drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 15 maja 2013

Cierpię, ale....

...tym razem raczej psychicznie.
Ci, co do mnie zaglądają wiedzą doskonale, że  cierpię na dwa schorzenia,
na które oficjalna medycyna nie zna lekarstwa- jedno to  "Miecio", drugie
to "Przydasie". Opanowana przez te dwie uzupełniające się dolegliwości
zagraciłam sobie dokumentnie wszelkie szafy i szafeczki.
Wiekszośc pań zna tę dolegliwość - wchodzisz do sklepu, wędrujesz
wzdłuż sklepowych półek, spoglądasz na towar i w pewnej chwili wzrok
pada na coś, co budzi śpiącego dotąd spokojnie za uchem "Miecia".
"Miecio" przeciąga  się radośnie i zaczyna szeptać -  "no, podejdz  bliżej,
obejrzyj, przecież to nic nie kosztuje! ". A ty, jak to bezwolne ciele
słuchasz go i zaczynasz to, co przyciągnęło Twoją uwagę , oglądać.
I choć doskonale wiesz, że nie powinnaś w tym miesiącu wydawać
pieniędzy na głupstwa,  że juz niemal identyczną rzecz posiadasz, że tak
naprawdę nie jest ci to do szczęścia potrzebne - ulegasz "Mieciowi"
i kupujesz:  kolejną włóczkę, kordonek, nowy wzór do haftu, super
nawlekacz do igieł, ten śliczny papier do decoupage,szydełko 0,75,
choć wydaje ci się, że już takie masz, paczkę serwetek, pędzelek
i 100 innych dupereli do swojego hobby. A w chwili, gdy już, już
jesteś bliska by nie ulec tym szeptom "musisz to mieć", Miecio,
czując się zagrożony, włącza swą ulubioną płytę z piosenką złożoną
z dwóch zaledwie słów:  "przyda się, przyda się, przyda się".
I tym sposobem, trapiona tymi dwiema dolegliwościami nagromadziłam
niesamowite ilości wszelakiego dobra. Oczywiście, wszystko się
przydawało, ale zupełnie nie wiem dlaczego mam tyle nieskończonych
sweterków, bluzek, serwet, haftów. Do tego dochodzą pierwsze
wypociny dekupażowe, hafty i cała masa różnych innych rzeczy.
A cierpię, bo muszę się teraz z wieloma rzeczami rozstać.
Wczoraj rozpoczęłam proces rozstawania  się z przywiezionymi
z różnych wojaży dziwadełkami. Wyrzucam, bo nowe meble nie
pomieszczą tych wszystkich dupereli i nieskończonych moich prac.
Poza tym wolę to zrobić sama, niż doczekać się chwili, gdy ktoś to
za mnie zrobi.
O remoncie dziś nic nie napiszę - jestem dostatecznie zgnębiona.
W trakcie wypatroszania regałów znalazłam książkę, której jeszcze
nie czytałam. To Macieja Kuczyńskiego "Czciciele węża. Biochemiczne
niebo dawnych Meksykanów".
Przeczytam - sprawozdam.
Miłego dla Was!

15 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Ja przyjęłam zasadę. Wszystko, co przez 2-3 lata nie przydało się - do wyrzucenia. Początkowo to robiłam z miną cierpiętnicy. Obecnie już nie, ponieważ przy sprzątaniu korzyści są nieocenione. Nie ma takiej rzeczy, której nie miałabym na oku i nie wiedziała, gdzie jest albo czy w ogóle ją mam.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. alEllu- ostatnio przeżyłam szok - w jednej z walizek na pawlaczu znalazłam swetry, które nabyłam jeszcze w Pewexie, pod koniec lat 80'.Jakoś zupełnie nie zauważyłam ich braku!Wyleciały na pewną wieś, gdzie naprawdę są ludzie potrzebujący wielu, wielu rzeczy, nie tylko do ubrania.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Ja nawet walizki pooddawałam. Co innego, gdy w domu było kilka osób, które wyjeżdżały w jednym czasie. Dla jednej osoby są zupełnie zbyteczne. Wystarczy jedna.

      Podobnie półmiski. Dawno wieki nie robię w domu przyjęć, na które dziewięć wielkich półmisków jest potrzebnych i cztery wazy.

      Usuń
  2. ...a nie lepiej zrobić rozdawajke, też nie mamy sentymentów i rzeczy, które są zbędne wędrują do kosza lub znajdują nowych właścicieli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, też pomyślałam o rozdawajce :-)))

      Usuń
    2. 3xL i Jasna - "rozdawajka" będzie, ale biżuteryjna gdy wreszcie skończy się remont a ja będę mogła zobaczyć jakie to mam "nadmiary". Bo teraz nic nie wiem.Na razie unicestwiłam różne dziwne rzeczy (przeróżne souveniry)przywożone latami z każdych wakacji- a przywoziłam naprawdę dziwne pamiątki- kamyki, patyki, muszelki,jakieś ludowe gliniaki, dzbanki, filiżanki, talerzyki- naprawdę nic a nic przydatnego.Wszystko to wylądowało w koszu ale mnie było tego żal, niosły ze sobą jakiś ładunek emocjonalny.
      Miłego, ;)

      Usuń
  3. Mój Miecio zmusił mnie dziś do zakupienia zupełnie zbędnej(choć ładnej)tkaniny na żakiet:))Powodzenia w pozbywaniu się przydasi,z doświadczenia wiem ,że łatwe to to nie jest:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tonko, na szczęście już nie mam ciągot do szycia, pozbyłam się nawet starej maszyny do szycia, czym komuś na wsi zrobiłam dużą frajdę.Przypomniałaś mi, że powinnam rozejrzeć się za jakimś letnim żakietem lub marynarką, bo wciąż mi tego brakuje.
      Miłego, ;)

      Usuń
  4. Miłej lektury i cierpliwości oraz stanowczości w wywalaniu zbędnych przydasiów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo ciekawa książka, choć wcale nie jest łatwa w czytaniu.A co dość zabawne- znalazłam tu coś, co będę się starała zrobić z koralików.I w ten sposób genetyka splecie się z biżuterią.
      Miłego, ;)

      Usuń
  5. Nie napiszę żadnych mądrych zdań, bo w chwilę potem, gdy usunę gromadę nie używanych i wydawałoby się zbędnych rzeczy, natychmiast na to miejsce jakby w nagrodę pojawiają się inne jeszcze bardziej przydatne!!!!!!!
    Przetrzymaj do szczęśliwego końca, tylko powiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasiu, coś w tym jest -ile razy "wygospodarowałam" miejsce bo coś gdzieś usunęłam z domu, w ciągu kilku dni już tego wolnego miejsca nie było. Mój się ze mnie śmieje, że zapewne w tydzień nie będę miała ani jednej wolnej półki w nowych meblach.
      Miłego, ;)

      Usuń
  6. Mamonku, trafiłam na sąsiada, który ma działkę w takiej okolicy, gdzie jest bardzo dużo biednych ludzi i oni z radością przyjmą wszystko, łącznie z niekompletną zastawą stołową.W ten sposób moje zapasy licznych resztek włóczkowych już tam powędrowały, leciwy Łucznik walizkowy,
    nadmiary garnków i naczyń.Dekupażowych przydasiów raczej nie zlikwiduję, bo lubię tę technikę i będę to robić.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciesze sie Anabell, ze nie wyrzucasz, a dajesz innym. Tez mam te chorobe co ty,ale nigdy nie wyrzuce rzeczy zbednej,ale w dobrym stanie do smietnika. Wynosze do charity shopow, albo pytam po rodzinie i znajomym, co komu potrzeba...Anglicy maja takie powiedzenie "one man's trash is another man's treasure" - wlsnie, nasze "smiecie" moga byc dla kogos innego prawdziwym skarbem. Wyrzucanie czegos, na co innych nie stac i co by wzieli z prawdziwa radoscia i wdziecznoscia jest strasznym marnotrastwem. Dzielmy sie z innymi poki jeszcze i tego nie opodatkowali....
    Mozna komus naszymi "smieciami" sprawic ogromna radosc i pomoc. Zaloze sie, ze ty masz radosc podwojna : z oproznienia szaf i z czyjejs radosci :)
    Gina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gina, dziś się cieszę z dwóch rzeczy - że nareszcie mogłam w spokoju usiąść przy kompie i że udało mi się opróżnić regał z książkami, które pozostawiła w domu moja córka. To było zaledwie 8 półek, każda 90 cm długości, na każdej książki w 2 rzędach, + 1 zapakowana albumami z dziedziny sztuki.Wszystkie dziś spakowałam w duże pudła, które jutro ekipa zniesie do piwnicy (piwnica czysta, sucha, ciepła i czyściutka)- tam będą czekały na regałach, w pudłach,aż ona je kiedyś zabierze. A część naszych książek oddaję do biblioteki. To śmieszne, ale biblioteki mają tyle kłopotów z darowanymi im książkami, że mało która chce książki brać. Tym razem udało mi się, bo kuzynka jednego z moich remontowców jest bibliotekarką. Poza tym przygotowałam też paczkę na wieś, jutro dam ją sąsiadowi, bo pewnie w sobotę pojedzie na tę swą działkę.
      Miłego,:)

      Usuń