......przestała rozmawiać z własną matką.
Zadzwoniła do mnie koleżanka (wiek emerytalny) z pytaniem, czy aby nie mam
ochoty wybrać się z nią na działkę, bo mogłybyśmy sobie pogadać.
No niestety pomimo niewątpliwie pięknej pogody nie miałam ochoty tłuc się
na działkę, ale zamiast tego zaproponowałam spotkanie na pogadanie.
Umówiłyśmy się w jednej z kawiarni w pobliżu pałacu w Wilanowie.
Pogoda była super i tak cieplutko, że skusiłyśmy się na lody.
Nie widziałyśmy się ponad rok, czyli mniej więcej od chwili gdy Ulka po raz
drugi została babcią.
Pokazała mi zdjęcie dorodnego bobasa, który wyglądał niczym miniatura
zawodnika sumo.
Uśmiałyśmy się, że nasze córki zaludniają świat ginącym ponoć gatunkiem- obie
mamy po dwóch wnuczków.
Z tym, że u moich jest między chłopczykami różnica dwóch lat, u niej nieco
ponad rok.
Ulka, pomimo przejścia na emeryturę, pracowała jeszcze w wymiarze 1/2 etatu.
Po pierwsze miała bardzo niską emeryturę bo cały czas pracowała w instytucie
naukowym, gdzie niestety wynagrodzenia były niskie, po drugie udało się jej
zrobić uprawnienia rzecznika patentowego, więc po odejściu na emeryturę
udało się jej "załapać" na pracę w tej nowej specjalności.
Gdy jej córka urodziła pierwsze dziecko, Ulka tak sobie zorganizowała pracę, że
rano zajmowała się wnukiem, potem przychodziła do małego opiekunka, a Ulka
szła do pracy.
Gdy okazało się, że karmienie dziecka piersią nie sprawdziło się w roli środka
antykoncepcyjnego i będzie drugie dziecko, młodzi podjęli decyzję o budowie
domu. Tak naprawdę mieli całkiem niezłe mieszkanie, ładne trzy pokoje w całkiem
dobrym miejscu, niedaleko miejsca zamieszkania Ulki.
A wybrany przez nich developer budował osiedle domków jednorodzinnych w gminie
poza granicami Warszawy. Część domków już była gotowa do kupienia, więc
sprzedali mieszkanie, resztę kwoty uzupełnili kredytem bankowym i wyprowadzili
się.
Pierwszy zgrzytem był odejście opiekunki, która powiedziała, że nie będzie jezdziła
"na takie zadupie". Ulka powiedziała, że ona też nie wyobraża sobie opieki nad
wnuczkiem, bo to od niej zbyt daleko. Żeby rano dojechać do niego musiałaby
wyjeżdżać z domu o 6,15 rano, no a poza tym nie ma zamiaru rezygnować z pracy,
bo kwota, którą dorabia do swej emerytury jest jej potrzebna.
Zięć stwierdził, że Ulka jest podłą babcią, bo przecież jej obowiązkiem jest pomóc
córce w trudnej sytuacji. A sytuacja jest trudna, bo jedno dziecko już jest a drugie
niedługo będzie na świecie.
Ulka wpierw się zapytała, czy jego matka jest zwolniona z obowiązku pomagania
swemu dziecku.
Jednocześnie wyjaśniła, że nie jej zasługą jest fakt, że na świecie będzie drugie
dziecko, podobnie jak pomysł zamieszkania poza miastem.
A potem całkiem spokojnie wyjaśniła, że ona tylko w tym wypadku zajmie się
dziećmi, jeżeli oni zapewnią jej dwie rzeczy - pensję taką, jaką ona ma teraz w swej
firmie i pokój w domku, bo nie będzie dwa razy dziennie pokonywać drogi
z Warszawy do nich i z powrotem do siebie. No i soboty i niedziele będzie zawsze
spędzać u siebie.
Rozpętało się istne piekło, bo według zięcia to jej wymagania to zwyczajna podłość,
bezczelność, egoizm itp.
A córeczka - popatrzyła się z odrazą na własną matkę i oświadczyła- wiedz, że
w tej chwili straciłaś córkę. Po wygłoszeniu tego tekstu wyniosła się z mężem
i dzieckiem z domu Ulki, uprzednio trzasnąwszy drzwiami.
I od tej pory ani razu nie zadzwoniła do Ulki.
Zdjęcie drugiego wnuczka Ulka dostała od swej kuzynki, która była u młodych z wizytą.
Teraz już wiecie co zrobić by zdobyć kilka epitetów i stracić córkę.
Takiej córki nie żal stracić. Kropka!
OdpowiedzUsuńStraszne!!!
OdpowiedzUsuńTeż znam podobny przypadek, to po prostu ręce opadają.
Klasyka gatunku, powiedziałabym. I to polskiego gatunku.
UsuńRozumiem że zięć tej Pani jest sierotą w takim razie. albo także obrażony, nie utrzymuje więź ze swoimi Rodzicami.. Takie czasy teraz, po tych latach powojennych się utrwaliło przekonanie ze to obowiązek każdej Babci zajmowanie się Wnukami, oczywiście i do tego być 24 godziny na dobę darmowa pomocą domową traktowana jeszcze do tego jak przysłowiowe 5 koło u wozu kiedy się potem już jest niepotrzebnym albo w razie choroby Babci..coś okropnego..
OdpowiedzUsuńZięć tej pani ma przewrócone w głowie, bo uprawia specyficzny zawód. Poza tym, tak obiektywnie rzecz ujmując jest b. atrakcyjnym facetem, a jej córka do najpiękniejszych raczej nie należy i patrzy w niego jak w tęczę. Wiele pań w Polsce uważa, że ich świętym obowiązkiem jest niańczenie wnuków i pomaganie dzieciom do swego ostatniego tchnienia.
UsuńAż zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno jestem Polką, bo wcale nie jestem o tym przekonana.
Pomóc można i trzeba w jakiejś naprawdę nagłej sytuacji, ale nie stale.
Miłego, ;)
jak kukułki
OdpowiedzUsuńczy własnymi dziećmi nie powinni zajmować się rodzice?
To jakieś chore - opiekunki, babcie, kłótnie i przepychanki
a gdzie w tym wszystkim jest dziecko, gdzie jego bezpieczeństwo i stabilizacja
I nie wiem, co się stało w tej rodzinie, że ta córka taka roszczeniowa. A pokoik w domu córki jest złym pomysłem, bo mieszkanie pod jednym dachem to gotowość przez cały czas. Nawet opiekunki nie chcą mieszkać przy rodzinie bo tak to wygląda - jeśli jesteś w domu to na chwilę popilnuj, przetrzyj podłogę, wyprasuj, obierz ziemniaki itd
Klarko, ja tego zupełnie nie pojmuję, bo mnie nikt w niczym nie pomagał- uważałam, że w chwili wyjścia za mąż, rodząc dziecko- jestem po prostu za to odpowiedzialna i muszę tak wszystko zorganizować, by od nikogo nie potrzebować pomocy. No a że rzuciłam pracę i siedziałam w domu to był mój wybór - mogłam przecież oddać do żłobka a potem przedszkola.
UsuńMiłego, ;)
Brawa dla asertywnej babci!
OdpowiedzUsuńWiesz, ale ona czuje się dość nieszczęśliwa, bo to jedyne dziecko.
UsuńNa szczęście trzezwo patrzy na świat.
Miłego, ;)
dzieci to mali egoiści, ale to w dużej mierze od nas zależy czy wyrosną również na dużych egoistów, ja mam juz czworo dorosłych dzieci i żadnemu nie przyjdzie do głowy żeby mnie obarczać swoimi obowiązkami, oczywiście dzwonią zawsze po pomoc w godzinie "w" gdy same nie dadzą rady, ale rozumieją, że ja mam swoje prywatne życie. Szkoda że to tak się skończyło, ale znam takich przypadków wiele, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAnna, co innego sporadyczna pomoc gdy się dziecku wszystko w domu wali i pali, a co innego robić systematycznie za niańkę i pomoc domową.
UsuńTo prawda, że sami sobie kształtujemy dzieci- moja od dziecka wiedziała, że dziecko ma być wychowywane przez rodziców a nie przez babcie czy dziadków czy też przez jakąś "nianię".
Miłego, ;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńEgoiści i roszczeniowcy! Zarówno córcia, jak i zięć. Brak słów, więc cóż można napisać?
Pozdrawiam serdecznie.
Mnie tylko Ulki żal, bo praktycznie tę córę hodowała sama, bo się
Usuńrozstała z mężem, który nawet nie bardzo się poczuwał do regularnego płacenia alimentów.
Serdeczności;)
W Polsce jeszcze panuje zawód "babcia" i jest bardzo ceniony . Mam koleżanki , Które czekały z odejściem na emeryturę , aby zaraz zająć się wnukiem.Ale prawda jest taka , że dzieci potrafią maksymalnie wykorzystywać rodziców swoich, bez żadnych wyrzutów sumienia.
OdpowiedzUsuńChyba większość polskich matek cierpi na "syndrom opuszczonego gniazda"i gdy dziecko wyjdzie z domu nie potrafi sobie zorganizować własnego życia, bo całe swe życie były w domu kobietami wielofunkcyjnymi, robiąc wszystko w domu własnymi rękami, nie korzystając z pomocy męża i dzieci..I to one głównie czekają z niecierpliwością na wnuki i najczęściej same dopraszają się roli niańki. A te, które organizują sobie własne życie są postrzegane jako
Usuń"odmieńce".
Miłego, ;)
Przykre dla Ulki. Jednak ma prawo do swego życia. Bycie pełnoetatową babcią i zajmowanie się z ofiarnością i poświęceniem wnukami, to jakiś chory nakaz (niepisany) w naszym społeczeństwie. Znam takie babcie, które zajmowanie się wnukami traktują jako swe posłannictwo. A każda, która waży się powiedzieć, że chce teraz pożyć dla siebie jest nazywana "wyrodną" . No można pomóc przy wnukach, szczególnie, kiedy zdarzy się trudna sytuacja - jednak niańczenie dzieci naszych dzieci, to raczej obowiązek rodziców dzieci, a nie babek i dziadków.
UsuńTeż tak myślę- oczywiście można czasem pomóc, ale nie może to być wyręczanie rodziców dziecka w wypełnianiu ich obowiązków.
UsuńJa to jestem uważana za wyrodną i matkę i babcię - wpierw pozwoliłam dziecku wyjść za obcokrajowca i wyjechać na stałe z kraju a teraz bywam u nich 2-3 razy w roku i to krótko.
Miłego, ;)
Aż się tego czytać nie chce. Najgorsze, że gdy emocje opadną i wróci rozsądek, duma nie pozwoli na przyznanie się do błędu. I obie strony będą uparcie cierpieć.
OdpowiedzUsuńRozsądek za szybko córce zapewne nie wróci - dla niej ważne jest to, co jej mąż powie.Tak się zdarza, gdy kobieta nie ma własnego zdania i rozumu.
UsuńMiłego,;)
Powodem mojego rozwodu był własnie kosmiczny egoizm byłego męża. W pierwszych latach małżeństwa byłam tak zapatrzona w niego że podobnie WYMAGAŁAM od mamy pomocy, sama będąc na studiach. Miałam ogromne kompleksy na tle intelektu wobec mojego byłego. To co powiedział wielbiłam bezkrytycznie. Dzisiaj jest mi bardzo wstyd i najgorzej że już dawno nie moge o tym porozmawiać z mamą. Cały czas byłyśmy blisko i potrafiłyśmy to wszystko poukładać a moje dzieci zdążyły bardzo Ją pokochać.
OdpowiedzUsuńPogodnego Dnia ...
Joasieńko, podejrzewam, że część winy za Twoje kompleksy wobec męża pochodzi ze strony Twych najbliższych. Bo kiedyś bardzo rzadko dowartościowywano w domu dziewczynki. Mnie zawsze mówiono jakie mam wady a nigdy nie mówiono o tym, jakie mam zalety. Ale jako naprawdę wredny bachor działałam w domu na zasadzie podsłuchu. W domu zawsze krytykowano moje zapędy twórcze, ale za moimi plecami to się nimi chwalono. Właściwie wychodząc z domu wiedziałam, że nie tylko jestem mało urodna, mam fatalne nogi, jestem leniwa, niewytrwała i w ogóle jestem czymś w rodzaju zakały, ale jednocześnie wiedziałam, że instytucja małżeństwa i macierzyństwa są bardzo przereklamowane, a miłość szybko mija. Wiesz, nie wiem jak ja sobie dałam radę w życiu z tym całym bagażem wyniesionym w ramach wychowania. Może po prostu byłam z wielce impregnowanego materiału:) i mało co do mnie głęboko docierało.
UsuńWiększość facetów jest egoistami, tak byli wychowywani przez mamuśki.
Serdecznośąci;)
Abstrahując zupełnie od opisanej przez ciebie a niewyobrażalnej dla mnie, chorej sytuacji,pozwolę sobie zauważyć,że w temacie "praca - dziecko"( czy na odwrót) nie ma łatwych,jednoznacznych wyborów.
OdpowiedzUsuńDzieckiem powinni zajmować się rodzice - to prawda,tyle że ten szczytny ideał bardzo często pada w zderzeniu z rzeczywistością.Gdy jest maleńkie to oczywiste,ale potem,no cóż,różnie bywa,rożną ludzie mają sytuację materialną,rodzinną,różne potrzeby i życiowe priorytety,nie każda kobieta może sobie pozwolić na niepracowanie,nie każda ma męża-milionera:))
A przede wszystkim nie każda kobieta chce się zajmować wyłącznie dzieckiem.Zdarzają i to wcale nierzadko panie,ktore mają ambicje zawodowe,chcą się rozwijać,spełniać..i zwyczajnie zarabiać pieniądze.Bardzo dobrze to rozumiem.Dlatego byłabym bardzo ostrożna w radykalnym potępianiu żłobka,przedszkola czy instytucji niani.Zwlaszcza przedszkola.W pewnym wieku przebywanie w grupie rówiesników jest wręcz warunkiem prawidłowego rozwoju emocjonalnego,spolecznego.To nauczyciel przedszkolny jest specjalistą,pedagogiem,a nie ja.:)
O tym,że bardzo trudno jest pogodzić wychowywanie dziecka z silnym zaangażowaniem w pracę,chyba nikogo nie trzeba przekonywać.Ale znam mnóstwo przykładów,gdzie kobiety mające 2 lub 3 dzieci, mają na swoim koncie naprawdę imponujące dokonania zawodowe.Dlatego myslę,że dobrze jest mieć wokół życzliwe,chętne do pomocy osoby.Nigdy nie miałam ambicji "samodzielnego" wychowywania dziecka,bardzo ceniliśmy sobie pomoc dziadków( moich rodziców) w tym względzie.Dodam,że w moim przypadku zawsze inicjowaną przez dziadkow,którzy z prawdziwą przyjemnościa spędzali czas z wnuczką,jeździli z nią na wczasy,rozpieszczali,ogólnie "przychylali nieba".:)) Głównie w czasie ferii lub wakacji,gdyż mama była nauczycielką.
W życiu zawsze jest coś za coś.Znam kobiety(w moim pokoleniu bardzo nieliczne przypadki,ale jednak..),ktore poświęciły się wychowaniu dzieci,pracy w domu.Jedne wymachują tym faktem jak sztandarem,inne rzadko o tym mówią,jakby się wstydziły "siedzenia w domu".Zawsze czuje się w rozmowach z nimi jakąś frustrację,niezadowolenie, kompleksy, nie mówiąc o groszowych świadczeniach,ktore zdołały sobie"wypracowac" lub nie:)I niekoniecznie te dzieci wychowane "własnoręcznie"spełniają ich oczekiwania.
Jestem bardzo swieżą babcią,moja wnusia ma dopiero niecały miesiąc.
Oczywiście zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia;),chciałabym mieć z nią stały kontakt,uczestniczyć w jej życiu..ale wyłącznie jako babcia,nie mam zamiaru konkurować,ani tym bardziej zastępować rodziców.Cieszę się ,że młodzi mieszkają niedaleko.
Byłabym ostatnią osobą,ktora mogłaby kiedykolwiek sugerować córce,żeby zajmowała się tylko i wyłącznie dzieckiem, zrezygnowała z inwestowania w siebie, z wykonywania zawodu.Myślę,że ani jej,ani zięciowi to też przez myśl by nie przeszło;)
pozdrawiam
Witaj Maju-jestem w pewnym sensie fanatyczką tego, by zawsze tak układać sobie życie, by nikomu nie zawracać nim głowy. Poza tym moje dziecko przyszło na świat w II połowie lat siedemdziesiątych, a wtedy były zupełnie inne warunki niż dziś.Decydując się na dziecko od razu wiedziałam, że wezmę trzyletni, bezpłatny urlop wychowawczy. Nie uważam tego kroku za jakiekolwiek poświęcenie. bo żłobki w tamtym okresie były dość kiepskimi przechowalniami. Potem się okazało, że nie przysługuje nam przedszkole, bo mamy zbyt wysokie zarobki, a przedszkole prywatne kosztowało niewiele
OdpowiedzUsuńmniej niż ja bym zarobiła, więc zostałam w domu ( a było bardzo daleko i od domu i od pracy). W domu miałam najczęściej mini przedszkole, bo w tym samym czasie koleżanka miała też małe dziecko i nasze dzieci przebywały razem, mając w domu naprawdę różnorodne zajęcia, podobnie jak w przedszkolu a do tego były codziennie albo w Łazienkach albo w Wilanowie lub Powsinie, czyli na terenach zielonych. Poza tym w mojej sytuacji rodzinnej nie miałam żadnej mamy by się dzieckiem zajęła.
Moja córka obu chłopców, kolejno, od 10 miesiąca życia oddała do żłobka, ale ona nie mieszka w Polsce, a tamtejsze żłobki są zupełnie inne.Zresztą obaj byli w prywatnym żłobku.
Tamtejsze przedszkola , nawet te państwowe też są inne.
Od chwili gdy córka osiągnęła pełnoletność zawsze sama decydowała jak sobie życie ułoży i nigdy niczego jej nie sugerowałam.
Co do mojego siedzenia z dzieckiem w domu - nigdy nie uważałam tego za bohaterstwo, jedynie cieszę się, że mogłam dzień po dniu obserwować jej
rozwój. I było to znacznie fajniejsze i milsze niż ta praca, którą wykonywałam, chociaż byłam samodzielnym pracownikiem. Ula nie sugerowała wcale, by córka rzuciła pracę, ale by zainwestowała w prywatną pomoc do dziecka.
Miłego, ;)