......za moment będzie po wakacjach. Odkąd mieszkam w Berlinie w ogóle nie mogę się połapać z tymi wakacjami, no bo każdy z Landów ma wakacje i ferie w nieco innym terminie. Pamiętam, że gdy byłam w Monachium, to ze zdumienia aż przecierałam oczy, gdy widziałam w sierpniu dzieciaki pomykające do szkoły z tornistrami na plecach. W pierwszej chwili to myślałam, że mam omamy wzrokowe. No ale dość szybko doszłam do wniosku, że to właściwie dobre rozwiązanie, że każdy Land ma w nieco innym terminie wakacje i ferie. Dzięki temu nie ma tego "wariactwa wakacyjnego", że nagle, jednego dnia cała niemiecka dzieciarnia zaczyna wakacje.
Gdy sięgam pamięcią wstecz, to niemal każde całe wakacje szkolne spędzałam nad morzem i najczęściej były to wakacje na Półwyspie Helskim, w Jastarni oraz na pełnym lądzie w Gdyni. Niedawno wyczytałam, że nazwa Półwysep Helski jest nazwą nieprawidłową, bo to wcale nie jest półwysep ale mierzeja, więc powinno się mówić Mierzeja Helska a nie Półwysep Helski.
Jak zwał tak zwał, ale dla mnie Jastarnia zawsze była ukochanym miejscem wakacyjnym. Nie da się ukryć, że plaże Półwyspu są piękne. Najbardziej lubiłam z tych miejscowości Półwyspu Helskiego Jastarnię. Plaża była szeroka , od "miasta" odgradzał ją las mieszany ale z przewagą drzew iglastych i wydmy. W lipcu było zawsze mnóstwo plażowiczów, większość miała "własne" na czas pobytu grajdoły, których wielkość zależała od liczebności rodziny. Każda rodzina zaraz pierwszego dnia przebywania na plaży "budowała grajdoł" na tyle duży by mieściła się w nim cała rodzina. A że nad Bałtykiem nie wieją ciepłe wiatry owe tak potępiane parawany były wielce przydatne, bo chroniły przed wiatrem. Ci z maluchami starali się o miejsce na grajdoł bliżej wody, bo było wiadomo, że maluchy będą aż do sfioletowienia ( to kolor skóry dziecięcia, które było sine z zimna) sterczały po kostki w zimnym Bałtyku, więc rozsądek nakazywał by rodzinny grajdoł był możliwie jak najbliżej wody, ale jednocześnie by nie tarasował drogi spacerowej wzdłuż brzegu morza, którą zawsze sporo osób dreptało - w obie strony.
Przez wiele lat nie było na plażach żadnych punktów gastronomicznych, za to wędrowali pomiędzy grajdołami sprzedawcy lodów ( tych na patyku) oraz sezonowych owoców ewentualnie gotowanego bobu.
Zdecydowanie brakowało infrastruktury typu toalety i łazienki, więc zdecydowana większość oddawała spokojnie mocz w wodzie lub udawała się na spacer do lasu poza wydmami. Tu należy się małe wyjaśnienie - piszę o sytuacji w latach 1950 - 1960. A rok 1959 był rokiem, w którym przez cały lipiec byłam w Jastarni jako opiekunka moich dwóch ciotecznych braci - jeden był 6 lat młodszy niż ja, drugi o półtora roku młodszy od tego sześciolatka, a ja jeszcze nie byłam pełnoletnia bo miałam raptem nieco ponad 15 lat, tylko wyglądałam na o kilka lat starszą niż to wskazywała moja metryka. Ja miałam być sama z braćmi przez cały lipiec, a w sierpniu miała przyjechać do nas nasza babcia, która mnie wychowywała. A mama moich podopiecznych była siostrą mego ojca.
Nieskromnie zauważę, że całkiem dobrze mi szła opieka nad chłopcami. Do godziny piętnastej siedzieliśmy na plaży nad pełnym morzem, potem szliśmy na obiad do pensjonatu w którym mieszkaliśmy a po obiedzie plażowaliśmy po drugiej stronie, czyli nad zatoką i albo wypożyczałam kajak i pływaliśmy kajakiem, albo szliśmy oglądać jak ćwiczą chłopcy, którzy mieli zamiar zostać marynarzami lub wędrowaliśmy przez las do Juraty, w której było wtedy jeszcze mniej atrakcji niż w Jastarni. W Jastarni to chociaż było kilka sklepów z pamiątkami, wędzarnia, centrala rybna, jakieś małe kafejki, kościół no i port, do którego zawsze przypływało sporo stateczków. Był też przed wojną wybudowany Dom Zdrojowy, w którym wieczorami można było zjeść kolację i potańczyć na parkiecie, który był na zewnątrz.
W sierpniu przyjechała babcia i wreszcie i ja miałam wakacje, w ramach których omal się nie utopiłam i to brodząc w wodzie sięgającej mi nieco wyżej pasa. Po prostu idąc trafiłam w jakiś dół i gdyby nie pomoc pewnego młodzieńca najzwyczajniej w świecie bym się utopiła. Ów młodzian w pobliżu poszukiwał muszelek ( tak twierdził) i zorientował się, że ja nagle zniknęłam. Przy okazji dowiedziałam się, że jeżeli w Bałtyku, niedaleko brzegu widać miejsce, w którym woda nie faluje, jest nieruchoma, to należy je ominąć, bo to właśnie jest nagła głębia. Ale do dziś nie mam pojęcia skąd się takie zagłębienia w dnie biorą. Bo ponoć one nadal istnieją. Nie wiem czy nadal istnieją, czy nie- po prostu nie sprawdzałam. Zakładam, że skoro o tym nawet napisano, to zapewne może tak jest.
Z owym moim "wybawicielem", który był rodem chyba z Legnicy przez kilka lat korespondowałam, ale nigdy więcej się nie spotkaliśmy.
A mój starszy wnuczek jest obecnie na obozie informatycznym i to całkiem niedaleko, bo w Poczdamie. Wszak po wakacjach rozpocznie zapewne studia na wydziale informatyki.
U mnie dziś niebo jasnobłękitne , w tej chwili nawet listek żaden nie drgnie, zero wiatru i +27 stopni więc- bez wyrzutów sumienia pożarłam porcję lodów ze szwajcarską czekoladą. Ale możecie mnie zabić - nie mam pojęcia czym się ona różni od innych gorzkich czekolad.
Miłych - dla Wszystkich-kolejnych dni tygodnia.
U nas w Dolnej Saksonii juz od czwartku w ubieglym tygodniu jest szkola i to wtedy, kiedy wreszcie pogoda sie poprawila po chlodnym i deszczowym lipcu.
OdpowiedzUsuńNigdy nie bylam na Mierzei Helskiej, choc nad morze czesto jezdzilam i bardzo tego zaluje, bo pewnie juz nigdy tam nie pojade. A teraz to juz w ogole pewnie do konca zycia nie bede mogla sobie pozwolic na jakikolwiek wyjazd.
Ja zupełnie się nie wyznaję w tych terminach wakacji, ale jak widzę to one chyba co jakiś czas się zmieniają, bo pamiętam, że w ub. roku to rok szkolny zaczynał się w trzecim tygodniu sierpnia, a w tym roku ma się rozpocząć 1 września. A zdaniem mojej córki to dzieci w niemieckich szkołach mają stanowczo za dużo wolnego czasu w porównaniu do dzieci w Polsce a na dodatek brakuje nauczycieli a poza tym to szkoły produkują....bezrobotnych.
UsuńZgadza sie, terminy dla poszczegolnych landow co roku sie zmieniaja, zeby nikt nie byl poszkodowany.
UsuńZgadzam sie w pelni, ze szkoly produkuja bezrobotnych, dodalabym debili.
Jako gość w tym kraju nie śmiałam tak dokładnie sprecyzować tego terminu;) Moi gdy się sprowadzali do Berlina z Monachium wpierw przeprowadzali wywiad w poszukiwaniu dobrej podstawówki i dopiero potem szukali w okolicy mieszkania. Bo nie da się ukryć, że szkoła szkole nie jest równa, nawet w stolicy.
UsuńTeraz całkiem ciekawe obozy organizują dla młodzieży. Wnuki mojej bliskiej koleżanki korzystały w tym roku z obozu piłkarskiego, tanecznego, a nawet półkolonii z nauką szycia.
OdpowiedzUsuńNie lubię pływać w morzu, czuję lęk przed falami, głębinami i innymi niespodziankami.
W wakacje jest nawet na osiedlu ciszej, a w mieście mniejszy ruch.
Tu od wielu już lat są takie przeróżne pobyty tematyczne dla dzieci i młodzieży. W moim odczuciu to bardzo dobry pomysł, bo pamiętam z dzieciństwa jak to było 2 razy na koloniach- nudy na pudy i w miesiąc 5 kg mniej na wadze. Ja tylko 2 razy w życiu byłam na koloniach i jeszcze dziś na wspomnienie robi mi się niedobrze.
UsuńBylam w tym roku kilka dni w Sztutowie i wiesz czego mi brakowało? No wlasnie lodów na patyku, jagodzianek itp od nawolywujacych sprzedawców. Wszystko się zmienia....
OdpowiedzUsuńJa byłam w tym roku kilka dni w Dziwnówku, ale to było jeszcze przed rozpoczęciem sezonu i jedyne co było fajne, to dom wczasowy z cyklu "De Lux" ze świetnym zakwaterowaniem na wydmach i znakomitą kuchnią. Na plaży wszyscy byli mocno "tekstylni" bo było....zimno.
UsuńJa tęsknię za morzem bardzo, kiedyś nad nim mieszkałam. W tym roku udało mi się na 4 dni wyskoczyć do Mielna, mało ale zawsze coś. Wiatry są ale o dziwo woda ciepła. Sprzedawcy po plaży nadal chodzą, mimo że knajpek całkiem sporo. 🙂
OdpowiedzUsuńMłody już na studia, ale leci 🫣
Młody w tym roku w styczniu skończył 16 lat i pewnie będzie najmłodszym studentem na roku, no ale gdy miał 5 lat poszedł do szkoły a na dodatek z I klasy przesunęli go od razu do III. Ja najbardziej lubiłam pobyty w Jastarni. Byłam raz w Mielnie, ale zapamiętałam głównie fakt, że był tłok na plaży.
UsuńU mnie tez jest roznie z wakacjami mlodziezy jako ze mamy wiele typow szkol - prywatne, katolickie , baptystow, episkopalne itp - i choc z grubsza terminy wakacji maja podobne to jednak rozne a ta roznica moze byc nawet dwutygodniowa.
OdpowiedzUsuńU moich wnukow nieraz rozpoczynaly sie i konczyly roznie bo uczeszczali do roznych gimnazjow, teraz tez - jeden w liceum , drugi jest studentem wiec ich wakacje za bardzo sie nie pokrywaja.
Na szczescie mnie to juz nie obchodzi, mam to za soba :)
Bywalam nad morzem (Elblag glownie bo tam mialam rodzine czyli darmowa kwatere) ale bedac gorska wolalam jechac w gory.
Zasylam moc pozdrowien.
Tu chyba nie ma prywatnych podstawówek, ale są prywatne przedszkola i żłobki, ale z tego co słyszałam to te prywatne nie zawsze są super. Jest sporo takich mini przedszkoli i wtedy jest grupa np. 10 przedszkolaków. U moich wnuków choć wiekowo jest między nimi różnica 2 lat i 40 dni, to "szkolnie" wygląda to inaczej, bo starszy trafił do szkoły w wieku lat 5, a na dodatek szkoła przeniosła go po pierwszej klasie od razu do trzeciej. No ja właśnie miałam w Gdyni siostrę mego ojca i dlatego często tam bywałam. Zresztą do dziś bardzo lubię to miasto. I wolę Gdynię niż Gdańsk. Ja fizycznie zawsze lepiej się czułam nad morzem niż w górach - to sprawa związana z moją tarczycą a zwłaszcza teraz, gdy jest jej już tylko1 mm.
UsuńŁezka się w oku zakręciła, na te Twoje wspomnienia bałtyckie. Wnukowi życzę powodzenia na studiach(wnuczka mojej siostry też się dostała na wymarzoną uczelnię), a Tobie wiele zdrowia. Uściski.
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć,że starość składa się głównie ze wspomnień, ale ten fakt dociera do nas chyba zbyt późno. Może gdybyśmy sobie zdawali z tego faktu sprawę to lepiej byśmy wykorzystywali dawany nam wcześniej czas i możliwości.
UsuńWspaniałe wspomnienia🙂 Czuć w Twoim opisie zarówno radość wakacji, jak i troskę o codzienne drobiazgi – od grajdołów na plaży, przez kajaki i spacery, aż po moment, gdy młodzieniec uratował Cię przed głębiną. To takie ciepłe i prawdziwe, że aż można poczuć zapach lasu, piasku i morskiej wody. I ta historia Twoich wnuków i codziennych małych przyjemności – lody, czekolada i błękitne niebo🙂
OdpowiedzUsuńTe wakacyjne obrazy dają ogromną radość i przypominają, że życie składa się z drobnych, niezwykłych chwil.
Masz stu procentową rację - życie nasze składa się tak naprawdę z różnych codziennych drobiazgów, tylko my często , zwłaszcza w młodości nie zdajemy sobie z tego sprawy. Przecież moje życie nie było pasmem jakichś super wydarzeń czy też przygód, często wręcz tchnęło nudą i moim żalem, że jest wręcz nudne i dopiero to wszystko, gdy jest się bliżej końca życia niż jego początku zaczynam doceniać piękno minionych chwil.
UsuńW Jastarni byłam chyba dwa lata temu. To był mój pierwszy pobyt na mierzeji helskiej. Bardzo mi się tam podobało i było tak, jak opisujesz. Jastarnia jest bardziej jarmarczna, że się tak wyrażę. Restauracje, stoiska, smażalnie ryb...dla mnie to jak jedna wielka plaża. Od strony zatoki surfująca młodzież na deskach z żaglem. Fajne miejsce. Mnie zauroczyła pusta plaża, no może nie pusta, ale nie zatłoczona...to było dla mnie cenne. Ludzie wolą cieplejsze wody i wybywają nad cieplejsze morza. Mi Bałtyk i jego plaże bardzo odpowiadają.
OdpowiedzUsuńNo cóż - woda w Bałtyku nigdy nie była ciepła i taka jest nadal. Poza Jastarnią raz "stacjonowałam" w Juracie ( ależ było tam nudno po południu) a raz w Chałupach, w Kołobrzegu, Mielnie, Pobierowie - tam to było absolutne dno, czyli spód naczynia, bo nie było pogody. Nad Bałtykiem bywałam też z dzieckiem a raz w czasie gdy kąpiel w Bałtyku była właściwie zakazana bo był skażony i codziennie gdzieś szpulowałam do innych miejsc bogacąc stacje paliw. Ale na pociechę - byłam też nad Morzem Śródziemnym - plaża w porządku - wygodne fotele, leżaki i łóżka ale woda nie powalała ciepłotą. Morze Czarne też nie było ciepłe, ale na plażę nie można było narzekać.
UsuńW morzu kreteńskim kąpałam się w październiku. Ciepła ta woda nie była , za to baaaaardzo słona. No i dno kamieniste, ale pogoda świetna. Słonecznie, cieplutko ale bez przesady...plaże nie zatłoczone. Tak to ja bym mogła.
UsuńNa Teneryfie w październiku , dokładniej na południu Teneryfy, było bardzo gorąco i plaże pełne....tak to bym nie chciała. Ale ludzie chętnie tam jeżdżą, bo tam jest właśnie gwarancja pogody.
Mi bałtyk przypadł do gustu ja go lubię nawet w niepogodę.
Kiedy chodzi o Juratę, to prawda jest nudna. Teraz to tam są pobudowane dość luksusowe pensjonaty i cisza, spokój, wysokie płoty...
Jurata zawsze była "ekskluyzywna", jeszcze od czasów przedwojennych, bowiem mieli tam swoje prywatne domy letniskowe ludzie tak zwani z wyższych sfer, czyli po prostu bogaci. W Jastarni domy były raczej własnością autochtonów, którzy wynajmowali letnikom pokoje, ewentualnie , jeśli domek był nieduży to i cały domek. Jastarnia była na początku osadą rybacką i ta część nosiła nazwę Jastarnia -Bór i to właśnie co bogatsi właściciele kutrów budowali w Jastarni domy pod wynajem dla letników. Ja byłam nad Morzem Śródziemnym w Lido di Jesolo - woda gdy była najcieplejsza to miała 26 stopni ale nie powiem bym ją odczuwała jako ciepłą. Ale w sumie było tam całkiem nieźle, kawiarnie i........sklepy były czynne najczęściej do 2 w nocy, a dyskoteki nawet do świtu. Plaża nie była zatłoczona, co lepsze domy wczasowe miały na plaży "swoje" leżaki lub łóżka oraz stoliki z parasolami. I był na plaży "deptak", czyli chodnik drewniany, czyli można było spacerować również w nocy plażą. No i wszystkie niemal hotele miały swoje baseny, nasz także.
UsuńWprawdzie nie w Jastarni, ale odwiedziłem tamte okolice. Z Gdańska pojechaliśmy sobie jeszcze na kilka dni do Władysławowa. Nawet namyślaliśmy się, czy nie wypożyczyć rowerów i nie zrobić sobie wycieczki do Jastarni, ale oboje stwierdziliśmy, że jest za gorąco i lepiej będzie schłodzić się w morzu.
OdpowiedzUsuńI dobrze zrobiliście, bo z Władysławowa to jeszcze ciut pedałowania do Jastarni, nie sądzę by droga była poszerzona by rowerzyści meli swoją ścieżkę. Było wsiąść w pociąg i pojechać na Hel i odwiedzić fokarnię. W Helu też jest ładna plaża. Co prawda mieliście samochód, ale nie wiem, czy się coś poprawiło z miejscami do parkowania. Bo gdy ostatni raz byłam w Helu, to przypłynęłam tam stateczkiem z Sopotu.
UsuńW zeszłym roku zrobiliśmy sobie taką wycieczkę. Przez całą Mierzeję Helską przeprowadzona jest ścieżka rowerowa. Samochodem się nie dojedzie, ze względu na permanentne korki. A na Hel próbowaliśmy pociągiem. Kupiliśmy bilety i czekaliśmy na peronie w gęstym tłumie. Gdy pociąg nadjechał, i ujrzeliśmy tych ludzi, upchanych wewnątrz jak sardynki i tych, którzy jeszcze próbowali się wepchnąć (z wózkami, psami i małymi dziećmi), jak na komendę wykonaliśmy w tył zwrot i z powrotem do miasta.
UsuńGdy ostatni raz byłam na Mierzei Helskiej to był "plan" by wpuszczać tylko tych, którzy mają zarezerwowany pobyt i mogą się "wylegitymować" zaświadczeniem, ale chyba było to zbyt trudne do przeprowadzenia.
UsuńAleż bym wyruszył nad polskie morze, choćby po to żeby przejść dłuższy spacer jakąś dziką plażą, a najlepiej o zachodzie słońca. Mieszkając przy górach nadmorskie wyjazdy są nie lada gratką, może uda się jeszcze coś we wrześniu wykombinować. Na Mierzei Helskiej byłem raz... te plaże, świetliste leśne pasy i rybackie domy do dziś wspominam z dużym sentymentem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
Maks- życzę Ci z całego serca byś "wylądował" na Mierzei Helskiej, z tym, że we wrześniu to już tam jest mniej uroczo, bo wiatr hula a słońce nie grzeje. Na ogół w połowie sierpnia lato zwija swoje manatki i pomału zaczyna stamtąd odchodzić. Serdeczności Ślę i życzę spokojnego stażu!!!
Usuń