... człowiek żyje. Wpadł mi w oko kolejny raz wyświetlany film o Kolumbie.
Szczerze mówiąc zawsze zastanawia mnie determinacja pierwszych
odkrywców. Dopóki ludzie pływali statkami nie tracąc z oczu wybrzeża,
przeważnie wracali szczęśliwie do swych domów. Ale z czasem zaczęli się
oddalać coraz dalej od lądu, wypływając w bezmiar oceanów. Życie na
żaglowcach nie było łatwe - już sama obsługa żagli niosła za sobą trud i
niebezpieczeństwo. Warunki bytowe też do miłych nie należały. Zapasy
żywności, woda - wszystko po jakimś czasie ulegało zepsuciu. Duży wysi-
łek, złe odżywianie, kontuzje - wszystko to sprzysięgało się przeciwko
żeglarzom. A jednak wciąż znajdowali się chętni by wyruszyć w daleki,
nieznany świat. Co nimi powodowało? Czy przechwałki tych co wrócili i
często opowiadali bajki o tym co widzieli i co zyskali? Niektórym palił
się grunt pod nogami, tym z pewnością odpowiadało szybkie zniknięcie z
miejsca pobytu, część liczyła na jakieś zyski, a co myśleli inni? Może tak
zwyczajnie szukali nowych wrażeń?
Gdy dziś słyszę o kupowaniu GPS'a do samochodu lub roweru, przycho-
dzą mi na myśl właśnie pierwsi żeglarze. Przecież na początku nie było
map.
Najstarszymi, wielkimi żeglarzami byli Fenicjanie.To oni pierwsi opłynęli
Afrykę, wcale nie Portugalczyk Vasco da Gama. Zrobili to feniccy żegla-
rze będący na służbie faraona Necho, który panował w latach 610 -595
przed nowa erą. To oni pierwsi odkryli, że Afryka " jest oblana wkoło
morzem prócz tej części, która graniczy z Azją" - jak pisał Herodot.
Najzabawniejsze, że Herodot wcale nie wierzył w to, że Fenicjanie opły-
nęli Afrykę. Wg niego opowieść Fenicjan, że podczas płynięcia dokoła
Afryki mieli słońce po prawej stronie jest niewiarygodna. Ale wtedy, gdy
Herodot pisał te słowa, nie miał pojęcia, że Ziemia jest kulą i jakie ten
fakt ma konsekwencje. I właśnie ten fakt, który wg Herodota dyskre-
dytował wiarygodność opowieści Fenicjan, potwierdza tę opowieść.
Aby dotrzeć do południowego cypla Afryki musieli przekroczyć równik i
po jego przekroczeniu, na półkuli południowej, słońce rzeczywiście
pojawiło się po ich prawej stronie.
Ta gigantyczna podróż trwała 3 lata. Podczas niej żeglarze najwyżej na
jeden dzień tracili z oczu ląd.
Niestety niewiele więcej wiadomo o całej tej wyprawie. Ale ja jestem
pełna podziwu dla odwagi, wytrzymałości i konsekwencji tych
pierwszych żeglarzy.
Kiedyś dawno temu dla ludzi ważniejsze były inne sprawy niż teraz i może w tym współczesnym świecie dlatego takie wyprawy wydaja nam się wyjątkowo nieprawdopodobne i pociągające. Dzisiaj montujemy GPSa i wjeżdżamy do jeziora bo droga tak prowadzi a wtedy jakoś im lepiej szło. Czyżby paraliż myślenia? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, to byli pionierzy poznający świat. Ja podziwiam wszystkich, którzy w różnych dziedzinach przecierają szlaki. Muszą przecież pokonać swoje obawy i strachy, ale tez opór społeczeństwa i przyrody, ale dzięki nim mamy rozwój.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo ciepło w ten mokry dzień.
Nola
nie mam GPS..
OdpowiedzUsuńkiedyś zgubiłam się w drodze z Cieszyna do Sanoka,Starsza natychmiast pokierowała mnie na właściwą, chociaż nieco odludną drogę,Ona na szczęście jeszcze umie czytać mapę..wyjechałam w tej miejscowości, w której powinnam.
po drodze mijałam wioski bez nazw, poczułam się nieco zagubiona,ale powiedziałam,że z powrotem nie pojadę i już!
zresztą,musiałabym pod górkę:)i wąską drogą:)
i tym sposobem,błądząc,przypadkowo wjechałam do Lanckorony.warto było.
Dawne podróże mają zapach romantyzmu. Dzisiaj, gdy świat jest znany i naniesiony na mapy, nie zostało ludziom już nic tak pociągającego i atrakcyjnego. Kierując się GPS bardziej upodabniamy się do elektronicznych robotów, niż do turystów. Więcej tracimy niż zyskujemy.
OdpowiedzUsuńGospo38
a ja mam wstręt do GPS, nigdy mi nie przyszło do głowy zamontować, wodę lubię, uwielbiam pływać...ale i tak prowadzę żywot szczura lądowego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam (luka)
Czarny, ja myślę,że gdyby wtedy istniały obecne liczne zdobycze techniki i TV, to już nikt nic by nie zdziałał, faceci tkwiliby z browarem przed pudłem i nikt by ich z domu nie wygonił na ocean.Znam taka, co sobie kupiła GPS, bo wieczorem nie mogła odczytać nazw ulic. Tak się biedula zagubiła, że musiał po nią mąż wysłać wyprawę ratunkową aż do Radomia.Okropnie to było zabawne, ale ona jakoś mniej się ubawiła.
OdpowiedzUsuńZupełnie nie wiem, dlaczego.
Miłego, ;)
Witaj Nolu, zawsze podziwiam tych pierwszych żeglarzy, morze to naprawdę grozny żywioł, a człowiek przy nim to maleńki, marny robak.Podziwiam też tych, którzy opracowywali pierwsze mapy.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Mijko, my kiedys zgubiliśmy sie w Koszalinie, jadąc do Kołobrzegu.Tam był objazd, a więc opracowana wcześniej trasa odpadła. Tyle tylko,że w pewnym miejscu ktoś nie ustawił znaku,że należy skręcić w lewo i dzięki temu dodaliśmy sobie z 50 km, kręcąc się w kółko.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Gospo, ale nawet dziś, jadąc w zupełnie nieznany teren można mieć sporo frajdy.Zawsze gdy jedziemy gdzieś po raz pierwszy to objeżdżamy okolicę. A potem się okazuje,że w czasie 2 tgodniowego pobytu w Jastrzębiej Gorze, wytłukłam na miejscu 1500 km, a gdy byliśmy w Polanicy, to na miejscu wykręciliśmy jeszcze więcej. I wtedy jezdzimy bocznymi drogami, bez mapy i czasem nawet udaje się nam niemal zabłądzić.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Luka, ja też mam wstręt do GPSa.Kiedyś bardzo często pływałam na żaglówce, nawet zdarzało mi się urywać w tym celu ze szkoły, ale wtedy pływanie po Wiśle nie groziło śmiercią lub kalectwem z powodu zatrucia rzeki.Najczęściej pływaliśmy po Zalewie Zegrzyńskim . Ale to było wieki temu...
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Cześć Anabell!
OdpowiedzUsuńTo Twój Damski Bokser... :):):)
Przyznam, że byłem wściekle zazdrosny, ze nie mogłem wziąć udziału w wyprawie "Kon-Tiki"! Poważnie. Taka okazja już się nie powtórzy.Niestety ( "Ra" to już nie było to samo....)
Poza tym jeździłem konno i brałem udział w rajdach terenowych zanim.... padł mi kręgosłup.
Co to znaczy, że "interesujesz się craftem"? Jesteś Lara Craft???? :):):)
Cześć Dixi, Książkę o wyprawie Kon-Tiki przeczytałam kilkanaście razy, ale jakoś nie bardzo widziałam się na pokładzie tak niepewnego w sumie ustrojstwa.Chyba najbardziej brakowałoby mi tam odosobnienia.Tyle dni razem na tak małej przestrzeni- wpadłabym w extra nerwicę. Craft to tzw. rękodzieło. Po prostu robię różne nikomu niepotrzebne robótki, co możesz zobaczyć, przeglądając ten blog.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńPrawie każdy pływał jakimś statkiem spacerowym po rzece, albo morzu wzdłuż wybrzeża. To przeważnie przyjemność, ale bez wielklich wrażeń. Jednak, gdy się wokół widzi bezkres oceanu przez tydzień... dwa... trzy... to dziwne i bardzo mocne uczucia człowiekiem miotają.
Pozdrawiam serdecznie:)
Ja dla odmiany odniosłem wrażenie, że "Kon-Tiki" była super-bezpieczna: tratwa z balsy - nie miało co utonąć :):):) Facetów niósł prąd, czytali książki i zbierali latające ryby z pokładu - sielanka. Na szczęście nie nudna. No, było trochę nerwów z przejściem przez barierę koralową, a potem znów miłe przywitanie i sielanka.... :):):) Thor doskonale dobrał sobie załogę i to chyba tajemnica tego, ze doskonale ze sobą wytrzymywali. Do tego tez trzeba mieć talent.
OdpowiedzUsuńZnacie "Kosmolot i czółno"(Brower Kenneth" o ojcu - światowej sławy fizyku(Freemen Dyson, noblista) projektującym międzygwiezdna statki kosmiczne i synu (George Dyson)- mieszkającym domku na wielkiej sośnie w Kolumbii Brytyjskiej, budującym aleuckie kajaki? Jeśli nie, to gorąco polecam.
Chyba akurat te dwie pozycje bardziej mnie "wzięły", bo nigdy nie żeglowałem, pływałem za to kajakiem po Czarnej Hańczy, Kanale Augustowskim et.c.
Witaj alEllu,pływanie statkiem w obecnych czasach to pewnie bardzo się różni od dawnej wyprawy żaglowcem. Na żaglowcu to straszny mozół był i ta zależność od sił natury.Kolega pływał często jachtem po Bałtyku i dwa razy mało brakowało, by pływanie skończyło się kiepsko, bo był sztorm.Odkąd ma dziecko- już nie pływa.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Dixi, teoretycznie pnie balsa miały nie tonąć, ale i one pod koniec zaczęły chłonąć wodę.Kajakiem to pływałam tylko po zatoce Puckiej,nad Czarną Hańczą nigdy nie byłam, ale słyszałam,że warto.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Pływanie kajakiem rzeką ma moim zdaniem więcej sensu. Nie wiem, jak jest na zatoce, ale na dużych jeziorach człowiek wiosłuje-wiosłuje-wiosłuje i.... nawet brzeg się za bardzo nie przesuwa....:):):):)
OdpowiedzUsuńCzarna Hańcza jest pre-pięk-na!!! Widziałem czarne bociany i inne cuda przyrody... Nie wiem, czy już się za bardzo nie ucywilizowała, ale kiedyś trzeba było pokonywać zwalone drzewa, za to na brzegu stały drewniane, staroświeckie "banie", gdzie można się było wyparzyć p dniu pokonywania przeszkód i podziwiania z otwarta paszczą..
Wiesz Dixi, człowiek w młodzieńczej głupocie robi wiele dziwnych rzeczy, m.in. pływa kajakiem po Zatoce Puckiej.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)