Uprzedzam, że jest to notka nie dla wrażliwych - osoby wrażliwe nie
powinny tego czytać.
Tak jakoś mam, że zawsze wieczorem, leżąc już w łóżku, czytam.
Kiedyś książki, teraz prasę. Zamiana gatunku spowodowana została
faktem, że zawsze czytałam wtedy niemal całą noc i w dzień byłam
ledwo żywa.
Wczoraj padło na 21 numer Forum.
Courrier International donosi, że w wietnamskich restauracjach
triumfy święci.....kocie mięso. Z domowych, poczciwych mruczków.
Miłośnicy tego mięsa uważają, że ma wybitne walory smakowe oraz
właściwości lecznicze. Przeciwnicy zaś uważają, że kot nie powinien
trafiać na stół, bo jego przeznaczeniem jest walka z gryzoniami.
Miejsca na kota-przyjaciela człowieka jakoś tu nie widzę.
Teoretycznie kocie mięso głównie jadają Azjaci, ale kota w garnku
można również znależć w północnych Włoszech, gdzie podobno co
roku kończy tak siedem tysięcy kotów, udając potrawkę z królika.
A do początku lat 60 XX wieku kot był daniem w szwajcarskich
kantonach Jura, Valais i Gryzonia.
Dziennikarze szwajcarscy podają ,że dziś to już "najzupełniej
marginalna" praktyka.
No to idę nakarmić swoje bezdomne koty.
Amerykańska Narodowa Akademia Nauk podała, że do roku 2030
powierzchnia obszarów miejskich na świecie powiększy się
o 1,2 mln km kwadratowych, a liczba ludzi wzrośnie do 2050 roku
aż do 10 miliardów (dziś jest nas 7 miliardów). Dziś mieszkańcy
miast stanowią 50% , ale w połowie 2050 roku będą stanowić 75
procent ludności.
I co wtedy??? Nie ma sprawy - upchną ludzi pod ziemię - teraz
upychają nas w wieżowce, w przyszłości miasta zejdą pod ziemię.
Już dziś istnieje podziemna część Montrealu zwana Miastem
Wewnętrznym, która jest największym na świecie kompleksem
podziemnym. Ma powierzchnię 12 km kwadratowych, łączna długość
korytarzy wynosi 32 km, mieści dwa tysiące punktów handlowych,
są kompleksy hotelowe, różne biura oraz 10 budynków uniwersyteckich,
a wszystko to połączone jest ośmioma stacjami metra.
Codziennie bywa tu około 500 tysięcy osób, a w zimie, gdy temperatura
na zewnątrz spada nawet do -35 stopni, frekwencja wyraznie wzrasta.
Ci co odwiedzają blog Stardust zapewne pamiętają, że na Manhattanie
stworzono High Line - nadziemny park na opuszczonej estakadzie
kolejowej. A teraz do roku 2020 planowane jest stworzenie, również na
Manhattanie, pierwszego parku podziemnego, na terenie opuszczonej
podziemnej stacji trolejbusowej.
Koszt inwestycji zakłada 30 - 50 mln dolarów.
Lubicie pobyt nad Bałtykiem? Siedząc na nadbałtyckiej plaży pomyślcie,
że po drugiej wojnie światowej na dnie Bałtyku zatopiono ponad 50 tysięcy
ton bojowych środków trujących. W polskim pasie wód te tykające bomby
są zatopione niedaleko Zatoki Gdańskiej. Metalowe pojemniki powoli
niszczeją korodując i grożąc uwolnieniem się ich zawartości. Już uwolnienie
się 1/6 ich zawartości zniszczyłoby życie w Bałtyku i na jego brzegach
na 100 lat.
A teraz dla tych, którzy zachwycają się w muzeach i galeriach dziełami
znanych mistrzów pędzla lub dłuta - eksperci uważają, że od 10 do 40
procent dzieł przypisywanych znanym mistrzom to.......fałszywki.
Ale mnie i tak się podobają , ja tak nie potrafię malować lub rzezbić.
I coś dla poprawy nastroju -3 tygodnie w całym życiu zajmuje nam chodzenie
w poszukiwaniu zasięgu telefonu komórkowego.
Coś w tym jest - jadąc pociągiem do Berlina co chwilę traciłam zasięg.
Miłego dnia wszystkim;)
O kurcze.... dzisiaj wszystko typu ciemność widzę:):)Więcej światła, anabell, więcej światła!:):)
OdpowiedzUsuńJaskółko, z tym światłem to też się nam za jakiś czas może niespodziewanie urwać, bo albo nam Słońce podeśle jakieś swoje mordercze wybuchy , albo (co jest pewne za jakiś długi, dłuuuugi czas) samo zgaśnie. Jest jeszcze kilka teorii nt. zagłady Ziemi, a jedna lepsza od drugiej -niemal można wybierać co komu bardziej odpowiada.
UsuńMiłego, ;)
No... i dobiłaś... mnie:(
UsuńRzeczywiście , dość ponuro rysuje się nam przyszłość ....wszystkiego dobrego Ci życzę,Anabell !!!!
OdpowiedzUsuńJagoda, bo przecież życie to ogólna ponurość przerywana błyskami koralików:)))
UsuńWiesz, mnie to tylko z tymi kotami ruszyło - pomyślałam sobie, że człowiek jest najpaskudniejszym szkodnikiem i drapieżcą na Ziemi.
Miłego, ;)
...kurczę a ja tak lubię nasze morze, dzięki germańcy...
OdpowiedzUsuńW cieśninie Skagerrak jest najwięcej beczek z iperytem, a ogólnie to w Bałtyku odkryto około 60 miejsc, w których są składowane pojemniki z bronią chemiczną.
UsuńNie mogę się oprzeć wrażeniu, że właściciele ( a właściwie ich spadkobiercy) powinni je wydobyć i jakoś zutylizować. I niech ktoś wytłumaczy dlaczego człowiek jest określany jako istota myśląca???? O czym myśleli ci, którzy zatapiali te pojemniki na dnie Bałtyku i Morza Północnego?????
Miłego, ;)
Anabell, Kochana, może Ty jednak nie czytaj czasopism przed nocą? Polecam niewielkie bajeczki. O, albo nawet poezję... Znudzisz się szybko i gładko uśniesz... Potraktuj to serio!!! Buziam.
OdpowiedzUsuńTkaitko, musiałabym chyba czytać jakieś książki z zakresu ekonomii- to zapewne by mnie znudziło. Ale poezja i bajeczki- nigdy.
UsuńNajmilszego, ;)
Niestety, co raz ciasniej sie robi na ziemi...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a tu każą Polakom zwiększyć dzietność , czyli iść na ilość a nie na jakość.
UsuńMiłego, ;)
Ludzie, ktorzy kiedys beda zyc na ziemi... beda sie szukac... I na nic przydadza sie wszelkie podziemne i nad ziemne budowle... Z regulu jestem optymistka, ale zycie na ziemi widze czarno i to bardzo..., to tylko kwestia czasu i to krotkiego...
OdpowiedzUsuńPesymistyczna dzisiejszego popoludnia
Judyta
Mam wrażenie, że coraz więcej ludzi czarno widzi przyszłość naszej błękitnej planety. Część "stawia" na proces przebiegunowania się Ziemi, co już miało miejsce w historii naszej planety i zawsze kończyło się unicestwieniem większości
Usuńżywych organizmów (podobno ma to nastąpić już za 1500 lat), inni spodziewają się
kłopotów wynikających z niekontrolowanej działalności Słońca, które może w naszą stronę "wystrzelić" potężne ilości energii i zniszczyć linie wysokiego napięcia, co sparaliżuje życie tak bardzo dziś uzależnione właśnie od energii, kolejni prognostycy podejrzewają, że wzrost populacji doprowadzi do zniszczenia planety i super głodu oraz wojen z użyciem broni nuklearnej, wreszcie astrofizycy sądzą, że w pewnej chwili może nastąpić "wielkie bum", bo może na nas spaść jakaś duża, zabłąkana asteroida, co zdarza się wprawdzie rzadko, ale jednak dość regularnie i w historii Ziemi też już było.
Jak widać możliwości wiele, a mimo tego wyboru brak.
Judytko, to wszystko "pestka", grunt, ze lipiec zbliża się pomału do końca więc chyba zawitasz w moje strony.
Najmilszego, ;)
No i po co Ci było to czytać i się stresować ;)?
OdpowiedzUsuńTonko, wcale się nie zestresowałam, raczej zdziwiłam się, że w jednym numerze dali same takie przedruki pesymistyczne. Pewnie "naczelny" miał kiepski humor:)))
UsuńMiłego;)
P.S.
Ale jeśli zacytować słowa pewnej piosenki " w życiu piękne są tylko chwile" to wszystko gra.
O matko! Lecę szukac Fredka! Lucek w domu, a tłuścioch gdzieś mi się po lesie szwenda! Oby go na sajgonki, albo kebaba nie przerobili!
OdpowiedzUsuńW 2050 nie będę już raczej żyć, więc mam to w... nosie ;-)
Niech się moje młode martwią ;-)
Nad morze w tym roku nie jadę, więc nie będę świecić własnym, niedobitym światłem. Ale - i tak mni nie zrażą cieknące bomby przed moczeniem człowieka w krioterapeutycznej otchłani Bałtyku :-D
Moni, u nas to raczej tylko jakiś kierowca może któregoś upolować.O tych kotach na włoskich stołach to już słyszałam dawno - nawet byłam świadkiem dyskusji po czym odróżnić na talerzu kota od królika, bo jedynym "znakiem rozpoznawczym" jest zakończenie główki kostki obojczyka- jedno z nich ma zakończenie spiczaste, drugie okrągłe, ale już zdążyłam zapomnieć która kostka jest czyja, bo królików też nie jadam. Ponoć w smaku niczym się kot nie różni od królika. Ja też w tym sezonie raczej nie pojadę nad Bałtyk, jestem spłukana po remoncie. Kilkanaście lat temu gdy okupowałam Chałupy to ryby były całe we wrzodach, ponoć poparzone jakimś gazem bojowym. Na szczęście lało równo 2 tygodnie i nie bywałyśmy na plaży, za to wytłukłam 1500km na przejażdżki samochodem po wybrzeżu Bałtyku. No fakt, nasze morze ciepłe niczym kriokomora.
UsuńMiłego dla Ciebie i Młodych a "mizie" dla sierściuchów:)
I tam! Nie wierzę w żadne futurologie! Jak byłam w ósmej klasie (45 lat temu!), czytałam, że do 2000 roku zabraknie słodkiej wody na całej Ziemi, że będziemy masowo jeść kotlety z ropy naftowej, itp. A do 2015 każdy będzie się mógł przelecieć na Księżyc. Nic się nie sprawdziło! W 10 miliardów też nie wierzę...
OdpowiedzUsuńZgago, a jesteś pewna, że nigdy nie jesz przetworów ropy naftowej? Ostatnio chodzę do sklepu z lupą i coraz częściej jestem zaskoczona składem nawet śmietany, nie mówiąc już o jogurtach, twarożkach, maśle i różnych wędlinach.
UsuńAkurat teoria o zmianie przebiegunowywania się Ziemi jest dość dobrze osadzona w realiach, bo te anomalia pogodowe to wcale nie jest efekt cieplarniany działalności człowieka, ale przecież nie można powiedzieć ludziom , że i tak mają przechlapane, bo pewnie by do reszty zdurnieli. Wody pitnej naprawdę na świecie już teraz brakuje, tyle tylko, że jeszcze nie na naszym kontynencie, więc w pewnym sensie żyjemy w nieświadomości zagrożenia. Z tym lataniem na Księżyc to nawet jest realne, tyle tylko, że nie opłacalne absolutnie. 10 miliardów- jeśli idzie o złotówki to baaardzo by mi się przydało po tym remoncie:)))
Miłego,;)
czy to tak po wizycie u wnuków szukałaś relaksu i wpadłaś w czarną dziurę? Pomyśl co będzie z naszymi wnukami i prawnukami jak prognozy się będą sprawdzać.
OdpowiedzUsuńTen ostatni akapit o szukaniu zasięgu mocno niedoszacowany. Zadaje się, że mieszkańcy mojej okolicy znacznie przekraczają 3 - tygodnie nie tylko w całym życiu. W mojej okolicy 3 tygodnie wypadają chyba na rok - szczególnie po ostatnim udoskonaleniu nadajników sieci pomarańczowej!
Pozdrawiam cieplutko:)
Maduś, po prostu nadrabiałam zaległości w lekturze, ale trafiłam pewnie na zły humor naczelnego, bo te wszystkie dobre wieści są w jednym numerze. Z tym zasięgiem to jest super - przez 3/4 drogi do Berlina byłam pewna,ze mam nawaloną komórkę ( ja też jestem w szponach pomarańczowych), ale pozostali pasażerowie też mieli podobne objawy. Trasa jest chyba wytyczona "w tunelu" pomiędzy zasięgami wszystkich operatorów. Takich nie objętych zasięgami miejsc jest w Polsce sporo, sama znam kilkanaście. Np. w Ojcowie koleżanka musi wychodzić na górkę koło domu, by złapać zasięg, podobnie jest w okolicach Garwolina.
UsuńMiłego, ;)
Bardzo "letnie" tematy podałaś na tacy Anabell ;). Ba, koty na tacy podałaś. A psik! Uwielbiam koty ale żywcem i nie przemawiają do mnie z garnka, choć i cielak czy prosiak bywają równie ujmujące jak żyją :(...
OdpowiedzUsuńJak pomyślę o tych podziemnych i naziemnych miejscach to jestem happy, że mam swój Pastorczyk...
Mnie falsyfikaty nie szokują. Co mi za różnica, jeśli oryginał i kopia wyglądają tak samo a ja zatrzymuję na nich wzrok tylko na chwilę? Ja mam w ogóle nieco lewe łapy do sztuki, więc co mi tam... Muzea zresztą to nie moja bajka - no chyba, że jakieś wyjątkowe...
Pozdrawiam!
Amisha, mnie też "fałszywki" nie szokują- może tylko smutno mi, że sama nie mam takiego talentu, by choć skopiować jakiegoś mistrza. Zupełnie mi nie przeszkadza, że być może dany obraz to kopia lub podróba.
UsuńPodejrzewam, że gdybym musiała sama unicestwić jakieś zwierzę by je zjeść,to
pewnie jedynym moim zródłem zwierzęcego białka byłyby jajka.
Miłego,;)
Fałszywka nieraz piękniejsza od oryginału. Czyż Mona Lisa, namalowana przez ucznia wielkiego Leonarda, innymi farbami, których barwa zachowała się do dziś, nie jest piękniejsza od oryginału?
OdpowiedzUsuńA co do kotów - pewnie też smakuje jak kurczak...
Co do kotów - podobno jest identyczny w smaku jak ...królik i Włosi często je podają zamiast królika. Czytałam gdzieś, że aligator smakuje jak kurczak. A kurczak, gdy jest odpowiednio przyrządzony może mieć naprawdę b. różny smak. Osobiście preferuję kurczaka w przyprawach hinduskich.
UsuńWiesz, będąc w Wenecji oglądałam obraz namalowany przez Tintoretta i pierwsze co pomyślałam to " o rany, ale kicz". Mnie to akurat obojętne czyj to obraz, ważne by mi się podobał. Bardzo często bardziej podobają mi się rysunki znanych malarzy niż malowane przez nich obrazy- tak jest np. z Picassem.
Miłego, ;)
Anabel, co do Szwajcarow to cie chyba dobije wiadomoscia, ze do dzis na szwajcarskiej wsi robi sie kielabasy z.....psow. To jeszcze nie koniec. Azjaci obdzieraja psy zywcem i bija kijami, zeby skruszyc mieso, i to samo robia Szwajcarzy. Zamecza sie takiego psa ( ztlukuje! ) kijami na smierc. A juz szczytem wszystkiego jest fakt, ze sa to psy, ktore najpierw hoduje sie jako wlasne psy domowe, przyjaciele domu - a potem z zima krwia zatlukuje je zywcem...Widzialam w Niemczech dokument na ten temat, ktory szokowal nawet Niemcow...( pare lat temu). To bylo cos przerazajacego - od tamtej pory i odkad bylam pare razy w Szwajcarii - mam zupelnie inne nastawienie do tego narodku. Narod , ktory uwaza cos takiego za wiejska "tradycje" jest dla mnie na poziomie jaskiniowca, albo i gorzej.
OdpowiedzUsuńGina
Gino, niestety na wsiach (niezależnie od szerokości geograficznej) dzieją się różne, dziwne rzeczy. Czyżby bliskie obcowanie z naturą wyzwalało w ludziach jakąś dzikość obyczajów? Zawsze mnie to dziwi.
UsuńMiłego, ;)
P.S.
A męczenie zwierząt przeznaczonych do konsumpcji to chiński zwyczaj - ponoć mięso jest wtedy lepiej ukrwione.
No to ja od jutra już na 100% zostaję wegetarianką. A od mojego Rudiego łapy precz, bo ... Oj, chyba jestem bardziej wrażliwa niż myślałam. Pozdrawiam cieplutko. Ania
OdpowiedzUsuńAniu, mnie przeraża jak bezwzględnym stworem jest człowiek. I do szału doprowadza mnie gdy ktoś mówi : "to przecież tylko zwierzę".Mam wtedy mordercze zapędy.
UsuńZ tym wegetarianizmem to będzie trochę ciężko, nie przerzucę się na dżdżownice i pasikoniki by dostarczyć zwierzęcego białka.
Miłego, ;)
We wrzesniu minie rok jak przestałam jeść mięso (ryby niestety jeszcze tak) i jest mi z tym dobrze:)
OdpowiedzUsuńCzy wiesz, że z powodu Hashimoto to powinnaś być na diecie bezglutenowej?
UsuńJa od kilku miesięcy jestem na bezglutenowej i lepiej mi z tym. Mięso - lubię wędliny i trudno mi z nich zrezygnować, bo jajka mi jakoś nie służą, jeszcze najlepiej toleruję ugotowane "na twardo", z tym, że gotuję dość krótko i zostawiam w gorącej wodzie "by doszły". Nikt nas nie uczy w jakiej temperaturze powinno się prowadzić obróbkę termiczną produktów spożywczych by były dla nas lepiej i łatwiej przyswajalne a okazuje się, że to ważne.
Miłego, ;)