drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 5 lipca 2017

Dobra zmiana.......

......w pewnym  szpitalu.
Wyszłam  z domu tuż po 9,00, by dwoma autobusami pokonać drobne 6 km,
dzielące mnie od przyszpitalnej przychodni endokrynologicznej.
Nie wzięłam samochodu, bo w tych godzinach znalezienie miejsca na ich
parkingu jest cudem.
Gdy zdyszana dotarłam pod gabinet okazało się, że endokrynologia po raz
kolejny została przeniesiona w inne miejsce. To już piąta zmiana lokalizacji
tegoż gabinetu. Szybko obliczyłam średnią arytmetyczną - wypadło, że co
osiem miesięcy gabinet  jest przenoszony w inne miejsce- zapewne lepsze,
zdaniem zarządzających.
Z lekka  zaklęłam, pomaszerowałam przez zatłoczony korytarz wzdłuż
gabinetów rtg, rezonansu, tomografii komputerowej, gipsiarni, chirurgii.
Z przykrością zauważyłam, że znów ktoś zapomina, że pacjent stary i chory
nadal jeszcze jest człowiekiem i powinien być traktowany z  szacunkiem, a
oczywiście nie jest.
Nie wiem co za debil wymyślił, by szpitalni pacjenci oczekiwali na swych
łóżkach przed gabinetami (wyżej wymienionymi) razem z pacjentami
" z miasta". Na łóżkach leżą starzy, często mało przytomni chorzy- najczęściej
sami, nie wiedząc po co tu są, bo salowe, które pacjenta przywiozły z oddziału
ustawiają łóżko z pacjentem "w kolejce" i gdzieś znikają.
Ci "z miasta" przypatrują się im ze zdziwieniem lub odrazą - no cóż widok
półnagiej starej, potarganej kobiety nie jest miły dla oka i nie każdemu
wtedy przychodzi na myśl, że zapewne będąc w jej wieku i stanie  raczej nie
będzie wyglądał lepiej.
Nagminne jest wożenie pacjentów nagich do pasa, bo mają poprzylepiane
elektrody- zupełnie tak, jakby nakrycie starej , chorej kobiety chociażby
wiskozowym jednorazowym prześcieradłem przerastało możliwości szpitala.
Gdy bywałam dzień w dzień na kardiologii zachowawczej (było to osiem lat
temu) interweniowałam  i nawet pomogło, niestety w nawyk nie weszło.
Pani doktor, u której dziś byłam , przy każdej wizycie stara się wrzucić mi
między wierszami, że jest wszechstronnie wykształcona i raczej się tu marnuje.
Naiwna  kobieta  dwa lata temu usiłowała mnie też przekonać, że gdy wygrają
pisuary sytuacja w lecznictwie ulegnie znacznej poprawie.
Dziś ową  Wszechstronnie Wykształconą poinformowałam, że wyjeżdżam,
bo mój mało inteligentny mózg nie jest w stanie ogarnąć tych wszystkich dobrych
zmian i w związku z tym proszę o wydanie mi, dla mego przyszłego lekarza
karty informacyjnej, w języku niemieckim lub angielskim, lub..... po łacinie.
Pani łypnęła na mnie spod oka, coś  chwilę pisała, następnie podała mi złożoną
 na cztery części kartę, podała rękę i życzyła dobrego zdrowia.
Ta wszechstronnie  wykształcona osoba napisała wszystko po polsku.
I niech mi ktoś powie na czym polega jej wszechstronność, skoro nawet nie
wpisała łacińskiej nazwy???? Przecież tego uczą się studenci medycyny!
Dumając nad pojęciem "wszechstronnego wykształcenia" postawiłam sobie
taksówkę i w 10 minut byłam w domu.
I dobrze, bo już była godzina 13,00.

35 komentarzy:

  1. Leżałam prawie tydzień na nefrologii w szpitalu, który opisujesz. Worki z moczem śnią mi się do dzisiaj, mimo że minęły trzy lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam leżałam na chirurgii ogólnej aż 3 dni na laparoskopii pęcherzyka żółciowego- 6 lat temu. Było super, bo oddział był po remoncie, sala dostała własną łazienkę, chirurg super, pielęgniarka opatrunkowa- super.
      A kiedyś na nefrologii leżała moja koleżanka- całą dobę ciurkała woda z kranu w umywalce, bo lekarz uważał, że ten dzwięk mobilizuje nerki do wydzielania moczu.
      Miłego;)

      Usuń
  2. Az się roześmiałam gorzko przy czytaniu o Twojej prośbie. Nie wiem czy bardziej rozśmieszyło mnie, że prosiłaś o język współczesny czy że (też) o łacinę. Ale głęboko wierzę, że gdzieś są ci naprawdę wszechstronnie wykształceni lekarze, nie tylko konowały mocne w gębie i zadufane w sobie. Chcę wierzyć :/

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci bardziej wykształceni pracują w prywatnych szpitalach albo już dawno stąd spłynęli.Ostatnio mój leżał na koszt NFZ w prywatnym szpitalu. Czysto, cicho dostatnio, przestronnie, pielęgniarek dużo i takie bardziej anielskie, lekarze super- pełna fachowość i kultura.

      Usuń
  3. Poraża mnie taki opis. Kiedy mama leżała w szpitalu też wiele widziałam. Nie rozumiem... no, nie rozumiem, dlaczego ludzie pracujący w szpitalu tak traktują chorych, zwłaszcza starych. Jest to okrutne znęcanie się nad bezsilnym starym, chorym człowiekiem. Bezmyślne upokarzanie chorych, którzy nie potrafią upomnieć się o swoje. Nic szpitalnego personelu nie usprawiedliwia. Nic. Ani wypalenie, ani zmęczenie, ani zły humor, czy upierdliwość pacjentów... nic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No normalnie aż mi się słabo zrobiło, gdy szłam tym korytarzem.
      Jedna z pacjentek wyglądała tak, jakby już była martwa, ale może tylko była nieprzytomna?
      A może spała.I jak można taką pacjentkę zostawić samą bez opieki? To nie tylko bezduszność ale i zupełny brak wyobrazni.
      No ale nie podejrzewam, że coś się zmieni, zwłaszcza z okazji dobrej zmiany.

      Usuń
  4. O na pewno będzie lepiej jak usunięte zostaną te ,,nierentowne" i ,,okropne" szpitale, a zostaną tylko te cacy. Kolejki z wieloletnich staną się kolejkami liczonymi w długości życia człowieka chyba. Nie ma się co słuchać takich zapewnień, bo ci co tak mówią to nie wiedzą chyba jak to może wyjść. I to na złe nam wszystkim.

    Dziś byłem w przychodni u mojej pani endokrynolog, wyniki mam już bliskie normy, TSH 1,5. Pozostałe czyli ft3 i 4 też w normie już. Też napotkałem na absurd jeśli chodzi o panią kardiolog (do której chodzę także), miała pojawić się o godzinie 14, przyszła o 16. Rejestracja nic nie wie, za pięć czwarta przychodzi łaskawie jedna pani i mówi, że pani doktor będzie za godzinę. Pani doktor była pięć minut później. Nie powiedziała ani słowa, dlaczego w taki sposób pracuje. A nad tym wszystkim powiedzmy, że górował napis z plakatu zachwalającego sieć szpitali: ,,Każdy pacjent jest dla nas ważny" (napis podkreślony na czerwono, gdyby ktoś nie wiedział jak dla NFZ-u czy Ministerstwa jest on ważny jako pacjent).

    Oj aż tak to raczej nie planuję, te studia będą ostatnimi jak na razie.

    Teraz niektórzy kombinują ile mogą, byle tylko okulary nosić, nawet z tymi szkłami ,,0". :) Czyli wytyczyłem modę wiele lat temu już.

    Fiu, fiu. To mam nadzieję, że i mi się już wada wzroku zatrzyma na dłużej.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam TSH 1,77 i chociaż powiedziałam, że wyjeżdżam dostałam skierowanie na USG.Ta to się z reguły mało spóznia, ale taka jedna w szpitalu bielańskim pracowała teoretycznie od 8,00 a przyjeżdżała na 9,00 lub 9,30, za każdym razem nadając tekst: "przepraszam, ale straszne korki dzisiaj". A tak naprawdę wstawiała dziecko na 8,30 do przedszkola.
      Bierz maxiluten systematycznie. Stabilizuje.
      Miłego;)

      Usuń
  5. Niepotrzebnie sie stresowalas :) Lekarze w Niemczech i tak nie wierza w te swistki i robia nowe badania, czy przeswietlenia. Chyba, ze masz cos wszczepione, jakas proteze, albo co, to chca nazwe, co to jest. Mozna odpowiedziec ustnie, uwierza :)
    A lekarz rodzinny nie wysyla mnie do endo, sami robia badania lab.i USG na miejscu i diagnozuja.
    Szkoda tych godzin! Lepiej bys jeszcze troche pokoralikowala :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas teoretycznie też tak jest - to znaczy na początek rodzinny zleca badania podstawowe w danej specjalności, ale sam nie zapisze leków endokrynologicznych.Endokrynologia to bardzo trudna "działka" i samo przeszkolenie nie wystarcza.Usg tarczycy zrobię, ale nie w tym szpitalu, bo tu na endokrynologii jest kiepska ta co robi. Na ostatnim badaniu napisała mi, że mam stan po obustronnej operacji tarczycy co jest nieprawdą, bo miałam usunięty tylko jeden płat, który w początkowym stadium Hashimoto łaskawie odrósł. Poza tym z powodu Hashimoto tarczyca mi zanika, ale ten zanik nie jest jakiś planowy, kawałek po kawałku, tylko "wybiórczy"- w różnych miejscach płata następują ubytki, takie małe "ranki" i na USG dają obraz jak guzki i trzeba być naprawdę dobrym specem by rozpoznać co to jest. Jutro się zapiszę do jedynej dobrej w Warszawie lekarki.Jest genialna i tylko jej jednej wierzą wszyscy lekarze. Po prostu muszę wiedzieć ile jeszcze tej tarczycy mam.
      Wiesz, w kwestii własnej tarczycy i choroby Hashimoto to mam więcej wiadomości niż moja endo.
      Pokoralikuję, ale przecież muszę wreszcie to spakować;)

      Usuń
  6. Przykre, smutne i wrecz... zalosne :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Jest jak jest i raczej nic się tu nie zmieni na lepsze. A ludzie się dziwią, że tak chętnie stąd zmykamy;)

      Usuń
  7. Basia ma racje. Naucz sie na pamiec najwazniejszych rzeczy, jako i ja robilam na poczatku pobytu tutaj, a reszte lekarze zrobia sami. Acha, nie zapomnij karty czy ksiazeczki szczepien z Polski, to dosc wazne, chodzi o daty i rodzaj. Jak cos, zawsze sluze pomoca, zreszta pewnie Twoje dzieci beda z Toba u lekarzy, a jak nie, to jestem, mozesz dzwonic w kazdej chwili (nie zapomnij mi przypomniec, zebym dala Ci numery. Czy juz dalam?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tylko książeczkę szczepień p. żółtaczce, coroczne p. grypowe nie są nigdzie odnotowywane tylko dają nam opakowanie po szczepionce.
      No i mamy epikryzy z pobytów w szpitalach (operacje) i tam są łacińskie nazwy, poza tym są drukowane a nie nabazgrolone odręcznie.
      Książeczki szczepień to mają tylko dzieci do lat 18.
      Nie podałaś mi numerów.Mój mail jest w moim profilu.
      Podobno w Berlinie jest sporo lekarzy rodem z Polski.
      No przynajmniej na początku będzie musiała być z nami córka.
      Tak na wszelki wypadek biorę ze sobą swoje leki na najbliższe 6 miesięcy, bo jeszcze nie mam załatwionej kasy chorych w Berlinie.
      Miłego;)

      Usuń
    2. Anabell, tam u Ciebie kaza mi sie zameldowac na jakies konto microsoftu, zeby w ogole maila napisac. Napisz do mnie, prosze na blondpantera@gmx.de

      Usuń
  8. I czy na pewno lekarz nie mógłby iść do szpitalnego pacjenta na konsultację? Logicznie myśląc, przecież to nie chodzi o dobro lekarza, on jest w pracy a pracodawcą jest pacjent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byli pacjenci na różne badania specjalistyczne, ale przecież powinno się ustalić inne godziny dla pacjentów szpitalnych a inne dla tych zewnętrznych. Żeby było śmieszniej to szpital ma kilka przenośnych aparatów rentgenowskich,, usg też można bez trudu przewiezć z jednego końca szpitala na drugi.
      Poza tym ci "z miasta" mogą temu półżywemu pacjentowi zawlec jakąś chorobę wirusową.
      Po prostu u nas myślenie jest towarem mocno deficytowym.

      Usuń
  9. rozumiem jeszcze wożenie pacjenta na łóżku do jakiejś aparatury, typu usg, czy jakiś tam inny tomograf... ale do lekarza jako takiego?... to on dupy nie może ruszyć i przelecieć się po oddziałach?...
    to ja miałem lepiej... trzy badania: usg, tomografia i rezonans przełożyły się na trzy trzydniowe turnusy szpitalne... a przecież mógłbym na te badania podjechać z domu... ale nieeee... miś wiecznie żywy...
    nie powiem, fajnie było... czterech na sali z klopem i łazienką i tylko tępa trójka z muzyką uratowała mi zdrowie psychiczne, bo sami idioci mi się trafili, jeden sadownik, który wciąż nadawał o jabłkach, drugi zaś świadek jehowy, a to wcale nie był oddział psychiatryczny... ma się rozumieć, iż krucafuks ze ściany zdjąłem na dzień dobry, nikt nawet nie pisnął w proteście... ale po ręcznik musiałem dymać do Lidla, bo zapomniałem z domu, fasowany był do ogarnięcia, owszem, ale dopiero nazajutrz, bo pani od tego sprzętu poszła już do domu...
    aha... to było jeszcze za poprzedniego reżimu, przed podłą zmianą...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aha... jedzonko było nawet na poziomie, tylko dlaczego bez warzyw?... nie jestem wegetariański, ale pomidorka lub rzodkiewkę chętnie przyswoję...

      Usuń
    2. To byli pacjenci właśnie do takich badań, ale nie rozumiem dlaczego ci "miejscowi" nie są wożeni na badania w innych godzinach niż ci przyjmowani " z miasta". Zapewne wystarczyłoby zarezerwować godzinę lub dwie dziennie dla pacjentów szpitalnych i zwiezć ich pod gabinet w czasie, gdy nie ma tam pacjentów " z miasta".
      Szpital dysponuje mobilnymi aparatami rtg, usg i echo serca, ale bardzo rzadko są one rzeczywiście mobilne.
      Powiedzmy sobie szczerze- naród nie ma zdolności organizacyjnych i wszystko wszędzie jest zawsze na wariackich papierach.Wieczna Wielka Improwizacja.
      Dlaczego bez warzyw? No nie wiem, zapewne z warzywami catering był droższy. Teraz już nie ma kuchni szpitalnych- nie opłaca się, są cateringi z zewnątrz.
      Miłego;)

      Usuń
  10. Przypomniałaś mi, że muszę iść na badania okresowe do poradni, gdzie bada się całe miasto! na samo wspomnienie jestem chora :-(
    Ale na razie staram się o tym nie myśleć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okresowych badań to ja Ci bardzo współczuję. Zawsze jest to kosmiczna strata czasu.
      Miłego;)

      Usuń
  11. Po prostu szczęka opada z bezsilności! A upokorzenie chorych, starych ludzi jest chamską podłością sadystycznego personelu.
    Skąd tylu chamów i prostaków!!!???!!
    Na rekonstrukcji przedwojennego wesela, kilkoro z Grupy rekonstrukcyjnej wycięło też numer na tym właśnie poziomie. Jak zaczęłam im zwracać uwagę, a potem krzyczeć, to patrzyli na mnie jak bym zleciała z księzyca. (Przed rozpoczęciem spektaklu rzucili się na jedzenie i picie podczas chwilowej nieobecności właścicielki i reżyserki wszystkiego. Okruchy, wypite butelki, bałagan na stole....dalej nie mówię) Akurat w tym domu NIGDY nikt nie wyszedł głodny, jeszcze dostaje się do domu wałówki z wędlin, chlebów, ciast. Długo by opowiadać.
    Aniu, jedź tam, gdzie życie jest bardziej normalne, chociaż to od nas taki kawał drogi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby Ci tu powiedzieć- to chamstwo i prostactwo zawsze było, tylko przed dobrą zmianą było mniej butne i nieco przerażone tym, że sobie nie daje rady w nowej rzeczywistości. A teraz wraca władza ludu- skądś już to znamy wszak.
      To może się komuś wydać dziwne, ale przestałam się tu dobrze czuć, powietrze mi nie służy i to co widzę i przeczuwam.Już raz żyłam w PRL, na powtórkę to już nie mam ochoty.
      Tę odległość można pokonać w kilka godzin, damy radę.
      Zakochałam się w Twoich motylach!!!!
      Buziam;)

      Usuń
  12. Nie wyobrażam sobie, jakie to musi być upokarzające dla tych obnażonych pacjentów na łóżkach oczekujacych na korytarzach - koszmarrr! Brakuje mi słów aby to skomentować, po prostu płakać mi się chce. I to, człowiek człowiekowi takie piekło funduje.
    Aniu, zmykajcie do B. jak najszybciej.
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy mnie dowiezli (choć mogłam chodzić)pod salę operacyjną panie salowe odarły mnie z koszuli i golutką wwiozły na salę, gdzie mnie litościwie okryła prześcieradłem jednorazowym pani anestezjolog.Pomijam już taki "drobiazg", że wywiad ze mną anestezjolog robiła dopiero na sali operacyjnej. I co z tego, że napisałam zażalenie?
      No właśnie- zapewne zemkniemy w końcu sierpnia lub na początku września.
      Buziam;)

      Usuń
  13. Dla mnie w szpitalach najgorszy jest widok ludzi w łóżkach na korytarzach leżących tam z braku miejsca. To jest okropne, żałosne i bardzo smutne. Zwłaszcza, gdy są po zabiegach, półprzytomni, zbolali. Ech, czy to się nigdy nie zmieni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem lepiej jest leżeć na korytarzu niż w przepełnionej sali,gdy odległość między łóżkami to zaledwie 50 cm.Pierwszy raz trafiłam do szpitala w wieku 17 lat, na chirurgii i leżałam na korytarzu- było całkiem zabawnie, lepiej niż w zakaznym na sali jedenastoosobowej.
      W położniczym byłam na sali ośmioosobowej, dobrze, że tylko 4 dni.
      Tu się naprawdę nic nie zmieni, nie mam złudzeń.
      Miłego;)

      Usuń
  14. Straszne to, co opisujesz :(. Chyba bym liczyla godziny dzielace od zmiany rzeczywistosci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, w niektórych aspektach życie tu bywa mało zabawne. I jest constans, więc mając tyle lat ile mam, powinnam już nie reagować. Podejrzewam, że mam coś zepsute w mózgu, skoro wciąż mnie to drażni.
      A ludzie się dziwią, że chcę wyjechać na starość.
      Miłego;)

      Usuń
  15. Smutne jest to, co piszesz - tym bardziej dla mnie, bo pracuję w szpitalu. Wiem i zdaję sobie sprawę, że służba zdrowia jest "chora", ale sama nie mogę za wiele na to poradzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest takie stare przysłowie- ryba cuchnie od głowy. Niesamowicie dużo zależy od każdego ordynatora oddziału. Jeśli jest dobrym organizatorem to nawet w ramach skromnych środków wszystko funkcjonuje jak w zegarku szwajcarskim.
      Osiem lat temu,w trakcie choroby mego ślubnego poznałam kilka naszych miejskich szpitali, między innymi starutki, ciasny szpital Chorób Płuc. W salach trzy osobowych było z reguły 5, 6 pacjentów, jedna łazienka męska , jedna dla kobiet, pacjenci również na korytarzach, ale- było czyściutko,pielęgniarki zawsze uśmiechnięte i dbające o pacjenta, lekarze chętni do udzielania pacjentowi wszelkich informacji na temat jego zdrowia, jedzenie zawsze ciepłe, dobrze wybrana firma cateringowa. Jeśli pacjent z powodu badań nie mógł któregoś posiłku zjeść o właściwej porze, zawsze dostał go wtedy oddzielnie, ciepły i zero narzekania, że trzeba było użyć mikrofali. Za to wielce renomowany instytut kardiologii miał świetne wyposażenie, wspaniałe pielęgniarki, lśnił czystością, tylko lekarze tej kliniki nie należeli do ludzi sympatycznych.Inna Klinika w tym samym instytucie miała bardzo miłych i kontaktowych lekarzy, ale "słabe" pielęgniarki.
      Doskonale wiem, że i praca pielęgniarki i praca lekarza są to zawody wielce stresujące i ciężkie- nie dość, że często trzeba działać pod presją czasu to jest kontakt z pacjentem, który też jest zestresowany, wręcz przerażony lub bardzo cierpiący i też często daje innym w kość. Ale pewne reguły traktowania pacjentów są niezbędne- nie wolno go odzierać z godności, nawet gdy jest już stary i z demencją.Personelowi często brakuje wyobrazni- wystarczyłoby gdyby siebie postawił w sytuacji starego, bezradnego pacjenta.A do tego nie są potrzebne dodatkowe nakłady finansowe.

      Usuń
  16. Ponieważ jestem kilka razy w miesiącu u różnych lekarzy i na rozmaitych badaniach, więc czas marnuję w tych dusznych poczekalniach od rana do popołudnia. Stwierdzam podobnie jak Ty bałagan,brak orientacyjnych godzin, nigdy nie wiadomo, czy i kiedy lekarz przyjdzie lub zejdzie z dyżuru, a nade wszystko łóżka ze starszymi ludźmi, którzy są praktycznie rozebrani.Bezduszność i tyle.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już myślałam, że to tylko ja mam fart oglądania takich scen.Poza tym zauważyłam, że wentylacja to w większości placówek medycznych jest czymś zupełnie nieznanym, zupełnie jakbyśmy byli w XIX wieku a nie dwa stulecia pózniej. Ja już nawet nie upieram się przy klimatyzacji, ale systemy wentylacyjne to przecież już od dawna były znane.
      Na początku tego roku mój był operowany w prywatnym szpitalu (na koszt NFZ). Każda wizyta w nim to była sama frajda- czysto, jasno, przestronnie, każdy pokój z węzłem sanitarnym, opieka mad pacjentem niemal od samego wejścia a lekarz był super.Różnica pomiędzy pacjentem NFZ a prywatnym polegała głównie na tym, że ten "prywatny" dostawał ręcznik i szlafrok ze szpitala, a ten z NFZ musiał sobie to przynieść z domu.
      Życzę Ci zdrówka i jak najrzadszych kontaktów z naszą służbą zdrowia;)

      Usuń
  17. Ostatnio modne są wywieszki, że godziny wizyt są tylko orientacyjne. To niczego nie wyjaśnia ani nie załatwia, ale pod gabinetem mniej niesnasek. Czekam teraz na wywieszki w sprawie klauzuli sumienia - może pod drzwiami zrobi się pusto?

    OdpowiedzUsuń