drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 15 sierpnia 2010

47. Zmarnowane życie

Ponad trzy lata temu przytuptała do mnie bliska znajoma, załamana totalnie,
bowiem jej wnuczka postanowiła wstąpić do klasztoru.

W chwili podjęcia decyzji Asia miała 25 lat, więc może trudno tu mówić o
zbyt młodym wieku. Największy entuzjazm wykazali rodzice Asi, która od
samego początku sprawiała im kłopoty wychowawcze, co mnie zawsze
bawiło, bo oboje są psychologami. Coś chyba było nie tak z ich umiejętnoś-
ciami, skoro dziewczyna kilka razy uciekała z domu, miała kłopoty w szkole,
dwukrotnie zmieniała kierunek studiów i w końcu podjęła decyzję o pójściu
do zakonu. Asia , przepytywana przez babcię, powiedziała, że nie widzi dla
siebie miejsca we własnym domu, bo wie, że nie jest w stanie spełnić
oczekiwań rodziców względem jej osoby. Poznała kilka młodych zakonnic,
które ją całkowicie akceptują, są serdeczne i miłe, zachwalają życie w zako-
nie, więc ona chce wstąpić do zakonu. Zresztą już rozmawiała z przełożoną
i ta nie widzi przeszkód. W miesiąc pózniej Asia przeniosła się do zakonu
i rozpoczęła nowicjat.
Bywając w domu na przepustkach, Asia opowiadała babci, że jest zadowolona,
że jest wspaniała atmosfera, że wszyscy ją lubią a i ona wszystkich darzy
wielką sympatią. Jedynym zgrzytem był fakt, że zaczęła być przenoszona z
jednej placówki do drugiej. Ponad rok temu złożyła pierwsze ślubowanie.
Dostała również zgodę na podjęcie studiów, ale nie na pedagogice specjalnej,
jak sobie wymarzyła, ale na teologii.

Studia szły jej dobrze, dostała nawet stypendium i nagle została znów prze-
niesiona w inne miejsce, a na dodatek podjęto decyzję, że przerwie studia i
pojedzie krzewić wiarę do jednego z naszych sąsiednich krajów, gdzie
dominuje prawosławie. Ten wyjazd miał nastąpić po złożeniu drugich ślubów.

Asia nagle oprzytomniała - złożyła w jedną całość te wszystkie chwile, które
zakłócały jej wizję cudownego życia w zakonie : złośliwe docinki starych
zakonnic, ciężka fizyczna praca, cenzura korespondencji, wystawne posiłki
dla księży i bardzo skromne, monotonne dla sióstr, zupełny brak intym-
ności w ciągu dnia. Asia odmówiła złożenia drugiego ślubowania i wyraziła
chęć wystąpienia z zakonu. Wreszcie pojęła, że nie chce do końca życia być
pionkiem przesuwanym po planszy przez innych. Za kilka dni ostatecznie
opuści zgromadzenie sióstr. Nie była jedyną, która zrezygnowała.

Ale Asia nie zamierza powrócić na łono rodziny. Postanowiła dokończyć
rozpoczęte studia. Musi czym prędzej znalezć pracę i mieszkanie - na
razie niesamodzielne, ale wspólne z innymi studentkami. Jestem pewna,
że moja znajoma pomoże jej finansowo na starcie w nowe życie, ale
zrobi to w sekrecie przed rodzicami Asi.
Rodzice Asi nie są tą sytuacją zachwyceni, jej rodzeństwo cieszy się, że
Asia nie będzie w zakonie.

A ja pomyślałam, że to jest okropne, gdy prawie trzydziestoletnia
kobieta ląduje bez wykształcenia, zawodu, mieszkania , pieniędzy a
nawet ubrań. Bo jej ubrania, gdy poszła do zakonu, zostały oddane do PCK.
Ciekawa jestem jak sobie dziewczyna poradzi. Jedyną osobą, na którą może
liczyć jest jej babcia, bo z pewnością będzie ją wspierać w tych trudnych
początkach.

50 komentarzy:

  1. Przejmująca historia, zwłaszcza dla matki, która też ma córkę, dla której z kolei dom rodzinny jest bardzo ważny i już mocno przeżywa, że zbliża się czas, gdy go opuści na rzecz własnego...
    Pozytywne na pewno jest to, że ta zagubiona dziewczyna ma wsparcie w babci, a wszystko pozostałe jakby miało drugorzędne znaczenie. Biedne dziecko, życzę jej, by znalazła kąt dla siebie i poznała właściwych ludzi, i nie babcia żyje jak najdłużej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za historia....chciala bym wiedziec jak to bedzie dalej...

    OdpowiedzUsuń
  3. najważniejsze to mieć cel w życiu, mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Dobrze, że Asia ma babcie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo... Asia i tak jest w lepszej sytuacji, niż np. trzydziestoletnie kobiety z dwójką dzieci, bez wykształcenia, bez doświadczenia zawodowego, które przez męża zostały wyrzucone z domu... Da dziewczyna radę! :) Wszak mobilność jest w dzisiejszych czasach bardzo cenną cechą :)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam się skrycie, Anabell, że przed laty omal nie wylądowałem w seminarium w Krakowie. Życie mnie w owym czasie kopnęło, ale w ostatniej niemal chwili przed zamknięciem w murach kościelnych, zrezygnowałem. Mogła to być ręka Boga, gdyż wiary we mnie nie było, a tylko żal.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Smutna historia, Anabell, ale moze bedzie miala szczesliwe zakonczenie czego zycze dziewczynie. Dla mnie niezrozumialym jest iz majac klopoty i marne stosunki z rodzicami zdecydowala sie na zakon - chyba tylko przez darmowy dach nad glowa, nie majac innych srodkow utrzymania, bo ze byla bez " powolania" to oczywiste. Bylo wiec jasnym ze jednego dnia sie jej znudzi.
    Milego - Serpentyna

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja parę miesięcy temu przez przypadek ( co ja poradzę na to, że mam dobry słuch) podsłuchałem rozmowę koleżanek z pokoju nauczycielskiego. Obie około 50 roku życia i jedna mówi do drugiej:

    - Wiesz, żałuję KAŻDEJ decyzji, którą podjęłam w życiu.

    Z naciskiem na słowo "KAŻDEJ".

    Ale mi się przygnębiająco zrobiło...

    OdpowiedzUsuń
  8. Grunt, że w końcu przejrzała na oczy:) A tak poważnie, to myślę, że da radę. Znam starsze osoby, które wszystko zaczynają od zera:)

    OdpowiedzUsuń
  9. chciałoby sie powiedzieć - całe szczęście że sie opamiętała...
    ale,
    pięć lat...trochę szkoda...
    czego jej nie powiedziano, albo czego nie chciała zauwazyć idąc do zakonu - jest sie mrówką w wielkim organizmie i nie decyduje sie o własnym losie...chyba , że sie ma siłe przebicia

    życze jej powodzenia na nowej drodze życia

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Ivo, bardzo dołujący dla mnie jest fakt,że oboje rodzice, psycholodzy z zawodu, nie potrafili stanąć na wysokości zadania i akceptować dziecko takim, jakie ono było. Gdy Asia dostała w szkole czwórkę , to w domu było narzekanie,że nie piątkę lub 6 z plusem.Asia miała być ideałem i nie mogła temu sprostać a do tego była dzieckiem pozbawionym prawie całkiem asertywności.Robiła wszystko bez szemrania, a gdy trochę podrosła- uciekała, "by zejść z linii ognia". Jej młodsze rodzeństwo nie daje się zdominować matce (bo to głównie ona ustawia życie w domu).Nie rozumiem takiego braku akceptacji dziecka. Ivo, wytłumacz córci,że to zwyczajna rzecz, dorastamy, zakładamy własny dom i odchodzimy od domu rodzinnego, ale to nie oznacza zerwania więzi, które przecież nadal będą.
    Miłego, ;)
    I

    OdpowiedzUsuń
  11. mnie zawsze smuci kiedy slysze lub czytam ze ludzie nie moga znalesc szacunku i zrozumienia ze strony bliskich,ze sie miotaja w swoim zyciu,i ze tak trudno sie usamodzielnic i byc na swoim,bo to co sie wydaje byc takie oczywiste i normalne ( praca mieszkanie ,pieniadz ) jest czasami tak bardzo nieosiagalne

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Joeanna, z całą pewnością będę wiedziała co się dzieje dalej. Życzę Asi by udał się jej start w nowe, samodzielne życie. I z całą pewnością jeszcze o niej napiszę.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Euforko, ciekawa jestem jak będzie przebiegała realizacja nowego celu życiowego Asi.Oby dała radę.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Naprawde uwazam, ze nie ma w tym nic okropnego. A jak sobie radza emigranci? Przylecialam do Stanow z jedna walizka i dzieckiem za reke, bez znajomosci jezyka, bez wyksztalcenia, bez niczego. Od "sponsora" dostalalm czek na 125 dolarow i od tego zaczelismy zycie. I mialam dokladnie 30 lat. 30 letnia osoba to ma jeszcze cale zycie przed soba, ta kobieta z Twojej notki, ma rodzine, jest w swoim wlansym kraju, nie ma dzieci. No naprawde to nie jest zadna tragedia:))

    OdpowiedzUsuń
  15. Ehhh, tam pol biedy ... Wiek 30 lat hmmm
    Wtedy zycie sie zyczyna dopiero cudowne robic.. takie diabelskie ale nie niebezpieczne...

    OdpowiedzUsuń
  16. Didżejko, z pewnością jest łatwiej gdy jest się bez bagażu w postaci dzieci.Swoją drogą ja nie bardzo mogę pojąć tych młodych kobiet, które bez większego zastanowienia brną w dzieci i małżeństwo, nie zastanawiając się nad tym,że nie mają wykształcenia ani zawodu, a życie może ułożyć się różnie.I każda kobieta powinna mieć zawód, by mogła pójść do pracy, w razie potrzeby.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. smutna historia, ale wierze, ze dziewczyna da rade. Nikt nie mowil, ze bedzie latwo i lekko, ale przy wsparciu chociaz jednej osoby, ktora w nas wierzy ( w tym przypadku babacia)jestesmy wstanie gory przenosic:)a 30 lat to przeciez nie koniec zycia, a dopiero poczatek!

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj Jerzy, chyba dość sporo młodych ludzi wylądowało w seminarium właśnie z powodu zawodu życiowego i braku wyobrazni i wiary,że mogą coś w swoim życiu zmienić, bez wstępowania za mury klasztorne.I bardzo się cieszę,że nie wybrałeś tamtego modelu życia!
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Witaj Serpentynko- masz rację, powołania to w niej nie było za grosz, a tylko ciągły lęk przed życiem. Mam nadzieję,że teraz pozbyła się tego lęku i te kilka lat poza domem rodzinnym dobrze jej zrobiło.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Witaj Tomku, to naprawdę przygnębiające, gdy ktoś tak ocenia każdą swą życiową decyzję. A może owa pani cierpi na depresję? W tym wieku, wraz z zaburzeniami hormonalnymi bardzo często pojawia się depresja, z istnienia której nie każda kobieta zdaje sobie sprawę.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. miss co się nie może zalogować15 sierpnia 2010 16:16

    Witam,
    nigdy u Ciebie nie komentowałam, ale historia niemal identyczna z historią mojej młodszej siostry, tyle, że jej dojście do takich wniosków zajęło 9 lat i teraz w wieku 34 lat z maturą tylko zaczyna wszystko od nowa - ma co prawda wsparcie i pomoc rodziny, ale jednego nie możemy zrobić - ukoić jej silnej potrzeby znalezienia partnera i posiadania dziecka (bo licznik bije). Trzymam kciuki za Asię - jeśli tylko uwierzy, to będzie mogła jeszcze dużo dobrego ze swoim zyciem zrobić, chociaż chyba musi zacząć od uporządkowania przeszłości - nie wiem jak to ująć - zakon był ucieczką, jej nowe życie nie powinno również nią być, mam nadzieję, ze uda jej się w końcu odciąć psychicznie od rodziców i się odnaleźć:)

    Beato - to trudno dostrzec na początku - na początku obrazki są piekne - dziewczyny mają robić studia i potem pracować w kierunku wyuczonym, potem następuje pranie mózgu (nauka pokory, nie sprzeciwiania się itepe), potem się okazuje, że studia trzeba przerwać, bo nowicjat, potem zmiana placówki i nie ma jak ich skończyć, a kończy się na miotle, bo niewykształcona coż może robić? Cały ciąg odpowiednio ułożonych wypadków, o których nikt wcześniej nie powie:(

    OdpowiedzUsuń
  22. Atino, mam nadzieję,że uda się, choć z pewnością będzie trudno.Ależ się cieszę,ze jesteś!!!
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Beatko, wszelkie zakony cierpią na niedobory ilościowe nowych członków i młode dziewczyny,będące w okresie nowicjatu wabią ( nie wnikam-świadomie czy też nie)nowe kadry. One są traktowane bardzo dobrze, dopóki nie złożą ślubów- dopiero potem kończy się bon ton i ciu,ciu ciu.Ale wtedy to one już nie mają kontaktu z potencjalnymi kandydatkami. Babcia uprzedzała Asię,że zakon to tak jak wojsko, własnego zdania nie można mieć, ale ona była urzeczona serdecznością tych młodych dziewczyn-nowicjuszek i dobrocią siostry przełożonej.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj Niedzielna Blogowiczko, ja nie mogę pojąć jak to jest,że rodzice nie potrafią zaakceptować własnego dziecka, jeśli ono nie przystaje do ich wyobrażenia o tym, jakie powinno ono być.Nic dziwnego,ze dziecko wpierw ucieka z domu, potem zle się uczy a w końcu chowa się za murami klasztoru, skoro nigdy w domu nie słyszy pochwał i czuje się nieakceptowane.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Star, Ty miałaś ze sobą nie tylko dziecko ale i Ówczesnego i myślę,że chyba tym samym moralne wsparcie. I to nie z powodu własnej rodziny, która nie chciała Cię akceptować, znalazłaś się na emigracji.Wiem doskonale,że rodzice Asi z całą pewnością jej nie pomogą, są zdegustowani faktem,że wyszła z tego klasztoru, bo już w pewnym sensie mieli ją z głowy.Z pewnością babcia jej nieco pomoże, bo jest oburzona postawa rodziców Asi i ma nadzieję,że Asia sobie poradzi. A tragedią dla mnie jest stosunek rodziców-psychologów do własnego dziecka.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Witaj Diesel, masz trochę racji, życie po trzydziestce bywa bardzo ciekawe, ale nie wiem, czy łatwo wtedy wszystko zaczynać, zwłaszcza po klasztornym życiu.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Witaj Mado, całe szczęście,że babcia jeszcze "na chodzie" a do tego jest serdeczną osobą.Szkoda tylko tych lat w klasztorze, gdyby tam nie wstąpiła miałaby już ukończone studia, które przedtem zaczęła i które miała kontynuować będąc w klasztorze, a których jej nie pozwolono dokończyć. Mam nadzieję, że minimalny kontakt z rodzicami, za to dość szeroki z babcią, pozwoli dziewczynie stanąć na nogi.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Wita Miss, to świetnie rozumiesz ten problem, mając go w tak bliskiej rodzinie.Masz rację, Asia powinna wpierw uporządkować swą psychikę, dobrze pojąć czego naprawdę chce,zaplanować działania na przyszłość. Ten biologiczny zegar też może być problemem dla Asi. Tyle tylko,że teraz wiele kobiet dość pózno wychodzi za mąż i rodzi dzieci.
    Moja kuzynka wyszła za mąż w 37 wiośnie życia i zdążyła urodzić dwie córki. No coż, życie bywa czasem pokręcone, a zakony w sposób nieuczciwy i bezpardonowy werbują nowych członków- przecież ktoś musi się opiekować tymi starymi siostrami i księżmi, którzy pozostają w zakonach do końca swych dni. Dobrze,że Asia już się ocknęła. Miss, a może jeszcze kiedyś znów tu zaglądniesz? Jestem ciekawa jak Twoja siostra daje sobie radę.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. no zalogowałam się wreszcie - ja czasami czytam, ale własnie mam problem z blogspotem, więc rzadko pisuję:(
    Minął rok od opuszczenia zakonu - sprawy mieszkanowe nie były problemem, pracę na początek załatwił jej brat, jej związki z kościołem i wiara nadal pozostały silne, więc każdy dzień np. zaczyna od mszy, ale cieszę się, że już nie ogląda kleru przez różowe okulary. W przyszym roku ma dostać pracę, która jej bardziej odpowiada - sekretarka na parafii i osoba prowadząca chór, a w przyszłości - po skończeniu studiów jako katechetka. Studia, o których myślała może uda jej się zacząć jeszcze w tym roku. Psychicznie uznaje, ze podjęłą dobrą decyzję, chociaż wie, że późno, no, ale przynajmniej ma pewność, że to nie dla niej.
    Troszkę to życie jeszcze chaotyczne i boję się, że za potrzebą dzieci kryje się więcej niż chciałaby się przyznać, bo nie wszystkie problemy przepracowała z psychologiem, no, ale w tej rodzinie nacisk i drążenie w nieodpowiednim czasie zawsze powodował ośli upór, więc na razie tylko ją uspokajam, ze ma jeszcze czas (sama mam dzieci późno)....aaaa ma 32 lata nie 34 - oops;)
    Tak samo jak w jej przypadku jak i w przypadku Asi największe zagrozenie widzę ze strony tych własnie nie rozwiązanych problemów wewnętrznych i środowiska (nie wiem jak w Asi przypadku to wygląda), które wytyka - na dziecko za stara, na studia za stara, w ogóle co to za fanaberie w tym wieku, niech siedzi na kasie i się cieszy, że ma pracę!
    A według mnie obie mają fantatystyczną pozycję startową, no może modelkami już nie zostaną, ale poza tym trzydziestka! phiii:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Ja nie mam z tym trudności, moje dzieci mogą o sobie decydować, a jeśli chcą z pomocą naszą. Syn jest od dawna na swoim, a córka ma swoja szanse przed sobą, lecz jako osoba, jak zawsze rozsądna na swój wiek, już na nią pracuje. Choć jest dopiero w drugiej licealnej, wszystko ma ułożone i dopytane w różnych instytucjach także ambasadzie. Czasem mnie zadziwia jej samodzielność:)
    Mam natomiast znajomą po psychologii na KUL-u, która kompletnie nie poradziła sobie z własnymi dziećmi, zwłaszcza z córka. Zawód nie ma nic tutaj do rzeczy, zwłaszcza, gdy nie ma się podstawowych umiejetności wychowawczych i nie umie zrozumieć własnych dzieci.


    I w innym temacie - to Salix Integra 'Hakuro nishiki' - wierzba całolistna:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie było powołania tylko wyrachowanie, lub delikatniej, sposób na ucieczkę od rodziców. A to nie tak powinno być. Niestety tak bywa i potem uczą katechezy osoby zupelnie bez tej chęci niesienia pomocy.
    Natomiast niesamodzielna finansowo kobieta to ciągle częsty widok w Polsce, smutne to, bo w USA nawet zwykła praca w sklepie pozwala na godziwe życie. Nie u nas. Pozdrawiam. Caffe

    OdpowiedzUsuń
  32. Didzejka ma racje. Nie jest ona zwiazana niczym, bezdzietna, wiec sobie jakos poradzi...zycze jej tego...

    OdpowiedzUsuń
  33. Asia ciągle szuka siebie, żeby tylko nie obudziła się za późno!

    OdpowiedzUsuń
  34. Cześć Anabell,
    Niektórzy muszą czasem dostać od życia nauczkę. Trudno mi, nie znając wszystkich osób dramatu, ocenić, kto z nich miał rację, a kto niekoniecznie.
    Nie zawsze rodzice są jedynymi winnymi wszystkich nieszczęść u dzieci. Często starają się i to nawet za bardzo, ale dziecko i tak musi sobie wszystko układać powoli i po swojemu :)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  35. Smutna historia. Życzę dużo szczęścia tej dziewczynie.

    OdpowiedzUsuń
  36. Każdy człowiek jest kowalem własnego losu. Ostatnio ciągle i stanowczo moim zdaniem za często, za wszystkie niepowodzenia życiowe wini się rodziców. A nie zawsze oni są tak naprawdę winni. Sa ludzie którzy przez cale swoje życie nie wiedzą sami czego tak naprawdę chcą, i zawsze znajdą kogoś winnego poza sobą.

    OdpowiedzUsuń
  37. Anabell, oczywiscie, ze mialam Owczesnego, ktory tak samo nie znal jezyka jak ja i zaczynalismy oboje zycie od zera z dzieckiem na utrzymaniu. No to ona chociaz nie ma nic, ale ma rodzine, przyjaciol, zna jezyk i moze isc do jakiejkolwiek ale pracy, bo chociaz potrafi sie porozumiec.
    Wcale nie pisze tego, zeby "udowodnic" ze mialam gorzej, tylko po to zeby pokazac, ze to wcale nie jest tragiczna sytuacja, a 30 lat to nie koniec, ale poczatek zycia.

    OdpowiedzUsuń
  38. Miss, nie wiem skąd te kłopoty z logowaniem się na bloggera, skoro masz konto na gmailu.Ale ja jestem marnieńka w kwestiach netu, więc nic nie doradzę.Niezależnie od tego w jakiej sytuacji jest kobieta zawsze wpiekla mnie takie bezproduktywne wtrącanie się w cudze życie- teraz kobiety dość pózno rodzą dzieci, a na naukę nigdy nie jest za pózno.Sama znam panią, która rozpoczęła studia w wieku 40 lat i ukończyła je z bardzo dobrym wynikiem. I wcale nie były jej potrzebne do pracy zawodowej, ale były to studia, o których zrobieniu marzyła i zrobiła je- tak zupełnie dla siebie.Myślę,że ponieważ Asia będzie dostatecznie daleko od domu, to nikt nie będzie jej przeszkadzał w realizacji planów.
    Życzę Twojej siostrze, by ułożyło się jej życie tak , jak sobie teraz zaplanowała i by spełniły się jej marzenia o założeniu
    rodziny.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  39. Ivo, znaczy się masz "poukładaną" córkę. Moja na początku III licealnej już sobie zaplanowała co i gdzie będzie robić, łącznie z emigracją na stałe. Trochę się te plany zmieniły, bo zamiast SGH było
    Centrum Europejskie, ale reszta była bez zmian. Dzięki za informacje o wierzbie.:)
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  40. Witaj Caffe, ja myślę,że gdyby nie spotkała na swej drodze tych młodych "nowicjatek", które okazały jej tak wiele przyjazni i zrozumienia, gdyby ktoś jej "na dzień dobry" powiedział, że nie będzie mogła studiować pedagogiki, którą już zaczęła, że będzie przesuwana z miejsca na miejsce, że nawet tej teologii nie będzie mogła studiować, z całą pewnością nie poszłaby do zakonu.Dopóki była w nowicjacie wszystko wyglądało inaczej, było w kolorze tęczy, roztaczano przed nią piękny obraz, na którym widziała siebie nauczająca dzieci katechizmu, miłości do Boga.A potem jej to wszystko przekreślono. Wiesz Caffe, żyję dostatecznie długo, by nie wierzyć w powołanie.Zakon, czy też klasztor to po prostu sposób na życie- niektórym odpowiada system, w którym samodzielne myślenie jest zbyteczne i którzy łatwo i bezboleśnie znoszą pranie mózgu.I mało kto powie potem uczciwie,że to taki właśnie sposób na życie, za to każdy mówi,że to było powołanie.Ale gdy dobrze popytasz, podrążysz temat, to okaże się, że to wcale nie było powołanie, ale właśnie ucieczka od kłopotów, z którymi sobie młody człowiek nie mógł poradzić.Znam zakonnicę, która odpowiedziała mi wprost na pytanie, czy to było powołanie - "nie wiem, ale ja mam 9-cioro rodzeństwa, jestem z niedużej wsi i wstąpienie do klasztoru było moją szansą na lepsze, inne życie, na naukę pielęgniarstwa, a teraz spłacam swój dług , opiekując się troskliwie chorymi".
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Joeanna, z pewnością sobie poradzi choć może nie być łatwo.Musi tylko pojąc,że można żyć bez akceptacji ze strony własnych rodziców.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  42. Stardust, ja się tylko zastanawiam, czy Ona jest na tyle zdeterminowana, by zrozumieć,że do życia nie musi mieć akceptacji rodziców.Wiesz, spotkałam się z opinią,że w USA, nawet nie znając języka i nie mając pieniędzy łatwiej jest wystartować niż w Polsce.Nie wiem na ile to prawda, ale słyszałam to od osoby, która wyjechała stąd na zaproszenie i została nielegalnie.Nie znała języka, nie miała pieniędzy, była tylko mocno zdeterminowana.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  43. Witaj Uleczko, każde dziecko potrzebuje do prawidłowego rozwoju
    akceptacji swych rodziców.Jeśli tego brak, wzrasta w poczuciu winy i ciągłego lęku utraty miłości rodziców.A to zaburza osobowość dziecka, sprawia,że nie zna ono własnej wartości, popada w kompleksy.
    A to wszystko rzutuje potem na podejmowane w życiu decyzje.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  44. Witaj Drutefko, dziękuję za życzenia dla Asi.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  45. Witaj Ago, mam cichą nadzieję,że Asia już wie, czego chce. I że jest dostatecznie zdeterminowana.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  46. Witaj Iw, rzecz w tym,że w stosunku do swej pierworodnej rodzice mieli zbyt wygórowane wymagania, którym ona nie potrafiła sprostać. Jeśli nie miała samych piątek od góry do dołu, to może trzeba było raczej zastanowić się dlaczego tak jest, a nie zadręczać dzieciaka ciągłymi uwagami i wymaganiami.Asia kiedyś zwierzyła się babci,że ona nie widzi już dla siebie miejsca w domu, bo wie,że nie spełnia nadziei w niej pokładanych.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  47. Historia jakich wiele. Wizja sielskiej cudowności, atmosfery zaufania i miłosierdzia pryska z chwila zamknięcia furty klasztornej. Jak źle musi się czuć w świecie ktoś kto podejmuje decyzję o izolacji?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  48. Witaj Nivejko, tak niestety pryskają złudne nadzieje o cudownym, bezkolizyjnym życiu w klasztorze. Przecież gdyby w chwili, gdy Asia poszła na I spotkanie z przełożoną, a ta jej powiedziała jak to będzie naprawdę, podejrzewam,że Asia nie zdecydowałaby się na ten krok. Każdy człowiek szuka akceptacji swojej osoby, a gdy tego nie znajduje w domu, szuka w innych miejscach. Jedni za murami jakiegoś klasztoru,inni w objęciach
    pierwszej lepszej osoby, która nas akceptuje i daje nam poczucie jakiegoś bezpieczeństwa. Smutne to wszystko.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  49. Cóż, Anabell, każdy wybór obarczony jest ryzykiem utraty czegoś na rzecz czegoś, co wydaje nam się, że zyskamy. Oczywiście dotyczy to świadomego wybory, na który decydujemy się sami. Nie dotyczy to jedynie życia zakonnego, ale każdego zawodu, który jest swego rodzaju misją, choć akurat w przypadku funkcji związanych z religią, wizja odmiany życia jest w perspektywie dożywotnia. W podanym przez Ciebie przypadku kobieta wycofała się w porę, choć przecież mogła postąpić w ten sposób także wtedy, gdy byłaby "pełnoprawną" zakonnicą.
    Swoją drogą taki niemal ostateczny wybór, jak mi się wydaje, właściwy jest osobom, które naprawdę czują się zagubieni w rzeczywistości, w której żyją. Podejrzewam, że było tak równiez w tym przypadku,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  50. Witaj, masz rację,każdy wybór jest obciążony ryzykiem,że z czasem okaże się on niezbyt udany lub wręcz dla wybierającego zupełnie zły. Z tym porzuceniem zakonu po złożeniu ślubów to nie jest takie proste- większość zakonnic ma już wtedy niezle "wyprany" mózg, są przekonane,że nie dadzą sobie rady "w cywilu", pomijam,że są również straszone reperkusjami w wymiarze duchowym.Widzisz Smooth, gdyby ktoś wierzący zadał sobie nieco trudu i poczytał, które kanony są wcale nie "boskie", a wymyślone przez ludzi, przez hierarchów, tylko dlatego,że tak pasowało Kościołowi, inaczej by to wszystko wyglądało.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń