drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 27 czerwca 2015

Czy wiesz co jesz?

Przeczytałam artykuł o sześciu kłamstwach dotyczących produktów spożywczych.
No i już zupełnie  nie wiem co mam jeść - a może trzeba się po prostu jakimś cudem
odzwyczaić od jedzenia  a odżywiać się tylko promieniami słońca?
Miód:
jeżeli nie ma się zaprzyjaznionej, znanej, uczciwej pasieki to lepiej go nie kupować.
Bo może to być miód pochodzący z ....Chin.
Prawdziwy miód powinien zawierać pyłki - jeśli ich nie zawiera, to nie jest miodem-
taką definicję sformułował urząd FDA (Amerykańska Agencja ds.Żywności i  Leków),
a większość sprzedawanego w USA miodu nie posiada ich ani śladu.
Miody produkcji chińskiej nie posiadają pyłków, bo są one odfiltrowywane, by nie
rozpoznać  miejsca (kontynentu) z którego pochodzi.
Ciekawe jak to u nas wygląda?
Sos sojowy:
Prawdziwy sos sojowy wymaga długiego procesu produkcyjnego, więc jego
produkcja jest nieopłacalna. Zmodyfikowana produkcja trwa zaledwie trzy dni -
używa się do niej hydrolizowanego białka roślinnego, karmelu, soli i syropu
kukurydzianego.
Łosoś:
Nie wierzcie etykiecie "łosoś atlantycki" - on taki atlantycki jak ja panna.
95% łososia atlantyckiego uprawia się obecnie w sztucznych warunkach i ryby
są karmione zwykłym pokarmem dla ryb akwariowych a całe 100% jest barwione
przy pomocy granulek zawierających barwnik opracowany przez firmę
Hoffman-La Roche.
Jeżeli zależy  komuś na rybie zawierającej  kwas Omega 3,bez dodatku w postaci
metali ciężkich, to niech zamiast łososi je np. sardynki. Przez cały , dość długi okres
wzrostu duże ryby kumulują w swym organizmie metale ciężkie.
Jajka:
Kolor ich skorupki zależy od tego, co jest domieszane do karmy. Ciemny kolor
skorupki uzyskuje się przez dodanie do karmy sproszkowanej, czerwonej papryki.
Ser cheddar:
Jego specyficzny kolor już nie jest jak dawniej naturalny - uzyskuje się go poprzez
dobór odpowiedniej mieszanki  barwników.
Mięso:
Zauważyliście może, że mięso kupowane w  sklepach podejrzanie długo utrzymuje
swój  czerwony kolor i nie pachnie, jak kiedyś "surowizną"? Nic dziwnego- po uboju
jest "szpikowane" środkami konserwującymi i barwnikami- wstrzykuje się je do tętnic
tuszy, gdy wisi "ociekając" z krwi. W ten sam sposób rozprowadza się preparat do
peklowania.
Oliwa:
Konia z rzędem temu, kto wie jak naprawdę smakuje oliwa, bo 80% tego, co jest
sprzedawane jako oliwa jest w 80% olejem słonecznikowym.
A na koniec najważniejsze:
W ciągu najbliższych trzech lat w USA mają być wycofane z handlu produkty
zawierające "tłuszcze trans", czyli wszystkie utwardzone, zestalone oleje, które
są niemal we wszystkim. Koniec z margarynami, ceresem,tłuszczem palmowym.
A do smażenia nie używajcie oleju rzepakowego z pierwszego tłoczenia ale  SMALEC,
MASŁO  KLAROWANE   lub  OLEJ KOKOSOWY ( to jedyny olej, który w sposób
naturalny jest w postaci stałej w temp. poniżej +22 stopni Celsjusza).
Te tłuszcze podczas obróbki cieplnej nie wydzielają frakcji kancerogennej.
No to smacznego życzę!!!!
P.S.
Od lat  smażę tylko na tych  tłuszczach- nie dlatego, że o tym wiedziałam, ale dlatego,
że zawsze odchorowywałam to co było smażone na "zdrowych olejach".

29 komentarzy:

  1. To mi zakręciłaś w głowie! Dziękuję za tyle przydatnych informacji, które stale wypatruję tutaj. Serdeczności :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wychodzi na to, że nasze babcie i prababcie lepiej wiedziały co należy jeść. Od dawna wiem, że ryby wcale a wcale nie są ostatnio dobrym pokarmem- one zbyt łatwo przystosowują się do skażonego środowiska. Kiedyś kupiłam jakąś mrożona rybę i po włożeniu jej na patelnię zaczęła cuchnąć...benzyną. I wreszcie "odkryli", że jajka nie są szkodliwe jak i również starą prawdę, że cholesterol jest podwyższony od zbyt dużej ilości węglowodanów a nie od mięsa i jaj.
      Uściski, ;)

      Usuń
    2. Anabell, wlasnie uderzylas w idelany przyklad:) Cholesterol!!! To moj ulubiony temat:)))) Ale ludziom sie nie chce poszperac wiec lykaja co im media podrzuca, a media wiadomo przez kogo sa oplacane.

      Usuń
  2. Oczywiście, że babcie wiedziały! Z drugiej jednak strony nie dajmy się zwariować. Co i raz kolejni lobbyści nas straszą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem odporna- jem tylko to, po czym dobrze się czuje, nawet gdyby wrzeszczeli, że to szkodliwe. Łososie już od ok. 10 lat stają się coraz gorsze - kiedyś przepadałam za łososiem- teraz po 3 kęsach mam dość. Jak się preparuje mięsa wiem z autopsji - dzięki temu kryzysowi z czasów solidarności.Musiałam się nauczyć przerabiania świńskiej tuszy więc się szkoliłam z podręcznika dla masarzy. Uwielbiam sos sojowy, ale ostatnio zauważyłam ,że jest coraz słodszy, więc "macałam" co się dzieje. W Holandii robią jeszcze metodą tradycyjną,
      w małej wytwórni, ale jest pioruńsko drogi i u nas go nie ma.
      Mój ojciec był zapalonym wędkarzem- ale nigdy ryb nie jadł- twierdził, że to paskudztwo, bo nawet do fenolu się potrafią przyzwyczaić.
      Miłego, ;)

      Usuń
  3. jesc, czy nie jesc, oto jest pytanie :) Od wszystkiego moglabym sie odzwyczaic, ale lody, nawet gdyby pokryte byly robalami, zjadlabym... pewnie dlatego czytam rozne nowinki na temat pozywienia, a mimo to jem co mi smakuje, bez wzgledu na konsekwencje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz,człowiek to takie dziwne stworzenie, które do wszystkiego się może przyzwyczaić, ale i od wszystkiego odzwyczaić. Wszystko zależy jednak od reakcji naszego organizmu- z przyczyn zdrowotnych muszę niestety rezygnować z wielu rzeczy, za które kiedyś dałabym się porąbać.Bo nie jest fajnie mieć po jakimś posiłku ostre dolegliwości gastryczne.
      Lody, surowe owoce, gluten- to wszystko muszę wykluczać z diety.
      Jedynym dozwolonym owocem jest banan. Gdy mi dwa lata temu gastroenterolog powiedział, że przez najbliższe 6 lat nie mogę jeść surowizny pomyślałam, że łże. Zjadłam tydzień temu 20 dag truskawek- efekt- omal nie wylądowałam w szpitalu. Musiałam niestety
      udać się do lekarza po recepty, ale i tak był miły- nic nie gadał, pokiwał tylko głową.
      Miłego, ;)

      Usuń
  4. człowiek, kura i świnia jedzą prawie to samo, mają niezwykłą zdolność przyswajania prawie wszystkich pokarmów
    u innych zwierząt jest z tym o wiele trudniej
    koń musi mieć czysty, wyselekcjonowany pokarm, inaczej będzie ciężko chorował, pstrąg musi mieć czystą, bieżącą wodę, koty odwracają się od miski na której leży kawałek lekko nieświeżej szynki, nie wezmą tego do pyska, zjedzą raczej suchy pokarm. A człowiek da radę, przystosuje się i żyje coraz dłużej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba mało człowiecza jestem po przebyciu tego rzekomobłoniastego zapalenia jelit. Ni diabła nadal nie mogę jeść wielu rzeczy, jakoś mi się organizm nie chce przystosować.
      Z rzeczy dziwnych i nie na temat- sunia mego ojca jadała kapustę kwaszoną a znajomy koń uwielbiał gdy do wody dodano mu piwa- butelkę na wiadro. Kocica koleżanki ubóstwiała zielone oliwki i kąpiel
      w wodzie z płynem do kąpieli o zapachu lawendy.
      Miłego, ;)

      Usuń
  5. Za dwa lata dowiemy się, że jednak nie olej kokosowy, bo... Miód kupuję z wiejskiej pasieki, jaja u tego samego gospodarza. Z olejów i margaryn nie zrezygnuję. Łosoś mnie zmartwił...
    Kiedyś przeczytałam, że z jedzeniem jest tak samo, jak z kosmetykami. W każdym kremie są śladowe substancje aktywne i trzeba na siebie wysmarować mnóstwo tego kremu, żeby skóra zaczęła reagować na dany składnik. Tak samo z jedzeniem, trzeba tonę czegoś zjeść, żeby organizm się zatruł. oczywiście- zdrowy organizm, a nie uczuleniowy i podany na jakiś składnik.
    Odpuszczam. uważam, że każdy swój rozum ma i nie truje się niepotrzebnie.
    Oczywiście, masz rację z tymi "truciznami". Mogłabym poopowiadać, jak się robi przemysłowo wędliny i jak się 'konserwuje' mięso. Bleeee....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jednak już dość dawno zrezygnowałam z olejów- po prostu ja ich nie trawię- zawsze miałam po nich sensacje. U mnie sprawa stosowania produktów opiera się głównie na reakcji mojego organizmu- jeżeli coś mi szkodzi, to nawet jeśli ma etykietkę produktu super zdrowego i wskazanego z pewnością nie będę tego używać. Pamiętasz tran? Po każdej łyżce dostawałam torsji i lekarz kazał odstawić. Po wirusowym zapaleniu wątroby typu B mam już dość długą listę tego, co mi nie służy, a teraz doszły ograniczenia związane
      z Hashimoto i tym przebytym zapaleniem jelit. Masakra.
      Co do mięsa i wędlin jestem dobrze zorientowana w tym temacie - koszmar. Prawdę mówiąc niemal wszystko co jest produkowane met. przemysłową czasami poraża;)
      Miłego, ;)

      Usuń
  6. Ja mam duży dystans do takich rewelacji.W dzisiejszych czasach niemożliwe jest życie bez chemii, można ją radykalnie ograniczyć,ale wyeliminowac calkowicie się nie da.Chyba,że zaczniemy zbierać korzonki:)) Unikam cukru ( a więc i miodu),nie jem mięsa ani "fabrycznych"wędlin,za to dosyć dużo ryb,głownie gotowanych.Mam ograniczone zaufanie do restauracji,nawet tych bardzo drogich:) Zasada generalna - jemy bardzo mało, bo najbardziej się boję otyłości, a poza tym tak jak pisze Jaskólka - 2 tony na pewno mogą zaszkodzić, 2 łyzeczki raczej nie:)) Nie gromadzę żywności,mam małą lodowkę,nigdy nie miałam zamrażarki - staramy się jeść w miarę możliwości produkty świeże, z uwagi na notoryczny brak czasu - dania proste,mało skomplikowane w przygotowaniu i bez tych wszystkich egzotycznie brzmiących dodatkow i przypraw.
    Staram się raczej kierować zdrowym rozsądkiem niż modą.Jesteśmy szczupli,nie chorujemy,więc to się chyba sprawdza.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukier- jeśli już muszę, używam ksylitol, czyli cukier brzozowy.
      Z usług restauracji nie korzystam, poza okazjami urlopowo-wyjazdowymi.
      Ryb ostatnio wcale nie jadam, już sam ich widok mnie zniechęca. Miodu nie jadam bo nie lubię, a ostatnio odżywiam się głównie kwaszonkami domowymi. Jabłka i marchew też kwaszę. Mięso jadam, ale zawsze marynowane w domowym occie jabłkowym lub w kefirze. Z owoców będę znów robiła frużelinę- wtedy mi nie szkodzą.
      Ja choruję od urodzenia, niestety, taka uroda. Urodziłam się w bardzo nieodpowiednim czasie, aż dziwne,że jeszcze żyję.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Annabel,broń boże nie chcialam cię pouczac,oczywistym jest,ze przy dolegliwosciach,o ktorych piszesz musisz bardzo dokladnie się przyglądać wszystkiemu,co jesz.I nie mam ani cienia watpliwosci,ze sama najlepiej wiesz,co ci słuzy,a co mniej.Zdaję sobie sprawę,jakie to uciazliwe. Na pewno tak to już jest,że jak czlowiek nie musi,to nie bierze pod lupę wszystkiego,co do gęby wkłada:))
      Chcialam tylko powiedzieć,że można się w miarę racjonalnie odżywiać bez rzucania się na drogą żywność tzw.ekologiczna.Tzw,bo przy uprawach ekologicznych również stosowane są nawozy i opryski.Tak też się dzieje w większości indywidualnych gospodarstw.
      Nie mam pewnych i sprawdzonych źrodeł zywności,bo uważam,że dziś one po prostu nie istnieją ,nawet w stsunkowo bezpiecznej ekologicznie i produkujacej o wiele "zdrowsze" na tle innych krajów jedzenie - Polsce.Bezsprzecznie o wiele łatwiejsze jest zdrowe odżywianie,dostępność dobrej jakości pożywienia,gdy się mieszka na wsi.W dużym mieście,mimo tysięcy produktów na sklepowych półkach,licznych sklepach,targach bio i eko - wcale to nie jest proste i oczywiste.Biorąc pod uwagę tez to,że
      naturalne produkty są w Polsce poki co,o wiele droższe,doliczając koszty benzyny i czas,zastanawiam się,jak liczną by trzeba mieć rodzinę,by kupowanie na stałe na tych wszystkich ekotargach,mogło by się w jakimś stopniu kalkulować.
      Wydaje mi się dość paranoiczna sytuacja,w ktorej "prawdziwe"jedzenie staje sie towarem luksusowym,trudno dostepnym,niszowym wręcz.Dziś wypada mieć "sprawdzone" źródło,obciachem jest przyznanie się,że zaopatruje się w jedzenie w najbliższym spożywczym,co ja najczesciej czynię:)
      Co do "sprawdzonych" źrodeł - znam ludzi,ktorzy rzeczywiście wożą ze wsi całe bagażniki wszelkiego zdrowego dobra..,niestety,patrzac na nich ma się wrażenie,że dopadły ich wszystkie choroby dietozalezne z otyłoscią na czele:)

      Myślę,ze jesteśmy z tego samego pokolenia - swiadczyłby o tym fakt posiadania dorosłych dzieci,tudzież wnuków.:))
      Ano czasy byly jakie były,ale żarcie na pewno zdrowsze.
      Bardzo ci życzę zdrowia,serdeczności.

      Usuń
  7. Miod kupuje prywatnie, ze znanego zrodla, sosu sojowego nie uzywalam juz tak dawno, ze nie pamietam ile lat uplynelo, ale na pewno wiecej niz 10, bo Wspanialy nie znosi, wiec latwo mi to przyszlo chociaz i tak nigdy nie naduzywalam. Lososia mi sie zniesmaczyl tez kilka lat temu, ale jak koniecznie bym sie uparla to mam zrodlo gdzie kupuje inne ryby bo wiem ze sa z polowow w srodowisku naturalnym.
    A skoro juz o rybach mowa, to te hodowlane sa karmione rowniez swinskimi odchodami a nie tylko pokarmem dla rybek:))) Wspanialy o tym wyczytal jakies 5 lat temu i od tamtej pory... ryby i owoce morza tylko z pewnych zrodel.
    Podobnie mieso kupujemy tylko od okolicznych nowojorskich farmerow.
    Sera cheddar nigdy nie lubilam wiec i nie kupowalam i raczej nie kupie.
    Jajka - jakos nigdy nie przywiazywalam wagi do koloru skorupki, a tu raczej wiekszosc jajek biale:))) Ale i tak kupujemy od farmerow.
    Oliwa i inne tluszcze.
    Mam to szczescie, ze mieszkam w dzielnicy, ktora jeszcze 20 lat temu byla zdominowana przez Grekow i Wlochow i jest tu ciagle kilka sklepow gdzie moge kupic oryginalne i z pewnego zrodla oliwy.
    Nie ma nic lepszego niz prawdziwa oliwa z pierwszego tloczenia na zimo, ale ona sie nie bardzo nadaje do smazenia, do ktorego uzywam oleju kokosowego, oliwki light, oliwy z awokado, albo smalcu, bo do niektorych potraw jest wrecz konieczny.
    Nigdy ale to nigdy w zyciu nie kupilam kostki zadnej margaryny ani temu podobnego smarowidla, jeszcze 40 lat temu w Polsce moj ojciec mowil, ze jak ma jesc tluszcz to ma to byc tluszcz, ktory jest latwo zidentyfikowac a nie jakies "komputerowe trwory":))))
    Jest jednak wiele rzeczy, ktorych jest ciezko uniknac, ale trzeba sie starac, bo inaczej... no coz.
    Ja tam wiem, ze moja choroba to rowniez skutek tej rewolucji technologicznej jedzenia a co za tym idzie zanieczyszczenia powietrza, wod i gruntow.
    Zawsze sie staralam, nigdy nie jedlismy zadnych fast foods ale teraz jestem jeszcze bardziej ostrozna.
    Szczerze? to nie mam za grosz zaufania do FDA (za duzo wiem) a do USDA tez tylko czastkowe. To wszystko jest interes i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze wszystkie komunikaty tych dwóch agencji jak i zalecenia WHO zapalają mi czerwone światełko - zaczynam się gorączkowo zastanawiać
      czyje pieniądze za tym stoją. Poza tym odkąd muszę być na bezglutenie stale czytam wszelakie etykiety i nie mogę się nadziwić ile to dziwnych składników jest w produkowanej żywności. Mam wrażenie , że jesteśmy wszyscy ofiarami postępu technologicznego i pogoni za maksymalnym zyskiem.
      Serdeczności;)

      Usuń
  8. O matuchno!!!!
    Ale ja się wcale nie przejmuję. Całe życie jadłam to samo: dużo jarzyn i owoców, jogurty, kefiry i sery, mało mięsa i minimum wędlin, pieczywo raczej ciemne.
    Jakoś żyję, chociaż mogłoby być lepiej:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle tylko, że warzywa i owoce też już nie są takie jak kiedyś. Np. taka marchewka - szalenie zdolna jest- ściągnie nawóz sztuczny dla siebie nawet z odległości 200m. A poza tym ziemia już dawno wyjałowiona jest ze wszystkich potrzebnych organizmowi mikro i makro elementów potrzebnych ludziom.
      Ser - nie szkodzi mi tylko taki robiony w domu z...kefiru. Kefir to jedyny mleczny produkt, po którym nie umieram. Wędliny - najbardziej prawdziwe są te "dojrzewające" - nie można do nich napchać nic poza przyprawami, bo inaczej zgniją a nie dojrzeją. Mam ostatnio tak ograniczony repertuar tego co mogę jeść, że najlepiej byłoby odzwyczaić się zupełnie od jedzenia.
      Pozdrówki;)

      Usuń
  9. Smalec do smażenia... Umarłam...
    Idę żreć trawę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście wszystko smażę na oleju kokosowym lub maśle klarowanym.
      Ale po plackach ziemniaczanych smażonych na oleju rzepakowym zawsze chorowałam- po smażonych na smalcu- nigdy.
      Nie mogę iść jeść trawy- chyba żebym ją wpierw ugotowała- mam szlaban na surowiznę.
      Miłego, ;)

      Usuń
  10. no proszę olek kokosowy to ja mam ale bardziej dla urody niż smażenia ;)
    a tym rzepakowym to mnie zaskoczyłaś hmmmmm :(
    o miodzie to ja mogę wiele, najlepszy kupowany z pasieki od pszczelarzy po sąsiedzku bo wtedy zawiera pyłki z danego terenu na którym żyjemy i mieszkamy, Zreszta nie bardzo wiem czy chcę to wszystko wiedzieć, bo co ja wtedy będę jadła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla urody to mam olejek z kocanki. Olej kokosowy już od dawna stosuję w kuchni, podobnie jak masło klarowane. Tyle tylko, że kiedyś mordowałam się sama z jego zrobieniem, teraz kupuję gotowe.Olej rzepakowy- tylko ten z etykietką "Bio" jest tłoczony na zimno, a ten reklamowany to ma dość osobliwy proces produkcyjny.Wstępnie nasiona rzepaku są tłoczone w temp.85 stopni C, potem wytłoki się tnie na płatki i poddaje ekstrahowaniu benzyną lub heksanem.Następnie oddestylowuje się rozpuszczalnik i olej przepuszcza się przez gorącą parę wodną.Potem następuje jego rafinacja, podczas której olej "gubi" fosfolipidy, które są najcenniejsze dla zdrowia ludzkiego.Następnym etapem jest odkwaszanie oleju poprzez przemywanie go roztworem ługu sodowego a następnie jest wybielany w temp. 90 stopni C.
      Co do miodu- nie używam, nie lubię.
      Miłego, ;)

      Usuń
  11. Klik dobry:)

    To, ja chyba dzisiaj nic nie zjem, o! :)))

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odetchnęłam , że napisałaś u siebie.alEllu - kartofelki młode z koperkiem i kefirem jeszcze możemy na szczęście jeść dość bezkarnie; ))))
      Serdeczności;)

      Usuń
    2. Odezwałam się najszybciej, jak to było możliwe. Czułam, że są ze mną myśli blogowych Przyjaciół.

      alElla

      Usuń
  12. Babcie używały co było. A było tylko polskie i to mało. Okres wojny i powojenny.
    Było mało ale zdrowo. Nawozy naturalne, pastewnik itp.
    tera wszystko zmutowane. Nawet kartofelki szczególnie chińskie czy innych dziwnych okolic. Nie ma co się łudzić. Wszystko jest spaprane chemią. Jak nie z premedytacją to przyleciało albo jest radosną pozostałoscią po przodkach.
    Tak lansowany seler naciowy z uwagi na dużze zapotrzebowanie jest chyba najbardziej znawozony.
    rzodkiewki sklepem kupione bardziej przypominają gąbkę niż to warzywo.
    kremy z filtrami uv zawierają substancje rakotwórcze.
    Fluor, niby dobry, używany był w obozach komcentracyjnych d " uspokajania" więźniów.
    Wystarczy poszperac w necie, by przekonać się jak z pełną premedytacją jesteśmy truci dla zysków.
    Smacznego i urody życzę ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już są nasze kartofle, przed nimi były z Cypru i z Hiszpanii. Powojenna szynka, jeśli była, to była pyszna. Najbardziej lubiłam te peklowana w domu przez 30 dni- nie była wędzona ale pieczona w piecu. Sama taką robiłam w czasie, gdy na półkach w spożywczym był tylko ocet i pseudo dżem. Mnie w tym roku chemia warzywna nie straszna, nie jem surowizny, nie mogę. Fluor o tyle grozny, że pozostaje w kościach, nie wycieka z pomocą nerek z organizmu. Ale ja używam past bez fluoru.
      Nie wszystko co wyczytamy w necie jest w 100%prawdziwe- niestety. Wielu zapoznanych geniuszy wyżywa się tą droga.
      Miłego, ;)

      Usuń
  13. Ja się gubię co jeść a co nie jeść, co jest zdrowe a co nie...
    Nie jadam słodyczy, bardzo rzadko, mięsa mało,
    martwi mnie olej rzepakowy a w oliwę nie wierzę i nie kupuję...

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo ciekawa jestem opinni Twojej na temat tego bloga, poczytaj, bardzo ciekawy :-)

    Kliknij tutaj i link się otworzy Akademia Witalności

    OdpowiedzUsuń