drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 23 października 2013

Słucham i .....

niczego nie mogę pojąć. Taka tępa jestem, jak zużyty nóż kuchenny.
Nie rozumiem zupełnie co jest z tym protestem przeciwko wysyłaniu
sześciolatków do szkoły.
Dlaczego taki raban? Czy naprawdę tak trudno pojąć, że większość
sześciolatków wie o wiele więcej niż ich rówieśnicy 50 lat temu?
Osobiście  zostałam  zapisana do szkoły gdy ukończyłam sześć lat.
I wcale nie było łatwo, bo do szkoły były zapisywane siedmiolatki.
Ale idąc do szkoły umiałam już czytać a nawet trochę pisać i robiłam
zabójcze szlaczki.
Chodziłam do podstawówki, która miała koszmarne warunki, choć to
była stolica - w jednym budynku były aż trzy szkoły. Nauka była na
trzy zmiany, klasy liczyły od 45 do 50 łebków.
Nigdy nie było w łazienkach ciepłej wody, papieru toaletowego też nie,
nie mówiąc już o jakichś ręcznikach.
Salę gimnastyczną  poznałam dopiero w szóstej klasie, bo wybudowano
nowa szkołę i nas przeniesiono.
Gdy było względnie ciepło WF był na podwórku, w pozostałe dni na
korytarzu szkolnym.
I wierzcie mi - nikt się nie przejmował pierwszoklasistami, dla nikogo
nie było taryfy ulgowej.
Tablice wisiały wysoko, nawet nauczycielka (jeśli nie miała 165 cm
wzrostu) korzystała z "przedłużacza", czyli małego stołeczka, na którym
myśmy stawali gdy trzeba było coś napisać wysoko na tablicy.
Dziwnym trafem nie było wtedy wcale dysgrafików ani dyslektyków, za
to ortografii uczyliśmy  się pisząc pełne zdania, pod dyktando, a nie
uzupełniając literki w ćwiczeniach.
Tabliczki mnożenia uczono nas długo, a nie trzy  lekcje, jak w szkole,
do której chodziła moja latorośl. Musieliśmy ją wykuć na pamięć, ale gdy
zaczęła się nauka dzielenia, nikt już nie miał problemów.
Jeśli któreś dziecko zle czytało lub pisało, to wezwany rodzic był
instruowany jak ma dziecku pomóc, by jak najszybciej uzupełniło braki.
Nie  było wtedy TV i komputerów, ale czytelnictwo kwitło - od samego
początku nasza wychowawczyni zwracała uwagę na to, by dzieci czytały
w domu książki.
A dziś - naprawdę bardzo wiele dzieci w wieku 5 lat jest na tyle bystrych,
że z powodzeniem mogą iść do szkoły gdy ukończą 6 lat.
Córka mojej znajomej wyjechała na rok służbowo do Anglii i zabrała ze
sobą swą pięcioletnią córkę, którą tam posłała do szkoły. Wg kryteriów
brytyjskich mała nadawała się już do szkoły i nikt nie robił problemu
z faktu, że dziecko nie zna języka angielskiego. Po miesiącu mała
zaczęła do matki mówić w domu po angielsku. Dzieci w tym wieku są
naprawdę bardzo pojętne i łatwo przystosowują się do nowych
warunków, czego polscy rodzice jakimś cudem nie dostrzegają.
Odnoszę wrażenie, że większość tych protestujących rodziców broni się
przed posłaniem dzieci do szkoły z  czystej wygody- teraz dzieciaki są
w przedszkolu, od samego rana do bardzo póznego popołudnia.
Wrócą z przedszkola i nie trzeba się interesować czy i co mają  zadane
do domu, więc rodzice  zdecydowanie mają mniej obowiązków.
Bo szkoła to obowiązek nie tylko dla dzieci - rodziców także.
Mój Starszy wnuczek  na początku stycznia skończy 5 lat i pójdzie do
szkoły w systemie Montessori. Młodszy w lutym skończy 3 lata, ale
od maja tego roku już awansował ze  żłobka do przedszkola.
Starszy wcale nie jest geniuszem, ale gdy byliśmy w lipcu czytał na
głos czytanki dla dzieci z II klasy, a w metrze napisy informacyjne.
I wcale nie był znów takim wyjątkiem, sporo dzieci czyta w tym wieku.
Może niewiele ma  takie zamiłowanie jak on  do liczb,  bo w wieku 3 lat
znał wszystkie cyfry, potrafił liczyć, dodawać a ostatnio już fascynuje go
mnożenie. Nie ma za to ani krzty talentu do plastyki. Ale tańczy i śpiewa.
Dobre i to:)))

Podejrzewam, że zostanę za ten post niemal zlinczowana.
Nie po to go napisałam, by przywracać tamte warunki szkolne sprzed lat.
Ale  jestem zdania, że posłanie sześciolatka do szkoły nie jest zabieraniem
mu dzieciństwa - jest po prostu przystosowaniem go do wciąż pędzącego
postępu, jest ułatwieniem mu startu w dorosłe życie.
Wiem też, że część szkół ma gorsze warunki, więc może zamiast jojczeć i
jednoczyć się w proteście, rodzice zebrali by się i pomogli taką szkołę
odpowiednio przystosować.
Wiem co mówię - gdy posyłałam córkę do społecznego liceum (płatne i to
dużo) to szkoła otrzymała budynek po przedszkolu, który trzeba było
przystosować dla młodzieży. I wszyscy rodzice włączyli się do tych prac-
choć teoretycznie każdy mógł powiedzieć - "płacę, więc wymagam".

47 komentarzy:

  1. Nie jestem ani za, ani przeciw. Uważam natomiast, że rodzice mają prawo wyboru. Czasem dzieciak 6-letni świetnie czyta i liczy, ale emocjonalnie jest trzylatkiem. I to jest problem! A takich sześciolatków jest sporo. M.in. z powodu nadopiekuńczości matek i opiekunów. Wychuchane pieszczoszki nagle przestają być jedyne i najwspanialsze, bo pani ma w klasie nie jedno, a kilkanaście podobnych milusińskich.
    A w ogóle cała afera, jak zwykle rozdmuchana nie przez troskliwych rodziców, a przez tych, którzy zawsze są przeciw...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgago, w Polsce są przeważnie dwa rodzaje rodziców- ci nadopiekuńczy i tacy, co się dzieckiem niewiele przejmują. Grupa nadopiekuńcza doprowadza do tego, że dziecko praktycznie nie wykorzystuje swych możliwości. Potem sześciolatek ma dwie lewe ręce i zawiązanie sznurowadła jest problemem.Ale obie grupy w jednym wybitnie współpracują - w żądaniach i pretensjach. A to mało twórcze jest. Sama wiesz z praktyki jak trudno jest cokolwiek od większości rodziców wydębić- oni mają zakodowane,że im się wszystko NALEŻY. Sadzę, że o stopniu przygotowania dziecka do podjęcia nauki powinien decydować psycholog dziecięcy. W ostatniej grupie przedszkolnej powinien obserwować dzieci właśnie psycholog. Bez trudu dojrzy te dzieci, które są jeszcze niedojrzałe emocjonalnie do szkoły. Jeśli maluch nie chodzi do przedszkola to niestety rodzic powinien z dzieckiem odwiedzić psychologa. Bo rodzice rzadko kiedy są obiektywni w ocenie własnego dziecka. Owszem, dojrzy niedojrzałość dziecka pani Malinowskiej, ale nie własnego dziecka.
      Miłego, ;)

      Usuń
  2. Anabel, wszystko sie zgadza, tez uczylam sie w takich warunkach, tyle, ze nie powinnas raczej porownywac szkol angielskich i niemieckich do warunkow polskich. W Anglii do szkoly ida juz 4-latki, tyle ze nazywa sie to szkola, a wyglada i dziala w srodku jak ....polskie przedszkole. Nic dziwnego, ze 5-latka doskonale sobie radzila.
    W Niemczech warunki dla dzieci tez sa zupelnie inne i przystosowane do ich potrzeb.
    Co do warunkow polskich sa bardzo skrajne, od dobrych po wrecz niebezpieczne dla takich maluchow ( zreszta 7, 8 latkow tez), a dzieci bardzo roznia sie stopniem rozwoju w tym wieku. Pol roku to nieraz przepasc, jedno dziecko bedzie bardzo samodzielne, drugie bezradne i zagubione.
    Mysle, ze powinno sie rodzicom zostawic dowolnosc i prawo wyboru, a nie stosowac przymus. Gina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gino, jestem zdania, że rodzice nigdy nie są obiektywni w ocenie umiejętności i możliwości własnego dziecka. Uważam,że dziecko gdy ma iść do szkoły powinno być wpierw ocenione przez psychologa. Bo owszem, wiele dzieci się nie nadaje, bo albo są bardzo zaniedbane albo przeceniane przez rodziców., albo zbyt mocno pod kloszem hodowane. Rozumiałabym ten protest, gdyby rodzice domagali się właśnie takiej oceny, by ministerstwo nałożyło na przedszkola i dziecięce przychodnie wymóg oceny 6-cio latka jako kandydata do szkoły.
      Co do systemu niemieckiego- tam każde przedszkole i żłobek musi realizować plan wychowawczy - mają obowiązek nie tylko przechowywania dzieci ale przede wszystkim nauczenia ich tego wszystkiego, co będzie im potrzebne w szkolnym życiu. Może to brzmi śmiesznie, ale w żłobku maluszki mają zajęcia plastyczne, są uczone "dobrych manier", współpracy z innymi dziećmi i każde z nich ma swój dzienniczek, w którym zapisywane jest zachowanie dziecka, - co chętnie je, ile zjada, jak sobie radzi z nowymi umiejętnościami , jak reaguje na polecenia., jak sobie radzi pod względem fizycznym. Rodzice mają cały czas wgląd w te notatki.
      Polska zawsze była krajem liberum veta, co jak udowodniła historia, do niczego dobrego nas nie doprowadziło.
      Za rok protesty pójdą dalej - po co szkoła - niech każdy sam uczy dziecka tego, co uważa za słuszne.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Pracowałam przez 20 lat w polskim przedszkolu i realizowałam program nauczania który nas obowiązywał, od trzylatków do zerówki.
      Uczyłam dzieci nie tylko wierszyków i piosenek ale także pojęć matematycznych ,organizowałam zajęcia plastyczne i gimnastyczne ,więc naprawdę nie wiem skąd się bierze przeświadczenie że polskie przedszkola to przechowalnie. Dodam jeszcze że przez te dwadzieścia lat miałam obowiązek dokształcania się i sumiennie go realizowałam .Oceniana byłam za swoją pracę nie tylko przez dyrektora ale i przez wizytatora.

      Usuń
  3. Babcią jeszcze nie jestem. Chciałam swego syna oddac rok wcześniej do szkoły - teraz wiem, że powinnam była to uczynić. Wszystkie opinie psychologów były za lecz decyzja należała do mnie. Masz rację, nie 50 ale i 20 lat temu było mniej technologii. Teraz każde dziecko ma styczność z tel.komurkowym, klawiaturą komputera ( 2 latki już stukają i wcale nie bezmyślnie) tv na okrągło. Dziecko rozwija się szybciej i nie powinno się tego rozwoju stopować, powinno się tym dzieciom pozwolić na szybszy rozwój i w tempie całej pędzącej techniki. To nie jest zabieranie dzieciństwa, ponieważ dzieciaki i tak siedzą w domu przed tv lub komputerem, jeśli zabawki to od najmłodszych lat edukacyjne. Nie powstrzymamy tego co jest nieuniknione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Krysiowo;)
      Życie mnie nauczyło, że nie można się głupawo na dziećmi roztkliwiać- niestety wychowanie dziecka to ciężka praca- trzeba bardzo uważać by nie "zagłaskać" ale i nie zagłuszyć zbytnim rygorem. I trzeba cały czas pamiętać, że przed tymi naszymi słodkimi kruszynkami jest życie, które raczej łatwe nie jest i my musimy dzieci do niego przygotować dość wcześnie.Roztkliwianie się , przedłużanie dzieciństwa wyrządza dzieciom tylko i wyłącznie krzywdę. My, w Polsce, powinniśmy cały czas pamiętać, że wciąż gonimy współczesność, ciągle mamy jakieś opóznienia, więc powinniśmy dołożyć wszelkich starań, by następne pokolenie już nie musiało doganiać innych ale iść równo razem z innymi.
      Miłego, ;)

      Usuń
  4. Moja córka poszła do szkoły jako sześciolatka - ponad 20 lat temu, radziła sobie świetnie i nigdy nie odstawała, wręcz przeciwnie była liderem w klasie. Nigdy nie żałowalismy tej decyzji. Dlatego uważam, ze to całe nagłaśnianie sprawy 6 czy 7- latki do szkoły jest sztuczne, Niech decyzję podejmuje psycholog (mam na myśli dojrzłość szkolną dziecka), a nie rodzic, który czasem jest dość wygodny . Niech rodzice rzetelnie zajmą się swymi dziećmi, poświecą im czas, zadbają o rozwój proponując zabawy edukacyjne. Ileż to jescze siedmiolatków jest niedojrzałych emocjonalnie do podjęcia nauki o czasie!. Postawa roszczeniowa rodziców mnie przeraża. To wszystko jest po prostu chore. Kolejne reformy edukacyjne kładące nacisk na "umiejętności", a nie na wiedzę - powodują kształcenie półanalfabetów. Dziś uczeń po szkole podstawowej nie wie kim był Robinson, bo ksiązka wypadła z kanonu lektur, a sam przeciez po nią nie sięgnie. Dziś gimnazjalista ma mgliste pojęcie o A.Mickiewiczu i nie zna Inwokacji z "Pana Tadeusza" - jak wyżej lektura wypadła z kanonu. Jeżeli pójdzie do LO - może pozna, jeżeli do zawódówki - już nigdy nie zetknie się z epopeją - itd. itd.
    Jestem za - szećiolatki do szkół!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antonino, zawsze mnie zaskakują te reformy szkolnictwa, bo to wiecznie wychodzi na to, że lepiej jest wrogiem dobrego. Nie mogę pojąć swym ciasnym rozumkiem, dlaczego nie zachować tego co było dobre i się sprawdzało a zmieniać tylko to, co nie było dobre? Dlaczego opuszczający szkołę młody człowiek nie potrafi napisać najzwyklejszego podania, swego życiorysu lub poprawnie wypełnić niezbyt skomplikowanej ankiety? To przecież żadna sztuka dla kogoś, kto musiał często pisać różne wypracowania. No ale gdy nauka sprowadza się do zakreślania odpowiednich kratek, to takie są efekty.
      Miłego, ;)

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Anabel, ja mam wrażenie, że ten temat - oprócz rodziców - nikogo nie obchodzi. Właśnie teraz widzę pustki na sejmowej debacie w sprawie 6-latków, a zgadzam się z tym, że rodzice w sprawie swoich dzieci nie bedą nigdy obiektywni. To kto ma rzetelnie temat przedyskutować. Puste krzesła w parlamencie?

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. alEllu - nie mogę się oprzeć wrażeniu, że można i powinno się zmniejszyć co najmniej o połowę liczbę posłów- byłyby wtedy niezłe oszczędności dla budżetu.
      Miłego, ;)

      Usuń
  6. ...a ja widzę inny problem, za który pewnie zostanę zlinczowany. Oświata i władza w wielki D mają dzieci i rodziców, chodzi im o to aby ratować miejsca pracy nauczycielom, bo przecież mamy niż demograficzny. Z drugiej strony kiedyś wszystkim się chciało i rodzicom i nauczycielom, a teraz widzę typową spychologię. Pamiętam jak dziś, ze do szkoły poszedłem od 5 roku życia (zerówka), w wieku 6 lat sam nauczyłem się czytać, sale były wielkie i paliło się w piecach kaflowych aby było ciepło, a zamiast wc mieliśmy wychodek w sporej odległości od budynku szkoły i to byłu najpiękniejsze czasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3xL, moja córka też chadzała do zerówki, bo nie chodziła do przedszkola. Nudziła się w tej zerówce śmiertelnie, bo już umiała nieco pisać i czytać, a poza tym to była przyzwyczajona do różnych zajęć plastycznych w domu typu rysowanie, malowanie farbami, lepienie z modeliny, robienie wycinanek- a tego wszystkiego w zerówce nie było. Przecież to, że będzie niż demograficzny było już wcześniej wiadome- niż i wyż przeplatają się cyklicznie i demografowie wiedzą o tym doskonale, o czym wcześniej informują.
      Dopóki u nas będzie panowało przekonanie, że wyuczenie się jednego zawodu zapewni prace do końca życia, wciąż będą protesty i
      wiecznie niezadowoleni obywatele. Na całym świecie jest mało zawodów gwarantujących stałą pracę - średnio 6 - 7 razy w życiu zmienia się specjalność i wędruje "za pracą", a nie siedzi w jednym miejscu jak grzybek pod sosną.
      Miłego,;)

      Usuń
  7. Ja też nie rozumiem tych protestów.Normalnemu rodzicowi powinno zależeć,żeby dziecko rozwijało się szybciej,wcześniej,by było motywowane,by rozbudzano jego ciekawość świata.Wygodnictwo, brak wyobraźni i ambicji.Jest wielu rodziców mających postawę wybitnie roszczeniową typu - mam dzieci,mnie się należy:)Palcem nie kiwną jeśli chodzi o pracę na rzecz szkoły,a kredki czy nożyczki ma kupić opieka:)
    pozdrawiam, Nela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nelu, mam wrażenie,że moje wyobrażenie o tym jaki powinien być "normalny rodzić" bardzo daleko odbiega od dzisiejszej rzeczywistości. Dziś większość z obłędem w oczach musi się realizować (cokolwiek to znaczy) bo przecież są tego warci, dzieci powinna wychowywać przedszkole i szkoła i obie te placówki nie powinny rodzicom głowy zawracać- niech sie cieszą,że oni tam dzieci wstawiają. Współpraca ze szkołą??? a co to jest??przecież się socjalizm skończył, prace społeczne są po prostu przeżytkiem. Nawet gdy przy okazji działa się dla dobra własnego dziecka.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. ojtam, jakieś dinozaury z nas,bo ja też mam inne wyobrażenie:)))

      Usuń
  8. Linczować nie będę tylko zauważę, że nikt nie dał odpowiedzi na pytanie, czym obecna od lat możliwość wyboru przez rodziców jest gorsza od obowiązku?

    Jak pewnie wiesz, jestem zdecydowanym przeciwnikiem decydowania za obywateli, co jest dla nich dobre, a co nie. Sól jodują, mleko UHT-ują, tatara w knajpie nie sprzedają z żółtkiem. Mentolowego nie można będzie zapalić. Ciekawe jak daleko działanie dla ochrony mojego zdrowia i poprawy mojego życiowego standardu zajdzie.

    We wszystkim co piszesz masz rację, tylko czy wcześniejsze posyłanie do szkoły WSZYSTKICH dzieci coś rozwiąże? Wyrównywanie szans? Jak widzę, że w kwestii wykształcenia mój dyplom (na ocenę dobry) stoi niżej niż taki na piątkę kobitki, która skończyła Wyższą Szkołę Makijażu i Malowania Paznokci i też jest magistrem, to szlag mnie trafia. Bo dajemy wszystkim szanse? Wszystkim? Tym, którzy zdali maturę na 30% też damy szansę zostać chirurgiem?

    Co do tych zabójczych szlaczków - to coś Ci po nich zostało i przydaje się do tworzenia cudeniek. :-))) Miłego :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mironq, przyznam się bez bicia, że nie pamiętam dokładnego sformułowania, ale wg mnie jest jakaś ustawa o "obowiązku szkolnym" dzieci od 7 roku życia do 16-tego lub 18.Gdy moja córka chodziła do podstawówki przepis obowiązywał do 16 roku życia. Wiem, bo w jej klasie była zakała uczniowska, która była opózniona ze trzy lata i wszyscy się modlili by wreszcie nadszedł dzień jego szesnastych urodzin i by można było go relegować ze szkoły.
      Myślę,że gdy jakaś ustawa mówi, że wszystkie dzieci podlegają obowiązkowi szkolnemu, to wielkiego wyboru raczej nie ma - chcesz czy nie dzieciaka do szkoły posłać musisz. Uważam, że rodzice powinni się raczej skupić na wyegzekwowaniu, tego, by dzieci miały
      opinię psychologa, czy już są na tyle dojrzałe socjalnie, by je posłać do szkoły- dzisiejsze siedmiolatki też nie zawsze się do szkoły nadają.
      No wiesz- mgr to jest mgr - jestem dziwnie pewna, że Ty nie wykonałbyś poprawnie makijażu ani nie wystylizował paznokci, a owa pani mgr nie wiedziałaby jak poprowadzić instalacje wysokiego napięcia. Jeśli człowieczek zda maturę na 30% a mimo tego zda egzamin wstępny na medycynę ( to się chyba teraz nie nazywa egzaminem) a do tego przebrnie przez pierwszy rok i wszystko w terminie pozalicza, to być może będzie dobrym chirurgiem. W końcu ma się znać na tym co , jak i dlaczego wyciąć, a nie na pisaniu prozy czy poezji. Nawet ortografia polska będzie mu mało przydatna - raczej tylko łacińska.
      My i tak nie dajemy wszystkim dzieciom równych szans- te z prowincji, z małych miejscowości, najczęściej mają mocno pod górkę bo i kadra nie zawsze jest dobra i brak tym dzieciom wsparcia w rodzinie, nawet jeśli nie ma trudności finansowych.
      Tak, w robieniu mało przydatnych rzeczy zawsze miałam Mistrzostwo Świata- to a propos szlaczków:)
      Co do mentolowych - jeszcze kilka lat mentolowe i jakieś "cienkie" będą istniały, tak zapowiedzieli w Unii.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty określa górną granicę wieku - 18 lat, do którego nauka w Polsce jest obowiązkowa.
      1.1. Obowiązek szkolny dziecka rozpoczyna się z początkiem roku szkolnego, w roku kalendarzowym, w którym dziecko kończy 6 lat, oraz trwa do ukończenia gimnazjum, nie dłużej niż do 18 roku życia.
      1.2. Obowiązek nauki dziecka rozpoczyna się od ukończenia gimnazjum oraz trwa nie dłużej niż do ukończenia 18 roku życia., co w praktyce wygląda tak,że w gimnazjum można mieć osiemnastoletniego ucznia:)) u nas mistrz skończył 18 lat w piątej!!!! klasie..

      Usuń
  9. jest tak jak piszesz swiat sie rozwija w tempie zaskakujacym, dzieci sa bystre i duzo sie ucza z obserwacji,w polsce wszelkie zmiany zawsze budza strach,strach przed nowym, mnie sie wydaje ze my polacy pomimo rozwoju swiatowego jestesmy troche zacofani mentalnie, ale w klotniach i plugawieniu jeden na drugieto to przodujemy,ja w tym zlego nic nie widze zeby dzieci rorpoczely swoja edukacje o rok wczesniej, nie wiem czy klopot jest w tym ze dziecko zostanie wczesniej wyslane do szkoly, czy strach rodzica ktory nie jest poinformowany jak taki program nauczania powinien wygladac, sama nazwa szkola budzi lek bo zawsze sie kojarzy z duza iloscia nauki,,kiedys byly tak zwane zerowki , ktore jak przypuszczam obejma teraz forme pierwszej klasy, wiec na dobra sprawe nic sie nie zmienia,w niemczech podstawowka trwa 4 lata od 6-10 lat dzieci nie sa wrzucane w wir ciezkij pracy, ale wlasnie przez dwa lata jest to nauczanie poczatkowe czyli podstawy, duzo jest zajec plastycznych ,kreatywnych, polaczonych z nauka bo wiadomo ze dziecko w takim wieku nie potrafi sie jeszcze tak koncentrowac.sposob prowadzenia zajec zalezy od umiejetnosci i kreatywnosci nauczyciela i chyba tu zaczynie sie problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jadziu, ja to naprawdę jestem tępa - nie mogę pojąć, dlaczego my silimy się na jakieś ekstrawagancje w szkolnictwie, skoro można się dokładnie przyjrzeć jak jest w innych krajach europejskich i powybierać to wszystko co jest dobre. Nie wszystko w niemieckim szkolnictwie mnie zachwyca, bo wg mnie zbyt wcześnie decydują o tym czy dziecko będzie się nadawało do liceum czy też nie. Ale podoba mi się wychowanie żłobkowe i przedszkolne oraz spora różnorodność profili szkół typu podstawowego. Oczywiście program nauczania jest jednolity, ale uzupełniany zależnie właśnie od kreatywności nauczycieli.
      Miłego, ;)

      Usuń
  10. Myślę, że należy się cofnąć do podstaw. Jestem za żeby dzieci te które się nadają szły wcześniej do szkoły. Jednak czy nasi nauczyciele wiecznie narzekający na wszystko są na to gotowi??? Czy z kontaktu zgorzkniałego człowieka wyjdzie radosne i mądre dziecko-człowiek? To nauczyciele muszą chcieć uczyć te małe mądre i mniej mądre i te rozbrykane i te trudniejsze dzieci. Nie łudźmy się rodzice w 80% umywają ręce, jedni dlatego, że zarabiają, czyli są dyspozycyjni 24 godziny a inni dlatego, że z natury nie lubią obowiązków. I tak jak zawsze 20%, a może mniej będzie dopilnowanych i wykształconych.Pozdrawiam Cię Mądra Kobieto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Joasiu, mnie bardzo smuci, że przez wiele lat do zawodu nauczyciela nie szli ludzie z zamiłowania do tego zawodu, ale z konieczności, bo do wyboru pani mgr historii miała albo pracę na poczcie albo szkołę, więc wybrała szkołę. A postawa rodziców jest w moim odczucia wielce naganna - to państwo ma obowiązek, ich zdaniem, opiekować się i wychowywać ich latorośl- oni swój obowiązek już spełnili, spłodzili nowego obywatela.
      Buziaki;)

      Usuń
  11. Ponad trzy lata temu stworzono w mojej placówce klasę sześciolatków,aktualnie są w czwartej klasie. Poziom dzieci był różny, niektóre potrzebowały więcej czasu na pracę, co my,nauczyciele uwzględnialiśmy i dostosowywaliśmy się do dzieci,a one do nas, często też dzięki mądrym rodzicom.W tej chwili to najlepsza dydaktycznie klasa! Pracowita i obowiązkowa!!! Wg mnie lamentują leniwi rodzice, tacy, którzy uważają,że TYLKO szkoła ma nauczać dzieci, najlepiej nic nie zadawać do domu, o tym,że ćwiczenie czyni mistrza zapominają zupełnie..ale łatwiej posadzić dziecko przed tvkompuetremczymkolwiek, niż poczytać z nim, porozmawiać, poćwiczyć tabliczkę mnożenia, nawet przygotowując kolację, itd,itp.Jako nauczyciel jestem ZA sześciolatkami w szkole, bo czasami jest to jedyna szansa na oderwanie fajnego skądinąd dziecka od nadopiekuńczych i roszczeniowych rodziców..

    A i po wizycie w brytyjskiej szkole, kilka lat temu,zastanawia mnie, dlaczego tamtejsze dzieci na znak nauczyciela,prośbę o ciszę, polecenie wykonania czegokolwiek reagują natychmiast,a polskie dzieci nie słuchają albo co gorsza wrzeszczą..Może to kwestia świadomości,że za złe zachowanie można zostać nawet usuniętym ze szkoły(swego czasu matka Polka żaliła się na jakimś forum,że jej syn został wyrzucony ze szkoły za bojkę..może to to? u nas zaraz pedagog psycholog i gadanie,które de facto nic nie daje..)

    No i bawi mnie gadanie,że dziecko nie usiedzi w ławce kilkunastu minut (w klasach sześciolatków część lekcji odbywa się w ławkach,maksymalnie wg zaleceń pół godziny, reszta to dywan,zabawa itd, pomoce dydaktyczne są też w szkołach, bo szkoły je dostają, więc też nie rozumiem lamentu o nieprzygotowaniu szkół, no chyba że dyrektorzy takich to fajtłapy..), bo w takim razie jak ono spożywa posiłki? Chociaż sądząc po tym co widzę w stołówce..masakra, wiele dzieci nie potrafi jeść, siedzieć przy stole,itd,itp..

    No i chyba protestujący nie pofatygowali się nawet, by sprawdzić podstawę programową pierwszoklasistów..bez przesady..nie jest taka straszna:))

    Anabell, podpisuję się pod wszystkim co tu napisałaś czterema kończynami:))) pod komentarzami też:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mijka, tak się cieszę,że zabrałaś głos w dyskusji. Wiesz przecież, że jesteś moją ulubioną nauczycielką a do tego jesteś, że tak napiszę, w samym środku cyklonu. Być może, że ja nie powinnam się na ten temat wypowiadać, ale gdy słucham wypowiedzi różnych nawiedzonych posłów i niezbyt rozgarniętych rodziców (skąd oni wzięli tyle podpisów pod tym wnioskiem?) , którzy cały czas czegoś żądają od władz, a jednocześnie nie maja zamiaru niczego z siebie dać, to mi się robi słabo i mam ochotę wrzeszczeć.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. no musiałam coś napisać, bo mną rzuca..obserwują na fejsie tę całą akcję, bo... bo tak:)) i z przerażeniem patrzę na te nawiedzone wpisy nie dających rady albo po prostu leniwych mam..wg mnie są dzieci które NIGDY mogą nie osiągnąć gotowości szkolnej i co wtedy?? to są jednostki, a nie jakiś ogrom..
      z moich obserwacji wynika,że dzieci są bardzo chętne do nauki, chcą pracować i częściej są to sześciolatki, a nie siedmiolatki..
      pomijam już wychowanie,zachowanie i samodzielność,których po prostu brak.. ostatnio dziewczę w drugiej klasie chciało,żebym zawiązała jej buty..no ratunku..w przedszkolu umiała(uczyłam i widziałam:))a teraz nagle nie umie??
      i te mamy niosące za dzieci wszystko..i od razu sprostuję kwestię ciężkiego plecaka czy tornistra..książki i ćwiczenia są w miękkich okładkach, i podzielone na co najmniej trzy części, to raz, dwa zeszyty jeśli już są, to są cienkie..wiele kg waży CAŁA wyprawka,a całej dzieci codziennie nie noszą!!
      po co rodzice kłamią??
      a waży wiesz co? cała reszta:albumy z naklejkamikarteczkamipiłkarzami, które dzieci nagminnie noszą do szkoły..noszone lalki , samochodziki, dwa piórniki,czasami trzy..po co ja się pytam?? no po co?? (przybory plastyczne dzieci mają w szafkach,przynajmniej u nas, a basen czy łyżwy zostawiają w szatni..a łyżwy to jeszcze trzeba kask mieć i jakoś nikt nie narzeka...

      a i dziękuję za uznanie:)) na razie po tym cyrku,który nas otacza postanowiłam przez rok odpocząć:)))

      zajrzyj do mnie, opisałam czemu....

      Usuń
    3. No i dobrze, że odpoczywasz. Zaraz zajrzę.

      Usuń
  12. Zgadzam się z Tobą od pierwszego zdania do samego końca.
    Też poszłam do szkoły mając sześć lat i nikt tym się specjalnie nie przejmował,
    a ja poradziłam normalnie sobie jak 7-latki.
    moja wnuczka też poszła do szkoły jako sześciolatka.
    Też za bardzo nie rozumiem o co ten raban rodziców...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, to tylko ja tu jestem opóźniony w rozwoju (i w ortografii), że poszłem od siedmiu? ;-)))

      Usuń
    2. Jasna, bo tak właśnie wygląda polska demokracja- najważniejsze to mówić "nie", niezależnie czy to co proponują rządzący jest dobre czy też średnio dobre, czy złe.
      Miłego, ;)

      Usuń
    3. Mironq - Ty po prostu nie potrafiłeś jeszcze szlaczków rysować, więc poszedłeś jako siedmiolatek:)))))
      Miłego, ;)

      Usuń
  13. Zgadzam się z każdym zdaniem i Pani myślą. Jestem mamą pięciolatka, który urodzony jeszcze w czerwcu, "musiałby" pójść do pierwszej klasy. Na jego szczęście musieliśmy wyjechać z kraju, więc jako sześciolatek zacznie naukę w USA. Decyzję o wyjeździe podjeliśmy praktycznie z dnia na dzień, więc jako zaniepokojona mama do końca słuchałam rewelacji związanych z dziećmi urodzonymi w 2008. Dla mnie nie jest problemem wysłanie dziecka w wieku sześciu lat do szkoły. Moje dziecko jest bystre i ciekawskie, bardzo wrażliwe, ale wiem, że przy dobrym podejściu pedagoga i naszym, dałoby sobie radę. Moi rodzice są nauczycielami i są przeciwni pójścia maluchów do szkoły wczesniej z jednego powodu - szkoły nie są dostosowane, rodzice nie są przygotowani. Jeżeli wszystkie dzieci w klasie będą z jednego rocznika to nie ma znaczenia czy jest to rocznik 2008 czy 2007. Dziecko urodzone w grudniu danego roku jest o rok młodsze od dziecka urodzonego w styczniu, więc tutaj też nie widzę problemu. Musi się zmienić podejście rodziców. Muszą oni zrozumieć, że szkoła musi (tak, musi) przekazać dziecku wiedzę, którą rodzić musi (tak, musi) z dzieckiem utrwalić. Rodzic ma obowiązek przypilnować i zainteresować się nauką dziecka, podstawą programową i nawet jeżeli z reformą się nie zgadza, nie powinien dać odczuć tego dziecku.
    Ja została prawie zlinczowana, bo nie podpisałam się pod wnioskiem. Pod wnioskiem, który miał zrujnować mojemu dziecku dzieciństwo i zabić jego radość życia... My z mężem uważamy, że szkoła w wieku sześciu lat to nic strasznego.
    Ja wiem, że środowiskok nauczycielskie nie cieszy się dobrą opinią. Ja się w takim wychowywałam. Ja wiem ile pracy, zaangażowania i pieniędzy (tak, pieniędzy) w swoją pracę wkłada wielu nauczycieli. Pamietam ile razy mama zabierała nasze kredki, plastelinę, itd do szkoły, pamietam jak siedziała po nocach i pisała scenariusze lekcji dla słabszych klas, jak kupowała albumy i wycinała z nich zdjęcia i robiła plakaty, zeby dzieciom łatwiej buło skojarzyć, zapamietać, utrwalić. Więc pamiętajmy, że są jeszcze nauczyciele z powołaniem, tacy, którzy chcą uczyć nasze maluchy.
    Myślę, że żeby ta reforma się udała to reformę muszą przejść nauczyciele, szkoła i rodzice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jako nauczycielka, dziękuję za to co napisałaś..szczególnie za to o rodzicach...i szkoda,że tak myślących osób jest tak mało:))

      powodzenia w USA:)

      Usuń
    2. Akruka, jestem częstym gościem na Twym blogu, bo podbieram przepisy bezglutenowe! Oczywiście,że są jeszcze nauczyciele z prawdziwego zdarzenia. Właśnie tacy zapaleńcy tworzyli szkoły społeczne i był to teren, na którym spotykali się normalni, pełni zaangażowania nauczyciele i normalni, dbający w prawidłowy sposób o dobro swych dzieci rodzice. Fakt, była to droga impreza, ale po podstawówce moja córka marzyła o takiej szkole. I to był strzał w dziesiątkę. Dzieciaki uczyły się tam jak nakręcone, powiedziałabym, że panował rodzaj snobizmu - bycie bardzo dobrym uczniem. Powiem Ci szczerze - dobrze, że wyjechałaś, że synek ma dobre szanse.Moja córka też za granicą, już od kilkunastu lat i choć tęsknię to jednocześnie jestem szczęśliwa , bo osiągnęła to wszystko, co sobie zaplanowała. Życzę Ci by wszystko układało się Wam jak najszczęśliwiej.
      I ciesze się, że napisałaś i o nauczycielach i o tym jacy powinni być rodzice. Bo ja zawsze swymi poglądami budzę zdziwienie - dobrze, że choć kilka osób myśli tak jak ja- czuję się z tym lepiej.
      Miłego, ;)

      Usuń
    3. Ja jako matka myslę też trochę egoistycznie - bowiem im młodsze dziecko tym bardziej chłonny umysł, tym większą frajdę sprawia mu poznawanie nowych rzeczy. Mój syn czasami zadaje takie pytania, że nawet wujek google nie pomaga :) Dzieci w innych krajach zaczynają wczesniej edukację szkolną i nikt nie widzi problemu.
      Tak więc drodzy rodzice, szukajmy dobrych stron i dbajmy o nasze pociechy. Szanujmy tych, ktorzy chca im przekazać swoją wiedzę.
      Anabell, każdy kto myśli i widzi więcej niż przecietni, budzi zdziwienie.
      Cieszę się, że mnie znalazłaś, dzięki temu ja mogę czytać Twoje mysli.
      Pozdrawiam ciepło - bo u mnie jeszcze krótki rękawek :)

      Usuń
  14. Choć dzieci nie mam to mam podobne zdanie, sama gdybym raz jeszcze miała wybierać, wolałabym iść do szkoły jako 6 latek i mieć o rok więcej młodości po skończonym liceum czy studiach. Z perspektywy patrząc, coś w tym jest, że może Ci strajkujący rodzice właśnie mniej obowiązków chowają za argumentem posłania dzieci do szkoły w tradycyjnym 7 letnim wieku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, intel-women, to że nie masz dzieci nie jest przeszkodą by mieć własne zdanie na ten temat. Często mam wrażenie, że ludzie nie za bardzo zdają sobie sprawę z faktu, że dziecko to jeden, dłuuuugi obowiązek, z tym, że na każdym etapie rozwoju dziecka inny. Rozumiem, że każdy by chciał mieć dziecko i jak najmniej obowiązków, no ale się nie da.Mam wrażenie,że wymarzony model wielu rodziców jest taki: - rano wstawiają dziecię do szkoły, w której dziecię je obiad, odrabia lekcje, ma różne dodatkowe zajęcia a około
      godziny 19-tej jadą po swój skarb. I oczywiście wszystko powinno być za darmo. Była w Warszawie taka szkoła- dzieci były tam od świtu do nocy, była straszecznie droga i nie wiem nawet czy długo przetrwała.
      Miłego, ;)

      Usuń
  15. Często odnoszę wrażenie,że w naszym kraju wielu ludzi w ogóle nie jest przekonanych do potrzeby edukacji jako takiej.Boże nie daj,seksualnej:)))
    Zdumiewająca,godna lepszej sprawy jest mobilność rodziców tych dzieci.Gdyby byli mniej zakłamani,trochę bardziej odważni,powinni zaprotestować przeciw nauce religii w szkole.Przeciw dopuszczaniu do kontaktow z dziećmi księży-pedofilów.Ale prawdziwy problem lepiej zamieść pod dywan:)
    pozdrawiam, ZZ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj ZZ, edukacja seksualna - toż to grzech w czystej postaci!!! Podejrzewam, że wg słynnego hierarchy, to też jedno ze zródeł pedofilii. Ostatnio pedofilia ma naprawdę wiele zródeł, a co jedno to lepsze i ciekawsze. Gdyby to nie było takie smutne, to można by się niezle ubawić. ZZ, ludzie są po prostu zakłamani i mają tendencję do ofiarowywania jedną ręka Bogu świeczkę a drugą Diabłu ogarek. Bo nie wiadomo jak to jest naprawdę gdy przejdziemy w inny wymiar, więc niech lepiej będzie w szkołach religia, niech się kler panoszy, a ci biegający co niedzielę do kościoła to i tak przestrzegają tylko tych przykazań, które im za bardzo nie wadzą. I mam wrażenie, że tak będzie zawsze.
      Miłego, ;)

      Usuń
  16. Witaj Anabell,
    Ja wiem, że stosunkowo łatwo jest przytaczać argumenty, powołując się na własny przykład. Wydaje się jednak, że dopiero taka suma poglądów widzenia na daną sprawę, daje pełniejsze spojrzenie. Mówiło się wiele swego czasu na temat taki, że dziecko, które nie chodziło do przedszkola ma większe problemy z adaptacją, odnalezieniem się w szkole. Ja np. do przedszkola nigdy nie chodziłem, na popularne onegdaj "półkolonie" nie chodziłem, natomiast świetnie się czułem od samego początku jako pierwszoklasista. Czy wobec tego należy uogólniać, stwierdzając, że brak w życiorysie przedszkola ułatwia proces adaptacyjny w szkole? Wydaje się, że nie każde dziecko w określonym wieku do pracy w szkole jest przygotowane właściwie i wynika to nie tylko z pracy nad dzieckiem w rodzinie, ale też należy wziąć pod uwagę uwarunkowania biologiczne. W skrajnych przypadkach może dojść do sytuacji, w której mniej przystosowane psychologicznie dzieci (skracam celowo opis), mogą się stać przedmiotem opresji ze strony tych, które do pracy w szkole są lepiej dostosowane społecznie. Właściwie to raczej wiek psychologiczny dziecka powinien decydować o pójściu do szkoły, a nie wiek kalendarzowy (przecież w obecnym systemie w jednej klasie mogą przebywać dzieci o rozpiętości wieku ponad 11 miesięcy).
    Rozumiem zatem rodziców i ich obawy i moje zdanie w tej sprawie raczej zmierza ku dobrowolności, nie zaś administracyjnej decyzji.
    Cały problem polega jednak na tym, że polskie rządy (celowo używam liczby mnogiej), kiedy już działają w określonej sytuacji koalicyjnej rzeczywistości, nie uważają za stosowne zapytać się społeczeństwa o zasadność przeprowadzanych zmian. Sytuacja zaognia się, bo przecież wiadomo, że w przypadku tak totalnej ignorancji znacznej części społeczeństwa, opozycja zawsze będzie odcinała kupony niezadowolenia, a problem się rozmyje w politycznych sporach.
    Wiem jedno. Taka ignorancja już raz doprowadziła do utworzenia gimnazjów, które w znakomity sposób zachwiały proces wychowawczy w szkole. Wtedy konsultacje ze społeczeństwem polegały na puszczaniu kaset wideo z przemów twórców reformy, a dyrekcja w szkole zbierała podpisy po obejrzeniu każdej z części multimedialnej publikacji, co stanowiło argument dla władz oświatowych, że konsultacja miała miejsce (niestety wiem, co mówię, bo w taki sam sposób zostałem konsultantem tamtej reformy :-)
    Dzisiaj już nawet rządzący nie udają, że chcą cokolwiek konsultować. Powód: władza jest zawsze mądrzejsza od społeczeństwa - wybraliście nas, więc wolno nam robić wszystko. Tylko czy na tym polega demokracja? Dlaczego PO tak bardzo boi się demokracji bezpośredniej? Przecież wynik ewentualnego referendum nie byłby przesądzony.
    Często używasz pod adresem tzw. społeczeństwa sformułowania, że występuje ono z pozycji petenta, któremu NALEŻY się to, NALEŻY się tamto. No cóż, skoro płaci się podatki (nie wiem, jak to jest z bezrobotnymi, ale i ci płacą VAT, którego nie mogą sobie odliczyć, jak to robią przedsiębiorcy), to pewne rzeczy w państwie się rzeczywiście NALEŻĄ. Mówię o pewnych podstawowych prawach (nie o wczasach na Hawajach). Przede wszystkim jednak NALEŻY od rządzących wymagać, aby traktowali rządzonych podmiotowo, aby głos dużej części społeczeństwa nie był traktowany jak kwiatek do kożucha... ale nie sądzę, czy Platformę stać nawet na słuchanie tych, którzy cokolwiek inaczej widzą nie tylko edukację, ale też, ogólnie mówiąc, drogę, którą wszyscy podążamy,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, ja też nie chodziłam do przedszkola, choć o tym marzyłam, bo jako jedynaczka strasznie pragnęłam towarzystwa dzieci. Z moją, gdy chodziła do zerówki (bo nie chodziła do przedszkola) miałam gehennę z dwóch powodów- nudziła się tam jak przysłowiowy mops, drugim powodem to fakt, że należała do "kameralistów"- troje lub czworo dzieci na raz to było dobrze, większa grupa- w tył zwrot i do mamy.Codziennie rano był ryk, że idzie do zerówki, wieczorem też, że następnego dnia znów pójdzie.
      Co do gotowości - przecież napisałam, że to powinni ocenić psycholodzy- przedszkolaków najłatwiej przebadać, widać doskonale jak się sprawdzają w grupie, jak działają samodzielnie również, bo zawsze można dać "pracę" do samodzielnego wykonania.
      Podatki - podatki nie zwalniają nikogo od działania na rzecz współobywateli. Nie płacimy tak wysokich podatków jak w Szwecji a do tego na każdym szczeblu urzędniczym brak dobrych, oszczędnych gospodarzy. A we władzach mamy takich ludzi, jakich wybraliśmy. Wszystkie władze to odbicie nas samych - tacy właśnie jesteśmy - niegospodarni ,mało skoordynowani, mało przyjazni dla innych.Demokracja w polskim wydaniu to bardzo zabawny rodzaj demokracji- większość nie kojarzy, że "państwo" to my wszyscy, że jest to wszystko systemem naczyń połączonych i że żądając np. utrzymania przywilejów jednej grupy, zmuszają innych obywateli do finansowania tego.
      Miłego, ;)

      Usuń
  17. Demokracja nie jest ustrojem idealnym,ale najlepszym z istniejących - tak powiedział Churchill:) Od tamtego czasu sporo się zmieniło:)
    Jak widać,jednak świat nie zdołał wypracować systemu bardziej dogodnego dla społeczeństw i rządów.Polska demokracja jest szczegolna,to fakt:)
    Jakie społeczeństwo,takie rządy - "oni" są jednymi z nas.Nam najlepiej wychodzi tworzenie chaosu,stąd niechęć do wszelkich zarządzeń i próby wymuszenia odstępstwa od wprowadzonych norm.Na pewno 6-letnie dzieciaki są bardzo różne,na pewno nie wszystkie osiągają dojrzałość szkolną,ale nie sądzę,że w ciągu roku zdołają te "braki" nadrobić.
    Wszyscy płacimy podatki - teoretycznie takie samo prawo do wyciągania ręki po pomoc ma pijaczek, bezrobotny,ludzie radośnie acz bezmyślnie płodzący dzieci,jak i ten,kto chce na Hawaje jechać.:) Oczywiście,bezwzględnie NALEŻY SIĘ starym, chorym,zniedołężniałym..Nasze państwo jednak wspiera życiową niezaradność,często dziedziczoną z pokolenia na pokolenie.
    Jest nawet w psychologii taki termin,jak "wyuczona bezradność".Pracowitego,mądrzejszego, czy po prostu bardziej przewidującego i zaradnego - trzeba ukarać,niech płaci więcej,przecież go stać:))
    pozdrawiam wszystkich.M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj marcelinao - u nas po prostu jest wciąż dziwny koktajl - ni to koktajl Mołotowa ni to Słońce Karaibów. Z jednej strony każdy kokietuje ludzi wielce socjalnym programem jak z poprzedniej epoki radosnej twórczości socjalistycznej, z drugiej strony popiera kapitalistyczną gospodarkę. A prawda jest taka, że te lata, w których ster dzierżyła "władza ludu" wielce zmieniły ludziom mózgi - każdy tylko patrzy jakby tu nic nie zainwestować a duże profity zbierać. Jeszcze wiele lat upłynie nim się to zmieni. Obawiam się, że długo jeszcze ci zaradniejsi, inwestujący we własne wykształcenie, wydajniejsi w pracy będą za to właśnie karani.
      Miłego, ;)

      Usuń
  18. Ja jestem jednak za stara metoda posylania siedmiolatkow do szkoly bo nie widze jakegos dobrodziejstwa w tym, ze dzieci pojda do szkoly rok wczesniej.
    Moze to jest wyliczone ekonomicznie bo o rok wczesniej ludzie pojda do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ataner, u nas strasznie pózno młodzi kończą edukację. Kiedyś ci co kończyli liceum mieli po 17 lat, teraz mają po 19, ale jeśli kończą technikum to 20. Do tego dodaj 5 lat studiów, które wieńczy dopiero praca magisterska, czyli dodaj do tego jeszcze ok.2 lat- bo tak to w realu wygląda.
      Poza tym teraz naprawdę dzieci są mądrzejsze niż kiedyś - to tylko rodzice nie zawsze za nimi nadążają- z różnych powodów.
      Miłego, ;)

      Usuń
  19. Dużo opinii i wszystkie w jakimś sensie zawierają prawdę. Natomiast mnie zainteresowała wypowiedź, zamieszczona w Gazecie Prawnej, mamy, która posłała dwa lata temu sześciolatka do szkoły. Otóż obawia się ona, że po okresie 'ochronnym" w edukacji wczesnoszkolnej, dzieci które poszły do szkoły w wieku lat 6-ciu, w czwartej klasie pogubią się.
    Uważam, że jej obawy są uzasadnione, bo przejście dzieci z klasy trzeciej do klasy czwartej zawsze było trudne. Te które poszły wcześniej do szkoły, nie zawsze potrafiły się odnaleźć. I nie tylko one.
    Nikt nie badał tego, ale myślę, że tu mogłyby być bardzo ciekawe wyniki. Mogłoby się okazać, że dopiero ta cezura wiekowa ma ogromne znaczenie dla decyzji o posyłaniu dzieci do szkoły w wieku 6 lat.
    Uważam, że dzieci z powodzeniem mogłyby chodzić do szkoły, majac n6 lat, ale pod warunkiem, że ta szkoła byłaby przygotowana odpowiednio. I o to własnie idzie wojna. O nieodpowiednie warunki. Anabell, my chodziłyśmy do szkół, gdzie warunki często były fatalne, ale czy to ma tak nadal być? Czy nie powinny w końcu nasze dzieci, wnuki, zacząć się uczyć w godziwych warunkach?
    Współczesne dzieci w wieku 6 lat są na ogół lepiej rozwinięte umysłowo niż te przed 20,30 laty. Tu idzie wojna o dojrzałość społeczną dziecka do podjęcia nauki szkolnej i o warunki w jakich ma się ono uczyć.
    Jeżeli chodzi o przygotowanie nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej i wychowania przeedszkolnego, to mam mieszany uczucia. Starsi nauczyciele,
    ci ze stażem potrafią i zaopiekować z się przedszkolakiem i nauczyć go podstaw pisania, czytania, liczenia- potrafią przygotować do szkoły. Ci nauczyciele, którzy teraz studiują.... hm..... może zmilczę litościwie.
    Poza tym, dziecko 6 letnie, zanim podejmie naukę w szkole ma zaliczyć test dojrzałości do podjęcia nauki w szkole, a rodzice zadecydować na jego podstawie, czy poślą go do szkoły.

    Jeśli ktoś chce śledzić to, co dzieje się w szkolnictwie, polecam świetny blog

    http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/ tam jest dużo o machlojkach Szumilas związanych z "sześciolatkami w szkole".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko, kiedyś nauczyciele szli do zawodu z zamiłowania a nie z konieczności czy też jakiegoś błędnego wyrachowania.
      Swoją wychowawczynie z podstawówki do dziś pamiętam i wielbię. Umiała 45 łebków wziąć w karby,zmotywować do pracy, nauczyć
      odpowiedzialności ale i w razie potrzeby utulić i otrzeć dziecku łzy.
      Przejście z nauczania początkowego jest tak samo trudne dla każdego dziecka- nagle znika ta pani, z która się dzieci zżyły, są inne panie, nowe przedmioty, nowe wymagania. I w tym momencie jest naprawdę potrzebna współpraca pomiędzy szkołą a rodzicami, a tego brak, głównie z powodu rodziców. Piszesz, że ci nowi nauczyciele raczej będą "nie tego". Popatrz na rodziców- ci są dopiero "nie tego".
      Mydło, ręczniki, ciepła woda - to są tylko preteksty- dla większości problemem jest fakt, że będą się musieli więcej interesować w prawidłowy sposób dzieckiem a wcale za tym nie tęsknią a i często nie mają pojęcia jak to ma wyglądać.
      Miłego, ;)

      Usuń