drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 13 stycznia 2019

Teoretycznie niewiele.......

.....rzeczy mnie dziwi.
Ale ostatnio, to znaczy odkąd tu mieszkam jest nieco tych zdziwień.
Ostatnio zadziwiał mnie nieco system obowiązujący w tutejszej
służbie zdrowia. Właściwie po doświadczeniach z polskim okazem
służby zdrowia niewiele powinno mnie spraw zadziwić.
Tu każde wystawione skierowanie do specjalisty jest ważne tylko
jeden kwartał. Do specjalistów jest się z reguły niezbyt łatwo
załapać "od ręki", więc jeśli  zapiszą cię na następny kwartał, to
z góry wiadomo, że trzeba będzie w dniu wizyty przyjść z aktualnym,
po raz drugi wystawionym, skierowaniem. Mało tego - jeżeli podczas
wizyty specjalista wyznaczy ci konkretny termin następnej wizyty
u siebie, też musisz przynieść następne skierowanie od lekarza
pierwszego kontaktu.
Uważam to za totalną niedoróbę, bo cała służba zdrowia jest  wszak
skomputeryzowana, każda przychodnia, nawet "mini", ma dostęp do
centralnego rejestru osób ubezpieczonych, więc raczej nie ma
problemu ze sprawdzeniem czy dany chory jest nadal klientem
ubezpieczonym. Poza tym w każdej przychodni przechodzi się przez
"sito", czyli recepcję, która kieruje ruchem pacjentów.
Ogólnie recepcja  to potęga - ponieważ wszystkie choroby i leki
pacjenta są w komputerze, recepty na leki stałe wystawia recepcja,
nawet lekarz nie jest do tego potrzebny. Ale i tak trzeba swoje
odstać w kolejce.
Zadziwienie drugie - mój mąż jest pod opieką kardiologa w klinice
kardiologicznej szpitala uniwersyteckiego. Szpital - olbrzym niczym
nieduże miasteczko, przychodni przyszpitalnych jak mrówek w lesie,
ale nie ma dla pacjentów.....szatni, a różne pomieszczenia w których
odbywają się specjalistyczne badania wyglądają jak "kanciapy" na
zapleczach sklepów, w których ktoś upchnął sprzęt medyczny. Bo
tu też  służba zdrowia jest niedofinansowana!!!!
Kolejne zadziwienie - od ręki, bez wydziwiania, w tej klinice robią
szereg badań, a opis wyniku, zalecenia itp. nadejdą pocztą na  adres
domowy.
I nie muszą mieć naklejki "priorytet" by nie zaginęły po drodze.
Stała bolączka- pacjentów przybywa, lekarzy mało, szpital niestety
nie jest z gumy.
Zadziwienie in plus - można bez obaw zostawić w samochodzie,
który parkuję pod chmurką, tak "atrakcyjne" wyposażenie jak
siedziszcza  samochodowe dla nieletnich pasażerów.
Zadziwienie permanentne, odkąd tu jestem - uliczki wąskie,
pozastawiane i często wymanewrowanie  z miejsca postoju wymaga
"kilku taktów" i zawsze nikt manewrującego nie pogania klaksonem.
wszyscy spokojnie czekają aż się delikwent wykokosi ze swego
miejsca postoju.
Kolejne zadziwienie - starszy Krasnal często coś zostawia w szatni
na  basenie- ostatnio były to rękawiczki, wcześniej bilet miesięczny,
jak dobrze  pójdzie to i głowę kiedyś zostawi.
I wszystko następnego dnia było tam, gdzie to zostawił. Więc gdy tę
swoją głowinę zostawi w szatni to też ją odnajdziemy;)
I jeszcze coś- "RODO" - tu  chyba nie obowiązuje.
Na każdym domofonie są karteczki z nazwiskiem mieszkańca - tu nie
są ponumerowane mieszkania. Wniosek- listonosze i kurierzy muszą
umieć czytać i dedukować na które piętro trafić.
Na skrzynkach pocztowych też są kartki z nazwiskami.
I kolejne zadziwienie - dlaczego ja wciąż mam tak mało czasu na
pisanie, czytanie i robienie tego co lubię??? To naprawdę jest dla
mnie zagadką i totalnym zdziwieniem..

75 komentarzy:

  1. Co kraj to obyczaj - jak siostra opowiada mi o służbie zdrowia we Włoszech to przestaję narzekać na naszą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do służby zdrowia, to na szczęście zbyt rzadko z niej korzystam, żeby pamiętać procedury. Zmieniają się szybciej niż moje wizyty w placówkach tego rodzaju. Ale nie rozumiem, o co chodzi z tymi siedziskami. U nas pod blokiem samochody cały czas stoją z fotelikami. Czy chodzi o to, że tam nie wolno ich zostawiać, czy o co? A wyjeżdżanie z parkingu - u nas też nikt nie trąbi, szczęśliwy, że właśnie zwalnia się miejsce dla niego. Nie wiem, może to jakiś lokalny zwyczaj. W każdym razie, akurat w moim mieście mogę narzekać tylko na tych kierowców, którzy mylą ulice z torem wyścigowym - zawsze paru się znajdzie. Poza tym złego słowa o nich nie można powiedzieć. Na przykład, gdy stoję na podporządkowanej, zawsze mnie ktoś wpuści, czego, niestety, ze sporym zdziwieniem nie zaobserwowałem w innym polskim mieście, gdzie każdy pchał się na chama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety w stolicy Polski ginęły z samochodów różne rzeczy i to niekoniecznie w nocy. Tu prawie nie ma parkingów- za parkingi robią miejsca wzdłuż, po obu stronach ulicy. A spokojny wyjazd ułatwiają ci, którzy wcale na to miejsce nie polowali.Tu w ogóle jest fajnie, bo każde przekroczenie szybkości powyżej 50 km/h może zaowocować mandatem,(sporo jest też miejsc gdzie nie wolno jechać szybciej niż 30 km/h) nawet gdy przekroczysz prędkość tylko o 5km/h. W Warszawie jeśli się jechało miejską prędkością 50 km, to cię rodacy otrąbiali. Na tzw. ulicach przelotowych dozwolona prędkość to była 70 km/h, co niemal wszyscy kierowcy olewali i szpulowali 100 lub 120, co lepsi nawet 150 km/h.
      Gdy jechałam trasą na której była dozwolona prędkość 80 km,( a ja mam zwyczaj przestrzegania dozwolonej szybkości) to zawsze byłam ostatnia a obok przelatywały jakieś pershingi, niemal z prędkością światła.Nasz znajomy, zawodowy kierowca,po pierwszej jeździe po ulicach Warszawy w tzw. godzinach szczytu, zawsze zostawiał samochód na jakimś strzeżonym parkingu na obrzeżach, bo twierdził, że "porozbijałby najchętniej łby tym pędzącym idiotom". I jak pomyślę,że jeździłam tyle lat w takiej dżungli to ciągle się zachwycam tym, co jest tutaj.

      Usuń
    2. Berlin jest nafaszerowany radarami jak dobra kasza skwarkami, moze dlatego maja taki spokoj z jazda powyzej 50 KM. Spodziewam sie, ze mi odpiszesz cos w stylu, ze nie tak, ze w Berlinie jest calkiem normalnie tylko ludzie tacy uporzadkowani. Niemcy w ogolnosci to kraj prawa, wiec oni do tych spraw maja inne podejscie niz np.: Polacy, ale jakby nie bylo sporo ludzi placi mandaty, pomimo prawa i checi przestrzegania go. Ja sie bardzo czesto nadziewam na pewien radar w okolicy Berlina, to jest zjazd do Berlina . I nawet wiem gdzie on jest ustyuowany a pomimo to nadziewam sie i tyle, cala moja rodzinka zna to miejsce. Nazwywaja go na swoj uzytek po swojemu. Ale jak zaplacilam dwa razy po 100 euro to przezornie oddaje w okolicach Berlina kierownice komus innemu. I to obostrzenie akurat tam jest, wedlug mnie do bani, bo nic sie w tym miejscu nie dzieje- mozna pojechac wiecej. No ale skoro mozna, to raczej nie mozna. Najlepsze sa radary w takich dziwnych , zaskakujacych kierowcow miejscach... bo skrzyzowania, szkoly, drogi rowerowe, miejsca spacerowe …. ja to wszystko rozumiem
      Jadacego na blachach warszawskich kierowce, na mazurach nazywaja warszawka. Taki co to jedzie rozpychajac sie lokciami. Szybko, na ostatnia chwile, butnie… bo oni ze stolycy. Po Warszawie jezdzi sie kaszaniasto. Warszawa to nie wyznacznik calej Polski. Maja tam ludzie swoj klimat. Klimat wielkiego miasta i mysla, ze im wszedzie wolno.

      Usuń
    3. Wyobraź sobie, że mamy już obcykane gdzie są radary, a poza tym tak naprawdę jeździmy na ogół tymi samymi trasami, więc już nawet pamiętam jaka prędkość na danym odcinku obowiązuje. Tu jest sporo tych stref ograniczenia do 30 km. Na kawałkach autostrad robiących za obwodnicę obowiązuje 80 km/h, o ile gdzieś czegoś nie naprawiają, bo wtedy to do 40 km.Do centrum i tak zawsze jeździmy miejską komunikacją bo nie ma gdzie parkować.
      Ale mandacik za nadużycie prędkości zapłaciliśmy we Frankfurcie n.Odrą- nie zauważyliśmy znaku ograniczenia do 30 km i mieliśmy na liczniku aż 43 km/h. Horror, no nie? A jakie dobre zdjęcie zrobili memu mężowi- można by powiększyć i portret na płótnie zrobić.Cena- 25€.
      Nie bywałam na Mazurach, nie jestem miłośniczką komarów;) Zawsze wolałam słoną wodę i jeździliśmy nad
      Bałtyk, najczęściej do Jastarni lub Juraty.

      Usuń
    4. Duzo tracilas nie jezdzac na Mazury. Piekna kraina dla milosnikow przyrody, lasow, puszcz, grzybow , jezior i sporej ilosc rezerwatow przyrody.
      A nad Baltykiem nie mowia na Warszawiakow warszawka? Co to lokciami do przodu? Bo ja to wlasnie pierwszy raz od Gdanszczan slyszalam.. u nas tez swietnie funkcjonuje:)) No coz niby Polacy to jedna rodzina ( tak myslalam bedac dzieckiem) . A tu sie okazuje ze jednak … jak to w rodzinie:))

      Usuń
  3. Może to taki system by zniechęcić niektórych pacjentów do wizyt u lekarza, może i u nas by się to sprawdziło, bo podobno jakiś procent zapisuje się i nie przychodzi.
    U nas za to zginie wszystko, ja kiedyś zostawiłam okulary słoneczne przy kasie w kawiarni szpitalnej, wróciłam po paru sekundach i już ich nie było...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu od żłobka dzieci mają wpajane do główek, że nie wolno zabierać tego, co jest cudzą własnością. Na ulicach stoją całymi tygodniami rowery i to nawet naprawdę niezłe, co mnie zawsze napawa zdziwieniem.

      Usuń
  4. Czyli zaczynasz powoli odkrywac niedociagniecia sluzby zdrowia na zachodzie? W sumie fajnie. Dobrze, ze nie musimy odrywac mankamentow sluzby zdrowia chociazby w Holandii- ponic nie jest za rozowo, a na dodatek slyszalam, ze ludzie w pewnym wieku emigruja na wschod ( czytakam o trzech malzenstwach stamtad, ktore sie bodajze w polskich bieszczadach osiedlilbo boja sie bledow lekarskich zwiazanych z tym, ze mozna juz ze szpitala nie wyjsc:))
    Mowia ze ze sluzba zdrowia( nie wazne juz gdzie) bedzie jeszcze gorzej gdyz chyba starzejace sie pokolenie przewaza.
    Z owa komputeryzacja. Ona nie jest powalajaca w Niemczech. W Polsce o wiele bardziej jest to rozwiniete. W Polsce juz od dawna ludzie placa w sklepach metoda dotykowa, a w Niemczech to powijaki. Tutejsi niechetni sa ku temu, a przez dotyk telefonem komorkowym, to w ogole kosmos dla wielu.
    Moze dzieki temu lazimy z karteczkami skierowaniami od lekarza do lekarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę nie ma na świecie dobrze działającej państwowej służby zdrowia.Stsunkowo nieźle działa wszędzie sektor prywatny. A wszystko zwiazane jest z coraz wiekszą ilościa skomplikowanego diagnozowania..Sama aparatura jest bardzo droga, musi być poza tym serwisowana przez ludzi szkolonych u producenta, ci co ją obsługują też muszą być odpowiednio przeszkoleni,wszystkie części wymienne oryginalne a to wszystko kosztuje. Wiem, że np. jedna z lamp w tomografie komputerowym kosztuje 270 tysięcy zł.
      (dwieście siedemdziesiąt tysięcy złotych). A lampa, jak każda inna, ma określoną trwałość i czasem zdycha.
      No nie wiem, ja tu sklepie często płacę kartą dotykowo.
      Nie mniej mam też konto w niemieckim banku, który nie wydaje kart dotykowych. Widocznie duża część ludzi ma awersję do kart dotykowych. W sklepach b. dużo osób, tak na oko w wielu 60+, płaci zawsze gotówką.
      Bikiem np. płaci się tu przy wynajmie samochodu.

      Usuń
    2. Ogladalam niedawno, moze ze dwa tygodnie temu, reportaz w tv niemieckiej o owym placeniu dotykowym i rozwiazaniach elektronicznych w Niemczech. Sami tutejsi specjalisci wypowiadali sie , ze jednak gdzie indziej chociazby owe placenie dotykowe jest lepiej rozwiniete i przyjete a w Niemczech ludzie sa dosc oporni. Nie uznaje tego za cos niedobrego. Dopoki place i da sie wszedzie karta, to czemu nie. Nie musze miec dotykowego placenia. Z drugiej strony ta ilosc kart wszelakich , stalego klienta do skepu takiego i owego, i jeszcze innego( no biore je , bo uleglam manii oszczedzania i daje sie przywiazac do konkretnego sklepu i jego promocji, aby nie przeplacac gdzie indziej) . I te karty visa i normalne… wtedy mysle sobie zeby bylo cos takiego co nazwano by wszystko w jednym. Przylozylo by sie owe wszystko w jednym do odpowiedniego sprzetu w sklepie i … spokoj.

      Natomiast sprzet medyczny. Niby taki rozwoj w dziedzinie inzynierii medycznej, a ludzie jak umierali tak i umierac beda:) Wzrastaja niemozebnie koszty leczenia i niby potrafia przedluzyc nam zycie, to z drugiej strony gawedzi sie o eutanazji, ostarzeniu sie populacji, o katasrofie demograficznej, o tym, ze nie bedzie za Moment mlodych ludzi do pracy... Kupa problemow swiata , z ktora jak zwykle sobie nie radzimy.

      Usuń
  5. Ale i w Niemczech "co kraj, to obyczaj" :)
    Ja musialam do specjalisty tylko raz przyniesc skierowanie, i mam spokoj. Moze to wynika z rodzaju kasy chorych? Bo tych jest w Niemczech niezliczona ilosc.
    Radarek mam i ja, w niezlym miejscu :) Jeszcze nie zaplacilam, ale nic straconego! Nie potrafie sobie wbic do glowy tej lokalzacji, na szczescie jezdze raczej wolno, to mnie ta "przyjemnosc" tfu! tfu! dotychczas ominela.
    A w aucie nic nie zostawiam, zawsze moze sie jakis typek trafic, co mu guma do zucia potrzebna od zaraz!
    W marketach place dotykowo, komorka nie, bo nie mam :) ale tez mozna. Czyli znowu "co land to obyczaj"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi tak kumpela, co z trudnymi ludzmi pracuje, nakazala wsio co cenne, a nawet niecenne w aucie chwac aby nie kusisc potencjalnych slabych ( slabych kiedy o wole biega) wlamywaczy. No bo bedzie taki potrzebowam np.: dezodorantu i … wezmie se, a co? Zaczelam wtedy powolywac sie , ze to moje, zamkniete i wara od mojego. A ona abym nie pyskowala tylko chowala i tyle mojego, ze przyjelam nauke.
      Natomiast z owym dotykowym placeniem. Ja wlasnie jakies 4 miesiace temu dostalam karte na placenie dotykowe, ale w okolicznych sklepach nie idzie tego uzyc. Nie mowiac juz nic o dotykowym placeniu komorka. Nawewt aplikacja , ktoa przeslal mi bank , nie chce mi sie otworzyc. A jak poszlam zapytac jak to zrobic to jakies takie wymijajace odpowiedzi dostalam....

      Usuń
    2. @ Basia
      No bo tu co Land to obyczaj. No i fajnie.Berlin jest w jakimś sensie niezwykłym miastem z uwagi na ogromne ilości obcokrajowców. Jedno jest pewne - jest multum ludzi w wieku emerytalnym i to na pewno są "tubylcy"( bo takich jak ja to tu jakoś nie ma) a reszta to mieszanina narodowościowa. W budynku w którym mieszkamy chyba tylko właściciele mieszkań są Niemcami, ale tu nie mieszkają, a ci którym wynajmują to są z różnych stron świata i Europy.Ale jest czysto, cicho, nic nie ginie i wszyscy się do siebie uśmiechamy,;)))
      @Ania
      Wydaje mi się ,że skoro większość społeczeństwa nie chce płacić kartą lub bikiem to banki wcale tej metody nie forsują, w myśl zasady nasz klient-nasz pan.

      Usuń
  6. Z całą pewnością wiem ze do okulisty i urologa, moi rodzice skierowań od lekarza rodzinnego nie potrzebują. Ja do giną tez nie. Ostatni raz machałam skierowaniem przy mamy operacji zaćmy w specjalistycznej klinice, i przy tatowej kolonoskopii.
    Oczywiście po takich "nieskierowanych" wizytach i badaniach, lekarz domowy dostaje wyniki drogą pocztową.
    Ale inne badania, rentgeny, kardiolog, czy moje wizyty w klinice laryngologicznej faktycznie wymagają swiezego kwartalnie skierowania. Za to prowincjalny laryngolog przyjmuje bez 😊
    Idzie ogarnac! 😁

    OdpowiedzUsuń
  7. Tu jest ogromnie wiele różnie działających Kas Chorych. I bardzo różnią się w związku z tym ich wymagania wobec pacjentów. My należymy do takiej, która prowadzi rozliczenia z polskim NFZ,bo nam dalej emerytury wypłaca polski ZUS, Wiem, że osoby tu pracujące, o wysokich zarobkach, muszą należeć do innej Kasy Chorych niż nasza AOK.
    Pulmonolog przesyła raport o stanie zdrowia mego męża bezpośrednio do naszego "rodzinnego", kardiolog do nas do domu i my dajemy wydruk sami do "rodzinnego". A nefrolog daje wyniki i opinię mężowi do ręki i przy okazji ją dajemy rodzinnemu. Tu nawet do okulisty jest potrzebne skierowanie, jak w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że służba zdrowia kuleje wszędzie. Moja córka w czasach studenckich miała wątpliwą przyjemność trafić do szpitala w Irlandii. Mąż z kolei wiele lat temu miał ogromne problemy z okiem podczas rocznego pobytu w USA. Leczenie w tym kraju jest tylko dla bogatych. Szczęśliwie trafił na lekarza, który leczył go bezpłatnie i uratował oko.
    U Niemców denerwuje mnie mania nagłego wjeżdżania na autostradę z dróg bocznych albo podczas zmiany pasa. Sytuacji, w których musiałam z całą siłą hamować, bo bezczelnie ktoś z prawej strony wjeżdżał przede mnie, doświadczyłam wielokrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpukać, ale jak dotąd nie mieliśmy takiego wtargnięcia na drogę, którą jedziemy. Może dlatego, że jeździmy głównie autostradami? Raz tylko jechaliśmy jakąś ich "krajówką", ale ruchu to na niej wcale nie było, a przed każdą wiochą ograniczenie szybkości i jakieś szykany w postaci zwężeń drogi i jakichś "wysepek" pośrodku.

      Usuń
  9. Służba zdrowia, brrr. Skierowania do lekarza i czekanie pół roku...bywa. Ale chyba wszędzie to szwankuje. Ja pomniejsze sprawy i to co się da, załatwiam prywatnie. Albo kreatywnie łączę, w Polsce można.
    A czemu ty się dziwisz brakiem czasu? To nic dziwnego. Plączesz się po służbie zdrowia, zabieg męża w tle, czasem jednak lepiej działać, niż czekać. A takie siądnięcie i wyluzowanie, może dać pole do popisu niepokojom. Działaj. Mechanizmy obronne są po to, by z nich korzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce , w stolicy, czekałam na rehabilitację prawie trzy lata- gdy zadzwonili,że mam przyjechać to omal nie zemdlałam z wrażenia.Mąż do nefrologa zapisywany był z rocznym wyprzedzeniem, tak samo ja do endokrynologa.
      Do kardiologa chodziliśmy tylko prywatnie, do okulisty też, zaćmę w jednym oku miał robioną też prywatnie.
      Ciekawa jestem jak tu będzie- podobno oddział okulistyczny w tym szpitalu, do którego ma skierowanie, jest bardzo dobry. Stomatologia też tylko prywatnie.

      Usuń
  10. to takie ciekawostki raczej na plus :) bardzo bym chciała bez obaw zostawić gdzieś coś... :) kiedyś na basenie zostawiłam nowiuśkie okulary do pływania i chodź bywam tam systematycznie i panie mnie dobrze znają to niestety okularów w szatni nie było, znaczy ktoś je sobie przywłaszczył :( smutne że ten ktoś nigdy się nie postawi w sytuacji tej drugiej strony
    ale ale miłego dnia i dalszych pozytywnych zaskoczeń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogólnym bilansie mam wiecej tych zdziwień na plus niz na minus. Naprawdę mi tu jest dobrze.

      Usuń
  11. To mnie zadziwiłaś, że ich Służba zdrowia też niedomaga :-))
    Myślałam ,że porządek mają...
    Coraz gorzej w tej niby Europie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Wielu krajach Europy państwowa służba zdrowia niedomaga.

      Usuń
  12. W miejscu gdzie ja mieszkam brak takich spraw jakie opisujesz, więc dziwie się, że tam mieszkasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ mnie jest tu lepiej pod wieloma względami niż w Warszawie, naprawdę.

      Usuń
  13. Co do służby zdrowia to się z Tobą zgodzę że z Polską nie jest tak źle.
    Zawsze mnie dziwią tutejsi niemieccy lekarze którzy nie ubierają rękawiczek przy pobieraniu krwi, lub przy szczepieniu
    Co mi się nie podoba to karygodne traktowanie osób wiekowych, jakby byli wściekli że dożywają tak sędziwego wieku
    Co do szacunku do rzeczy to też mi się podoba, że nikt nawet nie myśli aby połasić się na mój rower

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak rekawiczek przy pobieraniu krwi lub szczepieniu????? az mi trudno w to uwierzyc. Tutaj czyli w Ameryce nawet osoba mierzaca cisnienie i wazaca pacjenta musi zalozyc swieze rekawiczki. W momencie kiedy nowy pacjent wchodzi do gabinetu pielegniarka zaklada nowe rekawiczki i wyrzuca je jak pacjent wychodzi.

      Usuń
    2. A co mozna powiedziec o higienie angielskiej sluzby zdrowia, kiedy pielegniarki jezdza do pracy ubrane juz w fartuszki sluzbowe, a po pracy chodza w nich na zakupy do marketow, wyciersja sie w nich , ocieraja, po czym w tych ubraniach ida potem znowu do szpitala? I dla nich to jest normalne ze obsluguja pozniej pacjentow wraz z brudem z zewnatrz? i vice versa. Po tym co tu widzialam i jak bylam "leczona" zlego slowa nie dam powiedziec na polskich lekarzy i polska slizbe zdrowia.

      Usuń
    3. O, to nawet ciekawe! W Polsce jest wielu naprawdę dobrych lekarzy, tylko zarządzanie tym całym interesem kuleje.Kilka lat temu angielscy cytolodzy mieli wspaniałą wpadkę - nagle się okazało, że trzeba szybko przebadać cytologicznie 5 tys. kobiet , bo nagle zaczęły napływać do szpitala pacjentki ze stanami przedrakowymi, które wg przeprowadzonej cytologii miały wynik badania dobry.
      Córce mojej znajomej, w dzień po usunięciu pęcherzyka żółciowego kazano wcinać żółty ser i to w londyńskim szpitalu.
      A mnie, w Polsce pierwsze 2 dni trzymano na wodzie a potem dostałam sucharek + herbatkę w słomkowym kolorze.

      Usuń
    4. @Texo,
      mnie szczepiła w Berlinie pielęgniarka i była zachowana pełna sterylność. Przychodnia w której jestem zapisana ma personel polski i niemiecki.

      Usuń
    5. Kitty i tu sie zgadzam, nasze pielegniarki tez wedruja do pracy juz w sluzbowych ubraniach. Tez tego nie rozumiem, ale tak jest.

      Usuń
    6. Wiecie co, gdy kiedyś leżałam na ginekologii, to pani pielęgniarka ganiała po salach w rękawiczkach, których nie zmieniała robiąc zastrzyki kolejnym pacjentkom a pan anestezjolog przy moim zabiegu nie miał fartucha tylko całkiem ładny narciarski sweter, drzwi gabinetu były szeroko otwarte na korytarz.Byli zdziwieni, gdy poprosiłam by je zamknięto.

      Usuń
    7. Anabell, no co Ty otwarte drzwi Ci przeszkadzaly??? :))) wybacz ale sie obsmialam ja norka.
      Ale te niezmieniane rekawiczki to z oszczednosci funduszy szpitalnych:)) czy co?

      Usuń
    8. Mnie na diecie w szpitalu niemieckim trzymali tylko przed operacja woreczka. Po operacji nie uslyszalam slowa "dieta" i jaka, i w ogole. Ani slowa. Zaczelam o tym gawedzic ze znajoma pielegniarka ( sama miala wycinany woreczek zolciowy) a ona taka zdziwona ze niby o jakiej diecie mowie:)

      Usuń
    9. @Star,
      ja po prostu jestem dziwna i nie lubię leżeć "na samolocie" przy otwartych drzwiach.
      Ja myślę, że ta pielęgniarka dbała głównie o własną higienę, żeby jakiegoś choróbska od pacjentek nie dorwać.
      @Ania
      Przed operacją to miałam nie dietę ale głodówkę całodobową. A po operacji pan chirurg przybywał 3 razy dziennie by obsłuchać czy mi już jelita pracują.
      Aż się zapytałam po czym mają pracować skoro nic nie jem. Mnie kazał przez miesiąc jeść lekkostrawnie, by spokojnie przewód żółciowy wspólny mógł przejąc rolę pęcherzyka żółciowego.

      Usuń
  14. Zdziwily mnie te skierowania wazne tylko przez kwartal. Praktycznie przy ubezpieczeniu jakie mamy moge isc do kazdego specjalisty bez skierowania i nikogo to nie dziwi ani doktorow, ani ubezpieczalni.
    Od czasu kiedy zostalam pacjentka kliniki rakowej, mam moja wlasna strone internetowa na serwerze kliniki i wszystkie wizyty, wyniki badan mam natychmiast na tej stronie. A do lekarza rodzinnego/domowego czy jak to sie nazywa sa przesylane rowniez natychmiastowo poczta elektroniczna. Praktycznie to bardzo rzadko dostajemy jakas papierowa poczte, najczesciej kartki swiateczne i Wspanialy dostaje kwartalnie wyciag z banku o stanie inwestycji jego pracodawcy, bo wiadomo, ze tam tez jest jego osobista inwestycja. Wszystko inne czyli np. przypomnienia o badaniach kontrolnych dostajemy poczta elektroniczna. Cala bankowosc tez elektronicznie. Zuzycie papieru minimalne i wygoda, bo wszystko jest w jednym miejscu i zawsze dostepne. Moja kardiolog w klinice rakowej przy ostatniej wizycie stwierdzila, ze juz nie ma potrzeby mnie monitorowac nawet raz w roku ale zaraz dodala "jak bys kiedys odczuwala potrzebe badan kardiologicznych to pamietaj ja juz zawsze jestem Twoim lekarzem". Bardzo to mile i tylko pani nie wie, ze jak sie przeprowadze to raczej nawet w razie potrzeby nie bede jechac 800 km na wizyte:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje mi się ,że Europa ma jakiś wstręt do komputeryzacji.
      Tu jest b.b. dużo ludzi starych, którzy dopóki jeszcze dają radę to mieszkają sami, ale kontakt z komputerem jakoś im nie odpowiada. Np. mało sklepów ma kasy fiskalne, w których można płacić kartą zbliżeniową. W ogóle masa ludzi leciwych płaci głównie gotówką.
      Np. bank niemiecki, w którym mam konto nie prowadzi wcale kart zbliżeniowych.
      Tu w tej klinice kardiologicznej tym razem badała mego męża inna niż poprzednio lekarka, co mnie nieco zdziwiło.
      Mam wrażenie, że państwo dba o to, by instytucja zwana "Niemiecka Poczta" miała jakieś zajęcie- pocztą dostaję rachunki za telefony, za internet jak i powiadomienia z banku o tym co mi z konta ściągnęli w ramach stałych opłat. Nie wiem dlaczego muszę to dostawać w formie papierowej skoro jest poczta elektroniczna. W Polsce rachunki za telefony i internet miałam załatwiane elektronicznie. Tu sami ściągają z mego konta opłatę, ale za każdym razem bank mnie o tym "papierowo" powiadamia.
      Natomiast umawianie się na wizytę w jakimkolwiek urzędzie jest- mailem.

      Usuń
    2. Dopytaj w banku, byc moze masz mozliwosc wyboru miedzy poczta elektroniczna a papierowa. Ja sledze wszystkie nasze konta elektronicznie i pamietam, ze w pewnym okresie byla taka adnotacja na stronie kazdego konta czy chcesz zrezygnowac z poczty papierowej? i wlasnie wtedy przeszlam tylko na elektroniczna.
      Mysle, ze jest taki wybor tylko byc moze o tym nie wiesz.
      Jeszcze dodam w kwestii lekow, bo widze, ze PKanalia porusza to nizej.
      U nas jak w czasie wizyty lekarz stwierdza, ze potrzebne sa leki to nie wypisuje recepty tylko elektronicznie powiadamia apteke podana wczesniej przez chorego i robi zamowienie na konkretne leki.
      Zanim wroce od doktora to po drodze do domu moge wstapic do apteki i juz leki sa gotowe. I teraz te ktore pacjent ma brac przez dluzszy okres czasu beda zawsze "odnawiane" przez apteke. Co miesiac regularnie dostajemy telefon, ze moje czy tez Wspanialego leki sa do odebrania. Jesli lekarz w miedzyczasie cos zmieni to informuje o tym apteke. Praktycznie to sprawa lekow jest zalatwiana miedzy doktorem a apteka a rola pacjenta polega tylko na odebraniu. Nie ma wizyt "receptowek", po prostu nie ma, bo tez nie ma potrzeby pisania recept papierowych.
      Nawet kilka lat temu mielismy taka sytuacje, ze nasz Tatek przyjechal na tydzien i zapomnial przywiezc swoje leki. Wydawaloby sie, ze to koszmar i co zrobic, nawet jak zadzwonimy do znajomych Tatka, ktorzy maja klucze do jego mieszkania to ekspresowa przesylka tez zajmie dzien a moze i dwa.
      Z glupia frant zadzwonilam do naszej apteki i powiedzialam jak sytuacja wyglada i ze Tatek pamieta nazwy przynajmniej najwazniejszych lekow.
      Aptekarz powiedzial, ze nie potrzebne mu sa nazwy lekow tylko nazwisko Tatkowego doktora, nawet o numer telefonu nie pytal.
      Trzy godziny pozniej dostalismy telefon, ze leki dla Tatka sa gotowe do odebrania (awaryjny zapas na 10 dni). To ktos z apteki zadzwonil do Tatkowego doktora i potwierdzil konkretne leki. Dopiero po tym telefonie dotarlo do mnie, ze dla bezpieczenstwa apteka nie polega na pamieci pacjenta tylko kontaktuje sie bezposrednio z doktorem.

      Usuń
    3. A propos gotowki to my oboje preferujemy gotowke nad karty, w drobnych zakupach. Owszem jak rachunek wynosi kilka setek dolarow to place karta, ale ponizej setki wole gotowke. Do szalu doprowadzaja mnie ludzie, ktorzy za kawe w cenie od $1.80 do $6.00 placa karta. Jak mozna nie miec przy sobie 10 dolarow? Nie pojmuje tego. Oczywiscie transakcja karta zblizeniowa jest szybka, ale jak niby mam pamietac ile razy i kiedy ta karta zblizeniowa placilam? Lubie sprawdzic rachunek przed jego oplaceniem i te wieksze kwoty na pewno pamietam:)) Marchewka i cebula w warzywniaku za $4.50 ma prawo wyfrunac z pamieci. :))

      Usuń
  15. faktycznie dziwaczna jest ta sprawa ze skierowaniami...
    a czy można zamawiać recepty przez telefon?... tak było kiedyś u nas u rodzinnego, że stali pacjenci mający rutynowy zestaw leków mogli zamawiać, ale potem się odmieniło: są wizyty zwykłe i "receptówki" /krótsze/...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtrace sie;) jesli Cie interesuje jak to wyglada w Ameryce to wlasnie napisalam powyzej Twojego komentarza w odpowiedzi do Anabell.

      Usuń
    2. @p.Kanalia
      Tu mogę oczywiście zatelefonować by mi wypisali receptę, ale i tak muszę po nią pojechać i ją odebrać, i stanie w kolejce do recepcji mnie nie ominie. Ale już "mam obcykane", że najlepiej wpaść tam w piątek około 9 rano-z jakiegoś powodu nie ma wtedy kolejek.

      Usuń
  16. u nas skierowanie do specjalisty nie ma daty ważności. Gdy już dostaniesz się do spcjalisty (wybieram z listy mniej obleganych, aktualnie oczekuję do reumatologa), to gdy stajesz się jego stałym pacjentem - raz na jakiś czas poprosi o ponowienie/odswieżenie skierowania (u kardiologa mniej więcej co 3 lata odswieżam). Jeśli natomiast po dwóch, trzech wizytach uzna, że zrobił wszystko, to po jakimś czasie chcąc do niego zapisać się musisz mieć nowe skierowanie. Umawianie w urzędzie e-mailem jest tez dostępne, ale starsi lidzie u nas na ogół nie posiadają komputerów i e-maili. Mówię o samotnie mieszkających. Pozdrawiam, zdrówka życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Warszawie sporo zależało od tego, w której przychodni masz specjalistę- w przychodni przyszpitalnej wystarczało to pierwsze skierowanie, zwłaszcza przy chorobie przewlekłej.

      Usuń
    2. Ja akurat korzystam z przyszpitalnych i nie, jest w każdej tak samo.

      Usuń
    3. u nas /Wawa/ też tak jest, że jak ktoś jest już pacjentem specjalisty, to już jest, tylko czasem w rejestracji proszą o nowe skierowanie, tak przy okazji...
      ale z tą ważnością skierowania to nie wiem, bo kiedyś miałem skierowanie, ale jakoś tak olałem temat, a gdy już się zgłosiłem, to się okazało, że potrzebne jest nowe...
      za to w skierowaniach na pobrania krwi jedne są ważne miesiąc, inne nie mają terminu ważności, to zależy od sprawy i czego badanie dotyczy...

      Usuń
  17. Star, a jaka jest różnica,czy płacę setki,tysiące czy grosze? U nas bank nie pobiera oplat od ilości ,czy wysokości transakcji,kwota nie ma znaczenia.Wydaje mi się,że idea karty jest właśnie taka,żeby zastpić noszenie kasy w kieszeniach:)Co to byłoby za udogodnienie,gdybym mając kartę,musiała jeszcze pamiętać,zeby mieć jakieś drobne na drobne zakupy?
    Przecież kartą jest błyskawicznie,wysupływanie jakichś groszy trwa o wiele dłużej. Ja od wielu lat płacę wyłącznie kartą, w ogóle nie korzystam z "prawdziwych" pieniędzy.A po co bym miała pamiętać ile zapłaciłam w warzywnym? Przeciez każda tranzakcja jest na rachunku.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, bank nie pobiera od placacego karta i tak jest na calym swiecie. I masz racje jest to niezalezne od wysokosci oplaty. Natomiast bank pobiera od tego komu placisz za operacje bankowa. Wiem, bo mialam wlasny biznes i za to zeby klienci mieli wygode placenia karta placilam bankowi ja, wlascicielka biznesu.

      Dla rozjasnienia obrazu:) Idziesz do restauracji placisz karta za obiad, ciebie kosztuje to tylko tyle ile faktycznie kosztowal obiad. Wlasciciel restauracji placi dodatkowo za to, ze Ty jako klient zaplacilas karta inaczej nie dostanie przelewu.
      Wlasciciel restauracji ma umowe z bankiem i na tym to polega.

      I pytanie, skoro nie nosisz pieniedzy skoro wszystko zalatwiasz karta to jak dajesz napiwek? domyslam sie ze rowniez karta. W takim razie czy zdajesz sobie sprawe z faktu, ze Twoj napiwek trafia do kelnera w podwojnie okrojony sposob?
      Raz przez bank jako oplata ktora musi uiscic wlasciciel restauracji a drugi raz jako podatek, ktory musi zaplacic kelner, ktoremu ten napiwek przeznaczylas.
      Nie wiem gdzie mieszkasz, wiem natomiast, ze w Europie generalnie nie stosuje sie dawania napiwkow. U nas w Ameryce napiwek jest bardzo wazna czescia dochodu kelnerow/fryzjerow/manikiurzystek itp. czyli wszedzie tam gdzie dostajesz bezposrednia usluge.
      I tak jesli zaznaczylas na rachunku ze dajesz kelnerowi napiwek w postaci 5 dolarow to de facto kelner dostaje 3 dolary z groszami w przypadku jesli zaplacilas Visa lub Mastercard, jesli zaplacilas American Express to kelner dostanie ponizej 3 dolarow. Ja uwazam, ze banki wystarczajaco duzo na nas zarabiaja zeby im dodatkowo wpychac walute w gardlo.
      Rowniez pozdrawiam i mam nadzieje, ze wyjasnilam.

      Usuń
    2. Star,ja dokładnie wiem,że dla właścicieli biznesow posiadanie terminala to dodatkowe koszty,prowizja od przeprowadzonych transakcji,oplaty za dzierżawę..itp,ale zrozumiałam,ze mówimy z punktu widzenia klenta,jego wygody.Przyznaję,że w tej kwestii głównie myślę o sobie,nie staram się ulżyć" ciężkiej doli"właścicieli firm czy sklepów;))Zdziwiłam się,ze jest coś niestosownego w placeniu za 1 kawę kartą,tak jak nadal nie rozumiem po co miałabym pamiętać ceny z warzywnego:))
      Co do napiwków - trudno mi się wypowiadać jednoznacznie i w imieniu wszystkich,na pewno nigdy nie są naliczane z automatu,spotkałam się nawet ze stwierdzeniem(przez kelnera)że napiwki to relikt PRL-u.



      Usuń
    3. Ewo, sama przyznajesz, ze myslisz glownie o sobie. Jesli tak Ci pasuje to przeciez ani mi nic do tego ani nie namawiam na zmiane myslenia.
      Ja mysle inaczej, bo to ze mnie jest dobrze niekoniecznie swiadczy o tym, ze innym jest rowniez dobrze. Ja to widze i staram sie na ile moge robic to co uwazam etycznie za uczciwe, ale nie kazdy tak musi. Zreszta moja uczciwosc nie musi wcale byc odpowiednikiem Twojej uczciwosci.
      Rozumiem, ze nie zastanawiasz sie nad "ciezka dola" wlascicieli takich firm jak np. Gucci czy Louis Vuitton. Tymi ja tez sie nie przejmuje i jakos mnie nie boli ich cieza dola. Natomiast osobiscie wole wspierac drobne sklepy i producentow. I tych dola bardzo mi lezy na sercu. Wszystko jest kwestia wyboru i kazda z nas ma prawo dokonywac wyborow adekwatnie do swoich pogladow.

      Usuń
    4. Ja generalnie mało kupuję:)
      Bliska mi jest filozofia minimalizmu jako prawdziwej wolności.Do tego zmierzam:))

      Usuń
    5. I tak trzymaj, brawo!!! bo to juz polowa drogi do pelnej wolnosci!!!

      Usuń
  18. Oczywiście transakcja.. i źle się podpięłam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja sie tez wtrace , a propos gotowki.

      Wiekszosc cieszy sie, ze placi karta, to taka wygoda, ale nie wie, ze jak utracimy gotowke i wycofaja ja z obiegu, to stana sie niewolnikami “systemu” – zdanymi na laske i nielaske rzadzacych elit i koncernow.
      W tej chwili jesli cos sie podzieje z twoja karta, leci sie do banku , wyciaga awaryjnie gotowke, czeka na nowa karte 5 dni – bez karty czlowiek jest bezradny, bo nie moze zaplacic za nic.
      Gotowka to wentyl bezpieczenstwa, nia zawsze (jeszcze!)mozna sie posluzyc, w razie czego pozyczyc jesli trzeba. Kto pozyczy ci wlasna karte , jesli beda istnialy juz tylko wirtualne pieniadze i tylko karty, najczesciej juz wbudowane w osobisty telefon?
      Kazda transakcja na rynku bedzie sledzona, nie kupisz zadnej rzeczy czy produktu, bez wiedzy “systemu”, a jesli “system” nakaze ci nie jesc miesa (juz do tego zmierzaja) , to miesa nie kupisz za gotowke nawet od farmera.
      Jesli system wprowadzi do sprzedazy tylko warzywa i owoce GMP - bedziesz jesc tylko takie. Wszystko bedzie sledzone i kontrolowane – a czlowiek, ktory sie temu nie chce poddac , zostanie odlaczony od “systemu”.
      Wystarczy wylaczyc mu karte- a umrze.
      W tej chwili gotowka jest ostatnim ogniwem laczacym ludzi z jako taka wolnoscia.
      Nie chce , aby “system “ wiedzial, co kupuje, jakie produkty wybieram, aby sledzil i podpowiadal, a za chwile nakazywal mi co mam jesc a czego nie , np. czy karaluchy zamiast steka ( promocja insektow juz ruszyla we wszystkich mediach ). To sie wszystko ze soba laczy.

      Damy sobie zabrac gotowke, to zalozymy sobie sami kajdany. Tyle, ze naszym doslownym wlacicielem nie bedzie handlarz niewolnikami, a bank.
      Tak naprawde to jest przerazajaca wizja - bo ten kawalek plastiku moze w kazdej chwili stac sie ...tylko kawalkiem plastiku.


      Usuń
    2. Kitty, dokladnie tak jak piszesz, do tego zmierzaja. A ludzie sie chetnie poddaja bo to "takie wygodne".
      Wygodne to ma byc leczenie bez terminow za trzy lata, wygodne ma byc kupowanie lekow bez papierowych recept i odbierania tych papierkow osobiscie od lekarza. To sa rzeczy, ktore powinny byc wygodne. Placenie karta to powolne ubezwalasnowolnienie.
      No ale, lepiej o tym nie myslec:)))))
      Zawsze mnie dziwi jak ludzie rzucaja sie z zachwytem na wygode, bez zadnej bra buk mysli o tym jak to naprawde dziala i do czego zmierza.

      Usuń
  19. Nie jestem wyznawczynią "teorii spiskowych" i jak zdecydowana większość ludzi nie mam obsesji na punkcie śledzenia,kontrolowania czy nawet ubezwłasnowolnienia przez "onych":))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, zyjesz w nazwijmy to wolnym swiecie, wolno Ci wyznawac co chcesz. A czas przyszlosc jak zawsze pokaze w co nalezalo wierzyc:)))
      Nikt tu chyba nie pisal o "onych" bo ja osobiscie nie wiem co to mialoby oznaczac. Tak generalnie to ja w nic nie wierze oprocz siebie, ale jak cos mi sie nie podoba to ide zawsze szlakiem pieniedzy i to jest w 100% prawidlowy trop.

      Usuń
    2. Ja tez nie mam obsesji, natomiast pewnosc, ze wszystko co robimy, jest zbierane, sortowane i uzywane, nawet jezeli nie przeciwko nam, to bez naszej zgody.
      Jestem za gotowka, karty tez, owszem, ale to ja chce decydowac, co uzyje.

      Usuń
    3. To ja tak odpowiem nieco zbiorowo -wszyscy jesteśmy pod kontrolą, szkoda tylko ,że ta kontrola jakoś mało zdaje egzamin, zabójstwa, napady, kradzieże jakoś "wymykają" się spod kontroli. Kamery są wszędzie, a wszystko co piszemy, oglądamy i czytamy na urządzeniach elektronicznych jest bacznie obserwowane, o czym zapewne wiecie.Tylko patrzeć jak wózki sklepowe będą "inteligentne" i będą podliczać same ceny tego co w nie w sklepie włożymy, przy kasie ktoś lub coś przeleci po tym skanerem i pobierze zapłatę- gotówką lub kartą.
      Być może, że następna wersja inteligentnych wózków zakupowych odczyta zrobioną przez nas listę zakupów i wózek będzie nas upominał, że o czymś zapomnieliśmy.
      Kwestia napiwków- tu też są napiwki, na ogół nikt ich nie reguluje kartą a gotówką, choć sam rachunek realizuje kartą.

      Usuń
    4. W najmniejszym stopniu nie jestem przekonana,że jeśli będę trzymać pieniądze pod materacem,uchronię świat przed zagładą:)))
      Oczywiście,że wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą:)
      I mam wrazenie ,a nawet pewność,że przed tym już nie ma ucieczki.

      Usuń
  20. Zaręczam Ci Anabell - nie dyskutując nad wyższością organizacyjną Niemiec - że i w Polsce w stosunku do naszego sąsiada można znaleźć plusy dodatnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, wszedzie sa plusy i minusy :)
      Ja o Polsce nie dyskutuje, bo mieszkam poza nia, a w Niemczech podoba mi sie wiele rzeczy, jak tez i w Polsce podobalo mi sie wiele.

      Usuń
    2. @Torlin
      Nie znam kraju, gdzie wszyscy, ze wszystkiego byliby zadowoleni.Mnie, podobnie jak Basi, wiele rzeczy się podoba, niektóre mocno mnie dziwią (przeważnie in plus), inne tylko trochę.Jedno co mi przeszkadza to- język. Jakoś zupełnie wciąż mi nie wchodzi do głowy.
      Ale tak to jest gdy się ktoś w wieku, w którym inni idą do nieba, przeprowadza się do innego kraju.

      Usuń
  21. Podobno najgorzej ze służbą medyczną jest w Wielkiej Brytanii. Mieszkająca tam od kilku lat z mężem i trójką małych dzieci córka mojego brata ciotecznego na każdym najmniejszy nawet zabieg czy prozaiczną wizytę przyjeżdża do pediatry do Polski. No i w Polsce jest dużo taniej. A dwójkę młodszych dzici rodziła już w Londynie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też słyszałam taką opinię i ponoć zwłaszcza w pediatrii jest kiepsko. Ja tylko wiem od lekarzy, że jeśli idzie o pediatrię to leczenie farmaceutyczne jest prowadzone "na oko", bo tak naprawdę jest bardzo mało leków przebadanych klinicznie na dzieciach- nie ma po prostu jak tych leków przebadać- nikt nie odda swego dziecka jako testera leku. Więc stosuje się leki te same co u dorosłych ale zmniejsza się dawkę.

      Usuń
    2. Stokrotko, to nie chodzi o to , ze w Polsce jest duzo taniej – bo w Wielkiej Brytanii sluzba zdrowia jest za darmo i praktycznie leczenie prywatne za pieniadze nie wystepuje, sa firmy to oferujace, ale raczej malo to dziala.
      Ona jezdzi z dziecmi do Polski, bo leczenie jakie oferuja tutaj to czesto tragedia. W Polsce sa dobrzy lekarze i diganosci.
      Tutaj , szczegolnie dla dzieci – albo na wszystko paracetamol albo od razu sterydy . Dzieci znajomych maja wlasnie ospe, wiec z Polski sciagaja to biale do smarowania, bo tu jest to w ogole nieznane! Najprostszych rzeczy nie maja – za to maja aparatury i sprzet i wydaja miliony na pensje lekarzy, ktorzy siedza i przepisuja paracetamol przy pomocy Wujka Gugla.
      W przychodniach nie ma specjalistow, sa tylko lekarze ogolni – oni wystawiaja skierowania do szpitala , czeka sie po wiele tygodni.
      Z ostrym naglym bolem brzucha na nocnym dyzurze dwa razy zostalam odeslana do domu i do lekarza ogolnego w poniedzialek ( byl wikend ) - lekarz przyjmujacy nie mial tam nawet USG! Pomacal i czesc. Cale szczescie, ze nie byl to wyrostek, bo juz by mnie nie bylo wsrod zywych.
      A leki testuja na dzieciach…tylko nieoficjalnie. Najgorsza rzecza to dac dziecko do szpitala “dzieciecego” – tam wlasnie podaja dzieciom eksperymentalne leki w warunkach szpitalnych, o ktorych rodzice nie maja nawet pojecia. A pozniej dzieci umieraja na “rzadka chorobe genetyczna”.
      O higienie w szpitalach juz pisalam wyzej.
      To jest najgorsza sluzba zdrowia z jaka sie w zyciu zetknelam.

      Usuń
  22. Wciaz spotykajac przerazajace opisy systemow opieki medycznej w innych krajach pojade dzis do ortopedy z radoscia - u nas tak inaczej pod kazdym wzgledem (czesc tego naszego tyle co opisala Star w swym komentarzu) - nie bede narzekac ze musze, ze to czy tamto bo zgrzeszylabym.

    OdpowiedzUsuń
  23. A ja nie o służbie zdrowia tylko o panu listonoszu czy doręczycielu ,któremu dobrze byłoby przez domofon które to piętro powiedzieć.Ja notorycznie zapominałam i potem darłam się na klatce schodowej-"zweiter Stock" :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Córka mnie uświadomiła, że miejsce naszego nazwiska na liście domofonu wskazuje na którym piętrze mieszkamy.
      W życiu bym na to nie wpadła.
      Ponieważ dom ma oficynę, to lista tych z oficyny jest oddzielna.

      Usuń
  24. Też się na początku zdziwiłam tymi nazwiskami zamiast numerów mieszkań na tabliczkach domu. A w domach - na skrzynce. Jak nie ma Twojego nazwiska, to listonosz poczty nie doręczy.
    Z uprzejmością w ruchu ulicznym też się zgadzam, jest zaskakująco spokojnie i miło.
    Zauważyłaś, że oni w ogóle bardzo mocno korzystają z usług poczty? Niemal każda instytucja coś wysyła pocztą, co u nas chętniej idzie mailem lub osobiście doręczane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, żew poczta głównie istnieje z powodu tego, że różne urzędy produkują "papierowe" listy a naród przesyła kartki pocztowe okazjonalne i paczki. Ale i tak ich poczta równie cienko przędzie jak i w Polsce. Zlikwidowali nam placówkę, która była ze 400m od nas.No to teraz mamy DO "SWOJEJ" REJONOWEJ Z PÓŁTORA KM I NIE MA GDZIE ZAPARKOWAĆ I NIE BARDZO JAK DOJECHAĆ KOMUNIKACJĄ.

      Usuń