drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 20 czerwca 2010

27. Trochę ekshibicjonizmu

Ostatni post Zgagi przypomniał mi, że co jakiś czas mam wpadki, typu
zachowanie nie adekwatne do sytuacji.
Zaczęło się jeszcze w dzieciństwie, miałam pewnie z 5 lat. Umarł znajomy
pan S., a ponieważ nie było z kim mnie zostawić, dostąpiłam "zaszczytu"
uczestnictwa w uroczystości. Zupełnie nie wiem czemu, ale zmarły spoczy-
wał w otwartej trumnie, na katafalku. Wpierw byłam zaintrygowana "co
stoi na tym stoliku", więc mnie szeptem poinformowano, że to trumna.
Przyglądałam się, przyglądałam wreszcie nie wytrzymałam i zapytałam
głośno: "a dlaczego tam leży sam nos?" . Nieboszczyk jeszcze za życia
dysponował b. długim nosem i naprawdę, jedyne co widziałam z wysokości
swego wzrostu, to był nos. Wydarzenie wryło mi się w pamięć, bo zostałam
wyprowadzona i pouczona o niewłaściwości swego zachowania przy pomocy
kilku klapsów.
Widocznie nauka w tej materii jednak poszła w las, bo będąc w I klasie liceum,
zostałam wytypowana z kilkoma koleżankami na pogrzeb jakiegoś oficjela,
który w zamierzchłej przeszłości był harcerzem i coś tam dobrego zdziałał
dla naszej Drużyny. Był listopad, nam kazano przyjść w mundurkach, a
zimno było okropnie. Załadowałam pod mundurek sweter, założyłam
ciepłą spódnicę i pojechałam. Pogrzeb był na cmentarzu Wojskowym. Nam
kazano stanąć z wiązanką w pobliżu otwartego, murowanego grobu.Ktoś
palnął mówkę, potem ksiądz wychrypiał jakiś tekst , grabarze unieśli trumnę
w górę i zaczęli pomału opuszczać do grobu. W tym momencie wdowa zaczęła
bardzo głośno płakać i .... zazgrzytało coś, a trumna utknęła. Wdowa zamilkła
i zapytała co się stało. Grabarze przeprosili , ale mimo ich wysiłków trumna
ani drgnęła. Odstawili ją na bok i zaczęli odkuwać cegły ze środka. Staliśmy
wszyscy marznąc niemiłosiernie. Wreszcie "fachowcy" zadecydowali,że będzie
dobrze. Znów zaczęli opuszczać trumnę w dól, a wdowa włączyła głośny płacz.
Niestety - trumna znów ugrzęzła , wdowa zamilkła, jeden z grabarzy warknął
coś o cholerze, trumnę znów podciągnięto, odstawiono na bok, zaczęto znów
kuć. Czułam, że za chwilę dostanę strasznej głupawki, bo poczułam się jak na
głupawej komedii.Schowałam się za jedną z dziewczyn i starałam się zasłonić
wiązanką.
Po kilkunastu minutach grabarze znów zaczęli spuszczać trumnę do grobu,
wdowa zaczęła głośno płakać i....znów usłyszeliśmy zgrzyt. W tym momen-
cie wcisnęłam wiązankę koleżance i dusząc się ze śmiechu, uciekłam. Gdy
schowałam się w pewnej odległości za jakimś nagrobkiem, zaczęłam się
śmiać na całego. Za mną przybiegły jeszcze dwie koleżanki i prawie ta-
rzałyśmy się ze śmiechu. Nie mogłyśmy się opanować, totalny brak
kultury.
Ale mnie naprawdę takie uroczystości nie służą, zwyczajnie mam fioła.
Gdy umarł mój dziadek wszystkie formalności musiałam ja załatwiać.
W zakładzie pogrzebowym dostałam głupawki, na widok pani, skaczącej koło
mnie z jakimiś poszeweczkami na jasiek i dociekającej czy mają być falbanki.
Wyskoczyłam stamtąd ze słowami- przecież to obojętne, to mu życia nie
zwróci. Tym samym zmusiłam ojca, by dokończył załatwianie tych spraw.
Drugi atak głupawki dopadł mnie, gdy wraz z Babcią wylądowałyśmy u
modystki, by zakupić odpowiednie nakrycia głowy, koniecznie ozdobione
czarnymi woalkami. Miałam wtedy raptem 20 lat i gdy zobaczyłam siebie
w czarnym kapeluszu z czarną woalką, zwyczajnie wybuchnęłam śmiechem.
Bo naprawdę wyglądałam w tym komicznie. Dostałam dyspensę na czarną
czapkę, bez woalki.
Od tamtego czasu starannie unikałam pogrzebów, nawet część rodzinnych
opuściłam.
Dla równowagi na śluby też nie chodzę. Bo może dostałabym ataku płaczu?

28 komentarzy:

  1. Witaj Anabell! A pamiętasz dziewczę taką piosneczkę, zaczynającą się od poważnych słów: "umarł Maciek , umarł..."? Byłem na kilku porządnych pogrzebach, gdzie ludzie cieszyli się z tego, co szanownej chowanej osobie udało się osiągnąć, a nie narzekali, że miała "jedynie" 96 lat i mogła jeszcze pożyć. :-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sympatyczny blog. Będę tu czasem zaglądać. pozdrawiam. Nowa obserwatorka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Mironq, no jasne, jak się ma 96 lat to można jeszcze dłuuuugo pożyć.Wiesz przecież,że my jesteśmy krajem smutasów i narzekaczy.Ale nie da się ukryć,ze to był najzabawniejszy pogrzeb, na którym byłam.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moge powiedziec ze i ja dostawalam atakow smiechu w najbardziej nieodpowiednich momentach. Najbardziej pamietam ten gdy, uczestniczc w weselu jakiejs dalekiej kuzynki, gdzies na glebokiej wsi, kiedy moja rodzina " z miasta" byla obserwowana i komentowana, na poczatku bardzo uroczystej mszy, w ciszy kiedy to slychac przelatujaca muche, ksiadz zaczal kazanie od - "zginal kon!". Nic bardzo dramatycznego a jednak zestaw tej nadzwyczajnej podnioslosci, skrupulatne przestrzeganie zasad i tradycji, fakt ze kazano mi byc przykladem i wzorem, uduchowione miny uczestnikow...i tak trywialne wydarzenie jak zaginety kon, ogloszone z wysokiej ambony! Nic nie moglo mnie powstrzymac, ludzie byli zgorszeni a moj biedny ojciec musial mnie wyprowadzic na zewnatrz! Jednym slowem przynioslam wstyd! I spotkala mnie za to kara - w domu weselnym byl "wychodek", budka za stodola, tuz obok dolu zawierajacego gnojowke. Trzeba bylo isc po desce aby nie zabrudzic butow. Oczywiscie stopa posliznela mi sie na sliskiej desce, calego buta i stope umoczylam w gnojowce! Z butem, specjalnie kupionym na okazje, nic sie nie dalo zrobic - smrod siedzial w nim i siedzial az w koncu oba poszly na smietnik. Od tego czasu, aby sie nie smiac w nieodpowiednich miejscach, nie chodze do kosciola. Takie to moje Serpentyny

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam Zygzo, będzie mi zawsze miło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Serpentynko, gdy jeszcze bywałam w takich miejscach jak kościół, to często opuszczałam go w sposób nader gwałtowny- czasem dusząc się ze śmiechu a czasem oburzona tym, co ksiądz bredził.Na wszelki wypadek nie bywam tam od bardzo wielu lat, wyjątek zrobiłam na ślub córki, ale to był kościół protestancki.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anabell, ależ Twoje zachowanie było zupełnie logiczne, skoro sytuacja wyglądała tak, jak opisujesz. Nic dziwnego, że musiałyście gnać za groby, żeby się wyśmiać. Ja o mało nie padłam ze śmiechu czytając tę historię, a co dopiero gdybym tam była... Też bym wylądowała za grobem :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trumna mojego dziadka też się nie mieściła, ja na tym pogrzebie nie bylam .Ale jak juz temat śmiechu na pogrzebie to i mnie się to kiedyś przytrafiło. A była to taka tragedia rodzinna z trzema trumnami. Dzieci i matka. Tuż przed uroczystością komunijną zatruły się gazem. Dziewczynki jedna nastolatka no i ta mała przed komunią. Mój starszy razem z małą chodził na te przedkomunijne lekcje więc razem poszliśmy na ten pogrzeb. Szlochałam cały czas tak że musiałam wyjść z kościoła. Ażeby się uspokoić poszłam na cmentarz i szłam poszukać miejsce ich pochówku. Dochodząć słyszę jak jeden z grabarzy krzyczy Nieee, najpierw ta stara , a potem dopiero te młode. Musiałam szybciutko odejść bo płacz zamienił mi się w atak śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Jjon, niestety tak było.To był najweselszy pogrzeb w moim życiu.Wiesz, gdyby chociaż ta wdowa tak nie włączała tego płaczu, to może bym się nie zaczęła chichrać, ale to było najśmieszniejsze, bo ten płacz się urywał nagle, jakby świeczkę ktoś zdmuchnął.Mój mąż też błysnął jako dziecko, na pogrzebie swego dziadka- młodsza córka dziadka usiłowała wskoczyć z płaczem do grobu, więc ją rodzina trzymała, ona krzyczała "puśćcie mnie", a mój ukochany mąż spokojnie powiedział: "puśćcie, zobaczymy, czy skoczy".Zrozpaczona ciocia walnęła go za tę bezczelność.Miał z 8 lat. Sumując- dobraliśmy się z mężem.:)))
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Uleczko, na pogrzebach bywa różnie, oj różnie. Czasem naprawdę można się uśmiać.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej Anabell, ja też bym się usmiała:) Byłam w życiu na kilku pogrzebach, i ich nie znoszę. Oprócz prawdziwego smutku teatralne szlochy, szpiegowanie, czy ktoś ośmielił się ubrać w inny niż czarny kolor, a na stypie pogaduchy i ładowanie żarcia na talerz. Podobnie nie znoszę cmentarzy - zmarłego wolę powspominać na pięknej łące, a nie w obowiązkowym wyścigu o okazalszy nagrobek i piękniejsze kwiaty.
    Pozdrowionka:)

    OdpowiedzUsuń
  12. o matko:))))
    tez bym uciekła:)))

    na własnym ślubie-cywilnym-dusiłam się ze śmiechu,Mąż zachował powagę.
    na kościelnym malowniczo-wg kolegi właśnie malowniczo i romantycznie to wyglądało-zemdlałam!o!

    na pogrzebach ryczę,bo na ogół pięknie grają...

    OdpowiedzUsuń
  13. Roztrzepańcu, unikam pogrzebów jak ognia i powodzi. A na cmentarzach do śmiechu doprowadzają mnie puste, okazałe grobowce, z wyrytymi imionami i nazwiskami, tylko daty do uzupełnienia.Tak sobie stoją i czekają na zagospodarowanie.
    Ja też nie cierpię tej obłudy, rozpacz na pokaz.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mijko, ja też trzęsłam się ze śmiechu na cywilnym, bo p.urzędnik wyczytywał za każdym razem moje 3 imiona nadane mi na chrzcie, przez rozrzutnych rodziców.A na kościelnym to mi szpilki grzęzły w tym uroczystym dywanowym chodniku i ledwo je stamtąd wyciągałam. Ale nie zemdlałam i nawet nie płakałam, miałam tusz na rzęsach i pamiętałam o tym. To bardzo romantyczne, osunąć się na glebę podczas ślubu.Zdążył Cię chociaż ślubny złapać,żebyś się nie potłukła?
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Miło mi było być inspiratorką tej notki. Czasem sobie myślę, że najgłośniej będę się chichrać na własnym pogrzebie. Szkoda, że nikt tego nie usłyszy...

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj Zgago, a mnie się kiedyś śnił własny pogrzeb. Spłakałam się na nim jak bóbr, aż się obudziłam z tego płaczu.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie da rady jak ma być poważnie to zawsze jakaś ryfa się trafi i obciach będzie. Nigdy nie można brać życia zbyt poważnie bo wtedy życie mści się okrutnie :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Przecież mnie znasz, w gruncie rzeczy mało poważna ze mnie osoba.Powaga chybaby mnie zabiła.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. zdążył zdążył:)

    ale pierwsze co zobaczyłam po ocknięciu,to klęczący Brat!!!!!
    wtedy parsknęłam śmiechem, bo On akurat ostatni do klękania:)))

    OdpowiedzUsuń
  20. Witaj Anabell! Piękna, jak na cmentarz, przygoda! Życie niesie ze sobą wspaniałe przeżycia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Mijko, Twój brat był po prostu przerażony a w stanie silnego stresu ludzie dziwne rzeczy robią:)))
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  22. wiesz, że gdybyś się nie śmiała z tego to byłoby dopiero straszne!
    pozdrawiam (luka)

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj Jerzy, jak to nigdy nie wiadomo co i gdzie nas rozbawi.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj Luka, masz rację.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Jak już tak wspominamy pogrzeby, to familia po pogrzebie mojej babci zostawiła mnie na cmentarzu, bo wszyscy zakładali, że zabrałam się innym autem. Nie było wtedy komórek jeszcze tak powszechnych to musiałam prosić o pozwolenie dzwonienia ze stacji benzynowej po jakieś podwody.Udało się.
    Nola

    OdpowiedzUsuń
  26. Nolu, to wcale nie była zabawna przygoda. Cmentarze z reguły nie są blisko miasta, lecz gdzieś na peryferiach.Po prostu byłaś zbyt cichutka, więc Cię przeoczyli. Zachowywałaś się adekwatnie do sytuacji i stąd ten problem:))))

    OdpowiedzUsuń
  27. witaj, ja pierwszy raz u Ciebie, wpadam z rewizytą, posta przeczytałam, wszystkie komentarze też :D i muszę Ci powiedzieć, że już dawno sie tak nie uśmiałam,a do smutasów nie należę, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  28. Witaj Giraffe, ja ciągle do Ciebie wpadam, bo podziwiam Twoje rękodzieła.Kiedy Ty to robisz dziewczyno?Raz jedyny zrobiłam małego misia a zabrało mi to strasznie dużo czasu. A Ty migasz tymi misiami i innymi zabaweczkami.
    Jestem pełna podziwu.

    OdpowiedzUsuń