...........listopad i grudzień i minie kolejny rok.
Pogoda jak na listopad całkiem, całkiem sympatyczna. Gdy przelatuję pamięcią po minionych dniach Wszystkich Świętych to naprawdę z pogodą bywało "różnie, różniście". Z reguły nie było ciepło, ale zdarzyło się i tak, że można było wybrać się bez kurtki lub płaszcza, ale pamiętam też że nie jeden raz żałowałam, że nie włożyłam futra i zimowych kozaczków bo na sypnęło śniegiem.
W Berlinie dzień 1 listopada nie jest dniem wolnym od pracy, ale pogoda była całkiem znośna i gdyby nie brak słońca i wiatr to można by uznać, że była ładna. W tym roku jak na razie nie widzę by ulicami krążyły w ramach tak potępianego Halloween jakieś poprzebierane małolaty, moi wnukowie też się " w to nie bawią". Od przyjazdu ( a jestem tu już 7 lat) tylko raz spotkałam się z jakimiś dość szczątkowymi obchodami owego dnia a i tak były to dzieciaki mieszkające w tymi i sąsiednim budynku.
Nie wiem czy wiecie, ale Słowiańskie Dziady były kiedyś niezwykle złożonym systemem wierzeń i praktyk rytualnych, a nasi przodkowie organizowali je kilka razy w roku, głównie w okresie jesieni i wiosną. Wierzono wówczas, że w tym czasie granica pomiędzy światem żywych a zmarłych jest bardzo cienka, wręcz niezwykle cienka i umożliwia duchom przodków powrót do świata żywych. A tak nawiasem z punktu widzenia medycyny wiosna i jesień są znacznie trudniejsze dla organizmu człowieka niż lato i zima.
W tamtych czasach obrzędy te były nieomal prawdziwym "spotkaniem" z przodkami. Podczas tych obrzędów rozpalano specjalne duże ogniska, które miały oświetlać drogę duchom a jednocześnie chronić żywych przed złymi mocami. Ustawiano również stoły na których stawiano chleb, kaszę, miód, jajka a na ziemię wylewano mleko i alkohol jako ofiarę dla dusz przodków. Śpiewano ułożone na ten czas pieśni i.....tańczono oraz z wykonywano szereg rytualnych gestów mających ułatwić kontakt z duchami.
Z dawnych rytuałów pozostało tylko zapalanie zniczy i dekorowanie grobów wiązankami kwiatów. Ale jak zauważyłam, powstała nowa, świecka tradycja - swoista rywalizacja obejmująca wielkość nagrobka, materiał z którego został wykonany, a w dniu 1 listopada wyścig w zakresie wielkości i ilości zniczy oraz kwiatów lub wieńców.
A poza tym zauważyłam, że przed tym świętem w kraju nad Wisłą dobrze było "błysnąć" przed rodziną.... nowym samochodem i tak się z krewnymi umówić na wspólne odwiedzenie grobów, żeby koniecznie błysnąć owym nowym nabytkiem. Większość posiadanych przez mnie aut zawsze zbywałam właśnie przed dniem Wszystkich Świętych. Sama na to nie wpadłam, ale ową "prawidłowość" wskazali nam już doświadczeni w zmienianiu samochodów "starych" na nowe nasi znajomi. Ze dwa razy to nawet nie zdążyliśmy dojechać na teren giełdy samochodowej - po drodze go od nas kupiono. Bo my mieliśmy zwyczaj kupowania fiacików 126p, bo nie da się ukryć, że był to świetny mały, miejski samochód, więc przeważnie zamiast "porządnego eleganckiego samochodu" mieliśmy dwa 126p. A po trzech latach kulturalnej eksploatacji a nie "zarzynania" był to jeszcze atrakcyjny nabytek.
Z migawek cmentarnych w Warszawie pamiętam, że niedaleko miejsca, w którym byli pochowani moi bliscy, był grób wokół którego siedzieli Romowie - na płycie grobu leżał obrus, na nim stały talerze i.....kieliszki i zgromadzeni krewni razem ucztowali, a po każdym toaście kilka kropel z kieliszków lądowało obok nagrobka. Ale nam wcale to nie przeszkadzało.
No cóż - od chwili pierwszego oddechu pomalutku wędrujemy wszyscy w jednym kierunku i to zupełnie niezależnie od tego czego się nauczyliśmy, co osiągnęliśmy i o czym marzyliśmy.
Miłego weekendu Wszystkim!!!