Nawet nie wiem kiedy "zleciał" mi tydzień.
Skończyłam czytać bardzo ciekawą i dobrze napisaną książkę
Suzannah Cahalan "Umysł w ogniu". Autorka jest dziennikarką
w "New York Post" a książka jest opisem jej dość rzadkiej a
mogącej się skończyć śmiercią lub dożywotnim pobytem
w szpitalu psychiatrycznym choroby.
Czytając tę książkę zastanawiałam się, jakie szanse na dobrze
postawioną diagnozę mają nasi pacjenci, skoro w kraju,
gdzie sztuka medyczna stoi wysoko, postawienie dobrej
diagnozy było tak trudne.
Najbardziej przeraził mnie udowodniony fakt, że część dzieci
u których zdiagnozowano autyzm, wcale nie są autystykami a
"tylko" chorymi na dość rzadką chorobę autoimmunologiczną.
*****
Prace nad zimowymi nadziewanym bombkami z lekka
utknęły mi w miejscu. Średnio przeciętnie trzy razy dziennie
zmieniam koncepcję.
W międzyczasie "udziergoliłam" szydełkiem beret, tylko nie
wiem po co, bo w berecie wyglądam koszmarnie. Ale zrobiłam-
jakiś atawizm chyba:))))
No niestety muszę pochować letnie ciuchy a w ich miejsce
ułożyć zimowe.
Okropnie mnie deneruje ten brak miejsca i fakt, że muszę to
wszystko powtarzać wiosną i jesienią.
*****
Korzystając z pięknej pogody pojechaliśmy wczoraj
na podwarszawski cmentarz dla małych zwierząt. Niedługo
tzw. "Psie Zaduszki". Pażdziernik jest też miesiącem regulowania
opłaty rocznej za dzierżawę miejsca. Dotychczas roczna opłata
wynosiła tylko 50,- zł, teraz podniesiono ją do 70,- zł.
Nie uważam, żeby to była wygórowana suma - cmentarzyk jest
bardzo zadbany, poszczególne alejki dobrze oznakowane,
oczyszczone z liści, wygrabione, z psich grobków pousowane
wypalone lampki, bo teraz również w opłatę jest włączona
podstawowa pielęgnacja grobów. Powiększono też parking.
W sumie to miejsce jest miłe, zadbane, a nawet radośnie kolorowe,
bo każdy z odwiedzających przynosi kolorowy wiatraczek ,
którym zdobi ostatnie miejsce snu swego pupila. Gdy zawieje wiatr
wszystkie kolory tęczy wirują nad grobkami.
W ciagu tych trzech lat od czasu odejścia naszego Flika przybyło
ogromnie dużo nowych "lokatorów" - niedługo miejsc zabraknie.
*****
Dręczy mnie jedna myśl - za mniej więcej miesiąc będzie piąta
rocznica mego blogowania, wiec może to czas by przestać zadręczać
ludzi swą pisaniną?
Może zostać tylko przy jednym blogu i znęcać się swymi
grafomańskimi wypocinami? Muszę to wszystko przemyśleć.
Na razie przyhamowałam z koralikowaniem , bo zaniedbałam nieco
inne dziedziny craftu, np. decoupage i szydełkowanie.
Piękna dziś u mnie pogoda, trzeba iść na spacer.
Miłej niedzieli dla Was:)))
dobrze, że ludzie mają gdzie pochować swoje zwierzęta. Czasem zwierzę daje więcej radości niż człowiek.
OdpowiedzUsuńJa też na spacer, miłego dnia!
A do tego właściciel tego kawałka lasku i jednocześnie cmentarzyka jak mało kto rozumie co się dzieje w duszy człowieka, gdy odchodzi ukochane zwierzę. Organizuje wszystko szybko, z pełnym szacunkiem i dla zwierzęcia i dla jego właściciela. Ilekroć przyjeżdżam w to miejsce jestem wręcz pełna wdzięczności, że psina ma swój skrawek ziemi i mogę tu przyjeżdżać. Odwiedzający dobrze się tu czują, zawiązują się miłe znajomości, a niektórzy spędzają tu kilka godzin siedząc na krzesełku składanym obok grobu pieska.
UsuńMiłego, ;)
Zacznę od tyłu. Sporo ludzi tutaj na blogach przechodzi etap refleksji nad dalszym pisaniem. Pewnie to jest taki rytuał, trochę nieuświadomiony, w blogowym świecie. I większość po chwilowej zadumie, pisze dalej. Myślę, ze i Ty nie zlikwidujesz bloga. byłoby mi ogromnie żal. Beret możesz podarować. pewnie znajdzie się okazja.
OdpowiedzUsuńPsi cmentarz- idea- bardzo mi się podoba. My mamy "luksus"- grzebiemy psy w ogrodzie. Na każdym "grobie" sadzę narcyzy:)
Coś przeoczyłam w Twoich postach, bo nie mam pojęcia o co chodzi z tymi zimowymi bombkami.
Za chwilę też wybywamy w pola. Zatem miłego spacerowania:)
Jaskółko, to jest kawał czasu i człowiek ( a raczej ja) zastanawia się ile jeszcze czasu ludzie wytrzymają ze mną i moim mędzeniem. Zawsze mi w domu mówiono, że trzeba wyczuć, kiedy należy zejść ze sceny, a nie czekać aż człowieka zniosą- to jedna strona sprawy. Sprawa druga, to strona mojego komfortu psychicznego - dzięki blogom poznałam mnóstwo przemiłych osób, niektórych poznałam osobiście i jestem bardzo ze wszystkimi związana emocjonalnie, więc przykro byłoby mi nagle "zniknąć".
UsuńCo do bombek - robię plexiglasowe bomki, które mają w środku zimowe domki, śnieg i choinkę. To do nich potrzebne mi były te miniaturowe domki.Zerknij do posta z 26. IX.
Z cała pewnością psi cmentarz jest konieczny w dużych miastach.A właściciel tego cmentarza jest uroczym ,pełnym ciepła facetem, który założył go na terenie swojego prywatnego lasku.
Miłego, ;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTo przekładanie ciuchów to istna katorga. Ja mam w tym względzie dobrze. Jest szafa "zimowa" i "letnia" oraz "aktualna". W "aktualnej" umieszczam rzeczy używane, które jeszcze nie kwalifikują się do prania, a nie chcę ich trzymać między rzeczami czystymi w sypialni.
Pozdrawiam serdecznie:)
alEllu, wiem, zazdrość to brzydka cecha, ale Ci zazdroszczę tych trzech szaf.Taka szafa "bieżąca" jest świetnym pomysłem.U mnie takie rzeczy często wietrzą się .Jeśli ciuch nie przepocony i czysty i do prania mu daleko, to nim schowam do szafy wietrzę go na loggii.
UsuńCo do "Black&White"- niestety partner od pisania zbiesił się- ale On już taki jest-typowy słomiany ogień. Wpierw wielkie plany, potem lekka zadyma a potem wszystko pada naturalną śmiercią. Jego blog też leży odłogiem, choć On sam ma się niezle.
Miłego, ;)
Aaaaa... co do blogów, to ja najbardziej lubiłam "Black & White". Także "procontra-anabell." w najwcześniejszej odsłonie.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że jest taki cmentarz w Warszawie.
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie już wiem.
Mnie się te Twoje historie na drugim blogu podobają, nawet jeśli czytam rzadziej od tych codziennych wpisów, tylko jak książkę, jak mam więcej czasu. Chciałabym mieć czas na czytanie wszystkiego na co mam ochotę, ale dnia nie wystarcza.
Pozdrowienia, miłej niedzieli!
Iw, to jest w Koniku Nowym, tak z 500-700m od Traktu Brzeskiego. Dowiedziałam się o tym miejscu od jakiegoś taksówkarza, gdy jechałam do męża do anińskiego szpitala. Pan taksówkarz ucieszył się z takiego kursu (Stegny-Anin) bo przy okazji miał odwiedzić To miejsce, czyli swego nieżyjącego psa. Facet płakał, gdy mi opowiadał o swym psiaku.
UsuńJa mam komfortowy dojazd- wjeżdżam na Sikorskiego i mknę jednym pasem aż do właściwego skrętu w Koniku Nowym. Skręca się w tym Koniku Nowym w prawo pomiędzy stacją paliw a składem budowlanym Kowalczyka i potem w lewo pod siatką terenu Pagedu i znów w prawo i już się jest na miejscu. Mały mankament to "betonka" od Pagedu do cmentarza. Iw, przecież tłumaczenia, nawet przy super znajomości języka wymagają czasu, więc wiadomo,że masz go mało. Mam jeszcze miesiąc do zastanowienia się co dalej - przy tym wszystkim muszę pamiętać,że lepiej jest często wrogiem dobrego.
Miłego, ;)
A moje zdanie jest takie - jesli musisz z ktoregos bloga zrezygnowac to wolalabym bys zatrzymala ten.
OdpowiedzUsuńZ niego mamy urozmaicony koktail wszystkiego po troche, lacznie z aktualnosciami samopoczucia. Widzimy I podziwiamy co robisz, jak rosna I rozwijaja sie wnuki, co slychac w Warszawie I nauce a nawet glupich sadach. To wszystko zbliza Ciebie, Twoje zycie do nas I robi blizsza rodzina blogowa.
Niemniej rozumiem ze decyzja Twoja, tak jak literackie zapedy.
Czyli marzeniem Serpentyny jest bys zadnego nie likwidowala, Anabell.
Zgadzam sie z alElla - szkoda mi "Black & White" I tesknie za nim.
Buziaki z chlodniejacych I bardziej mokrych okolic :)
Serpentynko, pewnie zrobię "dwa w jednym". Może to jakoś wszyscy przeżyjemy. Dziś słyszałam smętną zapowiedz, że jeszcze tylko jutro będzie ładna pogoda, a potem to już tylko brzydko, mokro i zimno.
UsuńWiadomo, przecież aktualnie zmieniają się bieguny na Słońcu, więc u nas musi być kaprawo pod względem pogody.
Buziaczki,;)
Miło czytać, że energia do Ciebie wróciła :) Ściskam :*
OdpowiedzUsuńGalopku, jakoś do siebie pomału wracam, ale nadal bardzo dużo leniuchuję- najczęściej trenuję "sen młynarza", czyli zalegam przed TV, coś poogladam i...zasypiam. Chyba jeszcze "odpracowuje" mój organizm to rzekomobłoniaste zapalenie jelit. Czy mam dobre podejrzenie, że mieszkasz teraz w miejscowości,której nazwa kończy się na "owo"? Ten czerwony dywan, po którym stąpasz wstrząsnął mym jestestwem do głębi. Dam głos w tym tygodniu, tak jakoś po 21,00, dobrze? Bo przecież nie odebrałaś kolczyków. Ale może i lepiej, bo zrobię je trochę inaczej.
UsuńBuziaki,;)
Proszę o ile to możliwe , nie rezygnować z blogowania. Ta strona to jedna z ciekawszych jakie spotykam w blogosferze.Podziwiam talent autorki. Drugi blog to jak opowiadanie, które nigdy nie chcę aby się zakończyło zbyt szybko.Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńLeonnowa, pochlebiasz mi, puchnę z dumy.
UsuńMiłego, ;)
A cóż to niby za słup graniczny ta piąta rocznica? Proszę nawet nie myśleć o jakiejś likwidacji! Tylu nas miałabyś osierocić?!
OdpowiedzUsuńZgago, pięć lat to bardzo długo a ja ostatnio jakoś "nie wyrabiam się" ze wszystkim. Jakoś mało łaskawy dla mnie ten rok- ciągle coś mi staje na przeszkodzie a już remont i i to rzekomobłoniaste zapalenie jelit całkowicie mi odebrały chęć do życia.
UsuńMiłego, ;)
...będzie smutno jak przestaniesz pisać i pokazywać na swoich prac, może jeszcze dobrze to przemyśl...
OdpowiedzUsuń3xL, jasne, pomyślę, myślenie to moja specjalność.:)))
UsuńMiłego, ;)
Taki zwierzęcy cmentarzyk fajna rzecz. My na wsi zakopywaliśmy nasze zwierzaki w ogrodzie, za garażem, czasem gdzie indziej. Tylko u nas to duuuużo tych "nieboszczków" bywało...
OdpowiedzUsuńAnabell, przemyśl sobie ile chcesz i pisz dalej! KONIECZNIE.
Ja to generalnie i tak wyglądam trochę jak beret więc na głowie już nie noszę. ;).
Amisha, masz szczęście,że nie widziałaś mnie w berecie- istna Lili Koszmar. Moi znajomi wozili swe zwierzaki do lasu, choć to nielegalne.
UsuńNa szczęście weterynarze warszawscy wiedzą o tym cmentarzu i zawsze o nim mówią w razie potrzeby. Poza tym właściciel cmentarza może nawet sam przyjechać po zwierzę.Wiesz, że oni przyjmują zwierzaki nawet z innych miast?
Przemyślę, obiecuję.
Miłego, ;)
Ha ha ha, Lili Koszmar - dobre ! jak kiedyś znów zabłądzę do Warszawy to mam nadzieję zobaczyć Cię tak czy siak - bez beretu czy w ;). Jakaś kawa by się zdała ;). Ale kiedy ja tam zabłądzę to Bóg raczy wiedzieć. Chociaż... ostatnio z M. zaplanowaliśmy wypad do Ikei. Więc kto wie...
UsuńTo świetny pomysł, z tą kawą i spotkaniem. Pchnij maila ze 3 dni przed przyjazdem.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)