Jestem ostatnio niemal jak Hamlet - stoję na wielkim rozdrożu i niemal
"na okrągło" dręczą mnie pytania: pisać?czy nie pisać?, robić? czy nie robić?,
jechać? czy nie jechać?, jeść? czy nie jeść?
Od lat nie miałam takiego stanu ducha, chyba coś mi na mózg padło.
I z całą pewnością padło - widać to po odebranych dziś wynikach analiz.
Wszystkie wyniki do kitu- nic tylko siąść i płakać.
W czwartek mam wizytę u endokrynolożki - już wyobrażam sobie w jaki
dobry humor wpadnie na ich widok.
Znów muszę podnieść dawkę euthyroxu, bo za mało mam hormonu tarczycy.
Ale to jest do opanowania i to bez trudu.
Za to mam za wysoki poziom kortyzolu i to wcale nie jest zabawne - bo albo
są kłopoty z przysadką albo z korą nadnerczy. No a żeby wiedzieć co jest
przyczyną tego stanu rzeczy to trzeba znów robić badania.
I mam również za niski poziom wapnia- czyli znów kolejne badania. Nie
podoba mi się to wszystko, oj nie.
*****
Skończyłam bardzo miłą książkę p.t. "Tajemniczy Manuskrypt". Napisał ją
hiszpański pisarz Enrique Joven, który z zawodu jest....astrofizykiem.
A ów Tajemniczy Manuskrypt to tzw. Manuskrypt Vojnicha. Oczywiście
Vojnich nie był autorem tego tajemniczego manuskryptu- był jedynie jego
właścicielem. Jeżeli kogoś sprawa tego Manuskryptu interesuje, to
wrzućcie w Google hasło "Manuskrypt Vojnicha".
*****
W maju będę miała miłych gości - przyjeżdża córka z mężem i dziećmi.
Niestety "wpadną jak po ogień", ale dobre i to.
Przy okazji córka mi napisała, że ten tęczowy w kolorach tort urodzinowy
Młodszego Krasnala miał właśnie mieć wydzwięk polityczny- doskonale
przewidywała, że pokażę go na blogu.
*****
Ostatnio mało koralikuję - znów eksperymentuję z jedwabiem.
Ale czekam na skończenie jeszcze jednego wisiora i wtedy wszystko razem
sfotografuję.
Nie jestem wcale pewna czy ten jedwabny podkład mi w 100% odpowiada.
Jak widzicie znów hamletowskie rozterki.
Z koralikami mi zbytnio nie idzie bo paluszki też mi wysiadły- pół dnia
schodzi mi na ich smarowaniu, okładaniu, masowaniu preparatami
siarczkowo -jodkowymi i żywokostem. No normalne SPA się w domu
zrobiło.
Może zamiast koralikami powinnam się zająć zorganizowaniem takiego mini
SPA dla pań z bolącymi stawami palców u rąk????
*****
Ale mimo wszystko zrobiłam pasztet - wyszedł b. smaczny.
Składniki:
95 dag chudego schabu karkowego, 45 dag chudego wędzonego boczku,
2 rozbełtane jajka
duuużo włoszczyzny-dodajemy ją gdy mięso już wrze.
Schab i boczek ugotowałam do miękkości w towarzystwie mrożonej , tej
pokrojonej w paski włoszczyzny.
Zmieliłam przy pomocy pasztetowego sitka oba mięsa i warzywa.
Dodałam do zmielonej masy nieco startej gałki muszkatołowej, odrobinę
soli i dodałam do masy wywar z gotowania tyle, by zmielona masa nie
była sucha, dokładnie wymieszałam, potem dodałam 2 całe jajka i znów
wymieszałam. Masę przełożyłam do wyłożonej papierem do pieczenia
formy, wstawiłam do nagrzanego piekarnika, temp. 160 stopni, termoobieg.
Piekłam ok. 60 minut. No i mam coś do chleba i do naleśników względnie
do zrobienia krokietów.
Miłego nowego tygodnia wszystkim życzę!
Współczuję biegania po laboratoriach tudzież lekarzach. Nic fajnego. Przepis na pasztet tak prosty, że aż mi dech zaparło. Ostatnio zachwycam się biżuteria wykonaną z shibori ribbon. Nawet znalazłam pasmanterię, która ma na składzie shibori, ale... 10 cm kosztuje 7 złotych. Może do biżuterii nie jest drogo, natomiast do haftu beznadziejnie.
OdpowiedzUsuńhttp://www.bazardekoracji.pl/pol_m_SHIBORI-SILK-RIBBON-1394.html
Właśnie z tym shibori eksperymentuję. Oglądałam na YT tworzenie np. liści z tego jedwabiu. Fajne to, ale jakoś nie do końca. Ale można samemu w domu wykonać taki jedwabny batik. Na YT jest całkiem sporo filmików na ten temat. Po prostu kawałek jasnego (białego lub kremowego) jedwabiu zaprasowujesz trwale żelazkiem, potem barwisz ten jedwab na dowolne kolory. Tyle tylko, że mnie farbowanie czegokolwiek mało pociąga. Ja swoje kawałeczki kupowałam na www.beadbeauty.pl - to sklep z wszelakim dobrem dla koralikujących.
UsuńCo do przepisu - jest bajecznie prosty a do tego ciekawy w smaku i bez buły w środku i bez wątróbki. Nieomal sam się robi. Rękę przyłożyłam tylko do podzielenia mięsa i boczku na duże kawałki, potem na włożenie ugotowanych kawałków do elektrycznej maszynki no i do wymieszania wszystkiego widelcem i przełożenie do foremki.
Trochę się wnerwiłam dziś tymi wynikami, bo ewentualne leczenie to może być operacyjne lub/i sterydami, a to mnie zupełnie nie urządza.
Na szczęście znając tempo i terminy badań to raczej spokojnie dociągnę bez leczenia.
Widzę u siebie na marginesie, że coś slicznego zrobiłaś- zaraz tam lecę.
Serdeczności;)
Tez widziałam jak się plisuje taką wstążkę i też mnie farbowanie zniechęciło. Małe kawałki a bałagan w łazience wielki. Chciałam wykorzystać do Crazy, ale za drogo. No to nie będzie. Wymyślę coś innego. Ale biżuteria z shibori jest bajeczna.
UsuńMnie tez czeka wizyta u endokrynologa, ale najpierw badania muszę zrobić. Taka raczej profilaktyka. Idź, może nie będzie tych sterydów.
Oczywiście, muszę iść, bo muszę zmienić dawkę hormonu tarczycy.
UsuńDo endo to dobrze jest iść od razu z wynikami-TSH, i badanie w kierunku przeciw ciał przeciwtarczycowych. Bo możesz mieć TSH w normie a mimo tego mieć Hashimoto. A gdy się ma Hashimoto to poziom TSH trzeba utrzymywać w granicach do 2,0, czyli uzupełnić poziom tyroksyny w organizmie. Po prostu ta norma jest niewłaściwa i nasi endo najchętniej nie robią badania na przeciwciała, by sobie d. nie zwracać.A pacjent zle się czuje, tyje, ma dołki psychiczne i kilka jeszcze innych sensacji, ale kogo to z lekarzy wzrusza?
Kochana takie spa to ja w domu powinnam od dawna w domu uaktywnić ale jakoś mi się nie chce :( no a powinnam, korzystasz może z preparatów dr Dudy? Moja siostra za czasów kiedy jeszcze pracowała w Polsce i miała swój gabinet masażu to z nich korzystała a potem mi w spadku troszkę zostawiła, teraz czas na zakup nowych są dobre - http://www.drduda.pl/, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTe preparaty siarczkowe kupiłam w aptece (są ze Solca-Zdroju), żel żywokostowy i koncentrat żywokostowy na bolące stawy są rodem z Brna, też dostępne w naszych aptekach. Poza tym łykam dwa różne preparaty-Sufrin i Devil's Claw. Chyba kiedyś byłam na tamtej stronie, ale ceny wydały mi się wzięte z Kosmosu- ale zajrzę tam jeszcze raz, może ich z kimś pomyliłam. Dzięki za namiary.
UsuńMiłego;)
Tylko czasem w ramach hamletyzowania nie wpadnij na pomysł pójścia do klasztoru!:)
OdpowiedzUsuńTo jest raczej jedno z ostatnich miejsc, do których bym trafiła. Co innego do haremu:)))))
UsuńObudziłam się w środku nocy /bo muszę zażyć antybiotyk/ i zajrzałam - jak widzisz do Ciebie, I pocieszę się że już 4-ty tydzień jestem taka zdrowo-chora. Bo co się wygrzeję i z chałupy wyjdę to wracam z gorączką i ledwie zywa.
OdpowiedzUsuńA wczoraj to już był szczyt szczytów - wstrzeliłam się burzę z gradem w takim pustym miejscu, że nie mogłam się nigdzie schować. Szłam akurat z Pytalskim - wszystko trwało niecałe 10 minut, ale jak weszliśmy do domu, to praktycznie wszystko musieismy z siebie zdjąć bo było przemoczone.
A Ty się trzymaj i nie przejmuj żadnymi wynikamia badań - jest dobrze i będzie jeszcze lepiej.
Trzymanko i pozdrówki:-)
Stokrotko, mam nadzieję, ze łykasz równolegle dobre probiotyki i że będziesz je jeszcze przez miesiąc łykać, żeby nabrać jednak odporności i zniwelować szkody poczynione przez antybiotyk. U nas żadnego gradu nie było, ale padało. Ty ,Kociu, powinnaś przynajmniej jeden tydzień poleżeć w domu martwym koniem i nie wychodzić na te zdradliwe pogody.Bo technika dzień w domu, dzień "na wychodnym" nie wyjdzie Ci na zdrowie. Jak się już skończy 30 lat, to trzeba jednak bardziej dbać o siebie bo wszystko znacznie trudniej wraca u nas do normy.
UsuńMiłego i zdrowiej, zdrowiej!
Skoro coś nie gra - musisz o siebie zadbać, cobyś miała siły na pisanie, koraliki i wszystko inne :-).
OdpowiedzUsuńGoście w maju - pięknym miesiącu - piękna sprawa :-). Więc, oby do maja! Póki co, u nas pada mokry śnieg i po kilku słonecznych dniach zrobiło się nieprzyjemnie. W marcu jak w garncu, po prostu.
Nigdy nie dodawałam do pasztetu boczku wędzonego... Mój Em obecnie nie je wieprzowiny, więc musiałabym zrobić jakiś drobiowo-wołowy. No tak, ale ja nie mam maszynki do mięsa! Jak robię klops z surowego mięcha, to proszę w swoim sklepie o zmielenie na miejscu. No,a le pasztet to z gotowanego. Chyba jednak muszę zainwestować w tę maszynkę...
Zainwestuj, ja mam naszego, polskiego Zelmera. I kup teraz, bo podobno ktoś wykupił Zelmera, mam nadzieję, że nie Chińczycy, więc kupuj póki jeszcze są maszynki z obecnej produkcji.Możesz nią potem robić np. kruche ciastka.
UsuńPasztet możesz zrobić równie dobrze z udżca indyka. No a nie musisz mu mówić, że boczek wędzony to też świnina:)
Miłego, ;)
Nie znam się na medycynie, ale pewien lekarz powiedział mi, że najlepiej przyzwajalnym wapnem jest zwykła skorupka jajka. Radził zemleć ją w młynku do kawy i dodawać do jogurtu. Czasem tak robię. Może nie jest smaczne, ale łyżeczka chrzęszczącego proszku, popita jogurtem, raz na jakiś czas - to da się przeżyć.
OdpowiedzUsuńNiestety obecnie skorupki jajek zawierają różne dziwne rzeczy. Przecież ja cały czas biorę wapń, tylko ten poziom kortyzolu i moje kłopoty związane z chorobą Hashimoto nie pozwalają go przyswoić. Hashimoto to paskudna choroba, chociaż nie jest chorobą śmiertelną. Moja tarczyca zanika, jeden płat miałam kiedyś usunięty chirurgicznie a wraz z nim przytarczyczki, które odpowiadają u ludzi za gospodarkę wapniową. A te pozostałe nie radzą sobie przy takim wysokim, ponadnormatywnym poziomem kortyzolu.Zmienię tylko rodzaj łykanego wapnia- łatwiej przyswajalny jest wapń w postaci cytrynianu wapnia.
UsuńMiłego, ;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńJa należę do tych, co zupełnie nie przejmują się wszelkimi poziomami czegokolwiek w organizmie i nie wiedzą, co one oznaczają. Wiem, że to źle, ale taka już jestem.
Zdrówka życzę i serdecznie pozdrawiam.
alEllu, ja niestety mam Hashimoto i z tego powodu wiele rzeczy mi nawala.Niestety tarczyca ma przeogromny wpływ na cały organizm- a u mnie moje własne przeciwciała "zjadają mi" tarczycę, do tego w różnym tempie- czasem żółwim i wtedy czuję się całkiem zdrowo , a czasem w tempie ekspresowym i wszystko mi wysiada. Choroba Hashimoto jest nieuleczalna i jest chorobą z autoagresji. Co znacznie gorsze nie bardzo wiadomo dlaczego przyciąga do organizmu inne choroby autoimmunologiczne, niestety znacznie gorsze niż Hashimoto.
UsuńMiłego, ;)
Jajka kupuję daleko bo aż z Podkarpacia. Raz na jakiś czas 100 w lodówce czeka na zagospodarowanie. Od zielononóżek. Nóżki sobie biegają tam, dziewczyna bardzo dba o nie, są dokarmiane pokrzywą obierkami ziemniaków ziarnem od rolników ale nie paszą.Nie jest ich dużo to nie ferma.
OdpowiedzUsuńTeż nie robię badań wiem że to źle ale tak mam staram się dbać o siebie jak potrafię. Bolące stawy w stopie smarowałam Grunlippmuschel - balsam, mogę go polecić jest drogi ale bardzo pomagał, dziś już nie boli i nie kuśtykam o lasce. Ale stawy mam cały czas "na wybuchu" :)
O manuskrypcie czytałam, temat też mnie interesuje bardzo nawet.
Ciepło pozdrawiam.
Ja zdałam się na preparaty siarczkowo-jodkowe z Solca Zdroju oraz na żywokost. Martwi mnie, bo to wygląda jak początki reumatoidalnego zapalenia stawów, a to niestety jest autoimmunologiczne choróbsko- nieuleczalne. Zresztą od samego początku moja endo też się tego obawia. No a poprzednim razem coś wspomniała, że wyglądam jak ktoś, kto ma zaburzenia w pracy kory nadnerczy i dała mi skierowanie właśnie na poziom kortyzolu i wapnia.
UsuńOkazuje się, że ma kobieta wyczucie.
Miłego, ;)
Ztymi schorzeniami jest tak , że każdy z nas coś ma. Kontrola badań jak najbardziej wskazana i leczenie u lekarza do którego mamy zaufanie ,to podstawa. Sterydy brać w ostateczności , chociaż dają rewelacyjne wyniki , gdy organizm sobie sam nie daje rady.Przepis na pasztet rewelacyjny , dziękuje skorzystam .Dzisiejsza medycyna z Twoim problemem napewno sobie poradzi.Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńPasztet polecam z czystym sumieniem- po prostu nie jest mdły no i bez śladu bułki i wątróbki.
UsuńJeśli idzie o te wszystkie schorzenia typu autoimmunologicznego to one są leczone metodą podstawiania wiadra pod dziurę w dachu- łagodzi się tylko objawy i modli się, by się nie przyplątała następna choroba autoimmunologiczna - one są nieuleczalne. A do sterydów trzeba mieć zdrową wątrobę, a ja jestem po WZW typu B.
Miłego, ;)
"Jeść? Czy nie jeść?" hi hi
OdpowiedzUsuńPo zimie przybyło mi tu i ówdzie i może gdyby pojawiło się takie pytanie to bym schudła ale nie pojawia się... :(
Pasztet musi być pyszny. No widzisz, znowu krążę przy jedzeniu! :O
Droga Ann, życzę zdrowia, zdrowia i jeszcze raz ZDROWIA. Mnie też czekają w kolejnych miesiącach wizyty u kardiologa, okulisty i dermatologa. A ile nerwów przez nie stracę!
Ściskam mocno :*
Możesz zrobić wersję "light" tego pasztetu- karkówkę wieprzową zastąp udzcem z indyka a boczek wędzony zastąp wędzonym kurczakiem. Reszta bez zmian. I można to jeść nie z pieczywem ale ze świeżym ogórkiem lub zrobić sobie "zdrową kanapkę"- położyć plasterek pasztetu na plasterku jabłka. Ja często robię taką super kanapkę: plaster jabłka, plaster sera żółtego, plaster jabłka, plaster pasztetu lub mięsa na zimno.
UsuńSerdeczności;)
Manuskrypt Voynicha jest pokryty rysunkami, wykresami i niezrozumiałym pismem. Swoją nazwę zawdzięcza Wilfriedowi M. Voynichowi (pol. Michał Wojnicz), Amerykaninowi polskiego pochodzenia, antykwariuszowi i kolekcjonerowi, który w roku 1912 nabył rękopis od ojców jezuitów z Willi Mondragone we Frascati koło Rzymu. Do dziś manuskrypt uchodzi za jeden z najbardziej tajemniczych rękopiśmiennych zabytków średniowiecza, ponieważ jego autor, pismo oraz język do dziś pozostają nieznane.
OdpowiedzUsuńNa pasztet nie szkoda schabu? Nie za suche? Bardziej wilgotne mięso byłoby lepsze chyba np karkówka. Ja się przymierzam do pasztetu z wątróbki i drobiu.
No przecież ten pasztet jest ze schabu karkowego. Nie był za suchy, bo dodałam sporu tego wywaru i zmielonej razem z mięsem włoszczyzny.
UsuńTak za bardzo to pan Voynich Polakiem nie był, ponoć Litwinem raczej.
Te rysunki w Manuskrypcie są takie bardziej "od czuba". Co jakiś czas ktoś dochodzi do wniosku, że już rzecz rozszyfrował, a potem następuje cichutkie sprostowanie, że jednak nie za bardzo jest to prawdą. Ale miło jest poczytać o czasach gdy astronomia, astrologia i alchemia przenikały się wzajemnie.
Miłego, ;)