drewniana rzezba

drewniana rzezba

czwartek, 26 czerwca 2025

O niczym....

.......bo nic się  u  mnie nie  dzieje ciekawego.

W ramach tego, że  się nic  nie dzieje mam awarię kranu w kuchni, a  nie jest to stary kran, nie ma  jeszcze nawet  roku. I nie kosztował 30 euro  ale  niemal 80 euro. Znalezienie hydraulika coby to ustrojstwo wymienił od  ręki jest tylko wtedy możliwe, gdyby woda tryskała  z kranu aż na  sufit, no a skoro tylko się leje to hydraulik będzie dopiero jutro a i to raczej w  drugiej połowie dnia i zawiadomi mnie telefonicznie godzinę przed  przyjściem.  A  musi mnie  zawiadomić,  bo niestety domofon w budynku  ciągle szwankuje - niby  nic  wielkiego, ale  gdy ja odblokowuję domofon by gość mógł otworzyć  bramę to wcale  nie słychać  na  dole brzęczyka i gość w pada w lekki szał.  No i skoro mi potrzebny hydraulik to  oczywiście będzie to Polak, no bo skąd  Niemiec wiedziałby co ma zrobić z cieknącym kranem. Z  przykrością  zauważyłam, że słynna ongiś  bardzo  dobra  jakość niemieckich wyrobów technicznych gdzieś przepadła nie  podając nowego adresu. Po tej pandemii wyraźnie spadła jakość  wszystkiego, ceny  skoczyły w górę, produkty które kosztują  tyle  samo co wcześniej wyraźnie  zmniejszyły  swą dotychczasową  wielkość a często i jakość. 

No  ale "pocieszyłam się" gdy obejrzałam w  sieci rachunek za śniadanie dla dwóch osób, wystawiony w  zakopiańskiej  restauracji.  Popatrzcie:

Zastanawiam się z iluż jaj była ta jajecznica i  czym było wzbogacone owo cappuccino. A może  zastawa stołowa była  ekskluzywna - np. saska porcelana i pozłacane sztućce?  Wszak komfort kosztuje. No normalnie aż mnie  zatkało z  wrażenia.

Wyczytałam w  sieci, że zdaniem jakichś  tam lekarzy wszyscy starsi pacjenci, którzy byli szczepieni szczepionką RNA  przeciw covidowi to jak  amen w pacierzu zejdą z tego świata z powodu uszkodzenia serca.  No nie wiem - jedno jest pewne - na  covid nie  zachorowałam, po szczepieniach  nie miałam żad-nych  sensacji, nawet ból ręki był  mało dokuczliwy. Gorzej  się czułam po tych  szczepionkach na dziecięce  wirusówki,  a jedyne  co mi jak dotąd  dawało i nadal  daje popalić to zapalenie  tego nerwu obwodowego, czyli pamiątka  po półpaścu. Ale to nie pierwszy raz mnie dorwało, jeszcze o covidzie nikt  nie  słyszał, zaraz po przyjeździe do Niemiec miałam nieprzyjemność nawrotu tego paskudztwa.

Mój młodociany  maturzysta już zdał maturę, ale jeszcze mi nie sprawozdał jakie stopnie na  maturze załapał. Młodszy  kończy  rok  szkolny w ten piątek. 

W minionym  tygodniu był mały armagedon w Berlinie i okolicach i z powodu wichury to nawet szybka kolejka  miejska  nie kursowała, między innymi dlatego, że wichura powaliła  drzewo na  tory. Akurat tego dnia  moja córka, która była w Słubicach, wpadła na pomysł  by odwiedzić swą koleżankę, która  mieszka tuż przy granicy Berlina przy trasie owej kolejki. I nie  był to najlepszy pomysł, bo wracała z tej granicy  Berlina ponad  dwie  godziny, bo "esbahn" nie kursował i biedula   taszczyła  się do domu autobusami zmieniając linię ze trzy  razy. 

Nadal jestem w Warszawie bezdomna, dotychczasowe mieszkanie już  sprzedane, a nowe jeszcze nie  kupione. Ceny mieszkań nieco "dołujące", jedno jest  pewne, że za mieszkanie 3 pokoje  z kuchnią "w  cegle" a nie  z wielkiej płyty, trzeba wyłożyć o 300 tysięcy więcej niż dostałyśmy  za to  z systemu W-70. Wniosek - trzeba wziąć pożyczkę  z  Banku. Ale to nie ja  będę ją brała.

Właśnie  mnie poinformowano, że jutro  w Berlinie  będzie o 11 stopni  mniej  niż  dziś- no i dobrze, bo  muszę zrobić  zakupy  a wychodzenie  w upale jakoś  mi nie służy. Jest  22,30 a za oknem u  mnie +21 stopni.

Miłego nadchodzącego  weekendu Wszystkim życzę!!! 

 

30 komentarzy:

  1. Dziwni są ci ludzie, jadą na spęd do Zakopca (bo przecież nie w góry, tylko żeby chińskie ciupagi do domu przywieźć), pomieszkują w nowej deweloperce, która zrównała z ziemią góralskie chaty i dziwią się światu, że traktuje ich tak, jak na to zasługują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez wiele lat jeździliśmy do Zakopanego, bo mój mąż był zapalonym taternikiem, ale w pewnym momencie "odkryliśmy" Słowację i to był strzał w dziesiątkę - lepsza infrastruktura i mniej "kantowania" i zdecydowanie mniejszy tłok. Wynajmowaliśmy cały dom a płaciliśmy tyle ile w Zakopanem za pokój. Z "dogadaniem" się też nie było problemu, a Słowacy nie mieli ciągot do kantowania swych gości tak jak wielu zakopiańskich górali. Uprzytomniłaś mi, że nigdy nie kupiłam w Zakopcu ciupagi, jedyne miejscowe wyroby przywożone z Zakopanego do Warszawy to były oscypki, często swetry i ciepłe skarpety,a raz to nawet kierpce i.....kapce, czyli ciepłe buty ze skóry i grubego filcu. No nie da się ukryć,że my to głównie łaziliśmy po górach i zawsze po pobycie w Zakopanem to musiałam jeszcze kilka dni odpocząć w Warszawie po takim urlopie.

      Usuń
    2. Jeszcze pokolenie do tyłu do Zakopca przyjeżdżali ludzie, żeby zakotwiczyć i pochodzić po górach. Teraz na Instagramie widzę osoby chwalące się "byłem w górach", co w praktyce oznacza weekend w zakopiańskiej patodeweloperce z której widać góry na horyzoncie. Ten gnój powoli rozlewa się na Sudety: "podhalańskie" chaty sprzedające "oscypki" na stałe wprowadziły się do krajobrazu karkonoskiego. Umiejętność przetrwania i kombinowania daje rezultaty różne, zastanawia mnie jednak, że ten dar kombinacji u ludzi wychowanych w trudnych warunkach, jak sama piszesz, na Słowacji jest mniejszy.

      Usuń
    3. W moim odczuciu górale Słowaccy są bardziej "europejscy" niż nasi górale i bardziej trzeźwo myślą. Tam już od dawna obowiązującą walutą jest euro i dla "zachodniego świata" byli wtedy istnym rajem turystycznym, bo ceny wszelakich usług turystycznych były szalenie niskie w porównaniu do innych państw europejskich oferujących takie same usługi. Mnie zawsze wzruszał ich stosunek do osób z małymi dziećmi - dla nich dziecko to był pełnoprawny człowiek a nie jakiś "dodatek do rodziny". Nie wiem jak jest aktualnie, ale gdy my jeździliśmy na Słowację to tak właśnie było. Właściciel domu który wtedy wynajmowaliśmy zawsze się dopytywał czy dziecko jest zadowolone z pobytu i to nawet wtedy gdy dziecko już miało powyżej 10 lat . Wiesz nasza Polska część Tatr jest malutka, wszędzie jest blisko, a po słowackiej stronie to trzeba się nieźle nadreptać, tam nic nie jest blisko, ale oni w związku z tym mają "elektricke" i bez problemu możesz część drogi w górach przemierzyć kolejką a nie na własnych nogach.

      Usuń
  2. U nas tez dzisiaj chlodniej, za to jutro ma byc do 30°, a we wtorek-srode 35°, wiec szykuj skladke na wieniec, bo niechybnie zejde.
    Moze i cos jest na rzeczy ze szkodliwoscia szczepionek przeciw covidowi, bo ja wlasnie zmagam sie z bardzo powaznymi dolegliwosciami sercowymi i cierpliwie czekam na termin u kardiologa we wrzesniu, moze dozyje. Szczepionki gowno i tak daly, bo po nich chorowalam dwa razy na covid.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Berlin to nieco dziwne miasto- na termometrze jest w tej chwili 21 stopni, ale odczuwalna jest znacznie wyższa temperatura, bo pewnie budynki teraz zwracają swoje ciepło otoczeniu. No i póki co to słońca nie ma, więc jest całkiem przyzwoicie- jak dla mnie. Szczepionki nie gwarantują, że nie zachorujesz, ale gwarantują, że choroba będzie miała lżejszy przebieg i nie umrzesz z jej powodu i nie załapiesz się na komplikacje po chorobie. No mnie jakoś szczęśliwie żadna odmiana covidu nie dopadła, choć regularnie bywałam w sklepie i korzystałam z miejskiej komunikacji. Poza tym ja od ponad 40 lat szczepię się p. grypie a podobno ta szczepionka p. grypowa też wzmacnia odporność p. covidowi.

      Usuń
    2. Przeciw grypie szczepie sie, odkad pamietam, a to dlatego, ze o malo nie zeszlam na grype hongkongska i nie lekcewaze tej choroby. Mnie na covid nie pomogla.
      U nas dokladnie takie same okolicznosci pogodowe, nawet rano przelecial deszczyk.

      Usuń
    3. Pantera - jak to odwrotnie sie czasem dzieje : ja tez przeszlam ta hongkongska grype z temperatura taka ze stracilam jeden dzien z zyciorysu, ale bedac w domu nie w szpitalu, gdy mialam moze z 15 lat a podzialala tak ze od tego czasu nigdy wiecej zadnej grypy nie mialam , zyje bez szczepien na nia i w dodatku jesli mam katar , zawsze w malenkim wydaniu , to mija mi sam w ciagu jednego dnia.
      Zawsze mowie ze ta grypa byla najlepsza i wieczna szczepionka.

      Usuń
  3. Przede wszystkim, nie jadłabym śniadania na Krupówkach, ani w podobnym miejscu, bo wiadomo...no i pytanie, dlaczego klienci cennika nie czytali, mieli wybór.
    Jakość ogólnie zeszła na psy, bo jest nadprodukcja wszystkiego.
    Mieszkania bardzo podrożały, mieliśmy się przeprowadzać, ale zostajemy, remont zrobimy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez wiele lat jeździłam do Zakopanego przynajmniej raz w roku, przez Krupówki to głównie przechodziłam kłusem ale nigdy nie wpadłam na pomysł by zjeść tam śniadanie lub obiad bowiem we wszystkich sklepach i punktach gastronomicznych były zawsze koszmarne kolejki, a rekordy w długości kolejek to biła zawsze....... apteka.

      Usuń
    2. My podobnie, Krupówki trzeba było przejść po drodze do busa, kolejki lub na cmentarz.

      Usuń
    3. No właśnie- Krupówki to główna arteria. Ja zaczęłam bywać w Zakopanem od lata 1964roku. I wtedy Krupówki były naprawdę bardzo paskudne, potem przeszły drobny "makijaż" ale i tak nie nabrały urody.

      Usuń
  4. Chciałabym, żeby u mnie tak nic się nie działo jak u Ciebie. Wnukowi gratuluję matury. Ponieważ nigdy nie przeczytałam, żeby ktoś z Twoich bliskich doznał kiedykolwiek jakiejś porażki, to przypuszczam, że chłopcy rok szkolny zakończą z najwyższymi ocenami. Życzę Wam wszystkim udanych wakacji. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie naprawdę nic się nie dzieje - choć rodzinę mam bardzo blisko, bo mieszkają 450m ode mnie to widuję się z nimi ze 2 razy w miesiącu, ale nie narzekam, bo od dziecka byłam trenowana do radzenia sobie w samotności i całkiem nieźle znoszę samotność. Jeśli idzie o chłopców - gdy córka z mężem przeprowadzali się z Monachium do Berlina to wpierw córka , która miała tu kilka znajomych pań, robiła wywiad, w której dzielnicy jest naprawdę dobra szkoła podstawowa ( no bo szkoły bywają jednak różne) i potem dopiero szukała w danej dzielnicy mieszkania. Niestety to nie jest wcale tania dzielnica i niestety wynajem sporo kosztuje. I obie mieszkamy w budynkach z początku XX wieku, ja w budynku z roku 1900r, a córka w budynku chyba z 1905 roku. Oczywiście budynki zostały zrewitalizowane, nie ma już pieców w budynkach, jest ogrzewanie centralne, są windy. W wakacje będę sporo czasu zupełnie sama w Berlinie, ale już to w jakiś sposób opanowałam, bo to się powtarza w każde wakacje odkąd mieszkam w Berlinie, choć nadal niemiecki jest dla mnie tak samo zrozumiałym językiem jak chiński. No ale na szczęście w smartfonie mam tłumacza. I po śmierci mego męża byłam sama w Berlinie przez cały jeden rok akademicki, bo córka wtedy prowadziła wykłady na Uniwersytecie w Malmo, jej mąż pracował zdalnie z owego Malmo, a chłopcy chodzili tam do szkoły międzynarodowej. A ja też się "załapałam" na Malmo i spędziłam tam cały tydzień. A potem, gdy córka zakończyła swój kontrakt to pojechaliśmy wszyscy razem na 4 tygodnie do Szwecji i były to bardzo miłe dla mnie wakacje, bo zwiedziliśmy całą południową Szwecję mieszkając w 4 różnych miejscach od Ystad do Sztokholmu.

      Usuń
  5. Dobrze, że teraz są takie zarządzenia, że nie musisz mieć w Polsce meldunku aby być posiadaczem polskiego dowodu osobistego. Trochę to ułatwiono.
    Ceny mieszkań... sprzedający narzekają, że za bezcen sprzedają, a kupujący, że teraz to na mieszkanie nikogo nie stać. Na osiedlu, na którym mieszkam w Polsce pobudowano trzy bloki, które ... niestety niezbyt dobrze się sprzedają. Mieszkania, stoją wolne ( nie wszystkie oczywiście) od około 4 lat. I zauważyłam, że kiedy chodzi o nowe budownictwo, to akurat u nas nic wielkiego się nie dzieje. Miasto zmniejsza z roku na rok liczbę mieszkańców i ...nie służy to tym małym miasteczkom w Polsce. No ale Warszawa to inna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warszawa przyciąga ludzi miejscami pracy. Nim wyjechałam z Polski to do Warszawy dzień w dzień przyjeżdżało milion osób do pracy, niektórzy to nawet z odległości 150 km. Po upadku systemu PRL do Warszawy zjechało na stałe bardzo dużo ludzi z mniejszych miast, np. z ....Łodzi. Transformacja ustrojowa dała w kość mniejszym miastom, ci co biegle znali jakiś język zachodni na tempo emigrowali do Europy, część osiedliła się na stałe w Warszawie, ale sporo ludzi spędzało czas na dojazdach do miejsc, w których była praca. Warszawa robi się molochem, rozrasta się. Przed wyjazdem mieszkałam na nowo wybudowanym osiedlu i tam gdzie stanęły nasze betonowe bloczyska to były przedtem tereny uprawowe i pastwiska. Pamiętam te tereny jeszcze z dzieciństwa, podobnie jak Ursynów, który teraz jest swego rodzaju miasteczkiem w mieście, a kiedyś jeździło się tam "na majówki". Gdy się wprowadziliśmy na Stegny to płakałam, że nagle mieszkam poza miastem, że mam raptem 2 sklepy wiecznie zatłoczone i jeden autobus zatłoczony o każdej porze dnia, że do domu od autobusu to mam drogę przez błoto i się można w nim utopić a gdy wyschnie to wtedy idzie się w chmurze pyłu, a budynki to czysty beton w który nie daje się wbić gwoździa by powiesić obrazek, a rano po trawnikach osiedlowych biegają bażanty a kuny przegryzają w samochodach przewody elektryczne. A dowód osobisty mam bez oznaczenia długości jego ważności, co nawet jest na nim wydrukowane. I wiesz - wcale nie tęsknię za Warszawą, choć mieszkałam w niej od urodzenia ponad 70 lat.

      Usuń
  6. Rzeczywiscie oszalamia ten rachunek swa wysokoscia. Te rachunki moga byc rozne zaleznie w jakiej restauracji sie je - im elegantsza tym drozsza. Mnie tez kiedys zaskoczyla cena zakaski w japonskiej restauracji, tym bardziej ze w innych to samo moznaby dostac o polowe taniej - za 4ry zakaskowe pierogi warzywne 17 $. To nie oszalamiajacy wydatek jedynie w porownaniu z innymi miejscami uderzajaco wysoki.
    Bardzo wspolczuje niewygod spowodowanych przeciekiem.
    U mnie tez przewaznie nic sie nie dzieje choc trafila sie ciekawostka - u syna w Bostonie bylo przez pare dni gorecej niz u mnie !- ale mamy napiete dni, napiety nastepny tydzien przed soba jako ze w srode syn bedzie mial operacje reki, nadgarstka i lokcia. Corka jedzie do niego by sluzyc jako pielegniarka i szofer a do tego musi cale swe zycie przewrocic do gory nogami, plus bedzie od niego pracowac zdalnie. Troche mnie smieszy jak to daje mezowi i mnie wskazowki i upomnienia by mial oko na mnie a ja na niego, m. in. bym pomogla mu w praniu :)))))))))
    Mimo tej smiesznej strony wydarzenia wszyscy jestesmy w napieciu i bardzo mocno zyczymy mu by operacja byla sukcesem. U nas wakacje zaczely sie w maju wiec poniekad sa stara wiadomoscia. Mlodszy zacznie ostatni rok szkoly sredniej, starszy wroci na uniwersytet a narazie z matka i wizytujaca ciotka wpadaja do pobliskiej Kanady i na Cape Cod - mlodszy musi z nimi jezdzic nie majac wyjscia ale gdzie sa to cale dni spedza nie na zwiedzaniu tylko w hotelu, w prywatnosci, bo musi byc z dziewczyna na Face Time, inaczej, jak mowi, by umarl :)
    Choc teraz nie mieszkam "na swoim" to ma to swe dobre strony - gdy sie cos zepsuje internetowo zawiadamiam administracje (miesci sie w sasiednim budynku ale wymagaja przez internet by byl slad w dokumentacji) opisujac co sie stalo, dolaczajac zdjecie a ta administracja dziala bardzo szybko przysylajac naprawiacza bo mamy takich swoich, nawet mieszkaja w kompleksie wiec przychodza bardzo szybko do napraw. Jesli sa skomplikowane zatrudniaja kogos z miasta. Co narazie jeszcze ich nie potrzebowalam - tu dobre miejsce oznajmic ze mija rok jak mieszkam na Florydzie i nadal jej nie lubie. Jednak bliskosc corki i ziecia daje mi poczucie bezpieczenstwa i towarzystwo wiec jest dobrze.
    Zycze by naprawa poszla dobrze i oby Twoj weekend byl udany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Primo- będę trzymała kciuki, by ta operacja poszła bez żadnych komplikacji i by się B. goiło wszystko jak najlepiej i by szybko wrócił do formy! Dostrzegam jeden bardzo korzystny aspekt tego, że była ta zaraza w postaci covidu - pracodawcy - łyknęli "pracę zdalną", ktoś wreszcie pojął, że dla firmy ważne by dana praca była wykonana a w wielu przypadkach nie jest istotne gdzie będzie pracownik ją wykonywał jak i to w jakich godzinach. W Meksyku zdalna praca jest podstawą, bo gdyby tak wszyscy mieszkańcy miasta ruszyli do swych miejsc pracy w mieści nastaąpił by całkowity paraliż - nie wyrobiłaby tego ani komunikacja miejska ani infrastruktura miasta. Ja się tylko raz nie zaszczepiłam p. grypie i tak się schorowałam, że byłam ledwie żywa a byłam tak skłuta zastrzykami, że większość czasu spędzałam leżąc na brzuchu. Codziennie pielęgniarka zadawała mi niemal retoryczne pytanie "no gdzie ja mam tym razem się wkłuć???" A na czym ma polegać Twoja pomoc w tym praniu? Może szło o kwestię segregowania co z czym wrzucić razem?

      Usuń
  7. Niby nic się nie dzieje, a jednak się coś dzieje. Jak to w normalnym życiu. To usterka to zakupy to wypad na spacer 😅 Oby się działy tylko dobre rzeczy, miłego Aniu 😜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak to w życiu - raz słońce a raz deszcz. No ale wszak normalne, więc żądna atrakcja. Tobie też samego dobrego!

      Usuń
  8. Znowu ja bo dotarlo do mnie ze robiac komentarz zachowalam sie samolubnie rozpisujac sie o sobie zamiast na temat - szczepionki RNA ktore otrzymalam 3 razy. Nigdy nie daly mi bolu ramienia choc to nie ma znaczenia w calej sprawie. Natomiast o tym zlym dzialaniu na prace serca czytalam co najmniej dwa artykuly. Poza tym gdy moj maz byl w szpitalu ze swym cardiac arrest i w coma czyli doktorzy nie mogac z nim robic wywiadu zrobili ze mna pierwsze pytajac czy byl szczepiony na covid i jakim rodzajem szczepionki. Oczywiscie zaraz mi sie jedno z drugim skojarzylo choc jeszcze dlugo przed pandemia mial male, ukryte zawaly. Z pewnoscia nikt nie zna prawdy o skutkach tej szczepionki ale pytania i watpliwosci powstaly..........Jednak chyba lepiej ze istnieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz - mój mąż to był zawziętym palaczem, palił gdy jeszcze był nieletnim smarkaczem i oprócz tej zmarnowanej zastawki miał POChP, czyli przewlekłą, obturacyjną chorobę płuc, czyli szwankowało również dotlenienie organizmu. A to, że ostatnie 11 lat życia już nie palił to było niczym przysłowiowa musztarda podana po obiedzie. Nasz wspólny przyjaciel z kolei dorobił się raka płuc, usunęli mu jeden płat , był młodszy 4 lata od A. i z tym jednym płucem nadal palił. Telefonował do mnie do Berlina i rozmawiałam z nim 3 godziny, myślałam, że zejdę przy tym telefonie, a on umarł w kilka godzin po tej rozmowie. Przeżył mojego tylko o kilka miesięcy. Mój też miał kilka lat wcześniej zawał, który świetna pani doktorka rozpoznała wtedy jako....zapalenie oskrzeli, ale przed operacją zastawki w czasie koronarografii rozpoznali, że już miał raz zawał. O tej szczepionce to sporo było dyskusji, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że ci co się szczepili a mimo tego zachorowali to mieli znacznie lżejszy przebieg choroby i nie było powikłań takich jak u osób, które się nie szczepiły. A takie małe ukryte zawały serca są wbrew pozorom dość częste i mylone właśnie z zapaleniem oskrzeli. A koronarografia jest jednak dość inwazyjnym badaniem więc nie przeprowadza się jej rutynowo.

      Usuń
  9. Nic się nie dzieje, a jednak dzieje się wszystko. Kran, domofon, esbahn powalony przez wichurę – cała symfonia współczesnych absurdów.
    Twoje spojrzenie na rzeczywistość jest jak dobre espresso: mocne, gorzkie, ale stawia na nogi. I chociaż kran cieknie, ceny szaleją– dystans i trafne riposty trzymają pion lepiej niż jakiekolwiek śruby montażowe.
    Miłego weekendu i niech nicnierobienie będzie bezawaryjne🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie to pan hydraulik do mnie nie dotarł ani nie dał znaku życia i nawet nie mogę się do niego dodzwonić - zgłasza się tylko szwargocący po niemiecku automat. Ale to jeszcze nic - najlepsze jest to, że ten kran nagle, sam z siebie przestał przepuszczać wodę. I słowo daję, czuję się z tą nową sytuacją nieco dziwnie. Miłego weekendu dla Was obojga!!!

      Usuń
  10. Aniu, może ten hydraulik naprawił kran ...zdalnie?
    Oczywiście głupio żartuję, ale życzę Ci, żebyś nie miała już takich awarii, ani też żadnych innych.
    Ceny za śniadanie- mnie nic nie zdziwi, skoro drożdżówka w mojej wsi kosztuje 23 zł (dwadzieścia trzy).
    Za tą cenę upichcę blaszkę ciasta drożdżowego z rabarbarem i kruszonką, z najlepszej mąki i wiejskich jaj "od chłopa" :).
    No ale ja niebogata jestem, to tak sobie gadam .
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, ja myślę, że może było jakieś chwilowe wyższe ciśnienie wody i dlatego ten kran przepuszczał. W każdym razie pan hydraulik podpadł mi na całego. I wyobraź sobie, że facet przezornie nie odbiera telefonu ode mnie, więc nie sądzę bym jeszcze kiedykolwiek skorzystała z jego usług. Elu- a ta drogocenna drożdżówka to jest w jakimś extra opakowaniu z pozłacanego pergaminu czy coś w tym stylu? No bo cena obłędna. Ja rozumiem, że zimą to nikt nad morze nie przyjeżdża, więc latem starają się wszyscy jak najwięcej wyciągnąć, no ale to już naprawdę przesada.

      Usuń
  11. A jednak - jak to u Ciebie - dzieje się dużo :-)))
    Odniosę się tylko do tego rachunku za zakopiańskie śniadanie, a mianowicie że: "nie żal mi głupoli, którzy mówią, że jadą w Tatry, a tylko przewalają się po Krupówkach i wydają duże pieniące na zasadzie "stać nas na to"!!!
    Gratulacje dla wnuczków. Ja mam już studenta drugiego roku szkoły artystycznej i ucznia trzeciej klasy liceum...
    Przytulanko!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, ten czas pędzi jak szalony, ja jeszcze mam w głowie gdy Ty czekałaś na wiadomość czy już ten pierworodny wnuś jest na świecie. Przecież to było tak niedawno!!!! Przepływa to życie w obłędnym tempie! Też Cię przytulam;)

      Usuń
  12. Górale chyba naprawdę mają dość turystów i chcą się ich za wszelką cenę pozbyć. Chociaż, może to była jakaś naprawdę renomowana restauracja? Coś jak krakowski "Wierzynek"? O tym nie wspomniano, a może tę jajecznicę podano na złotym talerzu , przy akompaniamencie kwartetu skrzypcowego?

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak prawdę mówiąc to Zakopane zawsze porażało cenami, które były tzw. "wysokogórskie, schroniskowe". Nic dziwnego, że ceny w schroniskach były wysokie no bo trzeba było produkty wnieść na własnych plecach ewentualnie wwieźć kolejką na górę, a jak wwozisz zaopatrzenie to wtedy mniej pasażerów wjedzie, czyli mniej biletów będzie sprzedanych i mniej gości będzie w schronisku zamawiało coś do konsumpcji. Dla mnie czy zimą czy latem to Krupówki były koszmarną ulicą. W żargonie stałych bywalców nosiła nazwę "tarło". A najbardziej lubiłam patrzeć jak Krupówkami spacerowali panowie przyodziani w najmodniejsze stroje narciarskie ze zjazdowymi butami szalenie znanych firm przymocowanymi do obłędnie drogich nart kosztujących krocie - tyle tylko , że większości z tych panów nie można było zobaczyć na zjeździe z Kasprowego , co najwyżej szlifowali "Wierszyki" - takie małe wzgórza dla młodych i początkujących narciarzy.

    OdpowiedzUsuń