Poza rozczarowaniem się wczoraj zachowaniem mojej koleżanki , miałam też
całkiem zabawny moment - dwie panie omawiały jakiś przepis, a brzmiało to tak:
"rozumiesz, bierzesz monke, trochę solisz, dajesz te serwetke, bełtasz,
bełtasz, aż ta monka wciągnie serwetke"
"ale po co mi ta serwetka?" zaczęła dociekać słuchająca przepisu kobieta.
"no przecież zamiast wody! na serwetce som znacznie lepsze".
Uciekłam w drugi koniec autobusu, bo mnie skręciło ze śmiechu.
***
Od dłuższego czasu z rozczuleniem obserwuję parę starszych ludzi,
mieszkańców naszego osiedla. Idąc ulica zawsze trzymają się za rękę - pani
jest zdecydowanie w lepszej kondycji fizycznej, pan z laseczką i często musi
przystawać, by złapać oddech. Z pewnością oboje są już mocno po 70-ce.
Zawsze razem robią w sklepie zakupy - on z powagą pcha sklepowy wózek,
czeka cierpliwie aż żona wybierze towar, potem po odejściu od kasy
stara się pomóc zapakować zakupy do toreb. Żona wybiera dla niego
lżejszą siatkę, sama bierze tę ciężką i pomalutku, z przystankami , wciąż
trzymając się za rękę, wracają do domu.
W dobie krótkich związków, rozbitych małżeństw, taki widok jest, jak
dla mnie, wzruszający.
***
Przypomniały mi się święta Bożego Narodzenia w 1980 roku, które
spędziliśmy w Gdyni, u rodziny. Święta były długie, bo było aż kilka dni
wolnych. Tak ogólnie towarzysko to było miło, dzieci brata i moja były
zachwycone, bo samo rozpakowywanie prezentów zajęło im ponad
godzinę.
Wreszcie święta się skończyły, spakowaliśmy manatki , a było tego
znacznie więcej niż przywiezlismy i raniutko mieliśmy zapakować
wszystko do samochodu (fiat 126p) i wracać do domu. Jak zwykle, gdy
mój mąż miał w perspektywie załadowanie naszych maneli do auta,
którego bagażnik z trudem mieścił większą teczkę, dostawał amoku.
Już wieczorem wysłuchiwałam, że tych rzeczy jest za dużo, że się nie
zmieści itp.
Rano mój ślubny szarpie mnie za ramię i szepcze: nie ma samochodu!
Otrzezwiałam nieco, podeszłam do okna, nie bacząc, że zima i zimno,
otwieram okno, wychylam się i.......rzeczywiście nie ma.
Obrzucam wzrokiem całe podwórko - nie ma nigdzie. Tymczasem mąż
ubrał się i zbiegł na dół. Obiegł wszystkie zakamarki rozległego
podwórka, pobiegł zobaczyć, czy aby go kto złośliwie nie przestawił
w inne miejsce, ale samochodu nie było. Zadzwoniliśmy na milicję, a
oni kazali mężowi natychmiast przyjechać. Biedak poleciał bez śniada-
dania, bo miało być natychmiast. Na "dzień dobry" zrobili mu badanie
krwi na obecność alkoholu, które jak na złość było ujemne. Gdy już był
wynik, uprzejmie poinformowali, że nasz samochód stoi na milicyjnym
parkingu, że jest rozbity, a złodzieje rozbili go 3 km od miejsca kradzieży.
No po prostu wpadli na słup, "lewym przodem", jak ślicznie to panowie
określili. Pojechalismy razem z dzieckiem na ten parking- na widok
rozbitego fiacika moje dziecię uderzyło w okropny ryk, zupełnie nie
mogłam jej uspokoić.
Były to jedne z gorszych świąt- wydaliśmy masę pieniędzy, ja wracałam
z małą samolotem, mąż pomocą drogową z worem tego wszelakiego
dobra, którymi nas obdarowano, w całej Warszawie nie było nowego
nadwozia, wóz był robiony w Łodzi, a więc kolejne holowanie, byliśmy
bez samochodu ze 2 miesiące, a nasz prześliczna karoseria w kolorze
"meksykańskiej czerwieni" zamieniła się w oranż, bo tylko takie były
dostępne.
W następnym roku już nie pojechaliśmy do nich- był stan wojenny.
Mroczne wspomnienia, ale i czasy były mroczne.
OdpowiedzUsuńA ta starsza para naprawdę rozczula. Dziś faktycznie łatwiej odejść, rzucić, zrezygnować. Choć przyznam, że z dwojga złego wolę takie czasy niż wcześniejsze, bo przeszłość kojarzy mi się z ""wypada" być razem choćby nie wiem co, choćby wytrzymać nie szło". Ale z drugiej strony poszło to z jednej skrajności w drugą - teraz nawet dobre związki poddają się zbyt łatwo, kiedy rodzi się konflikt. I tak źle, i tak niedobrze.
Pozdrawiam!
no rozczuliłam sie na wspomnienie "meksykanskiej czerwieni":) rzeczywiście tylko takie były swego czasu:)
OdpowiedzUsuńPo wypadku z "przekoszeniem słupków", z ktorego mój men'zu wyszedł na szczęście cało (dobrego ma anioła stróża)- jechał sam - z lakiernikiem ustaliliśmy kolor "dzinsowy" - nasza "meksykanska czerwien" zmieniła się na "policyjne blu" ... :)
fiat 126p to bylo jednak autko z charakterem:)
Jednak teraz odejścia są zbyt łatwe.Gdzie druga albo i trzecia szansa?Gdy wyjeżdżałam z rodzinnego domu tato powiedział mi coś w tym stylu: "Zawsze was mile będziemy widzieć, razem czy osobną.Ale nigdy ciebie jako uciekinierkę".Takie jedno zdanie - daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńpal 6 kolezanke :) bylo minelo zostanie historia,jak czytam na blogach o podsluchwaniu rozmow innych kobiet to wydaje mi sie to niemozliwe hahah no comment :)
OdpowiedzUsuń***
po 70 powiadasz lekko niedomajajacy, a nam chca tu emeryture od 67 wprowadzic, czlowiek na starosc pokornieje i madzeje moze i milosc w tym wieku jest piekniejsza, wiec szkoda ze z wiekiem zdrowia nie przybywa
***
lata osiedemdziesiate,czy jest ktos kto do nich teskni hahaha teraz to sie mozna z tego juz tylko smiac i wspominac :)
Witaj Ken.G, tak naprawdę małżeństwo jest trudną sprawą, bo wymaga dużego kompromisu od obojga.I zaufania, bo żeby być ze sobą wiele lat, trzeba wypracować 3 płaszczyzny- każde musi mieć tylko dla siebie pewien wycinek życia, do którego partner nie powinien się wtrącać, nie wchodzić bez zaproszenia i trzeba też mieć tę wspólną.A poza tym, trzeba pamiętać,że każda namiętność z czasem wygasa i jeśli związek nie jest oparty na przyjazni i wspólnych zainteresowaniach i zaufaniu, to nie przetrwa próby czasu. No i trzeba jednak ze sobą dużo rozmawiać-bo naprawdę, nikt z nas nie jest jasnowidzem i nie za bardzo może odgadnąć co partnerowi się podoba w związku, a co nie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Mado, bo "maluszek" był bardzo dzielnym autkiem.U nas przewinęło się ich kilka, ten był ostatnim, a miał biedak zaledwie pół roku, gdy go rozbili.Maluchem byliśmy na Przełęczy Sowiej, na Szczelińcu, zjezdziliśmy Polskę wzdłuż i wszerz i latem i zimą.I nigdy nie było problemu z odpaleniem zimą.A ta "meksykańska czerwień" była bardzo twarzowym dla pań kolorem.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Tkaitko, w mojej rodzinie to tylko moi dziadkowie , a teraz ja, jesteśmy nie rozwodnikami. Najlepsze,że w dniu ślubu pomyślałam: "najwyżej się rozejdziemy".Ja myślę,że coraz częściej ludzie kierują się egoizmem i ulegają bez zastanowienia chwilowym zachciankom, które w efekcie rujnują związek. I chociaż nigdy nie myślałam w trakcie małżeństwa o rozwodzie, to uważam,że to wcale nie jest łatwa sprawa.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Wspomnienia- ech- były i dobre i złe, niestety te smutne na długo zostają w pamięci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko w przedświąteczny czas :)
Witaj Niedzielna, niestety ludzie okropnie dużo gadają w autobusie. Ja się dziwię, bo nie dość,że gadają o rzeczach często bardzo dziwnych to do tego rozmawiają całkiem głośno, uszczęśliwiając najbliższe osoby. A najwięcej i najgłośniej rozmawiają panie w tzw. średnim wieku.
OdpowiedzUsuńWiesz, mój mąż jest już na emeryturze, ale wrócił do pracy, na pół etatu, bo on sobie życia bez pracy jakoś nie wyobraża. Gdy tylko jego dolegliwości sercowe ustąpiły na tyle,że może sam jezdzić samochodem, znów wrócił do pracy.Mąż mojej koleżanki dobiega 80-ki, a nadal pracuje, też na pół etacie. I nie dlatego,że kłopoty finansowe - on też taki pracoholik jak mój.
Mam nadzieję,że lata osiemdziesiąte już się u nas nie powtórzą.
Miłego, ;)
Witaj Morgano, całe życie krążymy na
OdpowiedzUsuńzmianę po złych i dobrych przypadkach więc i nasze wspomnienia wymieszane- trochę radości, trochę smutku.
Miłego, ;)
Trzy rozne wspomnienia o innej tematyce a jak duzo mowia o ludziach! Osobiscie za najpiekniejsze uwazam to o starszej parze - coraz rzadszy przypadek a najgorsze o samochodzie - byl czas ze i ja mialam takiego czerwonego malucha a pozniej orange fiat 125 - pamietam tez lata zycia w terrorze gdy na noc wymontowywalam akumulator by mi samochodu nikt spod bloku nie ukradl, co najwyzej opony. Eeeech, ani nie chce o tych czasach myslec! Usciski z cieplego i zielonego Miami - Serpentyna.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam niektóre małżeństwa, które do naszego "sklepu" przychodzą :) Zawsze mi się pysk cieszy i mam nadzieję, że z Panem Koala też się nie zamienimy w zgredziałe marudy, tylko tak radośnie sobie się starzeć będziemy :)
OdpowiedzUsuńWitaj Serpentynko, ja zawsze bardzo długo przyglądam się tej starszej parze, gdy są w sklepie.Moja znajoma twierdzi,że są raczej po 80-ce. Ta pani jest bardzo cierpliwa i wyrozumiała, bo pomoc jej męża jest mocno iluzoryczna, więcej przeszkadza niż pomaga.Starszy pan zawsze zablokuje przejście swym wózkiem i pani potem przeprasza klientów i przestawia wózek, ale nawet słówkiem nie wyrazi jemu swej dezaprobaty. Zazdroszczę jej cierpliwości.Chciałabym być taka na starość.
OdpowiedzUsuńSerpentynko, nie zapomnij o zdjęciach, proszę.
Całujki dla Ciebie, pozdrwienia dla D.
Koalo, bo to naprawdę miły widok mocno wiekowych ludzi, którzy mimo upływu lat są razem i nadal darzą się uczuciem.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Staruszkowie o których piszesz przywracają wiarę w to, że jeszcze coś może być między ludźmi, coś prawdziwego.
OdpowiedzUsuńTo były czasy! Nie to co teraz... Do czego to podobne, żeby można sobie wybierać i wybrzydzać w kolorach lakierów nadwozia;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiscie niezbyt mile zdarzenie w Swieta-nic wiec dziwnego,ze wspomnienie o tym tak jaskrawo pozostalo w Twojej pamieci.
OdpowiedzUsuńZadne czasy nie sa 'lepsze',albo'gorsze'-sa po prostu inne.Mimo tych 'innych',poprzednich czasow zawsze snuje mi sie mysl po glowie,ze ludzie byli lepsi.Byc moze jednoczyla ich wspolna niedola,ale byli pelni checi pomocy,czesciej darzyli dobrym slowem.Potem zmieniala sie hierarchia wartosci a co za tym i dzie,zaczela ksztaltowac postawe roszczeniowo-materialistyczna,co zmienilo wydatnie kierunek z 'byc' na 'miec'.Prawde mowiac-wykonczyl mnie 'wyscig szczurow',ktorego nienawidzilam i za ktorym nienadazalam,wiec 'takie czasy',jakie opisujesz wspominam z rozrzewnieniem nie dlatego,ze za tym tesknie,bo to tez bylo zle,ale tesknie do 'tamtych' ludzi i 'tamtych' postaw.Kraj to nie abstrakcja-to przede wszystkim ludzie a ja opuscilam Polske bez zalu-te 'inna',juz nie moja...
Takie obrazki-starszych ludzi trzymajacych sie kurczowo za rece ,trzymajacych sie zycia razem,bez wzgledu na to,co sie dzieje dookola sa juz naprawde rzadkoscia.Ja przynajmniej w moim bylym otoczeniu nie widywalam juz takich przypadkow,ale tych 'warczacych' na siebie i obrzucajacych sie wzajemnymi zalami i oskarzeniami,pomimo zycia w dobrobycie-niestety,widywalam coraz wiecej.
Ja zawsze podkreslam-moze to tylko taka byla 'moja enklawa'-moze gdzies zycie wyglada inaczej,ale ja,choc naleze do niezlych obserwatorow otoczenia,dosc trafnie wycigajacych wnioski z sytuacji i zdarzen-obserwowalam coraz mnie pozytywnych w moim otoczeniu.Zupelnie fajne,dobre rodziny,albo sie rozpierzchly po swiecie,albo wkradla sie w ich zycie degregolada.W moje tez sie powoli wkradala.Nie wiem,co byloby,gdybym nie spotkala mojego Meza i gdyby mnie stamtad nie wyrwal.Dla mnie to byl po prostu ZMIERZCH-dobrej obyczajnosci,dobrych serc i dobrych odruchow.To byl zmierzch mojego swiata.
Serdeczne przytulasy-Halinka-
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z tej rozmowy w autobusie i tej "serwetki". Ja, jak idę do apteki, zawsze sobie na karteczce zapisuje nazwę leku, bo inaczej mur beton ja tą nazwę przekręcę. Pamiętam też ,że kiedyś ktoś przekręcił słowo laik i powiedziało mu się lejek, a brzmiało to tak: ja nie jestem taki lejek hehehe
OdpowiedzUsuńTak sie zastanawiam czy przypadkiem to nie moich rodzicow spotykasz w tym sklepie(mieszkaja w W-wie)
OdpowiedzUsuńTwoj opis pasuje do nich jak ulal.
Nie rozstaja sie ani na chwilke i zawsze sa bardzo czuli w stosunku do siebie.
Boje sie pomyslec co bedzie gdy ktoregos z nich zabraknie.
Milego dnia:)
Witaj Erinti, to naprawdę krzepiący widok. Zawsze patrzę na nich z rozrzewnieniem. Gdy mój ślubny leżał w szpitalu, na sali był pacjent po amputacji nogi i jego żona, pani już po 80-ce codziennie przyjeżdżała, by
OdpowiedzUsuńrobić mu opatrunki, bo on leżał na kardiologii i pielęgniarki robiły mu tylko jeden opatrunek dziennie, a powinien miał mieć robiony 2 razy dziennie.I ta starsza pani przyjeżdżała rano, spędzała cały dzień w szpitalu, do czasu wieczornego opatrunku, pilnowała jego lekarstw,przewoziła na badania, pomagała przy myciu.I wszystkie te czynności robiła z uśmiechem i cierpliwością.No cóż, wywodziła się ze "starej szkoły",
w której lojalność i przywiązanie było nadrzędna cechą w związku.
Miłego, ;)
Nivejko, już pomijam fakt,że kupić za gotówkę nowego maluszka to mogłaś tylko w Pewexie, płacąc dolarami i złotówkami, lub w Polmozbycie mając tzw. talon. Ten był właśnie na talon.
OdpowiedzUsuńGdy mąż dostał pierwszy talon, to nie było żadnego wyboru- weszliśmy do Polmozbytu i stały tylko białe,"kolorowe" miały być w przyszłości.Gdy jechaliśmy tym cudem techniki do domu, to po 2km padła zapinka od linki rozrusznika i jakiś litościwy taksówkarz nauczył nas uruchamiać go odpowiedniej długości kijkiem. A teraz- inwazja modeli i kolorów, istny zawrót głowy. A naród narzeka, że jest zle.
Miłego, ;)
Witaj Halutko- czasy były mocno siermiężne, ale w większości ludzie bardziej dla siebie życzliwi, choć i szuje się zdarzały.Szkoda,że po transformacji ustrojowej nie potrafiliśmy wypracować innego modelu społeczeństwa- społeczeństwa obywatelskiego, o mniej roszczeniowej postawie a o większej odpowiedzialności za siebie i innych.Nigdy nie byłam za "urawniłowką", nie popierałam hasła,że wszyscy mamy jednakowe żołądki. Ale wyścig szczurów też mi się nie podoba.Nigdy nie należałam do tych, co muszą za wszelką cenę zdobyć pieniądze by mieć wszystko, czego dusza zapragnie. I wiesz, cieszę się,że już nic nie muszę "musieć".
OdpowiedzUsuńCałuski, ;)
Uleczko, a propos leków- kaszlałam jak potwór i koleżanka mówi do mnie:
OdpowiedzUsuńkup sobie syrop, taki dobry, ma nazwę na "M".Oczywiście nic takiego w aptece nie było. Dzwonię do koleżanki i pytam,czy już sobie przypomniała nazwę. "A tak, to SALBUTAMOL".Mogłam tego syropu na "M" szukać jeszcze rok. A te panie to chyba omawiały przepis na jakieś racuchy, tak podejrzewam.Mój kolega ma sąsiadkę, która nie mówi "pasztet" tylko "paszczet". I nie ma siły,żeby mówiła inaczej.Dobre z tym "lejkiem".
Miłego, ;)
Witaj Ataner, jeśli mieszkają na Stegnach, to pewnie tak. I jeśli tak jest, to świat jest maleńki.:))))
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ja juz cwicze z Mezem Miniusiem...I tak od 25 lat /oficjalnie/ sobie chodzimy...I jeszcze chcemy ;)
OdpowiedzUsuńO kurcze, ale mi przypomniałaś,
OdpowiedzUsuńa prawie udało mi się zapomnieć...
B.N. 2003 - z podwórka złodzieje wyprowadzili nam dziesięcioletnie audi, też biegałam w koło domu i szukałam auta.
A oni zrobili sobie rajd samochodowy w okolicznym lesie, szaleli póki było paliwo a na koniec podpalili.
Policja znalazła czarny wrak,
musieliśmy jeszcze zapłacić za holowanie i złomowanie.
Dzięki tobie w tym roku będę czujna.
Pozdrawiam :-))
Beatto, to miłe. Ja w pewnym okresie przestałam, bo ślubny był nałogowym palaczem, a mnie to bardzo przeszkadzało. Poza tym rzadko kiedy chodziliśmy razem, bo nie było kiedy, tylko na urlopach, jeśli to nie było chodzenie po górach.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Bronko, to jest naprawdę nie fajne uczucie, gdy Ci nagle znika sprzed domu prawie nowy samochód (miał pół roku) a potem widzisz,że jest rozbity.Teraz to też kłopot, ale wtedy to był naprawdę problem-holowanie z Wybrzeża do W-wy, czekanie na ekspertyzę, szukanie nowej karoserii, bo trzeba było robić przekładkę, potem znów holowanie do Łodzi, uruchamianie całej zgrai znajomych by coś załatwić. Ale dlaczego tamci zboczeńcy podpalili Wasz samochód? Mogli go przecież tylko porzucić, skoro paliwo się skończyło. I wiesz, pusty śmiech mnie ogarnia, gdy różni nawiedzeni utyskują,że teraz ludzie chronią się w zamkniętych , chronionych osiedlach. Gdyby nie było złodziei, to nikt nie mieszkałby za murem. No a czas świąteczny i wszelkiego rodzaju ferie u nas zawsze obfitują w takie przykre przypadki.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Dobry wieczór anabell,Tyle lat edukacji, a ludzie nie potrafią poprawnie mówić! Mnie już niestety nie przytrafi się wspólne wyjście z mężem. Jestem wdową i z przyjemnością patrzę na takich ludzi! W tym jest opieka, przyjaźń i cale dobro tego świata.Szczęśliwie nie ukradziono nam w tamtych latach auta!! Często to sobie z trudem wyobrażałam, ale jakoś się udało.
OdpowiedzUsuńSerdeczności anabell, :):) anafiga
No, te święta w Gdyni to faktycznie z tych gorszych. Matko kochana, wyobrażam sobie te wszystkie kalamacje i kłopoty.
OdpowiedzUsuńŻyczę, by tegoroczne były przyjemne, spędzone w ulubiony sposób, z daniami, które preferujesz. Życzę, by "odwiało" ze śniegu Europę i rodzinka mogła do Was dojechać.
Zdrowych i wesołych świąt!
Anabell, dasz zdjęcie swojej choinki ubranej w te wszystkie wykonane przez Ciebie cudności?
Anabell, przykrość była wtedy, teraz to już wspomina się te "najgorsze święta" z rozrzewnieniem. Nie mogę sobie przypomnieć, czy mnie się też podobne przypadki zdarzyły.
OdpowiedzUsuńNola
Eluniu, dziękuję za życzenia. Oczywiście "obfocę" choinkę. Dziś doczepiałam nitki, by jakoś te drobiazgi zawiesić. Gdy byłam następnym razem w Gdyni zostawiałam autko na strzeżonym parkingu, do którego wpierw się musiałam dowlec.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Nolu, nikomu nie życzę takiego przebudzenia- wyobrażam sobie, jaką musiałam mieć głupią minę.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anafigo, rok temu byłam pewna ,że nie będę miała już możliwości wyjść razem na spacer.Bo to wszystko wyglądało tragicznie. I tak to wszystko ciągnęło się aż do połowy kwietnia. Ratowała mnie życzliwość ludzi, których poznałam dzięki blogowi.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Maluch był rozciągliwym samochodem. Sama wiesz. I tak wszystko sie zmieściło.
OdpowiedzUsuńHmmmm. Ja po ślubie juz 23 lata.Czasem nie wiem jak to możliwe :-) A takich staruszków podziwiam. Obyśmy i my miały z kim zakupy robić...