Moja definicja świąt zakłada, że święta to czas, w którym robimy głównie to co
nam sprawia frajdę, a ja jestem w tak szczęśliwej sytuacji, że od lat robię właśnie
to co lubię , więc święta mam właściwie przez okrągły rok i funkcjonuję w myśl
zasady : niczego nie muszę robić, robię to co chcę. I w tej świadomości, nawet
wtedy, gdy mój organizm mnie do czegoś przymusza -stosunkowo mało cierpię.
To jest wyższość stanu emeryta nad stanem człowieka pracującego.
U mnie nawet w bardzo powszedni dzień można się natknąć na tzw. "świąteczne
dania."
Pamiętam zdumienie i zgorszenie mojej kuzynki, gdy podałam we wrześniu zupę
z suszonych grzybów.
To u ciebie grzybowa nie jest zupą wigilijną? - zapytała zdziwiona.
Ależ jest! Uwielbiam ją i w związku z tym gotuję ją ilekroć mam ochotę i susz
grzybowy. Była wyraznie zgorszona.
I dlatego, moi drodzy, u nas menu świąteczne niewiele się różni od tego "na co dzień".
Na przykład sernik - u większości moich znajomych jest to ciasto świąteczne -
a jego pieczenie jest tak poważnie traktowane jak msza żałobna.
U mnie sernik jest dość często, bo nie jadam kupnego białego sera w postaci
naturalnej a wypróbowałam , że pieczony jakoś mi nie szkodzi. Nie szkodzi mi
również biały ser robiony w domu, no ale nie chce mi się go robić.
A samo zrobienie sernika sprawia mi taką samą trudność jak obranie kartofli,
co jak wiadomo najprostszą czynnością kuchenną jest.
Tak mało mnie to absorbuje, że tym razem przeżyłam moment zadziwienia przy
jego pieczeniu.
Zgromadziłam składniki, czyli ser, jajka, cukier, mąkę kokosową, rodzynki i
kakao.
Gdy wszystko miksowałam nagle zdębiałam- jakieś "grudy" dojrzałam w masie.
No tak- pomyślałam- pewnie kakao mi się "zbrylowało". Dałam wyższe obroty,
ale owe grudy nadal mi śmigały w misie.
Wreszcie chwytem pęsetowym chwyciłam jedną grudę - to była rodzynka.
Zupełnie zapomniałam, że je wrzuciłam.
Nie wiem jaka pogoda w innych częściach kraju, ale wczoraj patrzyłam z podziwem
na padający śnieg- płatki miały wielkość śladów kocich łapek.
Poleżało toto ze 3 minuty na chodniku i zniknęło.
Potem była mżawka, potem gęsty deszcz a w kilka godzin pózniej regularna
śnieżyca, a gdy przeleciała z wielkim szumem - wyszło słońce. Czyli wszystko jest
jak należy: "kwiecień-plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata".
Mam nadzieję, że wszyscy zdołaliście nieco odpocząć i nie nadwyrężyliście
nadmiarem jedzenia swych organów trawienia.
I wszystkim ogromnie dziękuję za życzenia świąteczne!!!!
Mój wyjątkowo leniwy tryb życia powoduje, że staram się odpoczywać nie tylko w swięta, ale także co najmniej przez 4 dni w tygodniu. Nie zawsze się udaje, ale trudno, jakoś wytrzymam. Obżerania się nie miałem w ten weekend zbyt wiele z prostego powodu. Obżeram się cały rok, więc dni świąteczne to dobra chwila na odchudzanie. A tak serio, to już tylu potraw nie mogę jeść, że pełne garnki, półmiski i wanny żarcia budzą we mnie raczej złość i zazdrość niż apetyt.
OdpowiedzUsuńW kwestii żywienia jestem na etapie, że przygotowuję tylko to, co w 30 minut może wylądować na stole, więc sobie nikt przy mnie nie poje.
UsuńGdyby nie mąż to zapewne codziennie jadłabym to samo, co jego denerwuje. No ale skoro nie mogę jeść tego co lubię to mi wsio rawno
co jem. Gdy on przez długi czas był w szpitalu to gotowałam tylko dla
niego a ja żyłam czekoladą 70% i zupkami "Gorący kubek" -rosół lub borowikowa.
Miłego, ;)
Swięta były i szczęśliwie się kończą,no nic nie poradzę na to że nie lubię.
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię i nie celebruję. Powiedziałbym tak: święta? nie używam.
UsuńMiłego;)
Ja mam podobnie, ale jednak jest trochę potraw i zwyczajów, które staram się robić tylko od czasu do czasu. Żeby nie straciły swojej wyjatkowosci. Karp nigdzie nie smakuje jak u mamy i tylko w wigilię.
OdpowiedzUsuńSą ciasta, które piekę niezbyt często, bo ich smak przypomina czasy szczególne.
A w tym roku świeta były wyjatkowe - rano zurek z kiełbasą białą (swoją) i jajkiem, dzieci miały odpowiednio rosół i pomidorową, a potem spotkanie ze znajomymi w restauracji indyjskiej. A dzisiaj do pracy i szkoły :)
Pozdrawiam
Wiesz, gdy dzieci są w domu to zawsze to nieco inaczej wygląda.
UsuńLubie indyjskie jedzenie ale w wersji mniej ostrej i często robię bo to szybkie dania są, z reguły.
Miłego, ;)
u mnie juz pogoda sie wypogadza i mam nadzieje ze bedzie coraz piekniej co obiecuja fachowcy od pogody, a co do swiat mysle ze ludziom przynajmniej w wiekszosciswieta zawsze kojarza z obowiazkiem i tylko z konkretnymi potrawami nie wiedziec czemu, to takjagby sernikt tylko mozna bylo raz w roku jest albo np.uszka ludzka swiadomosc trudno zmienic :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, trudno zmienić ludzkie przyzwyczajenia- ja po prostu nie lubię wielu potraw podawanych właśnie w okresie świątecznym.
UsuńNie jadam śledzi, z ryb lubię tylko wędzonego pstrąga i łososia wędzonego na gorąco.Od biedy mogą być sardynki z puszki.Żurku też nie jadam, białej kiełbasy też nie, nie lubię też mazurków, jeśli są z jakimś dżemem ani wszelkich babek. To ma swe dobre strony, bo gdy trafiam w gości a tam są te tradycyjne dania to przynajmniej się nie objem:)))
Nie objadłam się specjalnie, z czego jestem dumna! Ciast tylko po kilka atomów spróbowałam na przykład.
OdpowiedzUsuńDzielna z Ciebie Istota!!!! Też się niczym nie objadłam. A na do9datek wczoraj, póznym wieczorem odkryłam, że zapomniałam podać do obiadu wino, specjalnie do tego obiadu zakupione.To już coś więcej niż skleroza- chyba.
UsuńMiłego,;)
Udało mi się w obydwa świąteczne dni pójść na dość długie spacery - co szczególnie w Niedzielę było bardzo dużym osiągnięciem, albowiem dwa razy spotkała nas śnieżyca, raz deszcz, raz grad.... no ale potem na całe dwie minuty wyszło słoneczko.
OdpowiedzUsuńPozdrówki:-)
Ooo, to bardzo odważna decyzja była z Twojej strony, bo pogoda była mocno nieszczególna.Mnie taki pomysł jakoś nie wpadł do głowy.Za to bardzo cieszyłam się, że nie muszę nigdzie wychodzić. Moja koleżanka, to nawet odwołała swą wizytę u rodziny męża, bo wymagało to jazdy "aż do Milanówka", samochodem spod domu. No a dzisiaj jest całkiem, całkiem, nawet tak jakby słońce wyszło.
UsuńPewnie pogoda też nie lubi świąt.
Serdeczności;)
u mnie kwiecień taki jak i u cię
OdpowiedzUsuńpoz zastanowieniu doszłam do wniosku,że u mnie sos tatarski jest daniem świąteczno- okazyjnym i niezmiernie mało razy był robiony bez okazji
wszystkiego dobrego po świętach!
Ooooo, ja uwielbiam sos tatarski, ale chyba tylko raz w życiu robiłam i wyszedł mi jakiś piekielnie octowy, aż mnie w gardle paliło. No i się zraziłam. Jeśli dysponujesz jakimś dobrym przepisem- to mi podrzuć, proszę.
UsuńMiłego i dobrego, na każdy dzień;)
Gdybym żył samotnie, pewnie święta byłyby tylko dłuższym weekendem. Ale jak się ma rodzinę, która święta celebruje, to nie ma siły, trzeba się zmusić do świętowania. Pamiętam jednak swoje najlepsze święta. Matka była w szpitalu po operacji, żony jeszcze nie miałem. Wstałem sobie, o której miałem ochotę, zrobiłem jajecznicę i kawę, a po śniadaniu pojechałem do szpitala. Żadnego ciasta, malowania jaj, figur z masła, jedynie kilka ciastek z pobliskiej cukierni, których zjadłem połowę. Ale tak udało mi się tylko raz.
OdpowiedzUsuńNo tak, rodzina to jest coś co nas czasem przygniata.Jak tak spojrzę wstecz i popatrzę na wszystkie minione święta to najfajniejsze były te wszystkie "wyjazdowe". Jedynym problemem było wtedy spakowanie wszystkiego do malucha- wiesz połączenie malucha, trzech osób, ciuchów i nart to był naprawdę problem. Reszta- sama frajda.
UsuńMiłego, ;)
P.S.
mam farta- mój mąż z tych co to nie lubią wszelakiej celebry a świąteczno-rodzinnej zwłaszcza.
Tegoroczne swieta przeszly mi obok:) Gotowali moi panowie, ja tylko zrobilam sos do jagnieciny. Syn piekl jagniecine, bo on znawca od miesiw wszelakich, maz robil salatki i ziemniaki, deser kupiony i bylo fajnie:)
OdpowiedzUsuńBo tak naprawdę to święta powinny być czasem spędzanym tak, jak się lubi. Ty, Kochana, to w tym roku jesteś pod ochroną, więc nawet gdyby Twoi niczego nie potrafili sami zrobić też byłoby fajnie, bo mogłaś być w domu.
UsuńZdrowiej Star, zdrowiej, bardzo Cię o to proszę!!!!
Aniu, ja rowniez sie nie napinam swiatecznie. Nie wpadam w szal sprzatania, gotowania. Wychdze z zalozenia, ze ma byc milo i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńZupe z suszonych grzybow, tak jak Ty, uwielbiam o kazdej porze roku:)
Pozdrawiam:)
I tak trzymaj - święta powinny się kojarzyć właśnie z przyjemnością a nie
Usuńz bieganiną, hiper sprzątaniem itp.Szkoda, że jesteś tak daleko, jutro będę miała taka właśnie grzybową!
Najmilszego, ;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńWielkim wyłomem a wręcz "przestępstwem" jest robienie tego, co sprawia frajdę. Bo jak dzieci i wnuki mają się wyspać, o czym marzą od świąt do świąt, kiedy obwiązkiem jest odwiedzanie rodziców i teściów. A jak teściowa czy mama może sobie zrobić sobie frajdę np. na nartach? Nie może to być. Świadczą nawet o tym życzenia o babkach, mazurkach i żurkach, obfitym stole oraz życzenia, by święta spędzić w gronie rodzinnym. Wrrrr! Ja chcę do SPA na święta, a moje dzieci chcą spać!
Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam serdecznie
Bo czasem trzeba zrobić pierwszy krok i się wyłamać- inaczej wszyscy człowiekowi na głowę wejdą. Gdy mi tylko dziecko podrosło na tyle, że mogło się stołować "gdzie bądz", to zaczęliśmy wyjeżdżać na święta.
UsuńW końcu się rodzina przyzwyczaiła, że my to takie "nierodzinne" osoby i jest w porządku. Pojechałabym chętnie do Buska -Zdroju bo coś mi stawy wariują, ale mam problem z zostawieniem mojego samego w domu. 3,4 dni, to jeszcze jakoś mi wychodzi, ale dłużej to nieco strach. No cóż, życie jednak nie jest romansem.
Serdeczności posyłam;)
Święta miałam przyjemnie powolne :-) Nigdzie się nie musiałam spieszyć, nigdzie nie musiałam iść ani jechać. Aż żal, że od jutra znowu "mus" nadciąga :-/
OdpowiedzUsuńPośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł - w każdym innym przypadku jest rzeczą męczącą. Za to gdy przyjdzie taki czas, że już niczego się nie musi to wcale nie jest łatwo pojąć, że już nie ma potrzeby się spieszyć i można sobie wiele rzeczy odpuścić. Mnie to zajęło co najmniej dwa lata.
UsuńMiłego, ;)