roku. Z Berlina  do Słubic  to raptem 105 kilometrów szosą, ale  my pojechałyśmy z córką pociągiem regionalnym z Berlina  do  Frankfurtu nad Odrą, a  stamtąd autobusem, który co  godzinę odjeżdża  spod  dworca do Słubic. Byłam mile  zaskoczona tym regionalnym pociągiem ,  bowiem linię obsługuje prywatny przewoźnik, wagony nowe,  czyste, tory wyraźnie po remoncie, pociąg mknął równiutko, cichutko, bilet był "sprzęgnięty" z autobusem, kupując  bilet na pociąg  można od razu kupić dowóz  autobusem do centrum Słubic.

Za każdym razem  gdy jestem w  Słubicach zastanawiam się co urbaniści projektujący Słubice  jedli lub pili przed sporządzaniem planu miasta, że te ulice  są tak  jakoś dziwnie prowadzone. Zabudowa  też  nieco dziwaczna. I kolejny  raz zastanawiałam się dlaczego jeden  z  hoteli ma  nazwę KALISKI - bo jakoś mi ta nazwa nie pasuje do okolicy.

Nastawiałam się, że  gdy  tylko  załatwimy to po co przyjechałyśmy to wdepniemy do księgarni - no i stracone złudzenia - jest tylko pusty lokal po księgarni z wielką  wywieszką na  szybie, że lokal jest do kupienia. Zastanowiła  nas za to ilość tak  zwanych "salonów piękności".  Nie  da  się ukryć, że Słubice żyją  głównie z tego, że graniczą z Frankfurtem  - rano  zapobiegliwe i oszczędne panie  domu z Frankfurtu podjeżdżają dworcowym autobusem do Słubic na  zakupy, bo to się opłaca. Poza  tym tak naprawdę w  sklepach prywatnych  można płacić również w euro. Za 17euro miałyśmy pyszne   drugie  śniadanie w postaci szarlotki z dodatkiem  czekolady  i  sernika z malinami i wiśniami na gorąco. A porcje naprawdę  solidne, takie w  niemieckim  gabarycie.  No a owe  "salony piękności,"  prywatni dentyści,  usługi  fryzjerskie, masażyści -te usługi   też  bardziej atrakcyjne  cenowo niż  po niemieckiej  stronie  Odry. 

Za sporządzenie upoważnienia  notarialnego zapłaciłyśmy  raptem 70 euro. Oczywiście w Berlinie też  mogłybyśmy  dorwać jakiegoś notariusza, ale okazało  się,  że tutejsi  notariusze nie  za bardzo  znają  wymogi polskiego prawa, a poza  tym trzeba  by  wtedy jeszcze  dodatkowo opłacać  tłumacza, bo notariusze jakoś jeszcze polskiego języka  nie opanowali. Cała "impreza" z uwagi na  stosunek złotówki do euro jakoś nas  nie  zrujnowała. A dzięki temu nie  będę  musiała jeździć do Warszawy ani z uwagi na sprzedaż mieszkania jak i na  zakup  nowego. 

A gdy jechałyśmy ze Słubic do Frankfurtu podziwiałam talent kierowcy autobusu którym jechałyśmy,  bowiem był to tak  zwany autobus  "przegubowy", a więc dłuuugi, a uliczki w  Słubicach wąskie i zakręty przegubowcem na  nich to istny majstersztyk.  

I jeszcze jedna  "ciekawostka" we Frankfurcie miejskie autobusy jeżdżą tramwajowymi torowiskami i trochę to śmiesznie wygląda -  na przedzie  tramwaj stoi na torach  na przystanku tramwajowym, a  zaraz  za nim   jest przystanek autobusowy z odpowiednim oznaczeniem i na nim przystaje   autobus.

Ale nie ma róży bez kolców- gdy dotarłam do domu to na bramie do budynku powitała mnie  kartka , która informowała, że ........brak wody od  10,00, a  była  już godz, 15,00. Na  szczęście od 16,30 już włączyli wodę.

Na jutro  zapowiadają u  mnie +24 stopnie i słońce.


 


niedziela, 13 kwietnia 2025

Urodziny - jak każde urodziny -

 - były i minęły. Świętowaliśmy  je poza  domem, w przemiłej kawiarni. 

Kawiarnia w pięknym ogrodzie , ale jest też bardzo  sympatyczna sala w parterowym  budynku. A to co "pożarłam" było przepyszne.  Gdy dojechaliśmy  na  miejsce  właśnie  zaczął delikatnie  kropić kwietniowy  deszcz, więc przenieśliśmy  się do wnętrza. A to co zamówiłam  -  nazwa w  szalenie obcym  dla mnie języku, czyli w  niemieckim, więc oczywiście jej przezornie  nie  zapamiętałam -  ale było to  nieduże ciasteczko z płynną i jeszcze lekko ciepłą  czekoladą w środku, polane  "sosem" śmietankowo- owocowym a do "kompletu" była jeszcze  kulka lodów śmietankowych.  Po raz  pierwszy jadłam coś tak pysznego - ciastko z tą płynną czekoladą w  środku było extra, nie za słodkie, leciutkie niczym chmurka - dawno nie  jadłam  takiego pysznego deseru.   

A w ogóle, ponieważ Berlin to dla  mnie  wciąż "terra incognita" więc córka  z  zięciem  dbają o to, bym za każdym razem zobaczyła  coś, czego dotąd  nie  widziałam. Tym razem  padło na dawną linię graniczną pomiędzy Wschodnim a  Zachodnim Berlinem. Znajduje  się tam "park" wiśniowy - posadzonych  jest tam kilka tysięcy drzewek wiśniowych. Po jednej  stronie tego "wiśniowego lasu" był Berlin Wschodni należący do NRD, po jego drugiej  stronie była RFN. Niestety  nie mieliśmy dziś  szczęścia, bo kwiaty wiśni są jeszcze w pąkach i najprawdopodobniej  pojedziemy  tam dopiero po świętach.

A w ogóle  to Berlin przypomina ostatnio jakąś starą, nielegalną osadę górniczą  w  Australii, w której każdy kiedyś rył swój rów, dołek  lub też  tunel i  szukał złota lub opali.  I jest  to mało zabawne, bo pełno teraz objazdów. I ogromnie  się cieszę,  że nie  muszę zbyt często opuszczać swojej dzielnicy a dojście  do "mojego spożywczaka" nie jest rozkopane, a gdy było (bo wymieniali przewody   gazowe) to uwinęli się z tym rekordowo  szybko.

Czas .......

 .......czyli to  coś  co jest i czego jednocześnie nie  ma. 

Osiemdziesiąt dwa lata wcześniej, w okupowanej przez  Niemców Warszawie, w pewnej  niedużej prywatnej klinice położniczej, 13 kwietnia, około godziny 22,00 opuściłam (zapewne z ulgą) wnętrze  swej  matki. Jak po kilkudziesięciu  latach od   owego wydarzenia   słyszałam, to moja  wówczas  osiemnastoletnia   mamusia  ledwo zdążyła doczłapać  się do łóżka i niewiele brakowało by mnie "zgubiła" w  drodze  do niego. I tak mi ta  pora wydostania   się na świat  zamieszała, że przez  swe całe dotychczasowe życie najlepiej  funkcjonuję właśnie wieczorem, a rano, tak  mniej  więcej do 10,00 to     nie  bardzo wiem  czy  żyję. A poza tym ci urodzeni 13-tego mają całe życie pod  górkę. I to jest prawda.

A poza  tym- nawet w  najbardziej dziwnych  snach  nic  nie   zapowiadało tego, że doczekam aż takiej cyferki na  swoim życiowym liczniku.

Wyobraźcie  sobie, że u  mnie  w tej  chwili na termometrze jest 21 stopni  ciepła i 20% możliwość, że spadnie   deszcz. Przydałby  się  ten  deszcz, bo młodsze  drzewa, których korzenie   nie  sięgają głębiej w podłoże niż 10 metrów w  głąb - cierpią z  braku wody. 

W tym tygodniu jeden dzień spędzę w Polsce - na  polskim brzegu Odry. I mam już kupca na  warszawskie mieszkanie, więc jadę z  córką do polskiego notariusza by córka zajęła  się wszystkimi sprawami związanymi ze  sprzedażą tego mieszkania i ewentualnie  kupnem drugiego, położonego bliżej centrum Warszawy. Mnie to właściwie obojętne w którym  miejscu ono będzie bo przecież  ja już  nie  wrócę do Warszawy. 

Przy okazji okazało  się, że  tutejsi  notariusze nie  są dobrze  zorientowani w polskim prawodawstwie. No trudno się mówi,  będę miała jeden dzień nieco mało fajny, bo pojedziemy pociągiem regionalnym a one niestety często nawalają, bo - nie ma  ludzi do pracy pomimo hord ludzi o różnych odcieniach  skóry,  sprowadzonych  ponoć  do pracy.

Miłego nowego tygodnia Wszystkim życzę!!!

"I to byłoby na  tyle"  jak mawiał pewien klasyk.

 

piątek, 11 kwietnia 2025

Coś jakby jednak była wiosna.....

 Brzozy zaczynają pokrywać  się listkami. Jeszcze   te listeczki malutkie i "moje brzozy" prezentują  się tak:

                                                            


To widok w trakcie  dnia. No ale ja  często patrzę na  nie i nocą i  w nocy wyglądały tak:

                                                       


  I żeby  było zabawniej przeszłam  na  drugą  stronę mieszkania i...znalazłam tam  Księżyc

                                                        

A dziś wypatrzyłam u  sąsiadów :

                                                     



a prozaiczną  wielce  drogę  do "spożywczaka" umiliła  mi  kwitnąca  wciąż  jeszcze młodziutka magnolia:


 

 To znak, że należy  się wkrótce  wybrać do Ogrodu Botanicznego.

A gdy rano otwieram swe zaspane oczy wita mnie mój nieprawdopodobnie odporny  na  moją  troską taki doniczkowiec:

                                                     


 

Miłego  weekendu Wszystkim życzę!!!!!!

poniedziałek, 7 kwietnia 2025

O potężnej mocy naszych myśli

     Pewnie Was śmiertelnie zanudzę, no ale jakoś nic  a nic ciekawego się u mnie nie wydarza,  co  może wcale nie jest  złe. 

W związku  z tym z  niesmakiem obserwuję pogodę, która chwilami bywa  dość  dziwna, bo za oknem ze  dwa dni  wcześniej  termometr  pokazywał  kilka   stopni na  plusie a   tutejsza  pogodynka, która mi wyskakuje  z informacjami na  smartfonie   doniosła,  że  co prawda  temperatura jest dodatnia   ale ta odczuwalna to jest na  minusie i to sięgającym aż do -5, a  w ogóle  to właśnie ogłaszają alarm  związany  z.......oszronieniem. Nie napiszę co  sobie  pomyślałam z tej okazji, bo głównie  dotyczyło  to  stanu umysłowego  panów od meteorologii.

No i  teraz ponudzę.  W 1949  roku  naukowcy (chyba głównie  ci zza Oceanu) badali systemy nieliniowe, których  właściwości zależą od zachodzących  w nich procesów. Do systemów  nieliniowych  należy  między innymi  cząsteczka  DNA. Odkryli wówczas, że te  systemy zapamiętywały  warunki oddziaływania  na nie. Zdaniem  badaczy było to niesamowicie niezwykłe, bowiem owe  systemy  nieliniowe to wszak  twory które  nie posiadają  struktur mózgowych ani też  układu nerwowego a  wykazywały się pamięcią i dokładnością która nawet dziś przewyższałaby swą dokładnością  współczesne nam komputery. 

Typowym systemem nieliniowym  jest cząsteczka  DNA, która przechowuje informacyjną pamięć organizmu, choć  biedulka nie ma wcale mózgu. W trakcie  badań odkryto wówczas SOLITON - stabilną, strukturalną falę, która znajduje  się właśnie  w układach nieliniowych. 

Lekko nie  było - po 40 latach uporczywych badań  udało  się naukowcom prześledzić  drogę tych fal w łańcuchu DNA. Owe fale  to właśnie  SOLITONY, które  w trakcie przechodzenia  przez łańcuch DNA całkowicie odczytują zawartą w DNA informacje.

No fajnie - ale pozostawało pytanie - kto? lub  co? każe im to robić?  Badania były prowadzone w Instytucie Matematycznym Rosyjskiej Akademii Nauk.  I ktoś wpadł na pomysł, by  spróbować czy i jak SOLITONY zareagują na  mowę ludzką, która  była  zapisana na  nośniku informacyjnym.

I wtedy wszystkim  badaczom opadły  ze  zdumienia  szczęki, bo pod  wpływem wypowiadanych  słów SOLITONY ożyły.  Było to tak  zdumiewające, że postanowiono sprawę  dalej  badać - w kolejnym  badaniu napromieniowano  ziarna pszenicy zabójczą  dawką promieniowania, która tak rozrywała łańcuchy DNA pszenicy, że roślina stała  się  niezdolna do  zakiełkowania.

I wtedy wszystkich naukowców płci obojga kompletnie  zatkało ze  zdumienia, bowiem owe pozrywane łańcuchy DNA po przejściu przez  zniszczone ziarna pszenicy  fali  SOLITONÓW uległy samonaprawie i ku zdumieniu badaczy zakiełkowały.

Badania  te podjęły również ośrodki naukowe  w Wielkiej  Brytanii,  Francji,  USA.  A panie i  panowie  naukowcy opracowali  specjalny program dzięki któremu mowa ludzka była przekształcona w drgania  i nakładana na  SOLITONY i wtedy działała na DNA  roślin. 

Oczywiście skoro badania  tak  dobrze  szły zaczęto poddawać badaniom  również  zwierzęta.  Zaobserwowano wówczas poprawę  ciśnienia  tętniczego krwi, wyrównanie  się pulsu, poprawę  wskaźników somatycznych.  Ale  to  wcale  nie był koniec  badań - naukowcy  USA i  Indii przeprowadzili badanie działania ludzkiej  myśli na stan  Ziemi. W ostatnich badaniach wzięło udział 60 i  100 tysięcy osób.  Główną  zasadą  było to, by  biorący w nim udział ludzie mieli twórcze myśli. Osoby  biorące udział w  tym  badaniu zbierały  się  grupami i  kierowały  swe pozytywne myśli w określony punkt na  naszej planecie. Podczas trwania  eksperymentu i kilka dni po nim spadły wskaźniki przestępczości w  tych punktach na które  były nakierowane  myśli. A proces oddziaływania owymi twórczymi  myślami był rejestrowany naukowymi przyrządami, które odnotowały  w tym czasie potężny przepływ pozytywnej  energii.

Wniosek - myśl  ludzka choć  niewidoczna, nieuchwytna  jest jednak  tworem materialnym a  całe  to  badanie jest potwierdzeniem starożytnych prawd - ludzkie  myśli mogą zarówno coś tworzyć  jak i  coś niszczyć.

I tak  się  zastanawiam skąd  wiedziała o tym moja babcia, gdy mówiła mi, że myśli  człowieka mają niebywałą  siłę  -  mogą nawet  człowieka  zabić  lub sprawić by  wręcz wstał z grobu. Więc ilekroć mam ochotę zmieszać kogoś z błotem  to powinnam o tym pamiętać.

PS. Mam nadzieję, że nikt z Was  nie umarł z nudów czytając ten post.

                                                                         


I kolejne drzewko owocowe. Miłego  nowego  tygodnia  Wszystkim

poniedziałek, 24 marca 2025

Tak mnie to ......

 

 kwitnące drzewko zachwyciło, że musiałam je upamiętnić. Jak  widać  to już krzaczory  zielenieją,  a na  berlińskich  miejskich  trawnikach rządzą krokusy i żonkile. Na   niektórych  trawnikach tak obrodziły, że wyglądają jak kwiatowy  dywan.

Teoretycznie  jest ciepło, bo  aż 15  stopni ale  spacerowałam w zimowym płaszczu i jakoś nie  spociłam  się - wschodni wiatr nie niósł ze  sobą ciepła.

Miłego nowego  tygodnia Wszystkim!!!!!

piątek, 21 marca 2025

Popatrzcie.....

 


Tak kwitnie od  kilku już  dni podwórkowa śliwka. A sięga już do  wysokości  drugiego piętra. Dawno  nie  widziałam  by już w marcu kwitły owocowe drzewka.  No ale  może nic  dziwnego,  bowiem  miejsce,   w którym śliweczka rośnie  jest zaciszne, osłonięte od wiatru  no i sporo  słońca jest na  naszym podwórku.

A tak poza tym to jak na  działkach - nic  się nie  dzieje,  a mnie nadal do wiwatu daje ból mego nerwu obwodowego, w  którym mieszka dziki lokator. Poza tym  zauważyłam, że im  mniej  siedzę a  więcej leżę tym mniej  mnie  boli. No więc sporo czasu  spędzam  w pozycji  horyzontalnej.

Miłego nadchodzącego weekendu Wszystkim życzę!!!!

U mnie na  dziś przewidują + 18 stopni  ciepła i to apogeum  ma  być około godz. 15,00, a w tej chwili już jest +12 stopni.

wtorek, 11 marca 2025

A jednak.........

 ............chyba jest ocieplenie  klimatu. Bo dziś w Berlinie  w pobliskim  parku wyglądało  tak:

                                                                        


Nie pamiętam  by kiedykolwiek w połowie  marca   było +15 stopni  ciepła, trawa była  zielona a ludziska piknikowali na trawie. A w pobliskiej malutkiej lodziarni zabrakło lodów! Obydwie  byłyśmy wielce tym faktem rozczarowane, bo to  lody wyrabiane tradycyjnie i baaaaardzo  smaczne.

Na ogół w połowie marca to bywałam ze  ślubnym  w Zakopanem, gdzie owszem- było słońce, ale wszędzie  leżał śnieg a ja na na leżaku, na trzech  warstwach koców i okryta czwartym kocem pracowicie opalałam buziuchnę.

Obeszłyśmy  niespiesznie  cały park, który w jesieni  został nieco uporządkowany, dostał nowe  ławki, trawniki,  na  których  posadzono wiele nowych ozdobnych  roślinek  dostały niziutkie siatkowe płotki, wszystkie place  zabaw mają nowe wyposażenie i tym samym  jest  wyraźny podział na  grupy wiekowe, poza  tym każdy plac  zabaw jest ogrodzony. A jeden z placów zabaw  dla nieco  starszych  dzieci jest poświęcony Harremu Potterrowi.

Są wydzielone tereny ze  sprzętem sportowym i tu też jest  wprowadzony podział na  grupy  wiekowe, bo jakby nie  było  inne  są umiejętności  przedszkolaka a inne  nastolatka  lub osobnika, który oscyluje pomiędzy 20 a  30  rokiem  życia i stale uprawia jakieś  ćwiczenia. Obydwie  żałowałyśmy, że nie  było  takiego sprzętu i porządku gdy moi  wnukowie tu przychodzili.

O seniorach i pieskach  też  pamiętano - są ogrodzone zamykane place do biegania  dla psiaków oraz sprzęt do ćwiczeń dla seniorów. Poza tym w jednym końcu parku jest  szkółka piłkarska dla dzieci i  jak  zawsze ma komplet chętnych. Ciekawa jestem  jak  długo wszystko będzie nowe i ładne, bo ten park nie jest ogrodzony i tym samym jest dostępny całą  dobę. 

W dni powszednie   cały  park tętni życiem, bo gdy  tylko nie pada to przychodzą  tu  dzieci z okolicznych "przechowalni", których jest  tu sporo. Są to  małe grupki dzieci w  wieku przedszkolnym, a takich "przechowalni" jest  tu w mojej okolicy  sporo

poniedziałek, 3 marca 2025

Właściwie.......

.........to nie mam o czym pisać. Można powiedzieć, że piszę  głównie z.......przyzwyczajenia. 

Zauważyłam, że nie ma wprawdzie w Berlinie much tse-tse,  jeszcze   się  za tymi co to rzekomo do pracy przyjechali  nie   zawlokły, a ja mam jakąś  tajemniczą  śpiączkę - zasypiam nawet  w trakcie  jedzenia. Już raz  musiałam  zbierać ze  stolika i podłogi......herbatę,  bo znienacka przysnęłam dzierżąc w   ręce kubek  z herbatą. Śpię  regularnie po 8 godzin, więc  nie  można uznać, że mam niedobory  snu.  Dziś jakoś całkiem przytomnie zdołałam  na  czas odstawić kubek z kawą i udało  mi się  nie wypuścić go z ręki. Uznałam to  za sukces.

Gdy czytam to co wygaduje złotousty i złotowłosy tłuścioch  zza Wielkiej  Wody  to mi nóż sam wyskakuje z szuflady w kuchni i namawia do samobójstwa. Lub wyjazdu do Kolumbii, Peru lub jeszcze  dalej. Jestem  nie  tylko przerażona tymi wypowiedziami ale i bardzo  zniesmaczona - bo wybór  tego indywiduum przez obywateli USA świadczy o  nich tak  samo dobrze  jak w Polsce o  tych, którzy  wybrali PiS. Ten sam poziom, ta  sama narracja, ten  sam brak rozeznania.

A tak przy okazji - znów zajrzałam do ulubionych postów o latającym  personelu.

Jak powszechnie  wiadomo, pijak  za kółkiem to przestępca, I dlatego piloci Arerofłotu zawsze na lotnisko dojeżdżają  taksówkami.

I małe pocieszenie dla   pasażerów - " Mówi kapitan Sullenberger. Nie  martwcie  się skrzydłem, pod  nami widzę ogrodową  sadzawkę".

Podobno trzy najważniejsze  w życiu pilota   rzeczy  to:  dobre  lądowanie, dobry orgazm i dobra praca jelit. Nocne  lądowanie na lotniskowcu umożliwia przeżycie wszystkich trzech doznań  jednocześnie. 

Swoją  drogą  to  jestem pełna podziwu  dla  tych, którzy żyją i pracują na lotniskowcach. Ciasnota   tam wprost  niebywała, komfort życia na lotniskowcu  jest  na poziomie  komfortu śledzi  w beczce. I zawsze z sercem  w gardle oglądam lądowania - z góry, z kabiny  samolotu lotniskowiec, który wcale nie jest  małą jednostką  wygląda jak......pudełko zapałek pływające w olimpijskim basenie, a do tego owe pudełko tańczy  na falach jakiś obłędny taniec.

Nie  wiem  czy wiecie, ale polscy piloci samolotów pasażerskich są bardzo cenieni na świecie i często są pokazywani jak pięknie  stylowo i  wręcz pokazowo  lądują.

A za moim oknem cichcem , zupełnie dla mnie  niespodziewanie   wyrosła  dziś  taka konstrukcja:


 

I jeszcze  nie jest ukończona, bo na  dole (tu tego  nie  widać) jest jeszcze  cała fura takich elementów. Nie mam pojęcia co będą robić- budynek  jest pięciopiętrowy, więc  może odkryli szansę na przeróbkę strychu na  mieszkania - spójrzcie na budynki  po drugiej  stronie  ulicy w każdym  z nich strychy są przerobione  na mieszkania. Bo w Niemczech wszystkiego brakuje  - mieszkań, ludzi  do pracy i to w  wielu branżach, a ostatnio okazało  się, że........brakuje jajek. No a w kwietniu wszak "jajczane święta".

A pogoda z lekka  zbzikowana - temperatura  rośnie i  jutro już ma  być +10 a w końcu  tygodnia może wzrosnąć  nawet do +15 stopni - te  dodatnie temperatury to na  dzień są przewidywane. Z tym, że na  dzisiejszą  noc uprzedzają o szronie  no i temperatura  ma być bliska  0 stopni.

Dobrego nowego tygodnia   Wszystkim  życzę!!!

piątek, 21 lutego 2025

Uwielbiam .......

 ........poczucie  humoru lotników, obsługi naziemnej oraz  stewardess i regularnie podglądam  na FB posty z tym  związane - no bo jak  się  nie  pośmiać  gdy  czyta  się takie  teksty:

Latanie  nie jest niebezpieczne. To co jest niebezpiecznie  to.....kraksa

                                                                    * * * 

 Jedyna sytuacja, w której masz  za dużo paliwa jest wtedy gdy płoniesz.

                                                                    * * *

Śmigło to tak naprawdę jest  tylko  duży  wentylator, służący  do chłodzenia pilota. Gdy się zatrzymuje można  na  własne oczy  zobaczyć jak pilot  zaczyna się pocić.

                                                                    * * * 

Dobre  lądowanie to takie, po którym o własnych  siłach  możesz wyjść z samolotu.  Świetne  lądowanie  to  takie, po którym samolot  nadaje  się do  dalszego  użytku.

                                                                    * * *

Jeśli doturlanie  się do terminala wymaga pełnej mocy  silników to znaczy, że lądowałeś ze  schowanym podwoziem. 

                                                                    * * * 

Jeżeli jedyne  co możesz  zobaczyć za oknem kabiny to ziemia  kręcąca  się  w kółko, a jedyne  co możesz usłyszeć to hałasy  z kabiny  pasażerskiej to wiedz, że nie  wszystko idzie tak jak powinno.

                                                                     * * * 

Przed  wyjściem  z  samolotu prosimy  sprawdzić czy  zabrali państwo  swój bagaż. To czego państwo zapomną zostanie rozdzielone  równo  pośród   załogi. Prosimy  nie  zostawiać  dzieci oraz  małżonków.

                                                                     * * *

Instruktor  do kursanta - ucz się na  cudzych  błędach bo na  własnych  już  nie  zdążysz. 

                                                                      * * * 

Pytanie z wieży kontrolnej do pilotującego samolot-     N2115  L, jesteś  Cesną?...... odpowiedź pilota:  "nie,  proszę pana,  jestem Latynosem."

I jak  tu nie  lubić pilotów i całego personelu lotniczego?????

 

 

 

 

piątek, 14 lutego 2025

Znów jakieś......

 .........białe  płatki się  snują w powietrzu, temperatura na termometrze +2, a odczuwalna  0 stopni.


  

Po raz  pierwszy odkąd   tu  mieszkam zobaczyłam gałęzie drzew oblepione  śniegiem i tak  mnie ten  widok zafascynował, że  aż musiałam  zrobić  zdjęcie. No i  zupełnie  nie  wiem  czemu, ale  jakoś nie  mam ochoty na  wyjście  z domu. Teoretycznie to powinnam wyjść i uzupełnić  zawartość  lodówki, ale- no ale  jakoś zupełnie   nie mam  na to ochoty. Poza  tym bolą  mnie  zatoki,  więc się nie  palę do wyjścia na  zimne powiewy.  Ciekawe jak moi dziś rano  docierali do pracy, bo  z tego co widać to ścieżki rowerowe w okolicy  nie  były odśnieżane , a cała  moja rodzinka korzysta  dojazdu rowerem  ewentualnie hulajnogą. 

Chyba pomaszeruję  do  kuchni i zrobię  sobie cieplutkie  prawdziwe  kakao. 

Miłego Weekendu  - WSZYSTKIM!!!

czwartek, 13 lutego 2025

A dziś u mnie......

 ........wygląda tak:


 

......ponoć  aż 4 cm śniegu napadało w  nocy. I nadal śnieg trzyma  się na nawet spadzistych dachach budynków. I nawet jest temperatura  ujemna, czyli "aż" -1 stopień i jak tu zwykle - odczuwalna temperatura jest  niższa od tej  na termometrze. 

No to ja  dziś posiedzę grzecznie  w domu, bo chodniki jak zwykle nie  są odśnieżone a to co leży na  chodnikach ( to białe) jest posypane   jakimś  żwirkiem (bez Muchomorka;) i wcale nie  zapobiega  poślizgowi, więc  zgodnie  z  regulaminem wprowadzonym przez  moją córkę  - nie wychodzę z domu jeśli nie  muszę. 

A poza tym to znów mnie  na "chłodzie" bolą  zatoki szczękowe,  więc  grzecznie się będę lenić, wypróbuję  nowy ścieg szydełkowy i może nawet coś  sensownego wyszydełkuję?  A może tylko poczytam? Z przykrością  zauważyłam, że  zrobiłam się szalenie leniwa - nic mi się nie  chce  robić.  I nie  tylko nie  chce mi się robić-  ta  moja  niechęć  do robienia  czegokolwiek obejmuje  też gotowanie - poza  tym mnie się nawet jeść nie chce  - chyba  już jestem bliska osiągnięcia  szczytu lenistwa.

A jutro ponoć Walentynki - tyle  tylko, że  jakoś mało mnie  to wzrusza . Za  to w poniedziałek 14 lat kończy  mój młodszy wnuczek.   A że  raczej nie  będę ganiać po sklepach w kwestii prezentu to jak zawsze będzie  stały  zestaw - karta  z życzeniami z załączonym do niej banknotem.

Miłego nadchodzącego weekendu Wszystkim życzę!!!!


piątek, 7 lutego 2025

Dzień podobny......

 ........do  dnia, tydzień  do  tygodnia. I tak  jakoś mija  mi  czas.

Za oknem bliżej nie określona  pora  roku - teoretycznie  to jeszcze ponoć  zima, termometr pokazuje  +3 stopnie, ale ponoć już od poniedziałku  może być chłodniej i jak wynika  z obrazka to głównie nocą. Ale  i tak  nie  wygląda  to bardzo  zimowo: w sobotę przewidują w  dzień +6, nocą -1,  w niedzielę +5, nocą 0, w poniedziałek +3 w dzień i nocą -3, a we  wtorek +3 i -4  nocą.  Jak widać mróz nam  raczej nie  dokuczy.

 A tu zdjęcie mojej osobistej córki, która odważyła  się na taki przelot:


 Podziwiam, bo ja taka odważna to nie jestem - bo zapewne  oglądałam zbyt  wiele takich przelotów nieszczęśliwie zakończonych. Najbardziej mnie  rozśmieszył  podpis pod  tym zdjęciem:    "a to mój przelot", bo niby jak  miałam  zobaczyć kto jest doczepiony do tego kawałka "błękitnego materiału". No ale  skoro była  zadowolona i bez  szwanku  wszystko przeżyła - to najważniejsze.

 Jak zauważyłam,  to nie tylko ja  się zastanawiam  jaka aktualnie  jest pora  roku-  ptaszyska też  są nieco zdezorientowane.  Na "moim" podwórku na jednej  z wysokich starych  brzóz przez dwa lata  z rzędu gniazdowała  wrona  siwa. W pierwszym  roku wyhodowała trzy pisklaki, w ubiegłym, gdy pisklaki były jeszcze   bardzo małe (no bo jeszcze  nie uczyły  się  latać) to  chyba  cały  "miot" przepadł, bo nagle zrobiło się przez kilka  dni szalenie  zimno i małe  chyba tego nie przetrzymały. Wszak musiały  same  zostawać  w  gnieździe, bo wrona zdobywała  pokarm. Obserwowałam co  dzień to gniazdo, ale ani  razu  nie widziałam, by był w nim jakiś  ruch - pewnie  maluszki padły  z zimna.

Tydzień temu  zobaczyłam, że do tego starego gniazda przymierza  się jakaś  wrona, wyraźnie je poprawiała i przymierzała  się do zagospodarowania  go. Spojrzałam  czym prędzej do mądrej książki i wyczytałam  w niej, że wrony  zaczynają gniazdowanie dopiero w kwietniu, więc to ocieplenie klimatu i kilka dni z wysokimi  jak na  luty temperaturami  zaburzyło w  głowie  wronie.  Na  szczęście z + 9 stopni zrobiło się  chłodniej i  chyba  wrona  nie złożyła jajek - gniazdo pozostało puste. Ale nadal    budzi ciekawość ptaków i co jakiś  czas jakaś  wrona  tam zagląda. No niestety nie jestem w  stanie stwierdzić,  czy to cały  czas to jest ta  sama wrona, czy za każdym razem inna.

No i znowu "zajrzał" na nasze podwórko dzięcioł w poszukiwaniu jakiegoś  dobrego miejsca na  dziuplę. Dokładnie zwiedził miejsca pod dachem oficyny, ale nie  znalazł żadnego miejsca na  wykucie dziupli pod nowym dachem i już  się więcej nie pojawił. Poza  tym na  dachu są  teraz  panele słoneczne. A  "nasz" podwórkowy karmnik  nadal ma  wielkie powodzenie, głównie korzystają  wróble i  sikorki.  Podoba  mi  się, że w "mojej" okolicy na  wszystkich podwórkach są drzewa i karmniki dla ptaków. Tak  samo jest na  przydomowych trawnikach - posadzone  są ozdobne kwitnące krzewy i zawsze  między  nimi jest jakiś karmnik i od  wiosny do zimy woda dla ptaków.  I już czekam  na wiosnę i kosy, które często mi towarzyszą gdy idę chodnikiem - ja chodnikiem  tuptam  a one skaczą równolegle trawnikiem - zupełnie  jakby mnie odprowadzały.

I mam "patent" dla tych, którzy  nie  chcą by im ptaszory przylatywały  na  balkon - owińcie górny brzeg poręczy folią aluminiową - na pewno nie przylecą. Wyczytałam to w jakimś "poradniku" i zastosowałam na  swoim balkonie i na parapecie zewnętrznym okna   kuchennego  bo mi ptaszory niszczyły kwiatek w  doniczce. Pomogło - przestały przysiadać  na parapecie i oskubywać  kwiatek. Balkon też omijają.

Miłego weekendu Wszystkim życzę!!!

 

poniedziałek, 20 stycznia 2025

Dzisiaj.........

 ..........pochłonęłam 187 stron książki, o istnieniu której zapomniałam. Stała grzecznie i cicho wśród innych o wiele grubszych i już przeczytanych książek i nie  rzucała  mi  się  w oczy.

Książkę   "popełnił" zupełnie mi nieznany dziennikarz, pan Stanisław Zasada (ur.1961r), absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika  w Toruniu i jak głosi króciutka notka o  autorze - za swoje  reportaże  zdobył już kilka prestiżowych nagród  dziennikarskich. 

Książkę wydało Wydawnictwo Publikat, ale niestety nie wiem w którym roku bo nigdzie  nie mogłam doczytać  się daty wydania, ale na pewno już po 2005 roku, bo taka  data jest podana w jednym z opisywanych  zdarzeń. No a drobny plus - porządna, twarda oprawa.

W króciutkim słowie  wstępnym  autor wyjaśnia, że w formie parareportażowej chce tą książką przybliżyć czytelnikom wybrane przez  siebie niektóre  wydarzenia z czasów II wojny światowej. I chociaż jest tu  zachowana wierność  faktograficzna w warstwie historycznej, to książka  zawiera również elementy fikcji literackiej. I moim bardzo  skromnym  zdaniem pomysł udany, dobrze  zrealizowany.

Przeczytamy tu historie  wojenne Polaków , Niemców i Rosjan czyli obywateli których losy od  wielu wieków przeplatały  się.

I chociaż zapewne każdy z nas już coś na ten temat  czytał to uważam że dobrze  się tę książkę czyta, bo jest to jednak narracja  w tonie  reportażu, a więc bez "podkręcania" emocji czytelnika i zbytniego dociekania czy bohater   danej opowieści postąpił dobrze  czy też źle.


To ta "cienizna" z  lewej  strony obok tomu  Normana  Davies'a o powstaniu  warszawskim, a samodzielnie prezentuje się  tak:

                                        



Miłego nowego tygodnia Wszystkim życzę!!!!!


piątek, 10 stycznia 2025

Jest jednak to coś.....

 ......czego  nie lubię - czyli jest  zima. Na termometrze  jest 1 stopień  pana  Celsjusza, ale odczuwalna temperatura  to -4 stopnie   w skali owego pana C,  wiaterek wieje od  zachodu, na  zmianę pada  nieduży  śnieg, a gdy stwierdzi, że wilgoci  za mało to wspomaga  się  deszczem, więc poziom wilgotności  wzrósł do 97%. Dla  całej Brandenburgii wydano ostrzeżenie o oblodzeniu dróg.

Zimę to lubię "wybiórczo", to znaczy gdy jestem  w górach, gdy jest  wyżowo, świeci  słońce i na  słońcu można  się  spokojnie opalać lub  wędrować dostępnymi  zimą  szlakami.

I żadna  siła  mnie  dziś nie wyrzuci z domu, nawet na  zakupy  się  nie  wybiorę. 

Dla mnie osobiście  to wielce  dołujący ten zaokienny widok.  Zazdroszczę Serpentynie tego wiecznego lata, które jest u  Niej.

Miłego weekendu Wszystkim!!!!

niedziela, 5 stycznia 2025

Chyba jednak ...........

 ...........będzie  zima, bo za oknem wygląda tak:

                                         



 I jest  aż -1 stopień mrozu a na "pogodynce" wyczytałam,  że w mieście jest tak  zwany "czarny lód". No i fajnie, nigdzie  się nie  wybieram  ani pieszo ani  samochodem.  Na  szczęście kaloryfery  grzeją. I  ciągle  mi  tu wyskakuje info, że będą obfite opady  śniegu. Ciekawe  gdzie, bo jeśli idzie o Berlin to na jutro zapowiada mi pogodynka .......+11 stopni ciepła. No nie  wiem- zgłupieć przyjdzie. Miłego  nowego tygodnia Wszystkim!!!!

czwartek, 2 stycznia 2025

Ciut wspominkowo

 

Od kilku  dni "pękam  ze śmiechu" bo wpadło mi to  w oczy na FB a parasolka po  czesku  jest nie  do przebicia.  Fraza "mam pomysł"  też  mnie rozczula. Kiedyś miewałam dość częste kontakty służbowe  z Czechami i na  tych  rozmowach i oni i  my skręcaliśmy  się  ze śmiechu bo nas  śmieszył język  czeski a ich język polski.  Ale  rozmowy służbowe prowadziliśmy......w języku rosyjskim bo i my i oni na obradach w ramach  prac RWPG musieliśmy nim operować.  Po  czesku i po polsku to  się gwarzyło   przy kawie.   A i tak najczęściej  przedstawiciele kraju  zwanego wówczas ZSRR narzekali, że i nasz  rosyjski i innych krajów  RWPG jest  mało  zrozumiały. Byłam   zdumiona, bo  egzamin miałam zdany na  całą 4, choć było w nim  mnóstwo zupełnie nieznanych  mi słów stricte technicznych i niektóre z nich nawet po polsku  były  mi szalenie  obce i długo kombinowałam o  co chodzi. No ale  zdałam ten rosyjski.

Pogoda u  mnie kiepściunia, wprawdzie termometr pokazuje +4 stopnie ale wiatr jest północno  zachodni i jakiś dość  zimny a niebo zasnute coraz  ciemniejszymi  chmurami.  Ponoć jutro  będzie cały  dzień padać deszcz. No ale zakupy zrobiłam  sobie  dziś, jutro mogę olać pogodę i siedzieć  w  chacie.

Ale uważam, że wiewiórka po czesku świetnie charakteryzuje owe zwierzątko.

środa, 1 stycznia 2025

No i mamy NOWY ROK

 


Nie  wiem co to za ludziki  weszły mi "na plan", no ale przy okazji  widać  jak  było jasno od sztucznych ogni. Pominę  już milczeniem  fakt, że  aż  trudno  było oddychać, bo tyle fajerwerków płonęło i zanieczyszczało powietrze.

A poza  tym  same  atrakcje były od południa- czołową atrakcją było dziś w Berlinie pęknięcie rury wodociągowej, która służyła  miastu od lat dwudziestych ubiegłego wieku. Rura  miała 67 cm średnicy i jak widziałam  na  zdjęciach to woda na ulicy w pobliżu  pęknięcia sięgała   panom "ratownikom" niemal  do kolan.Tysiące mieszkańców od południa zostało pozbawionych wody, w tym  również  cztery budynki przy mojej ulicy. Wezwałam na pomoc zięcia i zaopatrzyli mnie  w  wodę, bo uruchomiono jakiś  zapasowy wodociąg ze 250m ode mnie. Nie znam  się na  wodociągach, tylko nie  mogę  zrozumieć jakim cudem na "mojej  ulicy" raptem  cztery kamienice zostały odcięte od wody, bo ta  awaria  rury  wodociągowej była dość daleko od mojego miejsca  zamieszkania, w innej dzielnicy.I dlaczego  tylko cztery  budynki a  nie cała jedna  strona  ulicy.

Jest godzina 2,45 Nowego Roku i właśnie naiwnie pomyślałam, że mogę się położyć spać, ale znów komuś  coś odbiło i musiał  sobie pacan postrzelać. 

No trudno, poleżę, może wreszcie  pójdą pacany  spać.