drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Wstydliwy temat

W naszej, polskiej rzeczywistości, jest bardzo wiele wstydliwych tematów, ale dziś padło na starość - nie dziwcie się, spojrzałam na swój PESEL i omal nie
padłam, aż policzyć trudno.

Wszyscy, gdy tylko zaczerpniemy pierwszy nasz haust powietrza zaczynamy,
niezależnie od swej woli, wędrować ku śmierci. 
Jednym ta wędrówka zajmuje wiele, wiele lat, niektórym znacznie mniej i często kończy się dość niespodziewanie. 
Tych często nazywają inni szczęściarzami- odchodzą nagle i niespodziewanie, często w pełni sił i omijają ich  niedogodności wieku starczego. A tych, jak
powszechnie wiadomo, jest  multum. 
Komórki organizmu się  starzeją, sił systematycznie ubywa, mięśnie okrężne,
mięśnie poprzecznie prążkowane i gładkie wiotczeją i pomału wszystko zaczyna nawalać,łącznie z naszym wspaniałym komputerem, czyli mózgiem.
Są na świecie kraje, w których o tych wszystkich problemach związanych
ze starzeniem się organizmu rozmawia się normalnie, jak o pogodzie,
zakupach, zdrowiu, chorobach, lub miłości.
Oczywiście nie rozmawiają o tym dzieci i młodzież, ale ludzie w tzw. średnim wieku - każdy ma jakąś wizję  swojej starości.

W większości krajów tak się dzieje, że  młode pokolenie opuszcza dom
rodzinny i często/gęsto mieszka dość daleko od rodziców,  nie tylko 
w innej miejscowości ale i w innym kraju. Mieszkają po prostu tam , gdzie  mają dobrą pracę i w swoim mniemaniu lepsze warunki życia.
U nas taka sytuacja wszystkich przygnębia i tzw. "słoiki" są nazywani 
biedakami, bo pracują daleko od rodzinnego domu i raz na tydzień pokonują
np. trasę Radom-Warszawa lub Łódz- Warszawa. 
W innych krajach Europy tacy ludzie noszą miano przedsiębiorczych, a często
pokonują znacznie większą odległość, np. trasę Mediolan- Monachium.
Rodzice zostają sami i sami muszą się mierzyć ze swymi problemami, których
z każdym rokiem przybywa. Nadchodzi jednak chwila, gdy oboje, lub jedno
z rodziców musi być w specjalistycznej placówce opiekuńczej, bo nikt
z rodziny nie może im zapewnić 24-godzinnej fachowej opieki.
Bo mycie, karmienie i inne zabiegi pielęgnacyjne z reguły przekraczają
możliwości członków rodziny, choć z pozoru są proste.
Ale opiekując się starym człowiekiem sama miłość do niego to nieco za
mało by tę opiekę  sprawować. Dobrze gdy nasz staruszek/staruszka jest
wątłą chudzinką, ale  nawet ważącą zaledwie 50 kg osobę nie jest łatwo
wypąpać, gdy łazienka  ma tylko wannę z dostępem z jednej strony.

Europa starzeje się niemiłosiernie, przybywa ludzi starych, reprodukcja
wszędzie nawala i młodych jest coraz mniej. 
Osobiście uważam, że to nie jest wielki powód do zmartwienia- chyba lepiej mieć społeczeństwo mniej liczne a za to "lepsze gatunkowo".
Wszędzie w Europie opieka nad ludzmi starymi zaczyna być problemem
z którym muszą się mierzyć władze. 
W jednych państwach jest ona zorganizowana lepiej, w innych gorzej. Nasz
kraj wlecze się  w ogonie tego problemu, bo tak naprawdę to nie ma u nas
żadnego rozwiązania systemowego.
A problem narasta, bo ludzi starych, niedołężnych wciąż przybywa. 
Nie łudzcie się - nawet w tak bogatym ( z naszego punktu widzenia) kraju
jak Niemcy opieka nad ludzmi starymi kosztuje- z darmowej opieki może skorzystać jedynie osoba, która naprawdę jest pozbawiona pieniędzy i jakiejkolwiek rodziny. Jeśli  opieka społeczna dotrze choć by do "skrawka" rodziny to skrupulatnie wyliczy ile  "ten skrawek rodziny" musi zapłacić
za opiekę nad  staruszką/staruszkiem- jednym słowem rodzina  musi ponieść część kosztów opieki. A rodzina to nie tylko dzieci ale również rodzeństwo i
kuzyni, nawet typu "dziesiąta woda po kisielu".
Poza  tym to lekarz  rodzinny decyduje w  wielu przypadkach, że pacjent wymaga już całodobowego dozoru i daje skierowanie do placówki specjalistycznej.
Oczywiście placówki opiekuńcze są różne- luksusowe i mniej luksusowe,
często są to swego rodzaju "wioski", w których są blisko siebie
usytuowane różnego rodzaju placówki - np. kompleks domków dla
małżeństw , które jeszcze są w pewnym zakresie samowystarczalne, ale korzystają z dostarczanych posiłków i mają w razie potrzeby zapewnioną
opiekę pielęgniarską i medyczną.
Część to  rodzaj pensjonatu, w którym z reguły są osoby już samotne i
wreszcie część niemal szpitalna,  gdzie są pacjenci, którzy prawie nie
opuszczają łóżek. Generalnie wszystkie ośrodki są w rękach prywatnych.

 A u nas - po pierwsze panuje przekonanie, że oddanie do specjalistycznej
placówki matki lub ojca jest czynem wprost nieludzkim. I wierzcie mi -
często barierą wcale nie  są pieniądze, ale właśnie takie przekonanie.
Do tego dochodzi jeszcze lęk "co ludzie powiedzą na to, że oddaję tatę
lub mamę do domu opieki?!"
I wiecie co - właśnie przez takie ogólnopolskie nastawienie problem ludzi
starych i chorych, wymagających opieki, wciąż  w Polsce nie może
doczekać się rozwiązań systemowych.
A tak naprawdę powinniśmy się  domagać, by było jak najwięcej placówek
opiekuńczych o zróżnicowanym  standardzie (w sensie wyposażenia) ale
z właściwym standardem opieki.
Ale również całkiem niezłym rozwiązaniem jest powstawanie budynków z mieszkaniami dla ludzi starszych. I wtedy wszystkie mieszkania są projektowane bez barier architektonicznych, co stwarza możliwość 
poruszania się ludzi starych na wózku lub w specjalnym "chodziku". Poza 
tym w budynkach tych jest mini centrum pomocy medycznej i recepcja 
połączona "gorącą linią" ze wszystkimi mieszkaniami.
Z dziesięć lat temu był projekt budowy takiego właśnie domu tuż pod
Warszawą, ale niestety nic z tego nie wyszło.
Brak było właśnie rozwiązania systemowego, bo u nas mało kogo stać na
wykupienie nowego mieszkania bez sprzedaży dotychczasowego.
Rzecz padła "w zarodku", skończyło się na pięknie wydanym folderze.

Wiem z własnego doświadczenia jak iluzoryczna jest opieka w domu nad
 starym, mało kontaktowym już człowiekiem, gdy osoba opiekująca się
musi codziennie chodzić do pracy, robić zakupy, gotować obiady oraz
w nocy spać. Tak naprawdę to osoba podopieczna jest ok. 10 -12 godzin sama w domu, skazana na własne, nie zawsze najlepsze pomysły.
Zawsze jest szansa, że wraca się do domu i na podłodze będzie leżała
już od kilku godzin babcia, której zakręciło się w głowie, upadła i złamała
szyjkę kości udowej więc nie ma sposobu by się podniosła.
Poza tym średnia życia ludzi się wydłużyła i często jest tak, że matką-
staruszką, dobiegającą 90 wiosny życia opiekuje się jej córka, młodsza
zaledwie o lat dwadzieścia i posiadająca pełen wachlarz chorób i sama
wymagająca opieki. 
I to nie jest wcale sytuacja wydumana a niestety z życia wzięta.

Powstaje u nas coraz więcej różnych  komercyjnych domów opieki -
są prowadzone między innymi przez różne zgrupowania zakonne i przez
osoby fizyczne. Często ich właściciele sami pracowali w takiej placówce
w którymś z krajów europejskich i dobrze wiedzą jak taki ośrodek powinien
być prowadzony, by spełniał swoje zadanie.

Jestem psychicznie przygotowana na to, że w pewnym momencie już nie 
dam sobie sama rady i będę musiała skorzystać z usług takiego ośrodka.
Bo mimo wszystko nie wyobrażam sobie, bym mogła obciążyć swoje dziecko
opieką nade mną w sensie  fizycznym, by była świadkiem mej całkowitej
degrendolady fizycznej i psychicznej.
Fakt, że ja jej kiedyś zmieniałam pieluchy nie świadczy o tym, że ona 
powinna kiedyś zmieniać mi pampersy i wysłuchiwać bredni zdziecinniałego
mózgu.
A skąd na to wezmę środki - no cóż, sprzedam swoje mieszkanie, bo moja
emerytura z całą pewnością nie wystarczy.




38 komentarzy:

  1. A może inaczej? Odejść z godnością starając się o pełnie władz umysłowych? Umysł realizuje świat materialny, wiec jak to doświadczyła na sobie Louiza Hay, to co zapiszesz w swoim umyśle on zrealizuje. Wie co mówi, wszak dzięki zmianie sposobu myślenia i wybaczeniu gwałtów z dzieciństwa, bez operacji wyszła z raka. Złośliwego raka. Ale to trzeba walczyć o siebie.
    Moim pragnieniem jest - chcę mam dość życia, wychodzę z ciała zrywam powiązania z systemem nerwowym i sobie idę tam gdzie chcę. No ale ja mam inny system wierzeń, dla mnie ciało jest narzędziem, ja nie jestem nim tylko go animuję.
    Umysł, tak trudno nim kierować a przecież to on zawsze realizuje wszystkie przekonania na temat świata materialnego. Mnie trudno było przekonać siebie samą do takiego a nie innego spojrzenia na życie, pomogło trudne zdarzenie i wielokrotne jego przywoływanie by wreszcie jako tako zmienić przekonania.
    Zawsze warto zacząć myśleć inaczej.
    Ciepło pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, co innego pokonać chorobę a co innego umierające komórki ciała. Nie jestem wieloletnim mnichem tybetańskim- niestety.Nie jestem przywiązana za bardzo do życia ani do tej powłoki, którą posiadam, ale nie widzę powodu by rozkładem tej swojej skorupy obciążać własne dziecko. Z fizycznym starzeniem się organizmu to jak z korozją samochodu- jak już się zacznie to nic jej nie powstrzyma, będzie dalej postępowała, nawet gdy jej pod różnymi preparatami nie dostrzegamy.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Podobno komórki się ciągle odnawiają? Zdecydowanie tak samo uważam - obciążać nie należy. Dobrego wieczora.

      Usuń
    3. @elkiblog, komórki się ciągle odnawiają, gdy robią to coraz gorzej nazywamy to starzeniem :).


      @anabell, poruszyłaś bardzo ważny temat. Ja nie mam dzieci, ale mam świadomość, że wiele osób ma je tylko po to, aby je na swoją starość obciążyć obowiązkiem opieki. Trochę to dla mnie nieludzkie, ale mentalność trudno zmienić w jedno pokolenie.

      Usuń
    4. cynia, kwestia posiadania dzieci to też jeden z tych tematów tabu.
      Dzieci- najczęściej czysty przypadek, który potem można wykorzystać. Moja bliska koleżanka, nie posiadająca dziecka, cały czas mi powtarza, że ja mam świetnie, bo mam córkę "i będzie mi miał kto podać szklankę herbaty na starość". Ostatnio usiłowałam jej wytłumaczyć, że moje dziecko nie ma ręki długości 700 km, by mi tę herbatę podawać. I ani ja u niej nie zamieszkam ani ona tu nie wróci. Oczywiście, jestem zdania, że dzieci mają moralny obowiązek opieki nad starymi rodzicami ale nie oznacza to, że mają to spełniać "własnoręcznie".
      Miłego, ;)

      Usuń
    5. Masz rację, to kwestia delikatna i skomplikowana. Więzi z innymi nie da się kupić na targu, z drugiej strony więź nie może oznaczać niewolnictwa.

      Usuń
  2. Temat rzeczywiście ponury Anabell. Chyba tak naprawdę żaden rodzic nie chce by jego dziecko potem i jemu zmieniało by pampersy. A z tymi ośrodkami na Zachodzie to także różnie bywa. Naoglądałam się programów na taki właśnie temat w tamtejszej ich telewizji. Jednak ta prawdziwa niedołężna starość to nic pięknego. Mimo wszystko Anabell zdrowia i 100 lat życzę ale w pełni władz umysłowych i sprawności fizycznej bo i takie bywają choć to juz nie takie częste, ale się zdaża.Uściski serdeczne-;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uleczko, temat ponury, ale poruszać go trzeba, nie można uważać, że nie ma problemu, bo problem jest. Nie jesteśmy niestety w stanie przewidzieć jak się ta pózna starość u nas potoczy.Najlepiej byłoby być do końca przytomnym i sprawnym a w końcu zgasnąć np. we śnie. Ale tak jakoś się składa, że pojawiamy się na tym świecie i znikamy z niego
      w bólu i męce.Bo poród to bolesne wydarzenie, nie tylko dla matek, dla dzieci również. Uleczko, co do długości życia- żyjmy tak długo, dopóki jesteśmy w pełni samowystarczalni i świadomi - oby ominął nas powrót do niemowlęcej niewydolności.
      Najmilszego, ;)

      Usuń
  3. Klik dobry:)
    W takim bloku z mieszkaniami dla ludzi starszych, w którym na dole był gabinet lekarski z całodobowym dyżurem pielęgniarskim i jeszcze jakieś pomieszczenia wspólne (nie pamiętam, czy świetlica czy stołówka), za czasów PRL mieszkała moja ciotka w Opolu. By się tam dostać, musiała zdać dla miasta swoje mieszkanie.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PRL to czasy, gdy większość mieszkań to były mieszkania kwaterunkowe, które opuszczając trzeba było zdać miastu. Ale i teraz, gdy ktoś mieszka w mieszkaniu kwaterunkowym, które jest jednak własnością miasta, to wyprowadzając się z niego trzeba je zdać miastu. W przypadku zgonu głównego lokatora, który mieszkał sam, rodzina musi to mieszkanie opróżnić z "ruchomości" i zdać miastu w ciągu 30 dni.
      Takie domy dla starych ludzi to naprawdę nie jest zły pomysł. Ale jak zwykle, sam pomysł to dopiero połowa sukcesu, ważniejsza jest jego realizacja, by nie było to tylko hasło, a rzeczywiste udogodnienie dla ludzi starych.
      Serdeczności;)

      Usuń
  4. Witam. Jak wiesz, temat jest mi bardzo dobrze znany. Trzeba będzie czekać aż przybędzie starszych ludzi, by przekonali się (niektórzy na własnej skórze), jak mylne było ich pojęcie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że chyba jeszcze musi minąć wiele lat by ludzie zmienili swój tok rozumowania. Moja cioteczna babka, która urodziła czwórkę dzieci, w chwili gdy i ona i jej mąż już nie wstawali z łóżek i wymagali ciągłej opieki, nie pozwoliła by dzieci złożyły się na opiekunkę do nich, bo "po to mam czwórkę dzieci, by się nami opiekowały". A to, że te dzieci musiały pracować, same miały własne dzieci i ledwo dyszały, to ją zupełnie nie interesowało. Efekt - smutek po ich zgonie nie był wcale dla dzieci dojmujący.
      Miłego, ;)

      Usuń
  5. Wiesz, że to przerobiłam i nadal w tym tkwię. Nie potrafię zabić w sobie wyrzutu, kiedy wracam od matki. Wychowanie, stereotypy mentalne tkwiące w społeczeństwie zrobiły swoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem Jaskółko, wiem. Ale nie jesteś dyplomowaną pielęgniarką i jak sama rzecz przećwiczyłaś nie jest to prosta sprawa. Jest jeszcze jeden aspekt sprawy - matki się nie słuchają własnych dzieci, gdy są przez nie pielęgnowane- bo przecież to one kiedyś wiedziały lepiej, a my byłyśmy te głupawe:) i w ich mniemaniu nadal takie jesteśmy. Wiesz, choćby taka przyziemna sprawa jak to, że ludzie starsi nie czują pragnienia i z reguły zbyt mało piją - spróbuj namówić staruszkę by wypijała ok.2 l płynu dziennie- sprawa z góry przegrana.
      A w zakładzie, gdy się zorientują, że za mało pije podadzą nawodnienie w formie kroplówki. Moja teściowa w domu odstawiała cyrki z lekami - tabletki były: za duże, albo za małe, a teraz to nie mam ochoty i tysiąc innych fochów- w zakładzie łykała wszystko grzecznie i bez miauknięcia. Miała otwarte rany na nogach (od żylaków) i w domu ciągle ściągała opatrunki i merdała w tych ranach. W zakładzie tylko raz ściągnęła , ale ją postraszyli, że w takim razie wyląduje w szpitalu i zaraz jej głupoty wywietrzały z głowy. Gdyby została dalej w domu zmarłaby w końcu z powodu zakażenia lub wysadziłaby cały budynek w powietrze, bo regularnie nastawiała coś na gaz i w międzyczasie zasypiała a zawartość garnka albo wykipiała albo się spaliła. A w zakładzie teściowa przeżyła spokojnie jeszcze 11 lat i odeszła w wieku 98 lat.
      Więc przestań się zadręczać, że Twoja Mama jest w zakładzie - to jest znacznie lepsze dla Niej niż taka iluzoryczna opieka domowa.
      Jeśli jesteś tam często, to personel wie, że zależy Ci na Mamie i też lepiej się nią opiekuje.
      Dowiadywałam się ile kosztuje opiekunka do starszej, chorej osoby -
      Ukrainka, która jest po 2-letniej szkole opiekunek ludzi starych kosztuje 2,5 tys. miesięcznie + ma darmowe u chorego mieszkanie , media, wyżywienie. Mankament - one się zmieniają, z uwagi na wizę.
      Rzadko która ma wizę roczną, najczęściej mają wizy na 6 mies.
      Trzymaj się i nie zadręczaj tym, czym nie powinnaś.
      Przytulam;)

      Usuń
    2. Straszna kwota dla tej opiekunki, ale z drugiej strony, ona naprawdę się napracuje, jeżeli podchodzi do sprawy sumiennie.
      Jeżeli chodzi o sprawę sumienia- to jest silniejsze. być może to nawet już nie sumienie, ale jakiś rodzaj przygnębienia. Wiesz taka niemoc, bo gdyby człowiek był młodszy , silniejszy. A i to jest zwodnicze. Teraz jesteś silny, a po miesiącu opieki nad osobą leżącą jesteś niemal kaleką.

      Zresztą opisałaś to tak świetnie, że nie ma co dodawać.

      Usuń
    3. Jaskółeczko, to jasne, że jesteś przygnębiona, bo co tu ukrywać- to sytuacja patowa przecież.
      Wiesz, one naprawdę są dobre - przecież tej chorej de facto prowadzą dom, bo gotują, sprzątają, piorą i pielęgnują.
      Napiszę Ci tak brzydko - gdy człowiek był młodszy to dziecko oddawał do żłobka i przedszkola i nie miał z tego powodu moralnego kaca- prawda? I oddanie chorej i starej matki do zakładu jest z tym równoznaczne.

      Usuń
  6. Przyznaję się, że jestem z tych niereformowalnych...
    Nie wyobrażam sobie, bym mogła spokojnie żyć i funkcjonować wiedząc, że któryś z moich Rodziców tkwi w "domu starców". Chyba nie mogłabym spać, a przez gardło nie przeszedłby najdrobniejszy kęs.
    To trudny dla mnie temat. Nawet teraz pisząc te kilka zdań mam szklane oczy... :-(
    Moja ukochana Babunia, moja druga Mama gdy była już inwalidką I grupy, skazaną w każdej dziedzinie życia na pomoc najbliższych, bardzo pragnęła trafić do takiego "przytułku" opiekuńczo - rehabilitacyjnego. Szybko zmarła. Nie była tam szczęśliwa, a ja do dzisiaj noszę w sercu ból, że Jej trzy córki pozwoliły na ten krok rozpaczy...
    No i proszę, łzy mi lecą jak grochy... :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alusiu, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że nie oddając w porę starego i chorego rodzica pod specjalistyczną opiekę narażasz jego zdrowie i życie? Chyba Cię nieco zawodzi wyobraznia i nigdy się nie zetknęłaś bezpośrednio z osobą, która ma np. starczą demencję, jest po wylewie lub udarze i jest unieruchomiona.
      Niestety przychodzi na każdego czas, że staje się niesprawny - czasem tylko fizycznie, ale najczęściej i umysłowo. To nie jest opieka na małym dzieckiem, które waży kilka kilogramów- to opieka na dorosłym, który wazy dużo więcej a co gorsze, nie za bardzo chce z nami współdziałać. Wybacz, ale czy Ty dałabyś radę wykąpać swoją mamę, która np. nie chodzi a tylko leży? czy dałabyś radę opiekować się nią 24 godz.na okrągło? Pomyśl o tym trzezwo. Wiem, że jesteś osoba wielce uczuciową, ale są sytuacje gdy uczucia (dla dobra własnych rodziców) należy odłożyć na bok i realnie patrzeć na rzeczywistość.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Aniu Droga, myślałam nad tym wszystkim o czym piszesz. Jest to niestety sama prawda, mądra prawda. Ale...
      Ale tak sobie myślę, że skoro trzeba słono płacić za pobyt w takiej placówce, to wolałabym mieć schorowanego Rodzica przy sobie, a kwotę tę płacić osobie dochodzącej i pomagającej w opiece. Myślę, że nie byłoby problemu ze znalezieniem fachowej opieki na kilka godzin dziennie za ładne wynagrodzenie.
      Prawdą jest, że faktycznie sama nie dałabym rady. Serce by mi wysiadło w tempie błyskawicznym :-(
      Gdzie te czasy, kiedy rodziny były wielopokoleniowe i całkiem normalną koleją rzeczy była opieka młodszego pokolenia nad starszym. Nie mogę pojąć pewnych "dobrodziejstw" obecnych czasów...
      Dobrej i spokojnej nocy

      Usuń
    3. Przepraszam cię Alicjo, ale rodzina wielopokoleniowa to mit PRL-u. Przypomnij sobie "Chłopów" i otrzyj łzy. Starość zawsze była nieudana i nigdy nie było w tym temacie czasów sielskich-anielskich.

      Usuń
    4. @Alicjo - kiedyś wcale nie było tak miło jak to się nam teraz wydaje.
      Opieka domowa nad osobą starą i chorą w domu to raczej pobożne życzenie- w rzeczywistości się nie sprawdza, bo nasze domy nie są do tego przystosowane od strony użytkowej. Drzwi są zbyt wąskie, za małe są nasze łazienki, wanny mają dostęp tylko z jednej strony, miski klozetowe są zbyt niskie i wszędzie brak poręczy, których się pacjent może przytrzymać.
      @cynia- starość zawsze była paskudna, niezależnie od epoki.
      I wcale mnie nie dziwi fakt, że wiele osób pragnie raczej odejść wcześnie niż czekać na ten biologiczny koniec, gdy nasza godność
      sprowadza się tylko do procesu oddychania.

      Usuń
    5. Macie racje Kobietki.
      Rozpatrując temat zwykle mam na uwadze te rodziny, którym się udało... Żyli w miłości i głębokim poszanowaniu a na starość potrafili dać uczucie i cierpliwą opiekę starszyźnie. Nie biorę pod uwagę tych złych, nieudanych przykładów z życia.
      Gdzieś wewnętrznie nie potrafię pogodzić się z faktem, że mogłabym nie być przy moich Rodzicach w Ich ostatniej "prostej" życia...
      Kurcze, ale temat, aż mnie dławi...
      Miłego dnia Dziewczyny.

      Usuń
  7. Poruszyłaś bardzo ważny temat. Od dawna mam umowę z moimi córkami. Jak mnie demencja, albo Alzheimer zjedzą, mają mnie bez najmniejszych skrupułów umieścić w domu opieki. Bo to nie będę ja - to będzie tylko moja "obudowa", a środek jakby mocno popsuty.
    Moja teściowa miała Alzheimera. Przez 7 lat przebywała w domu opieki. Mój mąż miał tego typu wyrzuty: "Jak to. Mamę własną mam zamknąć w wariatkowie? To ja mam obowiązek opieki!" Zapytałam go, czy w takim razie zrezygnuje z pracy, bo mama zagrażała nie tylko sobie, ale również otoczeniu. Straż miejska kilka razy odprowadzała ją do domu. Kilka razy o mało nie puściła z dymem mieszkania, bo bawiła się w dzielną harcerkę gaszącą pożar lasu (lasem była kuchnia i firanki oraz szafki, które wcześniej podpaliła). Swojego męża uznała za złodzieja i rozbiła mu głowę kubkiem... Dobrze, że tylko na kilku szwach się skończyło.
    Mąż jakoś nie bardzo widział się w roli bezrobotnej niańki, a ja stanowczo odmówiłam zwalniania się z pracy.
    Krzywda jej się tam nie działa.Ba! Na początku mogliśmy zabierać ją do domu na kilka godzin - na święta. Ale ona czuła się wśród nas nie najlepiej - byliśmy obcy... Czuła się zagubiona. Z trudem poznawała własnego syna, mnie wcale, starszą wnuczkę jako tako, młodszą opieprzała, że mówi do niej "babciu", a powinna mówić "pani"! I weź to wytłumacz trzylatce!
    Nie... Starość to się panu Bogu jakoś nie do końca udała...
    Nie chcę być ciężarem dla własnych dzieci. I one o tym wiedzą. I cyklicznie powtarzają to jak mantrę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety , starość jest zupełnie nieudana i to, że żyjemy dłużej niż nasze prababki jakoś mało mnie bawi. Natomiast bardzo mnie bawią wypowiedzi osób mniej zorientowanych jak to kiedyś, kiedyś, gdy były rodziny wielopokoleniowe staruszkowie mieli dobrze. Akurat! Na wsiach wynoszono do lasu, gdy okazało się, że delikwent już ma zupełnie fixum dyrdum i do niczego się nie nadaje. W miastach niewydolna ruchowo i umysłowo staruszka siedziała odizolowana od reszty, tyle, że 3 razy dziennie ją karmiono. Jedna z moich prababek leżała w domu kilkanaście lat ze złamaną szyjką kości udowej. Rodzina składała się permanentnie na wizyty pielęgniarki, bo trzeba było przecież ją myć, opatrywać odleżyny itp.,a w tym czasie domów opieki nie było. A każde poruszenie jej wywoływało ogromny ból, bo to przecież była niezrośnięta kość. Dopóki będziemy z mężem razem, to jeszcze jakoś sobie poradzimy- to, które zostanie samo zamieszka w domu opieki. W pewnym wieku to nikt nie powinien mieszkać sam, taka jest prawda. I też nie zamierzam być ciężarem lub wyrzutem sumienia dla mojej córki.
      Miłego, ;)

      Usuń
  8. Nie do końca sie zgadzam z tym,że w placowkach,to tak super,hiper i specjalistycznie.:) Często ludzie oddają tam swoich bliskich nie z powodu braku warunkow w domu,ale z tchórzostwa - boją się być przy śmierci własnego rodzica,wolą odsunąć myslenie o śmierci,udawać,ze jej nie ma.
    To, co powiem,może zabrzmieć dziwnie,ale byłam bardzo szczęśliwa,ze mogłam być przy śmierci mamy,ze trzymałam ją za rękę.Mama umierała w domu,nie była sama - byliśmy my - dzieci,wnuki i tata.Nie oddaliśmy mamy tam,gdzie umiera się anonimowo,gdzie komus wszystko jedno,kto umiera i nikt sie nikim nie przejmuje,bo tam takich osob są setki.Generalnie jest to duży problem,nie ma chyba nigdzie na świecie dobrego rozwiązania - uważam,ze samotne umieranie,z dala od rodziny jest najgorszą rzeczą,jaka może człowieka spotkać..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że te zakłady nie zawsze są na właściwym poziomie to wina tych rodzin, które oddają tam członka rodziny i rzadko u niego bywają a kontakt z obsługa sprowadza się do uiszczenia opłat.
      Tak się składa, że obsługa doskonale się orientuje kiedy może nastąpić ten krytyczny, ostatni moment i zawsze o tym informuje rodzinę, ale nie zawsze rodzina raczy to przyjąć we właściwy sposób do wiadomości.Poza tym wszystko i tak zależy od wieku i stanu
      osoby odchodzącej.
      Demencja starcza raczej nie sprzyja odchodzeniu z godnością i w otoczeniu rodziny.
      Miłego, ;)

      Usuń
  9. No właśnie,kluczowym problemem jest stan osoby odchodzącej:)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w tym kontekście wielce prawdziwe jest hinduskie przysłowie, że "najlepiej jest umrzeć będąc młodym, zdrowym i bogatym";)

      Usuń
  10. Byc moze zmienie zdanie, ale na razie wydaje mi sie ze opcja z domem opieki ( dobrym) jest lepsza niz bycie kula u nogi wlasnych dzieci. Zreszta nie mam dzieci, wiec moze tylko tak sie pocieszam hyhy :)
    Tu zreszta jak w wielu innych sferach zycia ..... pieniadze odgrywaja spora role.

    Starosc mnie przeraza, wlasna za 20 lat, choc kondycje mam kiepska wiec moze i wczesniej, a teraz mojego taty, jak widze ze z roku na rok jest coraz starszy, pokorniejszy, chudziutki.
    A taki byl z niego twardziel. Nadal prowadzi samochod, choc moim zdaniem nie powinien, ale nie wiem jak mu to powiedziec, zeby nie bylo mu przykro. Cieszy sie jak jestem w Polsce i chetnie by mnie wszedzie podwozil a zwyczajnie boje sie z jezdzic. Wiem, powinnam odradzic mu jezdzenie i dyplomatycznie to robie, ale zdaje sobie sprawe ze jest to dla niego strasznie wazne. Starosc to trudny temat.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toya, mężczyzni zawsze gorzej znoszą starość niż kobiety, bo nie potrafią zająć się rzeczami "małymi". U nas , nie wiem dlaczego, nie ma obowiązkowych badań sprawności kierowców, którzy przekroczyli 60-ty rok życia. Czasem widzę te mumie męskie za kierownicą i aż mnie dreszcz przechodzi - no normalnie śmierć siedzi za kierownicą. A gdy to coś wychodzi potem z samochodu to aż ma się pierwszy odruch by wezwać do takiego karetkę, bo za moment pewnie padnie.
      Ja naprawdę już jestem stara, ale na szczęście zdaję sobie sprawę ze swoich ograniczeń wynikających z metryki i nie forsuję jezdni poza "zebrami", nie wciskam się samochodem gdy nie mam pewności, że swobodnie będę mogła otworzyć drzwi, staram się jezdzić poza godzinami szczytu komunikacyjnego i nie cierpię na bezwład nogi na pedale gazu. Większość starych ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że już nie porusza się tak sprawnie jak kiedyś, że gorzej widzą i gorzej słyszą, że refleks już nie ten co kiedyś.
      Nie da się ukryć - starość to paskudny okres życia, pod każdym względem. Ale skoro nie mam żadnego innego wyjścia to muszę jakoś dotrwać do końca.
      Miłego, ;)

      Usuń
  11. Bardzo dobre określenie"mumia za kierownicą":))
    Przeraża mnie brak wyobraźni oraz elementarnej wiedzy dotyczącej starzenia się organizmu ,i to nie tylko u tych starych ludzi,ale i w najblizszym otoczeniu/rodzinie.Często jeszcze rodzina szpanuje "dziadkiem za kierownicą":))
    Mój ojciec jeździł odkad pamiętam,w czasach mojego dziecinstwa mieliśmy Syrenkę i inne zacne marki:))) Tata (inzynier) wręcz się pasjonował motoryzacją,uwielbiał samochody i ..wydawać by się mogło,ze tak będzie zawsze.Jakieś dwa,albo trzy lata temu,tata ni stąd ni zowąd stwierdził,ze już jest w wieku,w ktorym prowadzenie auta moze byc ryzykowne.I,ze on wlasciwie dużo już się najeździł w życiu i juz go to nie bawi:),bo jest po prostu za stary.Z dnia na dzień zamknął swoje ładne autko w garażu i tyle.:))
    Zostało mu tylko pouczanie nas- dzieci,gdy jest wożony.Ale zawsze tak było:))
    Ojciec ma 82 lata,jest jeszcze naprawdę w świetnej kondycji -głównie psychicznej,ale wiadomo - cudów nie ma:))
    pozdrawiam
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Twój Tata jest z dobrego, przedwojennego materiału- mimo wszystko w tamtych czasach nikt nie utrzymywał ledwo żywych noworodków sztucznie przy życiu, ani nie karmił dzieci i zwierząt antybiotykami, to była "selekcja naturalna". W Indiach, na wsi, bywało tak, (ponoć dalej tak jest) że zaraz po porodzie dziecko ląduje na środku podłogi i głównie zajmują się nim muchy. Jak przetrzyma dobę to znaczy, że żyć będzie. Oni w ogóle mają dość ciekawe obyczaje- przez pierwsze 5 dni po porodzie położnica je cały czas taki sam posiłek, bo wtedy szybciej "wraca do figury".
      Wiesz Oksano - większość ludzi wcale nie interesuje się działaniem swego organizmu- własne ciało, jego potrzeby, wydolność itp. to "terra incognita". Jakoś nie mogę tego pojąć, bo jakby na to nie spojrzeć, moje ciało jest moją najbliższą osobą- wszak.
      Miłego, ;)

      Usuń
  12. Witaj, Anabell. Mnie właściwie jest obojętne, czy dokonam żywota w swojej chałupie, czy w specjalistycznym ośrodku, choć z pewnością chałupki swojej nie na ten cel nie spieniężę, bo jakoś się majątku wielkiego przez te lata nie dorobiłem, to i teraz tym bardziej trudno na to liczyć. Prawdopodobnie zachowam się odpowiedzialnie i zejdę z tego świata tuż po dojściu do wieku emerytalnego, aby nie czynić problemu akurat wtedy panującemu rządowi. Co do tych pochwał odnośnie zachodniego trybu życia, mentalności i obyczajach... ja byłbym bardzo powściągliwy w tych sądach i wcale nie uważam, że należy toczka w toczkę opowiadać się za wszystkim, co na zachodzie wymyślono. Wcale nie uważam za takie głupie, że senior/seniorka rodu dokonuje ostatnich lat swego życia w rodzinnym domu, a przynajmniej u kogoś z najbliższych jej osób, choć wiadomo, że jest to trudne do pogodzenia z obowiązkami, jakie mają synowie/córki lub wnuczęta. Ale, czy w życiu naprawdę mamy kierować jedynie robieniem kariery i pomnażaniem dóbr, kosztem opieki nad tymi, którzy przez swój podeszły wiek, przez choroby, które częściej przecież dotykają osoby starsze, stają się "niedochodowi" i mało opłacalni? Rzeczywiście niemal we wszystkich krajach zachodniej Europy bardzo wiele rodzin decyduje się na "oddanie" seniorów do domów opieki, albo też organizuje im całodobową opiekę w rodzinnym domu. Fajnie... tyle że najczęściej takimi osobami opiekują się emigranci zarobkowi, w bardzo znacznej mierze z Polski (szczególnie popularna ta praca dla Polek). Zatem gdyby nie emigranci, trudno by powiedzieć, że tamtejszy system opieki nad osobami starymi, chorymi i zniedołężniałymi to z naszego punktu widzenia - marzenie... a społeczeństwa europejskie starzeją się i nie jestem do końca przekonany, że system, w którym opieka nad starszymi osobami przypomina intratny biznes, bo już w założeniu zakłada się, że pracujemy po to, aby na stare lata nie być ciężarem dla rodziny to idealne rozwiązanie.
    Martwi mnie natomiast to, co piszesz o "lepszym gatunkowo" społeczeństwie. Coś mi tu nieładnie zabrzmiało segregacją rasową, albo jakąkolwiek inną. Czy dziecko Murzynki, Arabki, Hinduski, czy nawet tej Polki, która przebywa parę lat poza krajem, sprawując opiekę nad starszymi i zdecydowała się mieć potomka, czy to dziecko to "produkt" w lepszym czy też w gorszym gatunku? Czy od prokreacji powinny się powstrzymać pary, które nie przekroczyły pewnego (jakiego?) dochodu na statystyczną głowę? A może powinno być inaczej. Zmniejszyć tak horrendalne różnice majątkowe pomiędzy ludźmi, bez względu na miejsce zamieszkania (powtórzę: zmniejszyć, nie zrównać, o czym marzyli "prawdziwi" komuniści), aby w ten sposób dać każdemu dziecku naturalną szansę godnego życia i rozwoju... i niech sam zadecyduje o tym, czy będzie "gatunkowo lepszym", czy "gorszym" - pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Andrzeju - naditerpretujesz, albo udajesz, że nie rozumiesz. Pisząc o społeczeństwie lepszym gatunkowo mam na myśli to, że największy przyrost naturalny w Polsce( i nie tylko) jest niestety wśród rodzin niewydolnych wychowawczo i społecznie.To te rodziny zaopatrują kraj w dzieci, które już w chwili narodzin mają problemy - może nie wiesz, ale większość tych dzieci przychodzi na świat z głodem "używkowym", bo nie dość, że były spłodzone w pijanym widzie, to przez całą ciążę miały dostarczany przez matkę alkohol, nikotynę lub narkotyki. Oczywiście nie mówi się o tym głośno z wielu powodów.
      Co do pobytu seniorów w różnych placówkach - po prostu nie wszyscy mają szczęście nie chorować w zaawansowanym wieku. I niestety, nie da się ukryć, że wtedy opieka nad taką osobą w domu jest opieką iluzoryczną. Ale ja dobrze wiem jak to z bliska wygląda i dopóki ktoś sam tego na sobie nie przećwiczy to z uporem twierdzi, że nie ma nic lepszego niż opieka w domu.
      Doskonale wiesz, że jestem zdania, że żadna praca nie hańbi i to, że Polki często pracują w zagranicznych placówkach opiekuńczych nie jest żadną dla nich hańbą- one mają tam uznanie swych pracodawców.
      Różnice majątkowe spowodowane miejscem zamieszkania - były i zawsze będą. Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że wynikają one głównie z tego jaka była od wieków pozycja danego kraju. Polska nigdy nie była mocarstwem, a do tego mentalność jej obywateli powodowała ciągle jakieś niemiłe sytuacje, np. rozbiory, które były na własne życzenie.Oczywiście spłycam temat, bo to temat rzeka.
      Nie rodzimy się wszyscy jednakowi i to jest jednak wyznacznikiem
      naszej dalszej drogi. I, jak pokazuje życie, nikt i nic tego nie zmieni.
      Piękne hasła o równości, wyrównaniu poziomu życia itp. pozostaną na zawsze tylko hasłami.
      Miłego;)

      Usuń
  13. Anabell, ja nie zaprzeczam temu, że częste są przypadki rodzenia się dzieci, także w nadmiarze w rodzinach biednych, także patologicznych, ale nie można każdej takiej rodziny, małżeństwa utożsamiać z niewydolnością wychowawczą i patologią. W Polsce istnieje ostatnio moda na odbieranie dzieci rodzinom, małżeństwom, niewydolnym wychowawczo, przez urzędników, którzy np. stwierdzają, że dziecko nie ma zaspokojonych podstawowych potrzeb dla prawidłowego rozwoju, a w głównej mierze sprowadza się do tego, że np. w małżeństwie pracuje jedna osoba za 1300 złotych a druga jest bezrobotna, a więc trudno przypuszczać, że za takie pieniądze zapewni się dziecku to, czego mu potrzeba. Mówię cały czas o normalnej ubogiej polskiej rodzinie jakich jest wiele, choć przecież zdaję sobie z tego sprawę, że istnieją też alkoholicy, nałogowi lenie i obiboki, lecz ci nie rodzą się tylko w Polsce. Okazuje się, że w naszym kraju prawo jest nie w stanie wspomóc taką rodzinę, damy na to kwotą 500 złotych do rozliczenia, a zabrać jej dziecko, oddać je do domu dziecka i łożyć na jego utrzymanie kwotę czterokrotnie wyższą. Myślę, że niesłusznie skupiasz się jedynie na patologii rodziny. Uwierz, że nie każdy biedny to alkoholik, narkoman czy aspołeczny, do niczego nie nadający się typ, który psuje pozytywny obraz szczęśliwego kraju i jednocześnie jest nośnikiem najgorszych polskich "tradycji kulturowych".
    To prawda, Polska mocarstwem nie była i nieprędko będzie i trudno jej się równać z bogatszymi od nas społeczeństwami zachodniej Europy, ale z kolei
    ja nie mogę uwierzyć, czy udajesz czy nie wiesz, gdzie w Polsce "rozchodzą się" pieniądze. Ktoś w Polsce ma te pieniądze, to widać, lecz czy zawsze zdobywane są one uczciwą drogą? Czy naprawdę nie zauważasz, że gro obecnych milionerów doszło do wielkich pieniędzy, bogacąc się na wyprzedaży majątku wspólnego, na podejrzanej współpracy z kapitałem zagranicznym, na ścisłym powiązaniu ze światem polityki, na spekulacjom na rynku walutowym, na giełdzie, na tych "znajomościach", kumoterstwie i przerażającej według mnie ochronie wymiaru sprawiedliwości, który w przeważającej mierze nie jest w stanie wykryć odpowiedzialnych za afery gospodarcze, natomiast świetnie sobie radzi z karaniem prostego człowieka za kradzież kostki masła czy batonika. Powiesz, że i na zachodzie kapitał powstawał i powstaje nie zawsze w uczciwy sposób, ale tam, pewnie z obawy przed rewolucją, dobrze sytuowani ludzie i rządy wiedzą, że nie można przekraczać pewnej granicy nierówności, za którą już nie tylko stoi niezadowolenie społeczne, ale też bunt zagrażający pokojowi społecznemu. Rok czy dwa lata temu w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się dyskusja, której autorami stali się niektórzy amerykańscy miliarderzy. Nie pomnę nazwiska jednego z nich, ale zapamiętałem kwestię jaką podjął. Otóż oświadczył on, że nie może pogodzić się z tym, że on jako właściciel wielkiej firmy czy korporacji płaci niższe podatki od swojej, o wielokroć mniej zarabiającej sekretarki, bo to jest głęboko niesprawiedliwe. Oczywiście Pan Bóg polskiej ekonomii, profesor Balcerowicz, jest odmiennego zdania. Nie będę rozwijał tego tematu, ale myślę, że wiesz o co mi chodzi - to nieuzasadniony wielkością wkładu własnej pracy podział wytworzonego majątku. Można więc, nawet w kapitalizmie, nawet w kraju, które nie jest mocarstwem, dokonać takich zmian w prawie, chociażby podatkowym, które nie zdruzgocze majątków bogatym, a jednocześnie przyniesie ulgę tym, którzy także biorą udział w pomnażaniu tego majątku. Jeśli więc systemowe zmiany są możliwe, a moim zdaniem są, to dlaczego w takim kraju jak Polska nie próbuje się nawet o nich myśleć? Odpowiedź jest bardzo prosta. Na straży tego zakonserwowanego prawa stoją przecież ludzie, którzy mogliby na tym stracić... nie całe swoje majątki, nie reputację, nie wpływ na podejmowanie innych decyzji, lecz mogliby utracić niewielką część swoich bogactw,na co sobie nigdy nie pozwolą, bo pierwsze, o czym myślą to własne potrzeby.

    OdpowiedzUsuń
  14. cd...Podobno przed przewrotem kopernikańskim też mówiono, że Ziemia jest centrum wszechświata, a posłuszne jej Słońce obiega je, czyniąc dzień dniem a noc nocą. I... przydarzył się Kopernik. Otóż stereotypowe myślenie, że niemożliwa jest nawet względna równość, że sam zamysł o tym, że warto poziom życia wyrównywać to mrzonki, że skoroś się urodził w takim a takim miejscu, w takiej a takiej rodzinie, to ten fakt determinuje twoje życie do tego stopnia, że nie masz prawa nawet myśleć o lepszym życiu - to myślenie uważam za głęboko niesłuszne, gdyż po prostu hamuje rozwój nie tylko gospodarczy,ale i indywidualny rozwój człowieka. Zapewne jeśli ktoś nie chce, aby poziom życia ludzi się wyrównywał a pogłębiały się nierówności, zawsze dla niego hasła choćby najbardziej humanitarnie i, po prostu, po ludzku brzmiały, pozostaną tylko hasłami.
    Do miłego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Anabell - mam nadzieję, ze nie dożyję tej upadlającej człowieka starości.

    OdpowiedzUsuń