drewniana rzezba

drewniana rzezba

piątek, 24 października 2025

Jesiennie

 Chyba  zapadnę niedługo w  sen zimowy. Na razie  to mi  się lekko przestawiły pory doby. Dzień  zaczyna  mi  się około godziny  14,00  i siłą rzeczy  w porze  gdy inni  bladym świtem otwierają  oczy- ja  zasypiam. No ale  nie  czuję z tej racji tak  zwanych  wyrzutów sumienia, bo jak na razie mogę sobie  poprzestawiać  dobę jak mi pasuje.

Tej nocy był bardzo  silny wiatr. Już dobrze po północy podeszłam do okna  by  sprawdzić czy pada deszcz i....  zostałam przy oknie na  długo wpatrując  się w drzewa po drugiej  stronie ulicy.  Widok  był naprawdę piękny. 

Berlińskie ulice  są wyraźnie  niedoświetlone  nocą, poza tym mieszkam wysoko nad  latarniami ulicznymi i....obserwowałam spektakl. W ciemności  co chwilę spadały  w  dół złote spore  płatki. Nim włączyłam w  głowie  racjonalne myślenie byłam nawet nieco  zdziwiona i dopiero po chwili uświadomiłam  sobie, że to przecież liście tego wielkiego ,  starego drzewa, które  rośnie wraz  z innymi po drugiej  stronie ulicy i  w dzień  jego liście  są niemal pomarańczowe w kolorze, a nocą, podświetlone wiszącą nad jezdnią latarnią wydawały się złotymi płatkami. Dziś drzewo mocno ogołocone  z liści, których  wczoraj było jeszcze bardzo dużo - tak się prezentuje:

 


 A na dole po lewej  stronie, na dole zdjęcia  widać "moje"   dęby burgundzkie, które w jeden  dzień nabrały barw jesiennych. Teraz u mnie  hula  wiatr i zapewne  jutro na  tym drzewie już wcale  nie  będzie liści. A poza tym nie wiem dlaczego boli  mnie  gardło ( nie jadłam lodów już dawno) no i do kompletu ten nerw obwodowy przypomina  mi  bólem,że nadal jest ze mną.

Miłego  dnia  Wszystkim!!! 

P.S. 

cały dzień wiało, z zachodu. 

 

 

sobota, 18 października 2025

Jesień już się rozgościła




Nie  da się ukryć, że jesień a potem  zima  nie  są  moimi ulubionymi porami roku. Co prawda lubię każdą z tych pór  "wybiórczo"  - lubię  jesień  gdy  jest słoneczna, pełna kolorów a ja wtedy  mogę wędrować po lesie i z  zapałem godnym  zapewne ważniejszych spraw szukać  grzybów.

Siedząc przy kuchennym  stole spoglądam  na "moje" ulubione  brzozy- jak  zawsze mnie one zachwycają. A po drugiej stronie mieszkania mam takie widoki:




 To dęby burgundzkie - one nie  gubią liści na  zimę- całą zimę będą miały uschnięte brązowe  liście, które dopiero pod  sam koniec zimy zaczną opadać. I wtedy  wiadomo, że teraz  nadchodzi  wiosna. Te  drzewa  są jeszcze młode.  I niestety już jest  sporo uschniętych gałęzi - po prostu nikt  tu latem nie podlewa tej  miejskiej  zieleni - bo trzeba oszczędzać  wodę.

I jak na  razie  nie mogę narzekać na pogodę.  Gdy pada to nie leje  jak  z cebra, przeważnie zdarza  się  gęsta mżawka lub  dość  drobny deszcz i nie pada  cały  czas ale  z przerwami, dzięki  czemu mogę sobie  zaplanować w jakim  czasie  wyruszyć na  zakupy zapoznawszy  się uprzednio z  zapowiedzią meteo. 

I, co  zawsze mnie  zastanawia -  pogoda jest zawsze wielce zgodna z tym co przepowiedziała pogodynka dla danej dzielnicy. Nie mam  nawet bladego pojęcia jak ci panowie od meteo mogą tak  dokładnie przewidzieć czas i długość opadu. I bardzo się cieszę, że jeszcze  jest sporo liści na drzewach, dzięki  czemu w czasie mżawki nawet  nie muszę otwierać parasola. A mój zaokienny  rozmaryn tak  się prezentuje:


 Mam  zamiar przezimować  go na  zewnątrz na loggii, tylko muszę "poczaszkować"  nad ochroną skrzynki przed  zbytnim ochłodzeniem. Chyba obłożę ją styropianem a potem obłożę kocykiem. I może zrobię z arkusza cienkiego celuloidu rodzaj  osłonki przed  zimnym  wiatrem.

A tu coś innego - popatrzcie na te  dwie pestki awokado - porąbało mnie w  widoczny  sposób i postanowiłam wyhodować  w domu  awokado. Pestki obrałam dokładnie  ze skórki (tak kazali ci co się na tym znają) wbiłam w każdą trzy wykałaczki i każda  z pestek  spędziła nieco ponad  tydzień w szklance z wodą, zanurzona  do połowy wysokości pestki. I nawet  zapamiętałam z instrukcji, że ta szersza, bardziej kulista  część pestki ma  być na  dole  w  wodzie, ta bardziej "spiczasta" ponad  powierzchnią  wody.

Jedna z pestek  już wypuściła piękny,  długi  korzonek więc jutro rano powędruje do doniczki z ziemią:

                                                     

Te trzy drewniane  wykałaczki zostały  wbite  w pestkę  by ją utrzymywać w  wodzie na pożądanej głębokości.
 A ta  druga pestka jeszcze ze dwa lub trzy  dni posiedzi w  wodzie, bo wprawdzie już widać korzonek, ale trzeba poczekać  aż będzie nieco dłuższy.


 

 W tym pęknięciu pestki już widać że ta też wypuściła korzonek,  ale poczekam aż  będzie  nieco dłuższy. Ciekawa jestem co będzie  dalej.

Poza tym chcę  sobie na balkonie wyhodować oleander. Więc uszczknęłam kawałeczek oleandra, który mijam codziennie po drodze, spędził kilka  dni w  wodzie i też  już może  wylądować w doniczce z ziemią. I ten  skrawek oleandra   tak się prezentuje:

 

 


 Jeszcze jeden  dzień  w  wodzie i powędruje  do doniczki  z ziemią. Ciekawa jestem jak  się będzie hodował. Jestem o tyle  ciekawa, że to będzie  krzew balkonowy i powinien  mieć kwiatki różowe.

Dobrych i pogodnych dni Wszystkim życzę!!! 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

piątek, 10 października 2025

Nic ciekawego, no ale .....

 .......biorąc pod  uwagę mój  wiek to chyba   normalne. No i podobno na   bezrybiu to i rak ryba.

Jak  wspomniałam  byłam w poniedziałek u audiologów. Jestem "zaaparatowana  dwuusznie", z tym, że na lewe ucho to  nic  nie słyszę i to już od  wielu lat, w prawym  słuch jeszcze jest, ale tak zwanie  "stosownie  do metryki", więc  jest  tylko wspomagany.  Gdy w 1976 roku miałam  sprawdzany  słuch  z racji kursu na prawo jazdy to badający  mnie  lekarz  stwierdził, że nieco gorzej  słyszę na lewe ucho, a potem przepytał na  co chorowałam  i gdy wymieniłam, że w dzieciństwie  to przechorowałam szkarlatynę oraz  wszystkie  możliwe dziecięce  wirusówki a przy odrze to już  się zastanawiano czy aby wyżyję, to  poinformował  mnie, że właśnie  szkarlatyna  miała to do siebie, że uszkadzała  słuch. Teraz  nie uszkadza  bo są już na  nią antybiotyki.

Nie  miałam tym razem kontroli słuchu tylko były czyszczone aparaciki.  Cała procedura trwała około 20 minut, potem  miła pani przyniosła  mi aparaciki, założyłam je i pierwsze  co musiałam  zrobić to ściszyć natężenie  głosu. No ale  na ulicy i tak myślałam, że mi głowa odpadnie tak byłam ogłuszona  dźwiękami. Po przyjściu  do domu stwierdziłam że coś mi jednak   nie  gra z lewym aparatem. Tak prawdę mówiąc to ja go przedtem  wcale nie  nosiłam, bo mnie jakoś ucho w nim  bolało. Nawet powiedziałam o  tym tej pani , na co mi powiedziała, że  najprawdopodobniej zbyt płytko go umieszczałam w uchu i mi go mocniej w  to ucho wepchnęła. 

Dobrze, że wieczorem w domu, gdy usunęłam oba aparaty doznałam  olśnienia czemu byłam tak pięknie ogłuszona na mieście- po prostu po czyszczeniu aparatów  wzmacniacz mocniejszy został przez personel zainstalowany w aparacie do tego jeszcze słyszącego  ucha. Poza tym skupiłam  się by dociec w którym dokładnie  miejscu przeszkadza  mi ten aparat z lewego ucha i......oczywiście  zlokalizowałam miejsce. Dobrze, że mam szklany pilnik, nim delikatnie  nieco ścieniłam miejsce w aparacie, które mi sprawiało ból, delikatnie opiłowałam powierzchnię kilka  razy sprawdzając  czy jest lepiej. No i przy okazji właśnie  stwierdziłam, że pomylono  bateryjki, więc po kilku minutach wysiłków i rzucanych w przestrzeń słów niecenzuralnych udało  mi się wszystko poustawiać w prawidłowy sposób. No i mam teraz  nauczkę, by następnym razem wszystko sprawdzić jeszcze nim opuszczę  punkt audiologów.

Nie  da  się ukryć, że jednak starość  nie  radość, choć i młodość  to nie  wesele. U mnie    dziś typowo jesiennie, przechodzą  deszczyki , jest 14 stopni  ciepła i okropnie wieje. I chyba  żadna  siła mnie  dziś z chaty nie  wygoni. Wiatr to ja lubię gdy pływam na żaglówce a nie gdy jestem na  spacerze i miecie we mnie  kurzem.

Doszłam  do wniosku, że ja to chyba nie jestem  całkiem  normalna- jedyne  za czym tęsknię to......Bory Tucholskie, wędrówki lasem i zbieranie  grzybów. No kompletne  wariactwo, ale  nigdzie  wszak nie jest  zapisane ustawą, że muszę  być normalna.

Ale mam też powód  do radości- moja  serdeczna przyjaciółka, Joasia Rodowicz  miała  wystawę  we Włoszech i ta  wystawa została  szalenie  dobrze przyjęta. I tak  się  tym cieszę, jakby to mnie  spotkało.

Joasiu Kochana- JESTEŚ WIELKA!!!! i  szalenie  się  cieszę Twoim  sukcesem!!!! Tak trzymaj!!!!! 

A poza tym nadal nic się u mnie  nie dzieje. Dobrego Wszystkim!!!!!







 Pierwsze  dwa  zdjęcia to Berlin, a kolejne  to Poczdam

poniedziałek, 6 października 2025

Nic a nic się nie dzieje.

 

 Może to i lepiej , że nic  się nie  dzieje. Tylko jesień się cichcem wślizguje - na drzewach  jeszcze  sporo zielonych  liści, ale  rano na  chodnikach coraz  więcej pożółkłych i  zbrązowiałych zaściela  chodniki. Temperatura  jeszcze znośna, dziś oscyluje około 12  stopni. Wyjątkowo przyzwoicie   zachowuje  się  deszcz bowiem pada albo nad  ranem  albo trenuje opadanie  nocą.

Dziś  wracając z city- a byłam u audiologów -połowę drogi udało  mi  się pokonać  autobusem,  ale drugą połówkę pokonałam pieszo, bo gdy się doczytałyśmy  z córką, że autobus na dalszy odcinek  drogi ma szansę przyjechać  dopiero za 20 minut, stwierdziłam, że w tym układzie to ja  się przewlokę per pedes.

I szłyśmy ulicami, przy których  stoją budynki z  lat  1920 - 1930, między innymi ówczesne "osiedle" , na którym powstały w Berlinie pierwsze podziemne parkingi na terenach, gdzie stały budynki mieszkalne. Te budynki  są  całkiem niedaleko ode mnie, ale jakoś pierwszy raz weszłam  na podwórko.



 Na tych zdjęciach widać podwórko owego osiedla. Pod trawnikiem osiedlowym są podziemne parkingi. Mieszkania na  tym osiedlu  były spółdzielcze. Parkingi nadal funkcjonują i stanowią przedmiot zazdrości.

Bowiem znalezienie miejsca do zaparkowania jest naprawdę karkołomnym zadaniem i między innymi  z tego powodu jestem szczęśliwa, że  się pozbyłam swojego  samochodu.

Dobrego  nowego tygodnia  dla Wszystkich!!!