drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 2 maja 2010

5. Ciężkie życie Krasnoludków

Pewien mój znajomy Krasnoludek ma na imię Ksawery i ma aż 3 lata i 4
miesiące. Spotykam go bardzo często, ponieważ z jego drogą do przed-
szkola krzyżuje się spacerowa ścieżka mojego psa. "Siawuś", bo tak
mawia o sobie ten Krasnoludek ma bardzo wielkie problemy - musi
chodzić do przedszkola. Normalny poranny widok to maluch ciągnięty
za rękę przez mamę lub przez babcię, protestujący gorąco przeciwko
prowadzeniu go do przedszkola. Ostatnio Siawuś zatrzymał się gwałtownie
obok mego psa i wyseplenił: "zobac babcia, to jest dziecko nasego Sejka".
Zaczęłyśmy tłumaczyć malcowi, że to piesek zupełnie innej rasy niż Szejk,
i że nie jest szczeniakiem a bardzo starym pieskiem, tylko taki nieduży.
Siawuś nie był przekonany , ale było już dość pózno, więc został pociągnięty
w stronę przedszkola. Siawuś mieszka przy mojej ulicy, po drugiej stronie
jezdni, a ja pamiętam jego mamusię, gdy była właśnie w jego wieku. Ale ona
nie była ciągana do przedszkola, wychowywała się w domu. Wczoraj, gdy
przestał wreszcie padać deszcz i lekko podeschło, wybrałam się z psem na
spacer. W pobliżu integracyjnego placu zabaw znów spotkałam Siawka.
Mały klęczał na asflatowej ścieżce i z zapałem rysował coś kredą. Na mój
widok zawołał:"chodz, popac, lysuje. Nalysować twojego pieska?"Nie
czekając na odpowiedz zaczął pracowicie mazać kredą. Wyobrazcie sobie,
że maluch naprawdę świetnie rysował. Wprawdzie jak na jamnika to
narysowany pies miał za długie łapy, ale reszta była świetna. Zaczęłam
podpytywać go o przedszkole. "nie lubię, kazą tańcyć, kazą śpiewać,
jeść kasę , tsymać za ręce na spaceze, nie lubię, nie lubię i juz".
Rzeczywiście, można nie lubić przedszkola gdy do tylu strasznych rzeczy
zmuszają Krasnoludka.
Ciężkie jest życie Krasnoludków. I jeszcze to imię, którego pewnie
jeszcze długo nie będzie umiał wymówić. Ksawery...

12 komentarzy:

  1. Biedny Mały!Ja chodziłam do przedszkola z pieśnią na ustach ale to i czasy były inne.Teraz dzieci od najmłodszych lat są znerwicowane.Ja obserwuję moich młodych sąsiadów i ręce mi opadają.Zero miłości i zaangażowania,a maleńka ma dopiero 6 miesięcy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Neskavko, to bardzo fajny, rezolutny dzieciaczek.Można z nim nawet niezle porozmawiać.Bystrota poznaje wszystkie marki samochodów, w sklepie nie naprasza się słodyczy ani lodów, tylko to przedszkole go dołuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja do przedszkola nie chodziłam... chociaż rodzice mnie zapisali do takiego warszawskiego co to dzieci śpiewały i płyty nagrywały..i na sam koniec pani derektor zapytała moją mamę,czy pracuje..na nie,rzekła:dlaczego pani chce tak skrzywdzić dziecko???zapiszcie ją(czyli mnie )na jakieś zajęcia sportowe,artystyczne, ale darujcie jej ten hałas,który w przedszkolu jest serwowany przez osiem godzin!


    coś w tym jest..obserwuję swoje pięciolatki, hałas je bardzo męczy,jeden nawet z tego powodu płacze-że go głowa boli!,dlaczego nikt o tym nie mówi ?o hałasie? jego poziom jest na granicy 100,120 decybeli!(włączyłam ostatnio czujkę co to ją mam w telefonie)..ileż takie małe dziecko może wytrzymać?
    i to chodzenierysowanieczytanie wszyscy na hurra,trzy cztery..
    teraz co prawda przedszkola są inne,więcej zajęć dodatkowych,ale to swoisty wyścig szczurów, z jednej strony to dobrze,ale czy naprawdę aż tak niezbędne???...w tv ostatnio jakaś pani się mądrzyła,że TYLKO i TYLKO przedszkole rozwija dziecko,że te dzieci szybciej czytają,liczą itd..
    sorry,ale ja czytałam już jako sześciolatka,brat jak miał lat cztery, w pierwszej klasie podstawówki sporo chorowałam i wtedy przeczytałam: Plastusiowy pamiętnik, Serce -Amicisa, Anię z Zielonego Wzgórza, i jeszcze Straszny dwór(autora nie pamiętam),plus Brzechwa itd..
    chodziłam do galerii,na lód,na rytmikę...grałam na pianinie od piątego roku życia,w domu-przychodziła pani..Brat podobnie.
    więc co to za gadanie,że tylko przedszkole daje możliwości?
    w domu też można wiele nauczyć.
    a wg mnie należy dostosować się do potrzeb dziecka-są jednostki,które chcą być w grupie i to długo,są takie,które nie lubią,no i niestety własnych możliwości,bo nie każdy może sobie pozwolić na życie z jednej pensji...i nie każdy chce siedzieć w domu z dzieckiem,co zupełnie rozumiem-żeby było jasne,nie potępiam przedszkoli ani rodziców oddających tam swoje pociechy,każdemu wedle potrzeb:)

    i jak widać po tym co opisałaś,to jednak nie wszystkim krasnoludkom owo przedszkole pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Mijko, mam wrażenie,że ludzie zapominają,że każde dziecko jest inne i, że urawniłowka nikomu nie wychodzi na zdrowie, bo równa się zawsze w dół, nie w górę.Ja nie chodziłam do przedszkola, a czytałam nim poszłam do szkoły.Moja też nie chodziła do przedszkola,"chadzała" do zerówki.Ale idąc do szkoły znała literki, umiała je napisać.W domu miała pełny zestaw "plastyki", lepiła, malowała, wycinała. Ją bardzo męczył hałas, ze szkoły wracała pół żywa. Od 6 klasy marzyła, by chodzić do małego, kameralnego liceum i to jej marzenie spełniliśmy, chodziła do liceum społecznego, z rozszerzonym angielskim i niemieckim, z warsztatami plastycznymi, historią sztuki, rodzinną atmosferą i małą ilością uczniów.I wiem,że była z tego powodu szczęśliwa.
    A nie był to czasem "Zaklęty Dwór" Łozińskiego?

    OdpowiedzUsuń
  5. Z całej mojej trójki tylko najstarszy zawsze w śród ludzi czuł się jak rybka w wodzie i tak jest do dziś. Mój młodszy odwrotnie. Zakończył naukę zresztą w technikum chociaż zdolniejszy od starszego który jest po studiach. A najgorzej miałam z moją córką ,którą nawet w czasie porodu siłą na świat wypchano. I taką została. Idywdualistka ciężko jej się od zawsze znaleść wśród ludzi przedszkole nienawidziła.Biegle mówiła i czytała w dwóch językach w wieku pięciu lat. I to bez mojej wiedzy sama sie uczyła wieczorami w łóżku. Teraz widzę kłopoty z wnukami. Każdy jest inny. Od starszego syna chętnie chodzili(widocznie dziedziczyli od ojca) a od moich młodszych dzieci widzę powtórkę tego co kiedyś oni przeżywali. Ich dzieci także żle przedszkole znoszą. Kamilek nawet dostawał 40 stopni gorączki. Pawełek też nie chce do przedszkola chodzić dziennie jest płacz.

    OdpowiedzUsuń
  6. O Hani ten Dwor byl:) Pamietam okladke, i ze ich snieg zasypal:)
    gdzies mi ta ksiazka zniknela...

    Masz racje, ludzie teraz do jednego worka dzieci wrzucaja. A kazde inne, inaczej pracuje, inaczej czuje sie w grupie.
    I sama widzisz, ile mozna z dzieckiem zrobic, wystarczy tylko go wysluchac i chciec.

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje chodziły w połowie, tzn. Młodsza tylko chodziła. I lubiła.
    A w domu zawsze i tak rozrywkowo działo się sporo, bo pomysły miały przeróżne i matkę chętną do współpracy :-)). Miałyśmy (i do dziś mamy) wierszowo-bajkowe "grepsy".
    Szkoda mi takich smutnych krasnoludków...

    OdpowiedzUsuń
  8. Srebrzysta,bo rozrywki domowe to podstawa:))))) a matka chętna do współpracy to skarb!

    i olać wtedy nieogarniętą chałupkę,szczęście dziecka najważniejsze:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Srebrzysta, mnie też żal takich zmartwionych krasnoludków.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Uleczko, czy wiesz,że nieśmiałość jest cechą dziedziczną? Moja odziedziczyła tę dolegliwość po moim mężu.Takie nieśmiałe stworzenie wymaga od rodziców wielu słów zachęty i poświęcenia mu wiele uwagi.Bo coś, co się nam wydaje rzeczą zupełnie zwyczajną, np. powiedzenie sąsiadce "dzień dobry" jest dla takiego dziecka torturą.

    OdpowiedzUsuń
  11. Każdy ma swoją życiową traumę, nawet słodkiego krasnoludka nie ominie proza dnia codziennego. Takie życie, ale miło poczytać o takich dzieciach, które od małego są bystrzachami mimo przeciwności losu :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Czarny, Krasnoludki muszą od małego trenować , bo życie jest ciężkie. Ale ja należę do tych głupich mam, które uważają,że trzylatek to mógłby jeszcze trochę w domowym ciepełku pobyć.A poza tym mam zwyczaj traktować Krasnoludki indywidualnie, a przedszkole tego nie zapewnia.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń