.....pakowaniu.
Wczoraj życie mnie zmusiło do przejrzenia dokładnie stosu kartek, karteczek
i karteluszków z moimi różnymi notatkami.
Czegoż tam nie było ! Na przykład tajemnicze numery telefonów - sam numer
telefonu i zero informacji czyj to numer. Kretyństwo, prawda?
Mnóstwo przeróżnych przepisów na ciasta, ciastka i ciasteczka i nie mogę się
oprzeć wrażeniu, że żadnego z tych przepisów raczej nie wykorzystałam, bo
wszystkie z epoki "kamiennej", gdy jeszcze konsumowałam gluten.
Pełno adresów internetowych z różnych branż. Cała masa szkiców biżutków,
z których większości nigdy nie zrobiłam, bo nie wpadłam na to jak to
wszystko razem posplatać by "miało ręce i nogi" i odpowiedni wygląd.
I wpadła mi kartka z tytułem "remanent w lodówce". Był to przepis, który
natychmiast wykorzystałam:
Składniki:
dowolna ilość kaszy gryczanej ugotowanej na sypko,
dynia, ok. 30-40 dag,
groszek cukrowy, może być mrożony,
1 duża pierś z kurczaka (filet),
sól, curry,kurkuma, cynamon, ziele angielskie.
Wykonanie:
kroimy w kostkę obraną dynię i wrzucamy ją do garnka z gotującą się
wodą, dodajemy curry,kurkumę, ziele angielskie, cynamon.Nakrywamy.
Filet kurczaka kroimy na kawałki i wrzucamy do gotującej się dyni.
Po 5 minutach solimy do smaku. Po 15 minutach dodajemy do gara
dowolną ilość zielonego groszku. Ja dodałam mrożony. Dalej gotujemy.
Próbujemy czy wszystkie składniki są odpowiedniej miękkości, w razie
potrzeby dodajemy jeszcze przypraw, zgodnie z naszymi upodobaniami.
Na głęboką patelnię typu wok dajemy łyżkę oleju kokosowego, wrzucamy
kaszę, nakrywamy pokrywką.
Gdy kasza już jest gorąca przekładamy do niej zawartość naszego garnka,
wszystko razem mieszamy, trzymamy jeszcze ze 3 minuty na ogniu,
przekładamy do miseczek i życząc stołownikom smacznego stawiamy na
stole.
W charakterze surówki zrobiłam mizerię.
Wrażenia smakowe mego męża: "jaka smaczna dziś ta marchewka!"
Bo on nie lubi marchewki w postaci "na gorąco".
Tyle tylko, że tam wcale nie było marchewki.
Dziś mam w planie urzędowanie w piwnicy. Trzymajcie kciuki.
Marchewkowa dynia:):):)Przepis fajny, ale ja od dawna nie widziałam nigdzie dyni. Nawet w dużych marketach. Chyba mnie zaraziłaś telepatycznie tymi porządkami, bo wprawdzie się nie przeprowadzam, ale od dwóch tygodni systematycznie "oczyszczam" dom z wszystkiego, co kiedyś chomikowaliśmy "na zaś". dzisiaj przejrzałam stare zasłony. Poodcinałam "dobre" kawałki, które wykorzystam na podszycie kilimków, a reszta fiuuuuu do kosza. Gabaryt zmniejszył się o połowę, a tym samym feng szui domowe trochę się poprawiło:):):)
OdpowiedzUsuńPomyślności w dalszym pomniejszaniu dorobku.
To chyba jakas epidemia, bo moja mama tez czysci mieszkanie z przyleglosciami, "zebysmy nie mieli za duzo roboty, kiedy ona odejdzie".
UsuńJa tez stale znajduje jakies karteczki z numerami telefonow, ale bez nazwisk. Wyrzucam, bo i tak nie wiem, czyj to numer.
Z biegiem lat uzbierałam 4 notesiki z numerami telefonów. Wszystkie cztery trzymam na wsiatkij słuczaj, chociaż z niektórymi osobami, których numery mam zapisane, na pewno jest mi już nie po drodze.
UsuńNa początku każdego roku przeglądam "kapownik" i przepisuję tylko te numery telefonów "z którymi mi po drodze".Jeśli z kimś przez rok nie rozmawiałam to raczej wątpliwe bym jeszcze miała o czym po tym czasie gawędzić.
Usuń@Pantera
UsuńTeż tak mówię po cichu jak Twoja mama, ale porządkowanie to nie jest moje ulubione zajęcie i najczęściej w połowie się poddaję. Teraz to mam nóż na gardle i muszę, choć wolałabym koraliki splatać lub pobawić się dekupażowaniem.
jakiś ponad tydzień temu kupiłem dynię w Biedrze... dodam jednak, że była ostatnia i bardzo mała /w sumie dlatego ją kupiłem/... środek poszedł na coś tam do woka właśnie, za to na powłoce potrenowałem sobie przed Halloween...
UsuńWidze, że walka z przeprowadzką trwa. Ale jak mówią: powoli a do przodu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Przez to, że wszystko trzeba okazjonalnie uporządkować to tyle czasu się z tym zmagam.
UsuńAle mi apetytu narobiłaś, krem z dyni robię , ale tego przepisu nie znałam, super...
OdpowiedzUsuńSkoro idziesz do piwnicy, to trzymam kciuki, to będzie jazda!Mój mąż, ile razy idzie do piwnicy robić porządki, to pół dnia go nie ma , a zmian nie zauważam...
Gdyby mój poszedł sam do piwnicy to niczego by nie wyrzucił- wszystko by pooglądał, pomacał, pogłaskał i dalej piwnica byłaby zawalona dobrem wszelakim a nieprzydatnym.To są nawyki z okresu PRL gdy wszystko trzeba było "zdobywać" i każda śrubka była na wagę złota.
UsuńTylko nie zrób marchewki zbyt miękkiej, powinna być nieco chrupka.
Jak widać przeprowadzka ma wiele uroków - człowiek poznaje siebie, gotuje nowe potrawy, robi porządki w miejscach, do których od wieków nie zaglądał. Czy chciałoby nam się to wszystko robić bez przysłowiowego bata? Właśnie mi uświadomiłaś w ile miejsc ja powinnam zajrzeć, a nie zamierzam póki co;-)
OdpowiedzUsuńPoprzednim razem +odbardaczaliśmy+ piwnicę przed remontem, w 1913 roku. I teraz znów była pełna, ale pomimo licznych protestów ślubnego udało mi się sporo rzeczy wyrzucić. Co chwilę musiałam mu przypominać, że wyjeżdżamy i raczej już tu nie wrócimy, a nawet jeśli wrócimy to i tak nie będziemy tych rzeczy używać, skoro od 4 lat leżą nieużywane. Nagadałam się okrutnie. I narobiłam się.
UsuńMój ma dynię jakiś radar ustawiony, i na cukinię też. Jakkolwiek bym ją poukrywała, poprzerabiała, zafarbowała i zmiksowała albo cokolwiek - poczuje i nie zje, bo nie. Nie dlatego, że nie lubi, po prostu nie bo nie. A ja lubię...Na szczęście lubi marchewkę:).
OdpowiedzUsuńDawno, dawno temu marchewka i dynia oraz ryż były u mnie na indeksie.Po prostu u mnie w domu rodzinnym nie używano żadnych choćby nieco ostrzejszych przypraw- ziele angielskie to była "najostrzejsza przyprawa" a marchewka i dynia nie wymagały żadnego gryzienia, tak były miękkie.Ryż natomiast był zawsze "na słodko".
UsuńNo ale już w dorosłym życiu dałam się namówić na zjedzenie ryżu w wydaniu kolumbijskim i marchewkę, która nie była surowa a była chrupka no i oczywiście z przyprawami indyjskimi, których zostałam wierną fanką. Czasem robię sobie na kolację chipsy z marchewki lub spaghetti marchewkowe. Frytki z marchewki też są niezłe. A do tego koniecznie, obowiązkowo curry, kurkuma, cynamon.
O kurczaki, to powiedzenia w tym wszystkim co związane z przeglądaniem różnych miejsc i rzeczy.
OdpowiedzUsuńNie miałem jeszcze przeprowadzki, jednak widzę nawet po głupim wyrzucaniu zbędnych rzeczy raz na jakiś czas ile może być roboty z przeprowadzką.
Dzięki za informacje, właśnie słyszałem już o tej przychodni, że tam można naprawdę zwalczyć dziadostwo po kleszczu.
Pozdrawiam!
Do tej przychodni trzeba mieć skierowanie od lekarza I kontaktu.
UsuńMiłego;)
Zabrzmiało jak dowcip :-)))
OdpowiedzUsuńMówisz ,że nie odróżnia marchewki ?? :-))
Zycie porządkujesz ?
W pewnym sensie porządkuję, ale głównie się pakuję bo się przeprowadzam.
UsuńNie rozpoznał, bo jedno i drugie jest na talerzu pomarańczowe a i do dyni i do marchewki daję curry, cynamon i kurkumę, więc smakowo to jest chyba nieco podobne.
W notesie, który zabrałam dziś na zebranie w przedszkolu wnuka, znalazłam numery telefonów, ale bez nazwisk czy imion. Lepsza jestem! Przepis na "marchewkową" potrawę bardzo intrygujący:)
OdpowiedzUsuńFakt, wygrałaś! W notesie mam zawsze "człowieka przypisanego do numeru", co nie znaczy, że dobrze zapisałam numer;)))
UsuńTakie karteczki z samym numerem to ja też zawsze znajduję przy robieniu porządków;) To masz tych atrakcji i większych i mniejszych i zabawnych w związku z tą przeprowadzką;)
OdpowiedzUsuńMnie strasznie dręczy gdy znajdę taką karteczkę- taki numer w nicość.
UsuńTaaa, przeprowadzka to niemal same atrakcje;)))
Dziś odkryłam prześliczny garnek kamionkowy, taki na ogórki i doszłam do wniosku,że go wezmę ze soba. Mąż zaraz przytomnie się zapytał: pusty czy z ogórkami???
Ha ha ha, ale parsknęłam śmiechem!
UsuńBardzo przytomne pytanie;)
Wyobrażam sobie minę dzieci gdybym przywiozła im kwaszone ogórki- pierwsze byłoby zdziwienie i zaraz podanie mi adresu polskiego sklepu, w którym można nabyć kwaszone ogórki.
UsuńAnabell to brzmi bardzo powaznie...to pakowanie :O Kiedy wyruszacie na podboj Niemiec?
OdpowiedzUsuńA takie karteczki widma to ja na biezaco znajduje... nie tylko numery telefonow ale liczby , jakies nic nie znaczace rzeczy...ktore kiedys napewno mialy sens o ktorym zapomnialam ;) jak robie porzadki to wogole zachodze w glowe po co mi tyle karteczek ...nie lepiej miec zeszyt? No ale ciagle na tych karteczkach pisze :D
Serdecznosci :*
Urszulko, brzmi poważnie, bo gdy się "stare drzewa przesadzają" w nowe miejsce, sprawa robi się poważna. Będę teraz o połowę bliżej od Monachium.Trzeba korzystać z faktu, że jeszcze nas nie wygrzmocili z UE i w związku z tym można się legalnie osiedlić.To już zupełnie niedługo.
UsuńWariant z zeszytem już przetrenowałam-sprawdza się tylko połowicznie, potem mam trudności ze znalezieniem tego w zeszycie. I nawet skorowidz się tu nie sprawdza. A tak, gdy już tonę w karteczkach, które leżą przy kompie, to raz na jakiś czas (np. ktoś ma przyjść i trzeba bałagan usunąć) robię remanent. Poza tym zauważyłam, że w tej kupie karteczek łatwiej odnależć to, czego się szuka niż w zeszycie.
Przyzwyczaisz sie <3 Dobrze ze bedziesz blisko najblizszych :) W sumie tam dom gdzie serce twoje i rodzina :) ja znow wszedzie gdzie sie loguje to zapisuje na karteluszach a potem szukam gdzie sie da bo jak zwykle poprzekladam robiac porzadki :)
Usuńkiedyś robiłem dżemy pomarańczowe z marchewki właśnie... nie wszyscy się orientowali, że z pomarańczy jest tam jedynie zapach do ciasta i nieco zmielonej skórki... generalnie jednak wszystkim smakowało...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Też robiłam taki dżem, ale nie z marchewki a z dyni.Doprowadzenie dyni do stanu "dżemu" zajmowało mniej czasu.
UsuńMiłego;)
P.S.
A kulki "czekoladowe" z płatków owsianych też "produkowałeś"?? Jak dobrze pójdzie ta za rok dwa być może trzeba będzie wyciągnąć te umiejętności z powrotem.
"kryzyski"?... tak nazywaliśmy wtedy te kulki... oczywiście, że robiłem...
Usuńnatomiast ten dżem marchewkowy a la pomarańcz to był eksperyment o wiele późniejszy, już w czasach żelfixu... przyznam, że wyniku mocno nie byłem pewny, poza tym dziwiło mnie, że nikt nie poznał, co to jest /a raczej nie jest/, bo ta masa sporo jednak odbiegała wyglądem od dżemu pomarańczowego...
za to ciekawe wyniki miewałem z różnymi wytłokami z klasycznej sokowirówki, żal mi było wszystkiego wyrzucać i zawsze mnie korciło, by coś z tego zmontować...
ale jeszcze ciekawszą drogą poszła kiedyś inna zakumplowana z nami para, gdzie on miał ambicje gorzelnicze... wszystkie wytłoki, warzywa, owoce wrzucał do balonu i gdy zacier był gotowy, przepędzał go... to nawet dawało fajne efekty, chociaż fraza "bimber z marchewki" brzmiała dość mocno dziwnie...
Tylko w tych porządkach nie zatrać się za bardzo. Może kilka karteczek warto zabrać ze sobą "na obczyznę" by dawny dom przypominały? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to gdybym tylko miała odpowiednią ilość gotówki to niczego bym stąd nie zabierała poza ulubionymi książkami, albumami zdjęć i kilkoma ciuchami by były na pierwsze dni życia w nowym miejscu. Wtedy jest znacznie łatwiej się przystosować do wszystkiego nowego. Bo dla mnie dom to nie miejsce i przedmioty a osoby, z którymi jestem.Poza tym życie oduczyło mnie sentymentalizmu i podążania do przodu z głową odkręconą do tyłu.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
To ja najuprzejmiej proszę nie wyrzucać karteczki z moim numerem telefonu, to znaczy nie kasować go w komórce.
OdpowiedzUsuńA zresztą - ja i tak do Ciebie zadzwonię w najmniej odpowiednim momencie...
:-)
Twój numer mam nie na karteczce a w notesie i w komórce.;)
UsuńNa razie większość z zaleceń Rodzicielka spełniła, w poniedziałek rusza na zabiegi, więc dopiero za jakiś czas będzie widać pierwsze efekty pewnie. :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś spróbuję ugryźć tę powieść. A na razie ,,Miłość w czasach zarazy" pochłonęła mnie dość poważnie. :)
Pozdrawiam!
Oj, my uwielbiamy dynię i cukinię też.Problem w tym,że mój mąż mięsożerny.Trzeba kombinować, żeby pogodzić.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą co też można znaleźć w czasie takich przeglądów :)
Pozdrawiam serdecznie
Ja też jestem mięsożerna, więc czasem robię cukinię faszerowaną mięsem.I często jest to zmielone mięso wędzonego kurczaka.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Przepis ciekawy, chociaż ja musiałabym kupić specjalnie dynię i groszek. Takich karteluszek mam miliony i po jakimś czasie utylizuję. Najlepiej byłoby to robić raz w miesiącu co najmniej, ale kiedy się nazbierają, to już potem jest klops i powstaje sterta nie do ogarnięcia.
OdpowiedzUsuńŻyczę, żebyś ty swoją ogarnęła, piwnicę też :)
Pozdrowienia!
To w sumie mam tak samo jak i Ty w kwestii spokojnego przeczekiwania ,,szału" na jakieś działania czy coś w tym guście. Świeżaki można dostać w sklepie z owadem w nazwie za zakupy za określoną kwotę (za bodajże 40 złotych dostaje się naklejkę, na maskotkę dużą potrzeba ich chyba ze 12, na małą odpowiednio mniej). Jakoś przy pierwszej edycji nie interesowały mnie te zabawki tak samo jak i teraz. A ze smartfonami ludzie ganiali za Pokemonami. :) Też nie zapałałem radością i miłością do tej zabawy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Od małego wkładano mi do głowy, by nie gonić bezmyślnie za tłumem. A już argument typu "wszyscy to mają" był automatycznie gwarancją, że ja tego mieć nie będę. No i popatrz, tak mi zostało;)))Wyobraz sobie, że jeszcze nigdy nic nie kupiłam w Biedronce. Raz nawet byłam, podreptałam po sklepie, podreptałam i wyszłam z pustym koszykiem. Jakoś nic a nic nie przyciągnęło mojej uwagi. I zawsze zastanawiam się co ludzie tam kupują.
UsuńPiotrek , a co to były te Pokemony? Bo nawet tego nie wiem.
Miłego;)
Kolor zmylił. :D
OdpowiedzUsuńEh wiem coś o pakowaniu! Właśnie jestem na końcówce remontu nowego mieszkania i wertuję i wrzucam wszystko do kartonów. Oczywiście przy końcu remontu wydałam wszystkie pieniądze, ale od czego jest pożyczka online :)
OdpowiedzUsuń