drewniana rzezba

drewniana rzezba

czwartek, 4 sierpnia 2016

Powrócili Hunowie

Według historyków państwo Hunów  rozpadło się w 453 roku nowej ery, wkrótce
po tragicznej śmierci Attyli.
Ale wcale a wcale nie jestem pewna, czy to pewna wiadomość, bo gdy miałam 13
lub 14 lat i byłam na wakacjach w Szczyrku, w każdą sobotę wieczorem pojawiali
się tam Hunowie.
Byli dowożeni autokarami, oprócz autokarów przyjeżdżały ciężarówki wiozące dla
Hunów olbrzymie beczki piwa, drewniane stoły i ławy i duuże kufle.
Hunowie najwyrazniej byli straszliwie zmęczeni, bo niektórzy nie byli w stanie
wysiąść z autokaru o własnych siłach, by wraz z pozostałymi kompanami
zasiąść czym prędzej przy  rozstawionych stołach i raczyć się piwem.
Gdy tylko w Szczyrku pojawiał się pierwszy autokar wszystkie dzieci wczasowiczów
były zaganiane w pobliże wynajętych kwater i miały surowy zakaz oddalania się z domu
lub przydomowego ogródka. Alert trwał od sobotniego wieczoru aż do wieczoru
niedzielnego.
Nie wiem czy Hunowie spali w autokarach czy też w jakichś stodołach, osobiście 
byłam pewna, że wcale nie spali ale ochoczo się wydzierali, tzn. śpiewali.
Nie  wiem czy znacie Szczyrk - to dość malownicza miejscowość rozciągnięta
wzdłuż typowej górskiej  rzeczki o nazwie Żylica.
Powiedzmy sobie  szczerze - atrakcji w tamtym czasie w Szczyrku było mało.
A raczej jeszcze mniej niż mało.
Żylica była idealnym miejscem do moczenia nóg a największą atrakcją dla dzieci
było brodzenie po kamykach z jednego brzegu na drugi, lub siedzenie na jednym z jej
progów i czekanie aż się pokaże narybek. Kolejną atrakcją było wdrapywanie się
połamanymi schodami na skocznię narciarską Skalite lub przechodzenie przez rzeczkę
zdewastowanym mocno dolnym kawałkiem drewnianego zeskoku skoczni.
Deski groziły w każdej chwili złamaniem się i groził upadek do kamienistej rzeki.
Oba brzegi Żylicy były porośnięte dużymi kępami łoziny.
Poniedziałkowe poranki po odjezdzie Hunów były mało radosne.
Wiadomo było, że do wody można wejść tylko i wyłącznie w tenisówkach, bowiem
Hunowie z zapałem wrzucali puste butelki do rzeczki, gdzie złośliwie zamieniały
się w kaleczące stopy kawały szkła.
Zabawa w chowanego pośród krzaków łoziny też odpadała, ponieważ służyły one
Hunom za toalety lub miejsce odosobnienia do uprawiania miłości. Obie czynności
były uwiecznione pozostałościami -odchodami oraz...prezerwatywami. Bowiem były
to czasy, gdy nikt nie mówił ludziom, że używanie prezerwatywy jest grzechem.
Tym sposobem poniedziałki i wtorki były dniami przymusowych pieszych wycieczek
poza Szczyrk.
W środy brzegi rzeki były już oczyszczone, szkło z rzeczki wybrane a nas nie goniono
na  Skrzyczne, Klimczok czy też do Wisły.
Niestety zawsze nadchodziła sobota i świat pracy przyjeżdżał na wypoczynek.
Przez jakiś czas myślałam, że faktycznie Hunowie wyginęli.
Ale nie, nie ma lekko. Powrócili, tym razem w postaci beneficjentów kwoty 500+.
Dziś zadzwoniła do mnie  znajoma, która nieopatrznie wybrała  się (jak zwykle) nad
nasze polskie morze z wnuczką. Po trzech dniach pobytu miała dość - w tym roku
nad morze wybrali się Hunowie, którzy nigdy dotąd nie byli na żadnym wyjezdzie.
W związku z tym: zachlani tatusiowie gasili pety w piasku, mamuśki wysadzały
dzieci na plaży, zasypując potem dziecięcą kupkę piaskiem, dzieci bez przerwy
się gubiły i darły wniebogłosy, mamuśki występowały w pół negliżu, a wieczorem
trudno było znalezć trzezwego wczasowicza, niezależnie od płci.
Czwartego dnia  pobytu moja znajoma wraz ze  ślubnym i wnuczką porzucili
Bałtyk i wynajęli lokum 40 km od morza. Dobrze, że to była kwatera prywatna,
gdzie wynajmują od lat, więc zapłacili tylko za tydzień pobytu.
Rozumiem, że przyjechali ludzie, którzy nigdy nigdzie  dotąd nie wyjeżdżali na
żadne wczasy.Ale niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego dziecko było wysadzane
na plaży, skoro koło plaży są toalety i wystarczyło się po prostu kogoś zapytać?
Na to pytanie moja znajoma zna odpowiedz - bo w domu zapewne  wysadzają
dziecko  w piaskownicy, no a plaża to taka nieco większa piaskownica.
A pili - bo w domu też codziennie piją, więc dlaczego tu mieliby nie pić.
No cóż - Hunowie są jak Lenin- wiecznie żywi.

41 komentarzy:

  1. Znam Szczyrk i znam Żylicę. Jeździłam na kolonie do Buczkowic, które są przed Sczyrkiem, a do Szczyrku chodziliśmy na piesze wycieczki. To były lata 60te. Siermiężnie było. Schodziłam też całe Beskidy na przełomie lat 60tych i 70tych. Szlaki były mało uczęszczane i fajnie się chodziło. Od niemal 20 lat nie chodzę w góry, bo jest ogromny tłok. Najbardziej wkurzają mnie paniusie na obcasach, zaliczające górskie ścieżki, prowadzące od kolejek linowych do schronisk. Dalej się nie zapuszczają, ale i tak budzi to mój protest. I te wrzeszczące dzieci, i ci ordynarni ojcowie, i te zapaskudzone krzaki wzdłuż szlaków. Niestety, najazd Hunów w Beskidach trwa cały rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobraz sobie, że kiedyś utknęliśmy w wagoniku kolejki zjeżdżając z Klimczoka. Była silna mgła i obsłudze pomyliła się ilość pasażerów. Staliśmy tym wagonikiem dobre pół godziny- ciotka , ja i dwójka jej dzieci, 6 i 8 lat. A komórek nie było.
      Dobrze, że obsługa na dole zorientowała się, że
      zjechało mniej osób niż było wykupionych biletów w dwie strony. A komórek wtedy nie było!
      Jak się szło ze Szczyrku na Klimczok to po drodze był bardzo ładny drewniany kościółek Maryjny- skromniutki, naturalne jasne drewno i wszystkie tkaniny błękitne.Podał mi się, bo nie
      było żadnych kapiących złotem ozdób.Paniusie na obcasach to widywałam głównie w Tatrach, a do tego szorty, z których wychodziły dołem pośladki.
      I makijaż typu wieczorowego. Dawno nie byłam w Beskidach i już nie będę.
      Serdeczności;)

      Usuń
    2. Na Klimczok nie ma kolejki. Wagoniki są na Szyndzielnię. Na Skrzyczne są krzesełka podwójne. Wychodzi mi na to, że zeszliście z Klimczoka na Szyndzielnię, potem wsiedliście w kolejkę- wagoniki i utknęliście. Masakra. Dobrze, że wagonik, a nie krzesełko. Przynajmniej nie wiało po kościach, ale nie zazdroszczę tego strachu. Ja tak kiedyś przesiedziałam dwie godziny właśnie na krzesełkach na Skrzyczne. Jednak mi się nie nudziło, bo przede mną i za mną było doborowe towarzystwo. Cały las pod nami huczał od śmiechu, odbitego echem. A w ogóle to ja nie lubię kolejek górskich. Wszystkich.

      Usuń
    3. Tak, masz rację- wjechaliśmy na Szyndzielnię, potem ciotka nas pognała na Klimczok, potem znów do kolejki w dół.Z Klimczoka już schodziliśmy w lekkiej mgle, a potem to już było "mleko".
      A jadąc wyciągiem na Skrzyczne, już jako zupełnie dorosła osoba, przytrzasnęłam sobie kciuk i nie mogłam się uwolnić, wyzwolił mnie pan z obsługi gdy dojechałam na miejsce. A w krzesełku przed mną dziecko zgubiło 1 sandał i cały czas się darło z tego nieszczęścia.
      Gdy byłam w Szczyrku w wieku dziecięcym to zawsze musieliśmy lezć na Skrzyczne per pedes, podejrzewam, że wtedy jeszcze wyciągu nie było.
      Bałam się jadąc kolejką linową na Łomnicę.I chyba nie ja jedna się bałam, bo bardzo cicho było w wagoniku.

      Usuń
    4. Tam na górze, z Szyndzielni na Klimczok i z Klimczoka dalej, na przełęcz Karkoszczonka, są fajne trasy. Można z Karkoszczonki zejść do Brennej, a można też pognać na Biały Krzyż albo zejść do Szczyrku. Z klimczoka można też dojść na Błotny (Błatnię)i dalej do Jaworza lub bezpośrednio zejść do Brennej, albo Szczyrku. Tras skolko ugodno. Wszystkie zdeptane. Mnie przeraził wjazd na Palenicę w Szczawnicy. Strasznie stromy. Wynagrodziła mi to trasa do Wąwozu Homole. Cudo:)
      Ale do kolejek nadal nie jestem przekonana. Nawet na Czantorię wjeżdżam niechętnie.

      Usuń
  2. Najprzyjemniejsze dni na d morzem w sezonie to było przed rozpoczęciem sezonu i wrzesień, kiedy wszyscy wyjechali.
    Tak było 20 lat temu i widzę ,że nic się nie zmieniło czy co ??
    Nie przepraszam , jak byłam w zeszłym roku w Krynicy Morskiej i Stegnie, to muszę stwierdzić,że jednak po krzakach nie łażą , bo jest czysto ;-)))
    Wiedzą co to to jest WC... :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ubiegłym roku nie było gości z listy 500+. A okazuje się, że ta grupa jest zupełnie nie skażona w najmniejszym stopniu kulturą.Dostali pieniądze, więc rzucili się na wyjazd, bo nigdy ich nie było na to stać. Szkoda tylko, że poczuli się nad morzem jak u siebie i tak samo się tam zachowują jak na co dzień. Zajrzyj tam w tym sezonie, zapewne czysto już nie jest.
      Jeśli pojadę to ju z we wrześniu.
      Miłego,;)

      Usuń
    2. za 500 zł da się wyjechać nad morze, i to z dzieckiem? Czytałam wczoraj podobny artykuł ale do tego rodzaju "sensacji" podchodzę bardzo ostrożnie. Chamstwo i buractwo w zasadzie jest wszędzie, zawsze trafi się jakaś czarna owca i zakłóci spokój innym a na polskich plażach jest ogromny tłok więc tych "owiec" jest więcej. Kilka lat temu byliśmy w Kuklach, Suwalszczyzna, strefa ciszy, przepiękne jezioro, hotel, plaża dostępna tylko dla mieszkańców ośrodka. I obok hotelu pole namiotowe i domki, dość tanie. Tam właśnie odbywały się bezustanne libacje, wrzaski do białego rana, dzieci pozostawiane bez nadzoru, rodzice wrzeszczeli na nich gdy te się czegoś domagały a całe to towarzystwo pochodziło z Nowej Huty.

      Usuń
    3. Nad morze to jezdziłam często od 8 do 16 roku życia- co roku do Jastarni, najczęściej na dwa miesiące. Potem rzadko, ale nie pamiętam by na plaży królowało chamstwo i byli pijani ludzie, a zwłaszcza pijane kobiety. Owszem, widywało się panie w zwykłej bieliznie, ale nawet one pilnie strzegły dzieci by się nie zagubiły lub nie utopiły.Kiedyś, gdy byłam w Jastrzębiej Górze to jezdziłam regularnie 6 km w stronę Karwi by uniknąć tego dzikiego tłumu na dość wąskiej plaży w Jastrzębiej Górze. Nie sądzę by moja znajoma zmyślała- w każdym razie zrezygnowała z pobytu nad morzem i pojechała do rodziny.A była gdzieś w okolicy Rowów, dokąd jezdzi regularnie od lat.Przerażała ją ta ilość pijanych w biały dzień ludzi.
      Wez pod uwagę, że te 500+ spadło z nieba głównie rodzinom ,którym przysługuje 500+ razy ileś tam dzieci, ale przecież nie brali wszystkich dzieci ze sobą.
      Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że cała pomoc rodzinom wielodzietnym jest zle zorganizowana, bo tak naprawdę nikt nie wie dlaczego mają one kłopoty finansowe, dlaczego nie mogą pracy znalezć.Byłoby mądrzej dać im pracę a nie pieniądze bez żadnej kontroli na co je wydadzą.
      Powodzenie w tamtych stronach miały głównie kwatery prywatne,na ogół bez wyżywienia.Małe dzieci spały w jednym łóżku z dorosłym lub w swoim wózku.A wyżywienie zapewne było oparte na gofrach, frytkach i kurczakach z rożna.

      Usuń
  3. Okazuje się, że Hunowie mieszkają na moim osiedlu, a ich zachowania w różnych sytuacjach o tyle trudno zrozumieć, że podstaw obycia uczy sie nawet w szkole, ale może nieskutecznie?
    Na szlakach turystycznych też wszędzie widać Hunów, niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że aby nauczyć dzieci "dobrych manier" to szkoła musi mieć wsparcie w domu.Ale jeżeli dziecko na co dzień słyszy same niecenzuralne wyrazy a do tego mama i tata z trzezwościa niewiele mają wspólnego to szanse są niewielkie. Na naszym osiedlu zrobili nieco porządku z tymi wszystkimi, którzy notorycznie drinkowali a jednocześnie zalegali z komornym- po prostu ich przesiedlili na mniejsze mieszkania.
      Ja ciągle nie mogę pojąć jednej rzeczy- idą na wycieczkę, biorą wałówke, czasem naprawdę sporą, co jednak trochę waży. Potem siadają , zjadają wszystko i wtedy się okazuje, że te puste torebki śniadaniowe i puste butelki są znacznie cięższe niż przed posiłkiem, więc je wyrzucają, żeby się nie podzwigać. Cud natury , no nie?
      Miłego;)

      Usuń
    2. Dokładnie o tym samym myślimy, gdy widzi się puszki po napojach wciśnięte miedzy skały. Byłam kiedyś na plaży, brzydzi sie chodzić boso po piachu pełnym petów, brudnych pieluch, papierków po różnościach itd.
      Nie wiem ile trzeba akcji społecznych, programów aby zmienić mentalność ludzi...

      Usuń
    3. I nic dziwnego, że w trakcie akcji "czyścimy góry" ochotnicy zbierają tony śmieci.
      Wiesz, czasami mi się wydaje, że nic mentalności ludzi nie jest w stanie zmienić.

      Usuń
  4. Podobne dantejskie sceny odbywaja sie na Majorce, kiedy przyjezdzaja tam Niemcy. Przez dwa tygodnie urlopu nie trzezwieja, sami sr***ja na plazy, bo do kibla za daleko, rycza tak, ze nikt usnac nie moze. To sa dopiero Hunowie, co tam pincetplus z Polski, do piet im nie siegaja. Zreszta to dotyczy nie tylko Majorki, tak zachowuja sie wszedzie i sa niestety z tego znani. Jakos tylko w Niemczech potrafia sie hamowac, na urlopach nic nie rzadzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie biorąc Wyspy Kanaryjskie ciesza sie bardzo zła sławą- nie tylko Niemcy czują się tam zbyt swobodnie, Anglicy także. Dla nich wszystkich "Kanary" to taniocha, więc chleją na zabój i spotkać zarzyganego faceta w młodym wieku to tam normalka. A na Ibizie to podobno (nie byłam, nie widziałam)ćpają i spółkują niemal na ulicy, ledwie z dyskoteki wyjdą.
      Podobno również w naszym rodzimym Krakowie pijani Anglicy zachowują się skandalicznie.
      Co ciekawe wszędzie tam, gdzie ceny pobytu i konsumpcji są niemal takie same jak w ojczyznie to i Niemcy i Anglicy zachowuję się kulturalnie.
      Miłego;)

      Usuń
    2. Ups, Anabell! Majorka lezy troche bardziej w prawo w dol, w Balearach. :)))

      Usuń
    3. To prawda, ale nigdy nie słyszałam o turystach niemieckich na Majorce,za to ze złych zachowań słyną właśnie Wyspy Kanaryjskie.Nie wiem co tak prowokuje tych ludzi do robienia z siebie kretynów.

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Mnie na wakacjach najbardziej przeszkadzają Niemcy. Nie da się posród nich przebywać ani na plaży, ani na wycieczce, ani w restauracji, ani na spacerze. Wydzierają się aż uszy więdną, a restauracje szturmują pół godziny przed otwarciem. Menadżer restauracji hotelowej w Bułgarii mówił, że nawet stukają w zamknięte drzwi i drą mordy, żeby otworzyć. Są na bakier z higieną, bo grzebią łapami w jedzeniu, obmacują wszystkie bułki, ciastka, owoce itd... itp... Jak Niemcy są w restauracji, to inni turyści brzydzą się jeść.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam Niemieckich turystów w Albenie(Bułgaria)- upał jak 100 nieszczęść, z gorąca niemal omdlewam a Niemki w czarnych, jednoczęściowych, elastycznych kostiumach, z gołymi głowami, siedzą na plaży i śmigają na drutach jakieś robótki. W tym czasie panowie stoją przy kioskach z wódką i,zapewne w ramach chłodzenia się, piją wódkę z lodem.Oczywiście bez zakąski.Ja już od samego widoku byłam ciężko chora.
      W tamtych czasach turyści dolarowi/dewizowi byli w innych hotelach niż ci z bratnich KDL. No a gdy się czasy zmieniły to raczej ja jestem częściej u nich turystką i nie mogę narzekać. Fakt, że większość z nich znacznie głośniej mówi- widocznie nigdy nie obawiali się, że ktoś coś usłyszy i doniesie.;)
      Ale w Turcji, dostawałam szału, gdy był szwedzki stół, bo całe towarzystwo miętosiło w łapach pieczywo, grzebało w wędlinach, otwierało zamknięte kubki jogurtu by zajrzeć do środka i zostawić. Co śmieszniejsze- wystarczyło by przy stole stał kelner a wszyscy zachowywali się jak należy.W dziwnych obyczajach konsumpcyjnych przodowali Rosjanie i Holendrzy.
      Serdeczności;)

      Usuń
    2. Ja ich trochę "tresowałam" przy szwedzkich stołach i przez serwetkę, albo szczypcami wciskałam im te wymiętolone przez nich bułki i ciastka.

      Usuń
  6. Odkąd skończyła się komuna a dzieci wyrosły,nie jeżdżę nad morze w sezonie,jeżeli już to we wrześniu jak na emerytkę przystało :))Wrzesień to cudowny miesiąc,za każdym razem miałam piękną pogodę a na plażach cudowna cisza i spokój.Inna sprawa,że odkąd skończyła się komuna ,już nie mogę sobie pozwolić na morze corocznie,taka mała dygresja:))Pozdrawiam Aniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad morze, głównie na Półwysep Helski, jezdziłam "na okrągło" od ósmego do szesnastego roku życia.
      Zawsze było super, bo siedziałam tam dwa miesiące.
      Z własnym dzieckiem jezdziłam sporadycznie.Teraz też za często nie bywam, ale też jeżdżę tylko po sezonie.Znajomi jeżdżą zawsze w...pazdzierniku, do Juraty. I z reguły mają dobrą pogodę.
      Serdeczności;)

      Usuń
  7. Nie jeżdżę nad morze, choć mam stosunkowo blisko. Zapewniam, Hunowi opanowali większą część kraju. Mieszkam sobie na skraju puszczy. Okoliczne parkingi dla podróżnych, mimo że z kilkoma koszami na śmieci, to czasami jak obraz po ŚDM czy Woodstock. Nawet gorzej, bo przewagę stanowią pieluchomajtki...
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej mnie wnerwiają te sterty śmieci domowych + zużyte sprzęty AGD wywożone do lasu. Podobno przoduja w tym...posiadacze działek rekreacyjnych. Każde gospodarstwo domowe produkuje niesamowite wprost ilości odpadów, a ci co siedzą na działkach od maja do końca pazdziernika zamiast płacić za wywóz śmieci odpowiednim służbom wywożą swe śmieci do lasu.
      Ci "przyzwoitsi" zabierają śmieci do swego miejsca zamieszkania co też nie jest w porządku, bo generują więcej śmieci niż ilość, za usuwanie której płacą służbom miejskim.
      A wydawało mi się, że teraz są dołączane do pampersów torebki na spakowanie gdy zużytych.
      W fajnym miejscu mieszkasz, szkoda, że nie prowadzisz pensjonatu;)
      Miłego;)

      Usuń
    2. Nie wiem, czy bym wytrzymał z śmiecącymi wokoło pensjonariuszami :) A miejsce naprawdę fajne. Polecam Ci w sekrecie mój folder: http://seniorzy24.pl/ziemia-lubuska/
      Przy czym, być może, w zalewie tych komentarzy, umknie wszystkim moje prawdziwe nazwisko i imię (tylko do Twojej wiadomości)
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Najlepiej jednak by było, abyś po lekturze ten komentarz skasowała. Byłbym wdzięczny :)

      Usuń
  8. To nie program 500+ jest winien ogólnemu schamieniu społeczeństwa, tylko folgowanie łobuzerii w szkołach i bezstresowe wychowanie, które nam zaserwowano w imię poprawności politycznej. Widziałem coś takiego we Władysławowie, zanim ktoś pomyślał o jakimś 500+. Pisząc że Hunowie to beneficjenci 500+ tak trochę naginasz fakty, chamstwo dorwało się do kasy o wiele wcześniej, a nie jak chciałyby dzienniki opiniotwórcze, których dziennikarze takie bzdety wymyślają.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wychowałam swa córkę bezstresowo - żadnych wrzasków, żadnych klapsów. To co obserwuję od lat to wynik nie tyle bezstresowego wychowania co kompletnego braku wychowywania dzieci.Rodzice są zdania, że dzieci powinna wychowywać szkoła, szkoła zaś uważa (i słusznie), że to domena rodziców.Sama na własne uszy słyszałam, jak mamusia idąc do szkoły z synkiem,bo była poproszona o przyjście, dopytywała się dzieciaka -cytuję:" Co ta k... od ciebie chce, że mnie wzywa".
    Przeżyłam już peerelowskie najazdy Hunów na ośrodki wczasowe,przeżyłam widok wycieczek w Tatry panów w odświętnych garniturach, półbutach i z teczkami zamiast plecaków, przeżyłam widok pań w bieliznie nie mającej nic wspólnego z plażowaniem, ale nie widziałam by ktoś dziecko na plaży wysadzał by zrobiło kupkę.
    Od wielu lat nie jeżdże nad Bałtyk, ale moi znajomi tak i zapewniają, że tego co widzieli w tym roku to jeszcze nigdy nie widzieli. Owszem- zabadzgani faceci w godzinach wieczornych bywali często, ale nie zalani w pół trupa w dzień wespół ze swymi połowicami też mocno przytrutymi.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam, jak pewna mama wysadzająca dziecko, której zwrócono uwagę, odpowiedziała: a w czym kupa dziecka gorsza od psiej? Lepiej załóżcie pampersa swojemu psu zamiast podpatrywać, co robi dziecko. Tak na dobrą sprawę, to też miała rację.

      Usuń
    2. Ja też nie muszę dawać klapsów swojemu synowi, ale to nie w tym rzecz. Może słusznie zauważyłaś, że o brak wychowania w ogóle, bo przecież nakazy i zakazy też stresują, a i trudno uzyskać wychowanie od rodziców, którzy go nie mają.
      Brak ogólnego ostracyzmu dla chamstwa sprawia, że miejsca publiczne, wypoczynkowe stają się ludzką kloaką.

      Usuń
    3. @alElla- uwielbiam psy, ale nie na plaży pełnej ludzi.Zresztą pies nie lubi leżenia godzinami w pełnym słońcu a i zdrowe to dla niego nie jest. Czym się różnią odchody jedne od drugich? Składem bakteryjnym ale jedne i drugie są na plaży niedopuszczalne.
      @Rademenesll - denerwuje mnie w Polsce to, że w gruncie rzeczy jest ciche przyzwolenie na chamstwo, trochę na zasadzie: ja nie umiem komuś nawymyślać, ale ten cham umie, to niech wymyśla. Podobnie jest z pijaństwem-"ojej, człowiek trochę wypił , no to co?"
      "Jechał po pijaku? No i co, przecież nikogo nie przejechał".
      Wiesz, dla mnie to wszystko są efekty ciągłego równania społeczeństwa w dół w imię wydumanej sprawiedliwości społecznej. Wszyscy zapominają, że rodzimy się równi, ale nie jednakowi.
      Miłego;)

      Usuń
  10. "Hunów" jest dostatek i będzie tego dostatku coraz dostatniej. Niestety 500+ temu nie zapobiegnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem doskonale, że wiele rodzin w Polsce cierpi niedostatek ale denerwujące jest to, że zamiast dać do ręki przysłowiową wędkę by sobie sam ryb nałapał, daje się albo już usmażoną porcję ryby lub pieniądze, nie sprawdzając jak zostały wykorzystane.
      Miłego;)

      Usuń
  11. Pomijając Hunów, Szczyrk był dla mnie w dzieciństwie stałym miejscem spędzania części wakacji, mieszkaliśmy zawsze na tej samej kwaterze bardzo blisko dolnej stacji wyciągu krzesełkowego. Och, pamiętam jak tata wchodził pod wodospad na Żylicy, a ja też chciałam... a jeszcze bardziej pamiętam niemal cowieczorne picie naszych gospodarzy, górali - i późniejsze wrzaski i chyba bicie, za mała byłam by wiedzieć dokładnie, co tam się działo. A w końcu przestaliśmy tam jeżdzić, bo mama też to słyszała i się po prostu baliśmy. Sam Szczyrk stawał się coraz bardziej zapyziały, górale grodzili zimą trasy narciarskie, nie było gdzie zaparkować samochodu... dawno tam nie byłam, chociaż mieszkam stosunkowo niedaleko, wolałam jeżdzić do WIsły albo do Ustronia.

    OdpowiedzUsuń
  12. My raz mieszkaliśmy w pensjonacie orbisowskim (o infantylnej nazwie "czerwony Kapturek") na górce i stołowaliśmy się na dole w Patrii, a potem mieszkaliśmy w domu vis a vis PTTK. Miejsce straszliwe, bo to na samym skrzyżowaniu głównych ulic, a raczej dróg..Kilka lat pózniej mieszkałam właśnie w okolicy dolnej stacji wyciągu. Byłam zaskoczona, że Szczyrk tak mało się zmienił w ciągu kilku lat. Jedyną atrakcją było to, że sobie przytrzasnęłam kciuk zamykając krzesełko wyciągu.Na szczęście palca nie złamałam.I to był mój ostatni kontakt ze Szczyrkiem.
    Potem na wiele lat zamieniłam Beskid na Tatry.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  13. O matkobosko! Nie wiem, jak będzie na Mazurach, gdzie się pojutrze wybieramy, ale wiem, że takich Hunów to i ja się obawiam. Staram się myśleć pozytywnie, że tam, gdzie my, ich nie będzie.
    A jak będzie, to się okaże.
    Uściski! Wesoła ozdóbko grobowca, który mi wzniosłyście pod najnowszym postem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, to w tych kręgach Mazury nie cieszą się wielkim uznaniem- pokutuje raczej opinia, że nie ma po co jechać bo: " na dole woda, z góry woda a człowiek mokry w środku".
      Poza tym, żeby było naprawdę ciekawie musieliby wydać pieniądze na wypożyczenie sprzętu pływającego i potem nie byłoby środków na procenty, nawet te najtańsze. Pod tym względem lepsze jest morze- już samo w sobie jest atrakcją.
      Bawcie sie dobrze na tych Mazurach,:)

      Usuń
  14. Co do dawania ryby zamiast wędki się zgadzam, co do 500 plus się zgadzam i wychowania poprzez bicie i picie także. Ale co do kup się nie zgadzam. :)) Otóż widziałam w Szkocji w pobliżu Góry Króla Artura :) czyli wygasłego dawno wulkanu, na zielonej trawce, dużej zielonej trawce :) ludzi wypoczywających a miedzy nimi psy biegały całkiem bezstresowo bo bez kagańców. Nad cudną rzeczką, płynącą bystro przez miasto, gdzie ptactwo wychodzi na brzeg jest mnóstwo kup a pomiędzy nimi, gdzie jest wolne miejsce rozłożony ręcznik i jakiś człowiek sobie książkę poczytuje, albo po prostu leży. Są ławeczki a i owszem często bardzo są, ku mojej radości, ale połowę z nich zajmują kupy mew. Tam w Szkocji psy chodzą na smyczy w autobusach i w mieście, nad brzegiem morza leci toto luzem i czasem liźnie przechodnia po ręce.
    Patrząc na te ptasie kupy i ostrożnie chodząc, pomyślałam że dla nas takie odchody nad rzeczką w mieście przecież, byłyby nie pomyślenia, ileż byłoby krzyków o sprzątanie. Ale nikt nie nadąży sprzątać za tymi kaczkami gęśmi łabędziami perkozami i mnóstwem innego tatałajstwa :) więc koegzystują psy ptaki ludzie i dzieci. Nie ma epidemii i chorób. Dzikie zwierzęta korzystają z plaży i ziemi załatwiając swoje potrzeby, pijąc wodę z jezior i rzek, bo ziemia i woda tak samo dla nich jak i dla nas jest. Krzyku mnóstwo było gdy do jeziora wszedł pies napić się wody, wrzask chóralny się rozległ, tu się dzieci kąpią, pies do wody nie ma prawa wchodzić, woda należy tam tylko do ludzi. Ot bakterie ludzkie dobre psie i innych zwierząt złe, zarażą i zabiją ludzi. Bardzo czyściutkich ludzi.
    Co do Hunów się zgadzam Aniu, to taka nasza zła przyszłość się szykuje, patologia rodzi patologię, niestety. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - odchody ptasie. To faktycznie zbiór wszelkich szkodliwych drobnoustrojów. To przez nie tak szybko rozprzestrzeniają się epidemie ptasiej grypy. A choroby naszych psów -nie sprzątane przez właścicieli odchody z trawników dają dochody weterynarzom, bo przenoszą różne psie choroby. Szczepionki, które dostają psy nie zapobiegają w 100% zachorowaniu, ale jeśli pies zachoruje nie zejdzie, bo przebieg choroby jest łagodniejszy i leczenie daje pożądany skutek. Jest spora różnica pomiędzy fanatycznym przestrzeganiem higieny a rozsądnym unikaniem nikomu niepotrzebnych komplikacji.
      Odzwierzęce choroby są grożne dla ludzi, np.
      toksoplazmoza, wąglik, niektóre odmiany tasiemca.
      Bardzo często ludziom nigdy nie przychodzi do głowy, że ich dolegliwość może być związana właśnie z ich kontaktem ze zwierzęciem lub jego odchodami.Niestety połowie lekarzy też nie.
      Miłego Eluś;)

      Usuń
  15. Dodam, że tych Hunów jest coraz więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najbardziej plenna część narodu- każdego. Plenią się niczym chwasty w ogrodzie. Wielu z nich stosuje mimikrę, czym myli współobywateli.
      Miłego;)

      Usuń