drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 3 czerwca 2015

Post nie dla wrażliwych

Pracowałam kiedyś z b. miłym starszym panem, chyba  Stefan mu było na imię.
Ponieważ był bardzo dobrym i cenionym specjalistą w branży, pomimo wieku
emerytalnego, nie chcieli pana Stefana "wypuścić" na emeryturę, choć już miał
ponad 70 lat.
Jako młody człowiek  brał czynny udział w Powstaniu Warszawskim. Walczył na
Mokotowie, został ranny i koledzy po kilku godzinach zaprowadzili go do szpitala
Ss.Elżbietanek , który był przy ul. Goszczyńskiego.
W szpitalu działy się dantejskie sceny, rannych było na pęczki, brakowało morfiny,
nie nadążano z zaopatrywaniem ran..
Lekarz obejrzał ranę p. Stefana, usadził go w pobliżu stołu operacyjnego i zajął
się innym pacjentem.
Był upał, okna były pootwierane i do sali co chwilę wlatywały muchy, zwabione
wonią krwi i jak po sznurku leciały wprost do rany p.Stefana.
Rana wyglądała bardzo nieciekawie, była mocno zaogniona, miejscami widać było
ropę, tkanka była mocno zmacerowana.
Pan Stefan pracowicie odpędzał muchy od swej rany, ale lekarz powiedział, że ma
pozwolić muchom na żerowanie na swej ranie. Bo te muchy żywiły się właśnie tą
zropiałą, zakażoną tkanką.
"Słuchaj chłopcze- jeśli chcesz uratować rękę to módl się, by tych much przyleciało
odpowiednio dużo, by ci oczyściły ranę. Ja nie mam takich szans, ja to mogę ci
tylko tę rękę odjąć. Poczekamy do następnego dnia, zawsze zdążę to zrobić.
Widziałem  ten sposób leczenia zakażonych ran w Afryce.Może i tu da radę".
I przesiedział pan Stefan calutką noc na krzesełku, karmiąc muchy ( te paskudne,
zielone) własną tkanką mięśniową.
Rano lekarz obejrzał ranę - przemył ją przegotowaną wodą, pokazał panu Stefanowi,
że ponad połowa mięśnia przedramienia "znikła w muszych żołądkach", założył
opatrunek. Ku wielkiemu zdziwieniu p. Stefana  rana zagoiła się szybko, chociaż
przedramię zostało nieco zniekształcone, bo ubyło połowę mięśnia, a pan Stefan miał
trwałą pamiątkę z Powstania.
Gdy sześć lat temu urodził się mój starszy wnuczek, przeżyłam niemal szok.
Maluszek nie był kapany codziennie a tylko i wyłącznie raz w tygodniu.
Za to codziennie wieczorem był masowany, by spał spokojnie w nocy. Butelki i
smoczki nie były pieczołowicie wygotowywane. Oczywiście pomijam już milczeniem
fakt, że dziecko od samego początku funkcjonowało w pampersach.
Jeśli dzieciakowi  wypadł z buzi smoczek i potoczył się na podłogę, nikt nie gnał
kłusem by go wyparzyć wrzątkiem. No chyba,że się to zdarzyło w mojej obecności,
to wtedy ja to robiłam- ale krótko, bo mi zabroniono.
Gdy dziecko raczkowało nikt nie mył mu co chwilę rączek, które wpychał ciągle do buzi.
Oczywiście wiele dziwnych rzeczy lądowało w buzi i z pewnością nie były one sterylne.
Lądował tam piasek z piaskownicy, zabawki innych dzieci i brudne  łapska.
Podstawowymi lekami pediatrycznymi ordynowanymi przez lekarza były leki
homeopatyczne, wyklęte przez polskich lekarzy. Bo w opinii naszych lekarzy są one
tyle warte co placebo. No ale moim wnukom do dziś pomagają.
 I choć jeden ma 6 lat, a drugi 4, to żaden z nich nie wie co to jest antybiotyk.
 I nie chorują, choć  jeden i drugi chodzili od 10 miesiąca życia do żłobka. Nie  byli
karmieni piersią, obaj z cesarki. I są szczepieni zgodnie z zaleceniami prowadzącego
pediatry.
Tak mnie naszło o tym napisać, bo własnie znajoma opuściła szpital-  nie sama,    ale
razem z gronkowcem. I wcale nie leżała na chirurgii ale na nefrologii.
I było czysto i  miło i higienicznie.


20 komentarzy:

  1. \Dobroczynny wpływ much opisywał Wańkowicz w ,,Szkicach spod Monte Cassino''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam. O wielce dziwnych metodach leczenia czytałam strasznie dawno w książkach Korabiewicza, lekarza-podróżnika. Ale niestety szczegółów nie pamiętam. Ta ręka pana Stefana wyglądała niesamowicie, w jednym miejscu tak, jakby skóra pokrywała tylko kość.
      Te muchy są jeszcze o tyle nadzwyczajne, że po ich interwencji nie następuje przerost tkanki mięśniowej.
      Miłego, ;)

      Usuń
  2. Moje dzieci nie są sterylne, wszystko w granicach rozsądku. Antybiotyki wtedy, kiedy trzeba, zawsze mieli robione badania czy infekcja bakteryjna czy wirusowa, ale nie każdy lekarz w Polsce je robi. ja nie wierzę w homeopatię, ale każdy wg siebie :) Mój starszy syn, mimo że od najmłodszych lat z psami, kotami, podwórkiem, wsia, kurzem i podobnymi ma straszną alergię na pyłki, kurz, naskórek tychże i astmę. Niestety musimy go odczulać. Młodszy będzie miał dopiero robione testy, ale sam z siebie choruje rzadziej, więc podejrzewam, że u niego będzie lżej a był w bardziej sterylnych warunkach chowany. Ja uważam, że sporo zależy od organizmu, genów, predyspozycji. Każdy z nas jest inny, każdemu pomaga zupełnie coś innego i na inne środki reagujemy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli idzie o alergię - z całą pewnością jest to sprawa genetyki. Jeśli tylko jedno z rodziców jest alergikiem to dziecko ma 50% szans, że też będzie alergikiem. Gdy oboje rodzice są alergikami - na 100% dziecko będzie alergikiem. I nie pomoże tu hodowanie go od dziecka w "alergio sprzyjających warunkach". Co do homeopatii - z całą pewnością nie pomaga tam, gdzie dziecko już na starcie szpikowane jest antybiotykami , np. b.wczesne wcześniaki. Te dzieci mają już od początku zaburzony układ immunologiczny, bo mają podawane antybiotyki w ramach profilaktyki układu oddechowego. W nierozwiniętych, posklejanych pęcherzykach płucnych mogą się rozwijać grozne bakterie.
      W Polsce wykonanie antybiogramu by rozpoznać rodzaj infekcji trwa minimum tydzień, co mnie zawsze dziwi. Już nawet nie dociekam czemu tak się dzieje- bo jeśli pobierają materiał do badania i po 2 tygodniach niczego nie wyhodowali, a pacjentowi nadal z zatok schodzi ropa i ma temperaturę, to o czym tu mówić. Z cytologią to też u nas cyrki, bo często pobierają próbki z niewłaściwego miejsca i wyniki są nieprawdziwe. Pomijam już fakt, że często badający je cytolog jest kiepski i też je nieprawidłowo oceni.
      A wewnątrzszpitalne zakażenia są przekleństwem nie tylko polskich szpitali, ale całego świata. I to jest zagadka, bo są szpitale, w których
      naprawdę lśni czystością i są przestrzegane wszystkie procedury higieniczne.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. U nas trwało 5 minut, pewnie zależy od przychodni, zawsze w naszej. I zawsze kiedy byliśmy zmuszeni udać się gdzie indziej, bo nasza pani dr nie przyjmowała (co się nie zdarzało często) to byli zdziwnieni tym, że zyczę sobie takiego badania przed zapisaniem antybiotyku, jeżeli nie byłam pewna.
      U mnie w rodzinie nikt nie ma alergii, nawet nietolerancji, mój brat jest pierwszy, może ktoś gdzieś mu jakis gen przemycił, ale nie dziadkowie i rodzice. U mojego męża są tzw nabyte.
      Zresztą, po ostatniej wizycie u alergologa, w ciągu 2 lat nastąpiło tak dużo zmian w dziedzinie chociażby podawania jabłek przy alergii krzyżowej przy brzozie, że człowiek może się gubić.
      Ja na moje szczęście trafiam na dobrych specjalistów, i w Polsce i tu. Wyniki badań mi się pokrywają, leczą podobnie, no... może trochę szybciej ;) z tańszymi lekami, które tu sa na wyciągnięcie ręki a w Polsce niedostępne (chocby maxalt, ratujący mi życie dosyć często), ale pozostałe procedury są tu podobne.
      Dla mnie homeopatia to nie leczenie. Oczywiście, tam gdzie sie nie choruje to i homeopatia pomaga :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. No to masz szczęście z tymi badaniami. To co przeszłam dwa lata temu po kuracji antybiotykami było istnym horrorem - dostałam rzekomobłoniastego zapalenia jelit i do dziś mam kłopoty, choć jest oczywiście o niebo lepiej, ale muszę uważać co jem.Z surowizny jedynym bezpiecznym jedzeniem są domowe kiszonki i..banany.
      Na szczęście z uczuleń to mam tylko na streptomycynę i na sulfatiazol. Ilekroć jestem w aptece to widzę, że najwięcej jest chyba leków na różne alergie.
      Homeopatia to bardzo trudna sprawa- żeby ja dobrze i z sukcesem stosować to trzeba być nie tylko naprawdę dobrym lekarzem ogólnym ale całkiem dużo się jeszcze nauczyć. Dobry homeopata robi przeogromnie długi wywiad z pacjentem, dopytuje się szczegółowo o takie rzecz o które nigdy żaden internista pacjenta nie pyta i ogląda bardzo wnikliwie różne fragmenty ciała, które wg pacjenta nie mają nic wspólnego z dręczącą go dolegliwością. Poza tym dobry homeopata rzadko ordynuje gotowe leki, sam wypisuje na nie recepty. Moja kuzynka, lekarka z II stopniem specjalizacji jest również homeopatą. Gdy kiedyś do niej zadzwoniłam z pytaniem które kropelki homeopatyczne mam sobie kupić bo mam znów zapalenie zatok, powiedziała, że bez dokładnego obejrzenia mnie, kilku części mego ciała oraz bez dokładnego wywiadu to ona nic mi nie poleci. Oczywiście nie pojechałam do niej, bo mieszka ponad 300 km ode mnie.
      Akruka- ja naprawdę nikogo nie namawiam na leki homeopatyczne, sama rzadko z nich korzystam, bo trudno znależć naprawdę dobrego homeopatę. Stara gwardia już na emeryturach lub w niebie- nowych nie ma.
      Miłego, ;)
      P.S.
      A "gotowce" w aptece są równie dobre jak horoskopy w gazetach- czasem coś się sprawdzi.

      Usuń
    4. Ja uważam tylko, że jest różnica między lekarzem, który ma pojęcie o alternatywnej medycynie a szarlatanach, którzy nie mają o niczym pojęcia a leczą choroby, których nie powinno się leczyć inaczej niż konwencjonalną medycyną.
      Sama siegam po domowe sposoby bardzo często. Nie ukrywam, że kiedyś, będąc pod murem z alternatywnej medycyny skorzystam sama, ale tylko w towarzystwie medycyny konwencjonalnej.
      Zresztą, leczenie się dietą to też jedna z metod medycyny alternatywnej. Ale homeopatia sama w sobie jest mi daleka.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. No rzeczywiście szokujące - myślą o tej ręce pana Stefana.
    A że z dziećmi nie trzeba przesadzać - to znaczy z ich higieną - to też prawda.
    Serdeczności:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy pan Stefan pierwszy raz ukazał ową rękę będąc w koszuli z krótkim rękawem- zdębiałam. Widok był zaiste niesamowicie dziwny.
      Nawet nie wyobrażasz sobie, co przeżywałam i nadal przeżywam obserwując ten "kompletny brak higieny". Tak to jest jak się jest z dawnej lekarskiej rodziny rodem i pewne rzeczy zakodowano człowiekowi we wczesnym dzieciństwie.
      Najmilszego,;)

      Usuń
  4. Homeopatia pomaga tyle co placebo - takie są fakty naukowe. Efekt placebo nie jest wydumanym efektem, ale prawdziwym. Po prostu czasem lepiej nie leczyć i poczekać, aż przejdzie. Jest to wielka prawda, którą trudno wytłumaczyć rodzicom, szczególnie, gdy mają jedno dziecko i bardzo im na nim zależy (właśnie dlatego nie oceniam źle rodziców szpikujących dzieciaki antybiotykami, miłość bywa złym doradcą, ale nic mi do tego). Z drugiej strony jeśli ktoś twierdzi, że homeopatią wyleczył raka jest mentalnym gównem i należy go zamknąć w więzieniu za oszustwo.

    Sprawa ze zbawiennym działaniem brudu wcale nie jest szokująca. Takie też są fakty. A szpital wcale nie jest przerażający, bo tam leczą lekarze, tylko dlatego, że tam właśnie zbierają się wszyscy chorzy - nie każdemu to robi dobrze, najgorzej pobyt w szpitalu znoszą jednostki mało odporne. Medycyna konwencjonalna nie jest straszna. To dzięki niej, gdy noworodek umiera tak się dziwujemy i przeżywamy i procesujemy ze szpitalami. Bo jeszcze w XIX wieku to była dość szeroka norma, nie warta splunięcia. A w wieku XXI dzięki medycynie konwencjonalnej możemy dożyć dorosłości chociaż mamy badziewne, mało przydatne komukolwiek geny, i potem możemy udawać, że się leczymy ziółkami i homeopatią. I jak tak sobie człowiek pomyśli, to jest piękne. Niech więc żyje medycyna konwencjonalna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzecz w tym, że nikt nie udowodnił w 100%, że leki homeopatyczne w niczym nie pomagają. Ale wiem, że po podaniu dziecku leku homeopatycznego następowała wyrazna poprawa, a dziecko poniżej 2 roku życia raczej nie reaguje na to czy to placebo czy też nie. Co do leków homeopatycznych u osób dorosłych- zbyt wiele leków medycyny klasycznej każdy z nas juz "zjadł', więc organizm inaczej reaguje, a właściwie niemal nie reaguje na homeopatię. Co do leczenia antybiotykami- spełnia się najczarniejszy scenariusz- oporny na niemal wszystkie antybiotyki szczep gronkowca złocistego zabija rocznie w USA 19 tys. osób, w Azji z jego powodu umiera co 5 minut dziecko, w Europie odnotowuje się ok. 25 tys. zgonów rocznie, w tym w samych Niemczech umiera ok.15 tys.osób rocznie.
      Co do raka- sposoby medycyny konwencjonalnej w walce z rakiem są trzy: wyciąć, zatruć, wypalić.
      Chemioterapia - wg. badań Cancer Research z Anglii głównym efektem chemioterapii jest zwiększenie szybkości rozmnażania się komórek rakowych, które przeżyły chemioterapię. Statystyki są druzgoczące - przeżywalność raka przy braku leczenia to 27%, po chemioterapii -2,3%. Dziwne, ale prawdziwe.
      Wycięty rak prostaty - nawrót choroby po jednym roku wynosi 8%, po 10 latach 40%.
      A radioterapia powoduje z kolei niemożliwe do zabliznienia się rany wewnątrz organizmu.
      Dane, które tu cytuję pochodzą z referatu "Świat bez raka.Profilaktyka i Naturalne Terapie Antynowotworowe", która odbyła się w maju 2014 r w Warszawie.
      I dlatego pomału przestaję się zachwycać medycyną konwencjonalną.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Kłopot polega na tym, że w dowodzeniu nie chodzi o to, aby udowadniać co nie działa, ale co działa :).

      Działanie homeopatii zawiera się w tym, co napisałam - ona opóźnia nasze sięgnięcie po specyfiki, które faktycznie leczą. A ponieważ większość chorób mija sama (wystarczy, że poczekamy), nabieramy złudnego przekonania o leczniczym działaniu homeopatii. Po tabletkach szybciej poczulibyśmy ulgę, ale skoro uszczęśliwia kogoś ulga późniejsza, za to "czystsza i ekologiczna" to co mi do tego? :) Homeopatię obnaża właśnie rak. Bo to jedna z chorób, która nie przechodzi sama. Ba! Często nie przechodzi nawet po leczeniu. I dlatego nie ma homeopatycznego "leku" na raka. Ponieważ w przypadku homeopatii jedynym działaniem jest czas, a w raku odkładanie działania pogarsza stan. Czy wypada winić tego, kto jakoś chce ci pomóc za to, że rak istnieje? Wszystko można. Zauważ, że podałaś statystyki z referatu który lobbuje przeciw medycynę konwencjonalnej. Myślisz, że pan referent sprzedaje naturalne terapie za darmo? Wątpię :).

      Jeśli chodzi o antybiotyki, o ich szkodliwym działaniu przypominają sami medycy konwencjonalni. Matki jednak dzielą się z grubsza na dwa obozy: te, które będą przedłużać podawanie homeopatycznych pigułek, żeby dziecko zmarło na raka, ale za t nie miał o alergii i takie, które pójdą do trzeciego i czwartego pediatry, żeby któryś w końcu przepisał antybiotyk na grypę, bo się wprawdzie wirusów antybiotykami nie leczy, ale lepiej wziąć, żeby robić cokolwiek. przypominam, że za lekarstwa się płaci. A więc działa tu prawo rynku "nasz klient, nasz pan".

      Usuń
    3. A, przypomniało mi się - larwoterapia jest już chyba częścią medycyny konwencjonalnej na Zachodzie Europy i w USA. Robi się tam opatrunki z larw na poparzenia albo stopy cukrzycowe. U nas podobno jest to terapia dostępna w prywatnych klinikach.

      Usuń
  5. Może bardzo wrażliwa to ja nie jestem, ale te muchy to by mi musieli "podać" uprzednio mnie uśpiwszy :), nie znoszę tego brzęczącego tałatajstwa, chociaż wiem, że w tym przypadku w naturalny sposób pomogło. Podziwiam hart ducha Pana Stefana!
    Co do sterylności od małego - jest stanowczo przereklamowana, ja też nie chowałam dziecka tak sterylnie i starałam się podawać leki homeopatyczne, bo miałam mądrego pediatrę.
    Znajoma wszystko wygotowywała przez dwa lata, a potem jedno dziecko wylądowało w szpitalu z ciężkim zakażeniem, a drugie też często horowało i chyba jeszcze dorobiło się alergii.
    Szczepionki podawałam dziecku wszystkie, bo po to lekarze oddawali kiedyś życie, żeby nam je teraz ratować i głupotą jest z tej wiedzy nie korzystać.
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iw, ja to dość histerycznie reaguję na brzęczenie much- pierwszy mój odruch to...uciekać. Wiem , to śmieszne, ale chyba ma uczulenie na jad komarów, bo po ugryzieniu przez najbliższe 6 miesięcy mam bąbel i swędzi mnie to koszmarnie i nic na to nie pomaga.
      Moja bratowa tez tak sterylnie hodowała swa córeczkę, codziennie ją kąpiąc i szorując jej główkę do 3 roku życia- efekt- ciemieniucha na głowie, bo wysuszona skóra zaczęła wydzielać niesamowite ilości łoju., tworząc ochronną skorupę. Jedynym lekarstwem było codzienne smarowanie główki linomagiem w płynie.
      Codzienne kąpiele dziecka skasowałam gdy miała 1,5 roku, a łepetynę myłam raz w tygodniu od początku. I też szczepiłam na wszystko co kazali.
      Serdeczności;)

      Usuń
  6. Na moje dzieci homeopatia nie zadziałała. Sterylnie w domu nie było, czysto, ale nie sterylnie. Też uważam, że dzieciak musi się uodpornić. Niemniej jednak smoczek wyparzałam:)) Może wypracowałam jakiś złoty środek, bo moje dzieci dosyć szybko nabrały odporności i w wieku szkolnym już nie chorowały zbyt często

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A leczyłaś je u homeopaty czy po prostu gotowymi lekami homeopatycznymi z apteki?Tak naprawdę to nie bardzo wiadomo co człowieka leczy - ze mnie się śmieje rodzina, bo ja leczę się....snem.Gdy coś mi dolega to mogę spać 24 godz. na dobę. I na ogół po 2, 3 dniach takiego spania zaczynam wracać do normalności.
      Moja też zbyt nie chorowała, ale załapała się na trzydniówkę, ospę wietrzną i świnkę.
      Miłego, ;)

      Usuń
  7. Każdy ma swoje doświadczenia i każdy jest inny... Ja swoje chowałam na cycu, sterylnie nigdy nie było, choć czysto, do lekarza nie latam z byle czym i antybiotyk dostał tylko Oli na powracające zapalenie ucha z potwornym wyciekiem. Ja w ogóle chowam swoich dość intuicyjnie...

    Przypadek pana Stefana i much... drastycznie brzmi, ale skoro przyniósł efekt - coś w tym jest... (niemniej much nie cierpię - jak po mnie łażą to szału dostaję!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja nie miała pokarmu - chyba dziedziczne w mojej rodzinie- ja się wyhodowałam na krowim mleku, moja córka na Humanie , chłopcy na jakiejś niemieckiej mieszance.
      Jeszcze trochę, a i w obecnej medycynie wrócą muchy, by ratować zaropiałe mocno tkanki. Na razie są dopuszczone do użytku - pijawki przy niektórych przeszczepach.
      Pewnie zeszłabym na zawał, gdyby mi pijawki przystawiono lub muchy:) Brzydzę się tego wszelkiego robactwa. No dobra, to nie robale, ale paskudztwo!.
      Miłego, ;)

      Usuń
  8. Mam dwa przykłady z własnego podwórka.
    Starsza córka - higiena, pieluszki gotowane i prasowane. Smoczki i butelki wygotowane, czyściutko i sterylnie.
    Młodsza - pampersy. Smoczek upadł? Bywa. W gów..o nie wpadł, to się nadaje. Raczkujący żółwik napotykał różne skarby po drodze i trzeba je było skosztować. Piasek z piaskownicy okazał się małojadalny...
    Efekty? Starsza - astmatyk, alergik, każde przeziębienie kończy się zapaleniem oskrzeli i antybiotykiem.
    Młodsza - 14 lat - antybiotyk 3 razy w życiu - (dwa zapalenia ucha, jedna angina).
    Czyli jak widać przesadna higiena nie prowadzi do niczego dobrego :/

    OdpowiedzUsuń