drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 8 stycznia 2014

Upiekło mi się

Zapomniałam Wam napisać, że przywiozłam sobie z Berlina jakąś infekcję -
oba Krasnale byli zasmarkani i  zakaszlani, córka miała przecudnej urody
ropę na migdałach, zięć kichał, więc i mnie w końcu coś dorwało.
Ale już dochodzę do siebie, bo sobie zaordynowałam końskie dawki kwasu
askorbinowego i mi zdecydowanie lepiej - tę noc już przespałam  i nawet gardło
mnie przestało boleć, więc nie jest zle.
A daktylowy wypiek prezentuje się tak:
Tego daktylowca piekłam już w 2010 roku, wtedy jeszcze z mąką pszenną,
czyli zgodnie z oryginalnym przepisem.
Tym razem dałam  gotową mąkę bezglutenową, przeznaczoną do pierogów
i naleśników, co spowodowało, że ciasto nie ma faktury chleba a raczej
jakiegoś placka. No i upiekło się w zaledwie 50 minut a nie w godzinę.
Generalnie wolałam ten wypiek w wersji z mąką pszenną, ale ponieważ
jestem gapa, to zapomniałam, że już skończyła mi się mąka bezglutenowa
chlebowa, stąd też wyszło jak wyszło.
Ale robota naprawdę żadna, nie trzeba tego chleba pracowicie zagniatać ani
nie musi rosnąc przed pieczeniem, bo to "proszkowiec".
Zresztą nie miałam dziś głowy do garów, bo rano musiałam ubezpieczyć
naszą bryczkę a to mnie  zubożyło o drobne 950 zł. Taki wydatek na początek
dnia chyba każdego wyprowadziłby z równowagi.
Potem musiałam zrobić  zakupy na najbliższy tydzień, więc odwiedziłam jeden
ze sporych marketów. Nazwy nie podam, bo znów ktoś mi wytknie, że robię
krypto reklamę.
W tymże markecie jest część poza samoobsługą i zwie się ona Galerią Handlową.
No i dobrze, że jest, bo przy okazji odkryłam tam niezle zaopatrzoną pasmanterię,
dwa dobre sklepy z butami, dwa średnio  kiepskie butiki, niezły sklep z ładną
pościelą i wszystkim co do takowej potrzebne, dobry  sklep z AGD, kilka
barków, a wśród nich jest kawiarenka pewnej b. znanej w W-wie firmy produkującej
lody i nie tylko.
Ilekroć idziemy na SAM lub  z niego wracamy, zdążając na podziemny parking,
zawsze mijamy tę kawiarenkę. Stoją tu dwie olbrzymie lady chłodnicze - jedna
z lodami, druga z sorbetami, obie wypełnine kolorowymi przysmakami po brzegi.
A obok nich stoi nieduża witrynka z ciastkami.
Nie ukrywam, że łakoma ze mnie  baba, więc zawsze rzucam okiem na te lady
chłodnicze i na tę witrynkę.
Ale odkąd się tak paskudnie schorowałam na to rzekomobłoniaste zapalenie jelit,
kontakt z zawartością lad i witrynki mam tylko wzrokowy. I pewnie dlatego
zaczęłam się zastanawiać ile dni mają te wszystkie wyroby, bo zwłaszcza teraz
kawiarenka nie ma zbyt wielu klientów, a lady chłodnicze pełniutkie lodów i sorbetów.
W witrynce z ciastkami wciąż widzę olbrzymie bezy przekładane kremem.
Gdy pierwszy raz zwróciłam na nie uwagę, leżało ich osiem. Dziś leżały już tylko
trzy i oboje  ze ślubnym zastanawiamy się, czy to resztka z tych ośmiu, które były
tu już niemal miesiąc temu?
Drugi arcy zabawny punkt gastronomiczno - handlowy to boks z wyrobami
garmażeryjnymi - różne pierogi, uszka, naleśniki, sałatki, jakieś kotlety i wszystko
to podobno ręcznej, domowej roboty. I jeszcze nigdy nie widziałam tam choćby jednego
klienta, a towaru multum, wręcz "wychodzi" z tych lad chłodniczych.
A ceny takie, jakby wszystko było nadziewane złotem.
I tak co tydzień się zastanawiam nad świeżością tych wszystkich wyrobów.

24 komentarze:

  1. Może dobrze, że poprzestajesz na zastanawianiu się?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łakoma wprawdzie jestem, ale nie mam jeszcze zapędów samobójczych:))
      Miłego, ;)

      Usuń
  2. I słusznie chyba się zastanawiasz :-)))
    Chociaż wcale to nie jest śmieszne, bo ktoś to jednak zjada.
    Ciekawe czy choruje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należę do osób, które w porównaniu z innymi niemal nie jadają na mieście. Czasem wypiję kawę lub jakąś butelkowaną wodę mineralną.
      Wiele znanych mi osób niemal nałogowo korzysta z różnych punktów gastronomicznych. Gdy w ciągu dnia zjedzą w kilku miejscach to nawet nie będą wiedzieli co im zaszkodziło. Odkąd funkcjonuje pojęcie "grypy jelitowej" wszelkie niedyspozycje jelitowe ludzie na nią zwalają.
      Miłego, ;)

      Usuń
  3. ...też jestem łakomczuch na lody i słodkie, jak każdy facet. Ciekawe czy te wyroby w nocy nie świecą po tak długim leżakowaniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że w tych wyrobach jest więcej konserwantów niż gwiazd w Kosmosie.
      Miłego, ;)

      Usuń
  4. Czy te daktyle w chlebie nie są za słodkie, Anabell? Nie to, bym zamierzała już dziś piec (w ogóle nie cierpię piec - chyba, że mięsa, ryby, warzywa itp), ale kiedyś obiecałam M., że swojski chleb zarzucę i jak wróci z Indii to może w końcu się wezmę...

    Te witryny z lodami i innymi to chyba głównie dla przyjezdnych, bo jak Ty widzisz to często to się zastanowisz a turysta nie wie ile to leży i nie myśli za wiele - po prostu kupuje jak ma ochotę i już...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jedyna słodycz w tym chlebie.Nie wiem czy wiesz, ale do każdego chleba, takiego zwykłego, daje się cukier lub miód. Gdy kupię bezglutenową mąkę chlebową to upiekę inny chlebek - z orzechami arachidowymi. To też taki nieskomplikowany wypiek, bez wyrabiania.
      Miłego, ;)

      Usuń
  5. Brrrrrrrrrrrrr wrzuciłaś i zostanie:( teraz będę się zastanawiała nad każdą duperelką typu pasztecik czy gałka lodów. Padnę przy tych ladach, bo moje hipoglikemia nie uznaje wahań.
    Chlebko-ciasto wygląda zachęcająco:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko, to wszystko przez to, że tak się schorowałam. Lekarz mnie "uczulił" bym przypadkiem nie jadała na mieście, nie kupowała "gotowców", kupowała po dokładnym przeczytaniu etykiet.Przypatrz się wszystkim kupowanym paczkowanym gotowcom - wszystko jest podejrzanie długo ważne, średnio-przeciętnie ok. 2 tygodni. Widziałaś taki cud w domu, by jakieś pierogi, rybka w galarecie czy choćby kluski "wyrobiły" w lodówce ( nie w zamrażarce) 2 tygodnie? Karmią nas konserwantami.
      Miłego, ;)

      Usuń
  6. piękny wypiek:)))

    a co do świeżości..cóż...zawsze mam tego typu obawy...ale to samo mam przed każdym produktem ostatnio..zastanawiam się i ..odchodzę:))co mi służy, bo portki spadają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż śmieje się ze mnie, że robię ze sklepu czytelnię. No ale gdy poczytasz, że w śmietanie kremówce oprócz 36% tłuszczu jest jeszcze z 5 różnych składników z rodzaju emulgatorów, zagęszczaczy i licho wie co jeszcze, to jasne, że poczytasz, zadziwisz się i odstawisz na półkę.
      Miłego, ;)

      Usuń
  7. I nie to dziwi i odrzuca. Co innego na moim placyku, gdzie codziennie jest świeży towar. Znam nawet dostawczynie wypieków i pierogów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak mam w swoim spożywczaku . Zawsze zaczynam od pytania co dziś polecają i wtedy wiem ,że dostanę to co jest najświeższe.
      Jedna z pań odkryła dzięki mnie, że ma Hashimoto i odkąd się leczy ma się znacznie lepiej, więc czuje się jakoś związana ze mną.Teraz razem trenujemy dietę bezglutenową, co u nas jest nieco skomplikowaną sprawą.
      Miłego, ;)

      Usuń
  8. Odkąd zamieszkałam na wsi zmienił się o 360 stopni mój sposób patrzenia na żywność przetworzoną. Z przerażeniem patrzę jak ktokolwiek z moich bliskich kupuje gotowce, a jest ich coraz więcej i więcej, bo konserwanty coraz lepsze. Zdrowia życzę, zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam pewną prawidłowość- każda wchodząca na rynek wytwórnia garmażeryjna przez pierwsze 2,3 miesiące wypuszcza do sprzedaży naprawdę smaczne wyroby. Po tym czasie jakość gwałtownie spada- po prostu nie da się robić tanio wyrobów dobrej jakości. Jeśli coś ma być naprawdę dobrej jakości musi po prostu kosztować, a klienci z kolei są bardziej zainteresowani niską ceną. I tak to się dzieje. Większość pań domu, które teraz pracują zawsze na 2 etatach (praca zawodowa i dom) siłą rzeczy kupuje "gotowce" lub różne półprodukty, bo wtedy oszczędzają czas na przygotowanie w domu posiłków. U mojej córki można np. kupić taki wynalazek o nazwie "mąka instant" - niewątpliwą jej zaleta jest fakt, że zrobienie ciasta naleśnikowego trwa zaledwie minutę - żadnych grudek, mąka idealnie się rozprowadza w wodzie. Mieszanki mąk chlebowych -
      nalewasz do maszyny wody, oleju, wsypujesz mąkę i włączasz odpowiedni program. Zadzwoni gdy się już upiecze. Niestety samo nie wyskakuje z maszyny:))) I nie mogę się oprzeć, że konswerwanty są wszędzie- nawet w wodzie z kranu.
      Najmilszego;)

      Usuń
  9. To nie na ten temat , ale nawiazuje do poprzedniego postu o roznicach kulturowych i cudach "Zachosu". Tu jest link , ktory wart obejrzec, pokazuje dokladnie taka Anglie, jaka jest - warto obejrzec wszystkie zdjecia az do konca, tak wygladaja angielskie miasta w czasie weekendu ( bez wyjatku ):
    Gina

    http://www.dailymail.co.uk/news/article-1182373/Welcome-binge-Britain-Polish-photographer-documents-years-drunken-revelry-Cardiff.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Córka też bez glutenu stwierdziła że dzięki swojej chorobie nauczyła się nie jeść byle czego i uważnie czytać co jest na napisane na opakowaniu. Piekę chlebek jak już pisałam w maszynie kiedyś w piekarniku ale ten co mam teraz mnie wkurza niemiłosiernie, wiec wolę w w maszynie. Mąkę kupuję orkiszową z podobno takiego pierwotnego orkiszu. Do tego używam mąki gryczanej, ryżowej, lnianej, migdałowej a nawet z żołędzi kupiłam. I mimo że chlebek się kruszy (swoją drogą nie wiem czemu) oboje z mężem lubimy ten nasz własny. Do tego pomidorek ogórek kiszony dobry żółty ser i pychota śniadanko. Anabell wykipiał mi miód podobno nigdy się to temu panu z pasieki nie zdarzyło, nie oddałam go tylko używam zamiast cukru do chleba a drożdże też kupuję tam gdzie mąkę. Cukier tylko nie oczyszczony buraczany używamy. I na nasze cukrownie jestem wściekła bo ten nieoczyszczony cukier można na świecie kupić dużo taniej niż oczyszczony a my sprowadzamy go z CZECH. Po prostu nie wiem już jak to nazwać. 10 zł za kilo. Choć droższy jest z kory brzozowej, trzcinowego nie kupuję bo ma mnóstwo potasu ten nasz nieoczyszczony z buraków za to ma wit. B.
    A mam pytanie czy kupujesz witaminę C w aptece i ile jej spożywasz? Ostatnio córce wysłałam kilka opakowań, napisała że się objadła witaminą i mogła pracować. Oj tyle bym Ci jeszcze napisała ale przecież nie mogę tak.
    Więc tylko już serdecznie pozdrawiam i uciekam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wit.C oczywiście kupuję w aptece- czasem w stacjonarnej, czasem w internetowej.Mam zwyczaj raz na dwa lub trzy miesiące kupować hurtowo te leki bez recepty, które musimy brać.Na ogół kupuję tabletki Wit C po 200 mg każda. A dobowa dawka zależy od choroby.Wg dr Roberta Catharta przy ostrym przeziębieniu dawka dobowa to 60 do 100 gram, w 8 lub 15 dawkach w ciągu 24 godzin.
      Przy grypie dawka 100do 150 gram w takich samych dawkach.Ale fakt, że ja to stosuję i mnie to pomaga nie jest wcale wskazaniem by inni to w ten sam sposób stosowali. Gdy nie choruję zwykle biorę wit C tylko zimą.
      Cukier u mnie w domu to rzadkość - zwłaszcza taki biały. Najczęściej używam trzcinowego (do wypieków). U mnie 1 kg cukru (białego) wystarcza w domu na 1,5 miesiąca.Często do słodzenia używam melasy karobowej. Do robienia chleba bezglutenowego używam gotowej mieszanki bezglutenowej, firmy "Bezgluten". Produkty bezglutenowe najczęściej kupuję na internecie. A przepisy biorę z dwóch stron: www.olgasmile.com i z bloga www.smaczniemi.blogspot.com. Są to fajne, wypróbowane przepisy.
      Z ciekawostek to jeszcze wprowadziłam do kuchni mąkę kokosową i olej kokosowy, mąkę arachidową i karob.
      Miłego, ;)

      Usuń
  11. SORRY POMYLILAM MOJ WPIS , JEST. NA INNEJ STRONIE . TO PRZEZ NIEUWAGE MOJA. POZDRAWIAM NOWOROCZNIE.

    OdpowiedzUsuń
  12. Klik dobry:)
    Kupiłam szarlotkę na mieście i dziekuję za ciastka na wieki wieków. Miała zarodniki pleśni, których nie wyczułam, bo cynamonem mocno doprawili. Nie odpowiadał mi ten silny smak i zapach cynamonu, ale durna jadłam, bo kupiłam. Dopero pod koniec jedzenia mi się zauważyło zielony meszek między jabłkami a ciastem. Fuj! Już tej części nie jadłam, ale tamtą niewidzialną pleśnią się strułam.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. alEllu, to okropne!!! Na mnie córka patrzy zawsze jak na histeryczkę, bo po rodzimych doświadczeniach z jedzeniem "na mieście" podobnie nieżyczliwie traktuję niemieckie barki i restauracyjki i bardzo się wpatruję zawsze w talerz.Trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że uczciwość tamtejszych gastronomicznych punktów jest znacznie większa- tam można nawet zjeść bezkarnie bitą śmietanę- coś, czego u nas w życiu bym nie zamówiła.
      Miłego, ;)

      Usuń
  13. coś mnie zastanowiło po przeczytaniu komentarzy - u mnie nigdy nie na kupnej garmażerki, nie zamawia się jedzenia na telefon i nie kupuje się ciastek i tak, jak napisałaś - nigdy też nie było tzw grypy żołądkowej. Coś w tym jest.

    OdpowiedzUsuń
  14. Podejrzewam, że 3/4 przypadków "grypy żołądkowej" to najzwyklejsze zatrucia pokarmowe.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń