Goście, goście i po gościach.Nie kupiłam limonki do tej zupy cytrynowej, ale
dałam 2 cytryny zamiast jednej. I bez limonkowej goryczy była smaczna.
Pośmieliśmy się z "byle czego", głównie chyba jednak z naszej politycznej
rzeczywistości. Zaczęło się, gdy głośno zapytałam, dlaczego rury pękają
w temperaturze około zera, a nie np. przy -25 stopniach. Wyjaśnienie było
błyskawicznie- nie wiesz? to Tusk z Putinem się zmówili. No i się zaczęło.
A potem naszło nas na wspominki z gatunku jakie to każdy miał w życiu
plany, co zrealizował, czego żałujemy, a czego nie.
Przyznaliśmy się z kolegą, jak to On i ja, planowaliśmy otworzyć własną
restaurację. Oboje całkiem dobrze gotujemy, lokal mieliśmy już na oku, ale
niestety nie w W-wie, drobne 124 km stąd. Kolega miał już uprawnienia,
bo kiedyś odpowiedni kurs ukończył, ja nie musiałam mieć odpowiednich
papierów, bo to miała być spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Już
obmyślaliśmy co będziemy serwować, ale mój trzezwy mąż zauważył, że
nasze zamiłowanie do gotowania potraw nietypowych i stosowania drogich
komponentów nie nadaje się do prowadzenia jakiejkolwiek knajpy, bo
zeżrą nas koszty a okolica była przywiązana raczej do schabowego ze
smażoną kwaśną kapustą niz do schabu nadziewanego kiełbasą jałowcową,
lub dań "egzotycznych", czyli chińszczyzny, czy też kuchni indyjskiej.
Tym sposobem plan spalił na panewce, a my nie otworzyliśmy wspaniałej
knajpy i tym samym nie zbankrutowaliśmy.
Przy okazji się wydało, że drugi z naszych kolegów chciał przejąć bar w
pewnej zapyziałej miejscowości pod Warszawą i widział mnie w roli ....
barmanki, bo jestem niepijąca. Pośmieliśmy się nielicho, bo nigdy o tym
nie wspominał i wszyscy bardzo się ubawili wyobrażając sobie jak stoję
w knajpie, przy barze, wśród pijaczków. Ktoś przytomnie zauważył, że
moja kariera barmanki zakończyłaby się bardzo szybko, bo przegnałabym
potencjalnych klientów.
A potem nas wzięło na wspominki naszych różnych wyczynów lub przygód
samochodowych, jako że przez pewien okres życia wszyscy b. dużo
czasy spędzaliśmy za kółkiem.
No i była opowieść, jak to kilkadziesiąt kilometrów mąż i ja jechaliśmy
"pod prąd" autostradą w NRD, ale było puściutko i nic się nie stało.Okazało
się, że jeden z naszych kolegów zrobił tak samo, w tym samym miejscu, ale
jego po 30 km "spędził' z szosy jakiś jadący z przeciwka kierowca. Potem
się okazało, że ktoś poprzestawiał znaki drogowe, które po remoncie drogi
były ruchome.
A R. snuła opowieść o tym jak któregoś ranka jechała swą starutką dacią
z oberwaną rurą wydechową, wlokącą się po jezdni i wszyscy na nią
trąbili. Ona wiedziała, że ta rura jest naderwana, ale musiała pojechać na
dworzec po własną mamę. Po powrocie do domu zrobiła mężowi taki
Meksyk, że jeszcze tego samego dnia wstawił samochód o warsztatu.Jej
mąż twierdził, że jedyne co zapamiętał z tej afery było : "przez ciebie
wyszłam na kompletną idiotkę".
I zupełnie nie wiadomo kiedy minęło kilka godzin śmiechu i gadania.
Czasem miło tak powspominać i pośmiać się z byle czego.
Hej:-)
OdpowiedzUsuńTakich 'samochodziarskich opowiesci moglabym Ci tu napisac bez liku-hmmmm...przezylo sie troche :-)Usmialabys sie niesamowicie a nawet moze tez i zestrachala:D
Fajnie jest sie posmiac 'z byle czego' i czlowiek nie powinien omijac takich okazji,bo tak naprawde zbyt malo jest w tym zyciu do smiechu.
Tez mi sie zdarzaly takie 'niebanalne' propozycje otwarcia restauracji,poniewaz ponoc to,co przypitraszam,nie tylko jest zjadliwe,ale dotad jakos wszyscy zyja po konsumpcji:-)...ale do restauracji to ja moge pojsc,dosc chetnie,lecz nie za czesto,bo nie ma to jak domkowe jedzonko.Moze dlatego jeszcze wciaz jestem szczesliwa posiadaczka zdrowego zoladka:-)
Usciski-Halinka-
Myślę że trzeba cieszyć się z tego że w ogóle mamy chęć spotykać, wspominać i śmiać się z byle czego,
OdpowiedzUsuńto czyni nas osobami
jeszcze żyjącymi ;-D
Ludzie bez przyjaciół są bardzo smutni i nijacy a ty masz ich całą rzeszę w realu i tu :-)))))))
Takie spotkanie bardzo energetyzuje! Potrzebne jak powietrze, tyle, że nieco rzadziej...
OdpowiedzUsuńMasz udaną imprezę za sobą Anabell to zawsze jest potem uczucie ulgi, przynajmniej u mnie tak jest, a jeszcze jak jadło wszystkim smakowało i atmosfera przyjemna to tym bardziej się potem już na luzie wszystko mile wspomina. Dla Twojego Małżonka Anabell moje życzenia, dużo zdrowia i 100 lat. Mnie w tym miesiącu także takie spotkania czekają bo luty w rodzinie obfituje w urodzinowych solenizantów, a także w rocznicę ślubu mojego starszego syna. Ale to są miłe spotkania ,bo teraz wszyscy zabiegani i tylko jeszcze tego rodzaju spotkania gromadzą rodzinę przy wspólnym stole. Pozdrawiam i uściski serdeczne
OdpowiedzUsuńTakie spotkania sa fantastyczne jesli odbywaja sie w gronie szczerze lubianych ludzi. A skoro znacie sie od dawna to momentow do wspominek, jak widac nie braklo. Zimowe wieczory sa szczegolnie do tego stworzone: kominek, poobiednia kawa i gawedy. Podobno smiech to zdrowie - Serpentyna.
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze, ze spotkanie z przyjaciolmi zaliczasz do udanych.
OdpowiedzUsuńZawsze to jakas odskocznia, tym bardziej milo. Wspomnienia z perspektywy minionego czasu zawsze nas wzruszaja i rozsmieszaja.
I te czasami szalone pomysly:)
Uwielbiam takie spotkania wspominkowe:) W piątek czeka mnie kolejne i wprost nie mogę się doczekać! A przy okazji takich spotkań często nie potrafię zrozumieć, dlaczego ludzie zapamiętują akurat takie sytuacje, o których ja bym wolała zapomnieć, hihi:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie prawie:)
Takie wspominki sa zabawne, ale do tego trzeba miec to samo grono przyjaciol od lat. U mnie troche z tym gorzej (wiadomo) ale okazji do smiechu mi nie brakuje. Oboje lubimy sie smiac, od lat juz zasypiam dzien w dzien uchachana to juz jest co nocny rytual mojego meza i zawsze mu sie udaje rozsmieszyc mnie do tego stopnia, ze kilka razy musialam sie ratowac ucieczka z sypialni:)))
OdpowiedzUsuńAnabell - ubóstwiam takie spotkania, bo okazuje się, że ze wspólnych przygód każde z nas pamięta inny fragment:))) Piękny ten naszyjnik, który zrobiłaś dla teściowej córki, a jamniczek na poduszeczce...słodziak! Kochanie poczytałam zaległości, a wpisuję się tylko tutaj. Anabell - gratuluję wyróżnienia, a ja Ciebie też wyróżniłam...zapraszam do swojego saloniku...Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie ma to, jak dobre towarzystwo.
OdpowiedzUsuńAnabell, zdrowia życzę. Nie dawaj się, bo wiosna idzie.
Pozdrawiam serdecznie.
Witaj anabell, ktoś u Ciebie napisał, ze takie wspomnienia każdy uczestnik pamięta inaczej i to szczera prawda.Ale ja trochę z boku tematu. Czy taki wzór na jamnika lub, w moim przypadku, kota można kupić i gdzie?? Muszę mieć taki własny kicz z kotem!! No muszę.
OdpowiedzUsuńSerdeczności:):)
anafiga
Takie wieczory pod hasłem: "wszyscy o wszystkim, ale na wesoło" są najfajniejsze i bardzo polecane. To najlepsza terapia na wszelkie kłopoty i problemy. Ja bardzo często je stosuję w zaprzyjaźnionym babskim kręgu. Najfajniej jest kiedy to samo wydarzenie każda z nas inaczej pamięta. Pół wieczoru dochodzimy, pokładając się ze śmiechu, do kompromisowej wersji.
OdpowiedzUsuńNola
Witaj Halinko,mam wrażenie,że limit jedzenie poza domem to ja już wyrobiłam w grzesznej młodości, gdy nie miałam własnego mieszkania.Teraz od lat najchętniej w domu.Tak w ogóle to lubię się śmiać, z siebie też. Miłego, ;)
OdpowiedzUsuńBronko, coraz mniej tych spotkań, zauważyłam,że częściej się ćwierka telefonicznie niż spotyka.Bo fakt,że mieszkamy w jednym mieście wcale nie ułatwia sprawy.Wszyscy zapędzeni jak w kołowrocie.Z koleżanką, która mieszka w sąsiednim bloku "w realu" spotykam się średnio raz na kwartał.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Zgago, masz rację, choć nie łatwo się spotkać.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Uleczko, dziękuję za życzenia dla męża.Przypomniało mi się, jak to kiedyś każde jego lub moje urodziny były obchodzone "na raty".Rekord to były 3 kolejne weekendy.Potem się zbuntowałam.No bo ileż można?
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Serpentynko, zauważyłam,że gdy są to "szczere" znajomości, to nawet kilkuletnia przerwa w kontaktach im nie szkodzi.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ataner, ostatni rok mieliśmy bardzo ciężki i smutny, więc takie spotkanie dobrze nam zrobiło.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ewutku, masz rację- najlepiej pamięta się "wpadki" innych, swoje jakby mniej.A co się ze mnie pośmieli gdy w b.gęstej mgle, nocą,zagubiłam się na ogrodzonym terenie - nie mogłam samochodem trafić do bramy, która była w odl. 100m ode mnie.W końcu trafiłam i w tej gęstej mgle,błękitnej z powodu pełni księżyca, jechałam 124 km do domu, prawie płacząc ze strachu.Do W-wy dojechałam mokrutka ze strachu.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Star, ja bardzo lubię takie nasze spotkania, bo właściwie to zawsze są one "przeryczane" ze śmiechu. Lubię się śmiać, dobrze mi to zrobiło po ostatnim kiepskim roku.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Graszko, przede wszystkim dziękuję za wyróżnienie.Trochę się czuję zaskoczona, tak jedno po drugim i wcale nie jestem pewna,że zasługuję.
OdpowiedzUsuńMasz rację, to samo wydarzenie każdy jakoś inaczej zapamiętuje.
Miłego, ;)
Elu, staram się i pewnie z okazji wiosny zmogło mnie zapalenie korzonków.Jak już usiądę to wstać nie mogę, masakra.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anafigo,wrzucę Ci namiar mailowo.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Naolu, ja tak w ogóle to najbardziej lubię "babskie" posiady.Wtedy to się dopiero można pochichrać na całego.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Dziękuję Anabell! Zaskoczyłaś mnie, zapewniam szczerze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!