drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 20 listopada 2017

Bardzo zwyczajny dzień

Wreszcie mam wszystkie mebelki w swoim pokoju. Dotarła nawet ostatnia mała
komódka, która gdzieś się zawieruszyła w drodze od producenta do nas.
Gdy już straciłyśmy z córką nadzieję, że ona jednak dotrze, pewnego wieczoru
zawitał kurier- prawdziwy brunet  wieczorową porą.
Działanie naszego domofonu mnie z lekka dobija , bo wciąż nie istnieje tak
zwana komunikacja głosowa -dzwonek dzwoni, ale ani ten dzwoniący"ktoś" ani
ja nie słyszymy się. W końcu otwieram drzwi wejściowe budynku "w ciemno"
i czekam, aż ten ktoś wespnie się na moje III piętro i zawsze jest to dla mnie
niespodzianka. Tym razem był to brunet ze sporą paczką w objęciach.
Stękając niemiłosiernie postawił mi ją na podłodze w przedpokoju, poprosił
o pokwitowanie i zniknął mi bardzo szybko z pola widzenia.
Gdy usiłowałam przesunąć ją w wygodniejsze miejsce, z paczki zaczęły się
wysypywać części mojej przyszłej komódki.
Nie napiszę, jaką wiązankę z siebie  wyrzuciłam bo by mi pewnie blog kazali
zamknąć.
Ale komódka dała się zmontować i nawet niczego nie brakuje a lekkie
zabrudzenia zniknęły po jej umyciu.
No ale miałam pisać o zwyczajnym dniu.
Zwyczajny dzień zaczyna się mniej więcej około 8 rano, jeśli jest to również
zwykły dzień u mojej córki- czyli taki, w którym są w Berlinie oboje.
Jeżeli jest tylko jedno z nich, dzień robi się  dla  nas niezwyczajny i o 7,30
trzeba odwiezć starszego Krasnala do szkoły, która jest w odległości 4,5 km
od domu. W tym czasie pozostały w  Berlinie rodzic odstawia  na  godz.8,00
młodszego Krasnala do szkoły, która jest na szczęście dość blisko ich domu.
Potem trzeba starszego  ze  szkoły odebrać.
Pierwsze zwyczajne dni polegały głównie na moim przemieszczaniu się
pomiędzy pudłami, załamywaniu rąk, że nie mam gdzie tego wszystkiego
pomieścić, obmyślaniu co można złożyć tymczasem w piwnicy, bo nagle
okazało się, że zapasowe kołdry, poduszki, koce, bielizna pościelowa  są tu
zbędne  i nie mam na  nie  w mieszkaniu miejsca.To nawet brzmi zabawnie
jeśli się  wie, że berlińskie mieszkanie jest o prawie 20m kwadratowych
większe niż było warszawskie. Ale tam miałam w przedpokoju przepastną,
wielką szafę a tu przedpokój mam długi i wąski.
Pomiędzy kuchnią a naszymi pokojami  jest do przebycia 5 metrów, więc
można uznać, że przedpokój może być spacerniakiem, gdy jest pogoda
pod zdechłym Azorem. Po drodze można wpadać do łazienki, której długość
to 4 metry. Kuchnia też jest długości 4 metrów. Wielkość tych pomieszczeń
daje mi popalić gdy muszę je wpierw przelecieć odkurzaczem a potem
potraktować mopem.
A propos sprzątania - panie sprzątające (rodem z Polski) biorą za tę usługę
12 euro za godzinę. I chociaż tu nie ma wykładzin dywanowych, które się
jednak dość długo odkurza, to posprzątanie takiego mieszkania jak nasze
musi zająć przynajmniej 2,5 godziny, bez mycia okien.
Mieszkanie ma wysokie, ozdobne,  białe listwy podłogowe, które nie wiem
po jakie licho mają ozdobnik, na którym świetnie się zbiera kurz.
 Tak wygląda ozdobna listwa przypodłogowa zbierająca kurz

Wszystkie drzwi również są zdobione zbieraczami kurzu.Wygląda to  fajnie,
ale nie ma lekko - trzeba te drzwi co tydzień na mokro przelecieć.
A to zbieracze kurzu na drzwiach

Podłogi u mnie prezentują się tak:
I podłogi te przetrwały jeszcze sprzed  II wojny światowej.To zdjęcie
przedpokoju jeszcze przed "zasiedleniem" przez nas.

A takie ozdobniki mam na suficie w pokojach.

Tak się prezentuje moja zmora, czyli
         lustro w łazience. Ma tylko 2 metry długości i 1,5 metra wysokości.
        Do jego mycia muszę używać drabiny.
        A w umywalce można z powodzeniem wykąpać niemowlę.

Większość domów na mojej ulicy i sąsiednich to budynki z lat dwudziestych
ubiegłego stulecia.



Bardzo miły jest spacer ulicami przy których  stoją budynki wzniesione
na wymiar człowieka a nie współczesne wysokościowce, lub "mrówkowce"
podobne jeden do drugiego jak dwie krople wody.
Kolejne domy są teraz rewitalizowane, są doposażane w windy i centralne
ogrzewanie, likwidowane są piece.
No ale miało być o zwyczajnym dniu . Zwyczajny dzień to również  "wycieczka"
do sklepów, głównie w celach poznawczych.
Dobry, nieduży market sieciowy ( coś jak nasza Żabka) mam tak ze 300 m
od domu. Ma sporo produktów "eco" i nieco bezglutenowych, więc mam co
jeść.Właściwie jest tam tak jak i u nas- oprócz produktów spożywczych jest też
chemia gospodarcza i artykuły pierwszej potrzeby.
Opakowania produktów żywnościowych są zdecydowanie większe niż u nas.
Ostatnio w Polsce kupowałam masło irlandzkie, opakowania 200 gramów.
Zerknęłam na te opakowania- tu są 250 gramowe. Gdy przeliczyłam to okazało
się, że cena masła irlandzkiego tutaj i w Polsce jest taka sama. Drogie jest mięso,
takie na pieczeń. Ale odkryłam, że tu sprzedawane mięso mielone jest naprawdę
dobrej jakości, znacznie lepsze niż to sprzedawane nad Wisłą.
Próbujemy kolejno różne  jogurty, a jest ich tu od groma i trochę.
Dziś degustowałam jogurt grecki z...miodem. Kto wie czy nie zostanę jego
wielbicielką - z płatkami kukurydzianymi "gluten free" bardzo mi pasował na
śniadanie.
Przedreptaliśmy się okazjonalnie do Rossmana- to tak z kilometr od nas.
Sklep olbrzymi- zaopatrzenie niesamowite. Zaskoczył mnie dział spożywczy-
takiego wyboru herbat owocowych jeszcze nie widziałam.
No i oczywiście w celach degustacyjnych wydaliśmy nieco  pieniążków na
nieznane nam jeszcze herbatki. I oczywiście zakupiłam swój ulubiony olej
kokosowy - 500g kosztuje  tak samo  jak nad Wisłą.
Nieco zawiodłam się w dziale kosmetycznym- nie było mego ulubionego
różanego toniku nawilżającego produkcji Garnier'a
Mój mąż, który jest strasznym łasuchem, testuje zawzięcie różne "przegryzki"
do kawy, a ja kupuję za każdym razem inny chleb bezglutenowy by wybrać
swój ulubiony.
Poza tym przydreptują  do nas Krasnale albo my wpadamy do nich i wtedy nie ma
lekko - musimy z  dziećmi grać w różne gry planszowe.
Dziś właśnie minął miesiąc od naszego przyjazdu.






51 komentarzy:

  1. No to dzis sieto! Pierwsza miesiecznica :) Szampan wystrzelil???
    :) :) :)
    Buzka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, ja poczekam na na setną miesięcznicę i wtedy zorganizuję jakąś imprezę.Stołeczek dodający wzrostu już mam więc nawet przemowę będę mogła wygłosić;)

      Usuń
  2. Ależ to zleciało, mieszkanie piękne, budynki także :-)
    Taki metraż na długość to jak chodzenie Dulskiego wokół salonu, można uznać za spacer:-)
    Zabawy z wnukami na pewno Was cieszą, a ile się nagracie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, można się po tym mieszkaniu naspacerować.
      A w przedpokoju powiesiłam trzy swoje oprawione hafty, więc można sobie wmówić, że się spaceruje po galerii;)))
      Ostatnio graliśmy w grę typu "Policjanci i złodzieje" i nic z tej gry nie rozumiałam, zwłaszcza, że gra była wspomagana komputerem.
      No ale oczywiście policja wygrała, żeby było pedagogicznie.
      W innej grze przekopywaliśmy pustynię w poszukiwaniu drogich kamieni. Niestety nie znalazłam ani jednego rubinu, tylko same szafiry i szmaragdy oraz...bursztyn.Nie wiedziałam, że w Afryce można dokopać się do bursztynu.

      Usuń
  3. Powoli zwiedzacie okolicę, domy widzę ,że ładne a mieszkanie również pięknie się prezentuje, pracy jednka sporo ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety te mieszkania w starym stylu są w utrzymaniu czystości pracochłonne.Drobne śmietki mają zwyczaj wpadać pomiędzy deski podłogowe i dlatego tak naprawdę najlepiej jest co drugi dzień pobiegać z odkurzaczem.
      Tu jest dużo pięknych kamienic, ale jak na złość te najładniejsze trudno jest sfotografować teraz, gdy wciąz brak słońca.

      Usuń
  4. Atrakcji macie pełno koleżanko Anabell.
    Bużka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję na większe atrakcje wiosną i latem.Tu są naprawdę piękne okolice, ale w taką pogodę nikt przy zdrowych zmysłach nie leci do lasu lub nad jezioro.
      Buziaczki;)

      Usuń
  5. No tak. Te listwy wytworne, ale istotnie do kurzenia się. Co do kąpieli w umywalce - jeden z moich wnuków własnie tak przez jakiś czas był pielęgnowany:). Problem z lustrem tez znam... a kamienice przepiękne. Miłego dalszego mieszkania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myję sobie pod tym kranem umywalkowym głowę -
      ta umywalka jest bardzo wygodna do tego celu.
      To lustro mnie dobija, zwłaszcza, że odgradza mnie od niego zabudowana pralka, szafeczki, umywalka. Przydałyby mi się jakieś dłuższe ręce.Drugim problemem jest okno,od którego oddziela mnie wanna.Gdy muszę wytrzeć parapet, który się nieco paprze przy kąpieli, to muszę to zrobić przed wyjściem z wanny albo potem wleżć do suchej już wanny. Jak dobrze pójdzie problem zniknie, gdy zamiast wanny będzie kabina.

      Usuń
  6. o żeszsz z tym korytarzem to faktycznie nie żartujesz ;) :)spacerek na niepogodę :D z wysokości to nie zazdroszczę, jak tam sięgnąć pod ten sufit, mmmmmmm, ja w swoim domku jak podskoczę to ręką dosięgam sufitu a mieszczę się raczej w kategorii krasnali ;) okolica fajna zresztą tam wszędzie jest pełno drzew, życzę kolejnych fajnych spacerów z wnukami lub bez w celu poznawania okolicy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Warszawie nasze mieszkanie miało niebotyczną wysokość 2,65 metra, tutaj są sufity podwieszane i tym sposobem mieszkanie ma 3,30 wysokości a nie 3,50.Pracami na "wysokości" jest obciążony mój zięć- my mamy zakaz takich zabaw.Wiosną i latem, gdy już drzewa są zielone to Berlin pięknie wygląda. A na mojej ulicy rosną dęby.Co prawda nie są okazałe, ale to może taka odmiana, nie znam się na tym. Podobno wszystkie drzewa w mieście są zinwentaryzowane i mają swoje numerki.

      Usuń
  7. Droga Aniu, mieszkanie jak marzenie a sprzatanie jak pewnie kazdej pani domu daje w kosc ;)

    Ja zrobilam sobie plytki w calym domu na wysoki polysk wiec jak przelece na mokro to wszysto sie odbija jak w jeziorku ;) bardzo to lubie musze przyznac szczegolnie zima kiedy cala choinka az sie skrzy w podlodze <3 :)

    Sciskam mocno i sle moc pozdrowien z Monachium do Berlina <3 Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niesprawiedliwe, że nie spotkałyśmy się w Monachium gdy tam jezdziłam. No ale kto mógł przewidzieć taki obrót sprawy? Te deski podłogowe u mnie są wprawdzie leciwe, ale "unowocześnione", bo są polakierowane, dzięki czemu łatwo je z pomocą mopa przywołać do porządku.
      Serdeczności dla Was wszystkich przesyłam;)A.

      Usuń
  8. Bardzo mi sie podoba dzielnica, ladnie wygladaja te kamienice, takie zadbane. Mieszkanie tez wyglada bardzo przytulnie, a te listwy na zbieranie kurzu to sa chyba wszedzie na zachodzie:)) Ja tez takie mialam we wszystkich mieszkaniach, ale wole to niz wykladzine dywanowa od sciany do sciany. Przez wszystkie lata tutaj unikalam takich wykladzin i sie udalo, tylko jedno mieszkanie mialo taka ale poprosilam gospodarzy i zerwali. Lubie podlogi, na to kawalek dywanu tam gdzie trzeba i jest to duzo latwiejsze w utrzymaniu czystosci. Te wykladziny to robili w latach 70-tych i 80-tych tutaj. Nie dosc ze to paskudne to jeszcze odkurzanie przy samej scianie bylo katorga, wiem, bo moja kolezanka takie miala. Na szczescie ta idiotyczna moda minela.
    Fajnie, ze macie tak blisko do corki i fajnie, ze macie niejako "obowiazek" pomocy z Krasnalami, przynajmniej Ci sie nie nudzi a przez codzienny kontakt szybko zaczniesz "szprechac":)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te obowiązki nie są dla nas dotkliwe, dzieciaki są fajne, grzeczne i dobrze wychowane, choć od małego hodowane kolejno w żłobku a potem w przedszkolu.
      Młodszy (jest w tej chwili w pierwszej klasie) przekazuje mi swą już nabytą wiedzę, np. liczenie.
      Skręca mnie ze śmiechu, gdy uczy mnie liczyć do dziesięciu, kolejno mi zaginając palce u rąk.
      Lubie dzieci i kontakt z nimi mnie nie męczy.
      Z tym szprechaniem to wciąż mam kłopot- trochę mi się wiele słówek myli.

      Usuń
    2. Powoli Anabell na wszystko przyjdzie czas. Zobacz ja jestem w Ameryce ponad 30 lat i tez czasem mi sie cos pomyli albo braknie slowa.
      Ale przeciez w polskim, ktory jest naszym rodowitym jezykiem mamy czasem ten sam problem:)))

      Usuń
  9. Hej Anabell,
    nie wiem w jakiej dzielnicy mieszkasz, ale wyglada to podobnie do dzielnicy, w ktorej kiedys ja mieszkalam – Wedding.
    Tyle , ze wtedy te kamienice byly w okropnie zapuszczonym stanie , mimo, ze byl to wtedy Berlin Zachodni ( koniec lat 80-tych).
    Cala ta dzielnica byla dosc ponura, kamienice szare i odrapane , ulice dosc brudne, ale mieszkania mialy piekny duzy metraz.
    Mielismy tez taki korytarz jak ty, z tym, ze dwa razy taki : dokladnie 11 metrow dlugosci !
    Po upadku Muru wiele sie zmienilo od tamtego czasu – widze, ze przeprowadza sie remonty I rewitalizacje na duza skale – bardzo przyjemnie to wyglada – szkoda, ze tak nie bylo wtedy , ale powiem szczerze bez zalu wtedy opuscilam te dzielnice , bo wyladala dosc ponuro I przygnebiajaco.
    Wasze mieszkanie wyglada pieknie – klasycznie i nowoczesnie zarazem , mysle, ze twoja corka miala genialny pomysl z ta przeprowadzka.
    Miec mame na wyciagniecie reki to skarb. Moja jest daleko i niestety coraz bardziej to odczuwamy : ja im nie moge pomoc , tak jak bym chciala ,
    a do tego dochodzi tesknota i zal, ze tak rzadko sie widujemy. Niestety warunki tutejsze wykluczaja przyjazd moich tutaj, musimy sobie radzic na odleglosc. Na pewno bedzie sie wam dobrze tam mieszkalo – powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Charlottenburg-Wilmersdorf.Mnóstwo tu takich pięknych kamienic. Tak prawdę mówiąc Berlin wciąż jest wielkim placem budowy.
      No właśnie - córka w pewnej chwili pojęła, że w razie potrzeby nie pomoże nam wiele gdy do pokonania jest kilkaset kilometrów. Poza tym teraz możemy jeszcze jej pomóc transportując starszego do lub ze szkoły.I jeszcze jedna sprawa - wszystkie dzieci lubią mieć liczniejszą rodzinę. A Krasnale naprawdę są fajne i niekłopotliwe.Na razie obie strony uczą się siebie wzajemnie.
      I mieliśmy szczęście, że udało się znalezć mieszkanie w tak niewielkiej od nich odległości no i nieduże jak na berlińskie metraże starego budownictwa.

      Usuń
    2. O to bardzo dobra dzielnica, gratuluje! Berlin mial to szczescie, ze wcale nie byl mocno zniszczony w czasie wojny, nie to co Warszawa, dlatego zachowali tyle tych pieknych kamienic. Zniszczone mieli troche centrum, ale praktycznie wszystko sie zachowalo. Zawsze sie dziwilam, ze Rosjanie nie rozwalili im tej Bramy Brandenburskiej, a tylko flagi powiesili... :)
      Ze wzgledu na dzieci i corke to wspaniale sie wam ulozylo.

      Usuń
    3. Tu niektórym domom też się w czasie wojny "oberwało".A potem po wojnie, gdy Berlin Zachodni był "wyspą", ludziom dopłacano wręcz do czynszów by chcieli tu nadal mieszkać.

      Usuń
  10. Czysto, schludnie, spokojnie:) Dobra decyzja:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niech tak trwa! Dostałaś mego maila sprzed kilku dni?
      Serdeczności;)

      Usuń
    2. Nie, nic nie dostałam, a powinnam sama:(

      Usuń
  11. Tu, w USA, mieszkam w 6tym domu I kazdy nastepny wiekszy ale nie narzekam. W obecnym, 7mio pokojowym + majacym inne pomocnicze pomieszczenia + dwusamochodowy garaz z dwoma oknami ktorych lacznie mam 22 I tez jest regularnie sprzatany, CODZIENNIE schodzi mi ze 2 godziny by miec wciaz nieskazitelnie - a mieszka w nim poltorej osoby! Jak Ty mam takie listwy , w dodatku drugie wzdluz sufitow I w kazdym pomieszczeniu oswietlenie z wiatrakami, bo tez wiecznie odkurzam. Cztery rozne podlogi - sypialnie z wykladzinami (w sypialniach lubimy stapac po miekkim I przytulnym), plytki w lazienkach, balkonie I slonecznym pokoju, reszta drewniana + dywany, czyli moje podlogi wymagaja 4 roznych technik sprzatania. Obie lazienki maja ogromniaste lustra I tez czyszcze je z drabinki, tak jak lampy czy gore mebli. Gdy odkurzam ta gore mieszkania a robie to co 2 tyg to 22 razy laze gora-dol po drabince I mysle o tym jako fajnej gimnastyce. Dochodzi kolo domu I ogrodu, cotygodniowe mycie samochodu - nie ma dnia bez tego rodzaju robot.
    Czyli nie jestes sama z tym problemem.
    Osobiscie lubie listwy I ozdobki bo robia mieszkania ciekawszym, daja I'm character, ladniej to wyglada niz proste, gladkie sciany, identycznie jak u sasiada w bloku.
    Z mieszkaniami lub domami jest jak z malzenstwami albo nowymi pantoflami - nalezy w nie "wrosnac", przyzwyczaic sie, dostosowac a pozniej juz leci......
    Niezbyt rozumiem uklad umywalki I szafki bo robi wrazenie dwoch oddzielnych czesci z niewykorzystana przestrzenia pomiedzy nimi - gdyby na mnie trafilo to przy okazji przerobki wanny kazalabym zainstalowac lazienkowa szafke z wbudowana umywalka - ale Ty ja widzisz lepiej I mozesz lepiej ocenic czy byloby logiczniejsze.
    Masz balkon?
    Bedzie dobrze I wygodnie, przystosujesz sie - mocno pozdrawiam I zycze samego dobra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz dobrze, że jestem zakochana w Twoim ostatnim domu, a zwłaszcza w pokoju słonecznym.
      W łazience nie brakuje mi szafek- biorąc od lewej: przy drzwiach stoi zabudowana pralka, potem jest wieszak na ręczniki do rąk, pod nimi szafka na "chemię łazienkową", pod umywalką jest szafka z dwiema głebokimi szufladami i półką, zaraz za umywalką są dwie szafki stojące i jeszcze dwie wiszące.Potem jest jeszcze w.c i ta wanna. Po drugiej stronie zaraz przy wannie jest olbrzymi grzejnik robiący czasem za suszarkę do ręczników, potem wieszak na szlafroki i ręczniki, potem pojemnik na to, co do prania i wreszcie wisi na ścianie suszarka składana do bielizny. Śmieję się, że to suszarka wędrująca.O tyle jest fajna, że ma pojemniki na ewentualnie skapującą z prania wodę. Gdy robię pranie wieczorem to biorę suszarkę z praniem do swego pokoju, w charakterze nawilżacza powietrza.
      Musi być dobrze, ja już do Polski nie mam zamiaru wracać.
      Wszystkiego co dobre, Serpentynko;)

      Usuń
    2. Mam balkon i wiosną będę musiała zainstalować skrzynki i jakieś kwiatki posadzić i to takie, co lubią słońce i ewentualny upał. Kwiatki na balkonie to niemal obowiązek każdego lokatora w tym kraju;)

      Usuń
  12. Cudowna dzielnica Berlina. Duże wrażenie robią pięknie odnowione kamienice. Mieszkanie też niczego sobie. Ja mieszkam w poniemieckim domu i w każdym pokoju deski na podłodze pamiętają czasy II w.św. Doprowadziliśmy je 20 lat temu do ładu i wyglądają wspaniale.
    Uwielbiam poznawać nowe miejsca, więc takie spacerki nieznanymi ulicami Berlina, byłyby wielce przyjemne. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wiosną, gdy już będą bardziej sprzyjające warunki pogodowe pospacerujemy razem tymi ulicami i pozachwycamy się tymi domami.Ja do tego czasu nieco już tu się zadomowię i lepiej poznam całą dzielnicę i wybiorę jakąś ciekawą trasę.
      Miłego;)

      Usuń
    2. Z wielką przyjemnością. Pozdrawiam:)

      Usuń
  13. Super ze macie tak blisko do corki, warto bylo zrobic ta rewolucje :) Za ktora notabene, bardzo cie podziwiam. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To faktycznie jest rewolucja- wszystko przewrócone do góry nogami.Tak naprawdę to był ostatni moment żeby się przeprowadzić, nie wiem czy za rok zdecydowałabym się na taki krok.Alle i tak większość naszych znajomych się dziwi. Chyba byłoby dziwniejsze gdybym wyprowadziła się nagle do Hiszpanii, gdzie nikogo nie znam. A tu jestem przynajmniej blisko córki i wnuczków, a do tego mam bardzo fajnego zięcia.

      Usuń
  14. Podczytuje i gratuluje! Od 25 lat mieszkam w Niemcowie i nasze prosby, proby itp niestety nie przyniosly takiego efektu- rodzice zostali w Polsce....moglibysmy wspolnie z obustronna korzyscia jeszcze rodzinnie pozyc- ale Oni choc Slazacy z dziada pradziada- wladajacy niemieckim nie odwazyli sie na opuszczenie wlasnego domu, ogrodu i starych smieci.... moje dzieci wychowalam sama...da sie ;) Oni jednak stracili bardzo duzo .... i dzis np, gdy dobiegaja prawie 80 musimy wskoczyc w auto, zalatwic wolne, urlopy, zmienic grafiki po to, aby "sprawdzic" czy gotowi sa do zimy...
    Jesli chcesz zajrzec do mnie- napisz, prowadze zamkniety blog
    lux.usowa@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My już nikogo bliskiego nie mamy w Polsce- sama dalsza rodzina, z którą nie utrzymywaliśmy nigdy bliższych kontaktów.No a skoro dodatkowo przyda się nasza tu obecność, to i dobrze.Nie jestem przywiązana do miejsca, ważniejsi od miejsca są ludzie.
      Chętnie zajrzę do Ciebie.

      Usuń
  15. No jak Ty Anabell zaczniesz urządzać swoje miesięcznice, to ja Ci powiem, że na te to i ja chętnie wpadnę. Jak przeczytałam wyżej stołeczek dodający wzrostu już masz, mowę wygłosisz, więc atrakcji będzie co niemiara!
    Mogę jeść nawet gluten free, jak będzie trzeba :).
    Uwielbiam te odrestaurowane niemieckie kamienice w Berlinie. Mogłabym też mieszkać w jednej z nich.
    Podobają mi się zarówno te zbieracze kurzu na listwach przypodłogowych, jak i te na drzwiach. No śliczne są i już.
    Chociaż sprzątania i zmywania tych połaci to Ci nie zazdroszczę.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A stołeczek mam prześliczny, zakupiony kiedyś w Lidlu. Były do wyboru tylko dwa kolorki- majtkowy różowy i jasny, zielony, więc zdecydowałam się na jaskrawą zieleń.
      Z potrawami z kategorii "gluten free" to dopóki nic na ten temat nie miauknę to każdy je i nie wie, że to bezglutenowe jedzenie.
      Na razie jakoś ogarniam te połacie w mieszkaniu, ale przymierzam się do umówienia kogoś tak raz na miesiąc.
      Ja mam nadzieję, że wpadniesz jeszcze nim zacznę
      urządzać miesięcznice.
      Teraz czekam jeszcze na ruinę w łazience i jakoś mało mnie ten projekt bawi.
      Miłego;)

      Usuń
  16. Twój zwyczajny dzień jest bardziej pracowity i naładowany atrakcjami, niż mój najgorętszy miesiąc. Życzę pomyślnego mieszkania, oby zdrowie i humor dopisywały. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z czasem wszystkie atrakcje powszednieją i to co dziś wydaje się atrakcją za kilka miesięcy będzie czymś zwyczajnym a nawet nudnym.
      Humorzasta jestem z natury, to z tym humorem może być różnie;)
      Miłego;)

      Usuń
  17. Powinnas zglosic administratorowi ten zepsuty domofon, to jego gestia i musi naprawic. Ja nadal u mamy, wracam w niedziele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę budynek jeszcze nie jest w całości zasiedlony a zwłaszcza oficyna. Nie dziwi mnie to zbytnio, bo w oficynie są mieszkania typu "studio" i chyba tylko łazienki są oddzielne- reszta, 60 m kw., do zagospodarowania w dowolny sposób,np. kuchnia na wyciągnięcie ręki spod kołdry;) a nie wszyscy w Europie to lubią. Bardzo często drzwi wejściowe do budynku są cały dzień otwarte, bo panowie fachowcy się tu wciąż kręcą i jeszcze coś robią. Wczoraj np. pół dnia coś u kogoś wiercili- myślałam, że fioła dostanę ze szczęścia. Pocieszyłam się myślą,że niedługo u mnie też będą szaleć bo wykują wannę i zrobią kabinę, a to bez hałasu nie jest możliwe.
      Prosiłam córkę by zgłosiła ten domofon, ale jak na razie rzecz się nie zmienia.Podobno brakuje jakichś części do domofonu i na nie czekają.Mam nadzieję,że to nie Hermes ma je dostarczyć.
      A jak Twoja Mama? Co z opieką gdy Ty wyjedziesz?
      Buziole;)

      Usuń
    2. Napisze na blogu, bo przez telefon trudno. Jest lepiej i zostawiam mame w dobrych rekach.

      Usuń
  18. Boże jak pięknie! Tak strasznie Ci zazdroszczę tego urządzania. Wiem, że to problemy, kłopoty i urwanie głowy ale chciałabym poczuć ten smak i zapach ♥

    https://stimulate-sense.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stosunkowo niewielki był mój wkład w to urządzanie- głównie wszystko robiła moja córka i zięć.I nawet zawsze posprzątali po tym co tu robili.Mnie zostawiali opiekę nad chłopcami.

      Usuń
  19. Czas leci jak szalony. Mi sie zdawalo, ze Wy tam jestescie dopiero tydzien.
    Mieszkanie super- hiper ladne. Macie jasno, a ja lubie jak jest jasno- to taki moj napad na jasne po latach wychowywania dziecka, kiedy wszystko powinno byc funkcjonalne i np.: nie eksponowac sladow brudnych lapek dzieciecych pozostawionych na scianach, drzwiach i w ogole. Jezeli wystroj , czy tez kolorystyka to zasluga twojej corki to w sumie ma ona niezly gust. Ta biel jest bardzo neutralna, bo zawsze mozesz swoim ulubionym kolorem cos tam podreslic.
    Tez mam duze lustro ale w przedpokoju. Lustra powiekszaja pomieszzczenie. A poza tym anabell wszystko trzeba sprzatac, nawet te rzeczy, ktore niby nie sa zbieraczami kurzu. Mi biale listwy przy podlogach dokuczaja. Wybralam zaokraglone, aby kurz sie zeslizgiwal, ale ...z owa teoria slizgania sie kurzu chyba na glowe upadlam. Zatrzymuje sie skubany i trzeba szmata listwy przecierac.
    Okazuje sie, ze Warszawa jest przyzwoitym miastem funkcjonujacym cenowo jak na Europe przystalo (p).
    Z paniami sprzataczkami- no coz, niewdzieczna to robota bardzo, a jak godzinna stawke podalas to nie jest ona wygorowana. I jak na stolyce, to powiem ci ze zarabiaja jak na prowincjach zarabia ktos zaczynajacy prace w Leihfirm´ie. Ludzie sie burzyli to im stawki godzinowe lekko podniesli. Poza tym wszystko drozeje. Zaczal sie problem z tymi , ktorzy schodzac na emeryture mieli jej otrzymywac tylko 800 euro- miedzy innymi kobiety, ktore wychowywaly dzieci i dorabialy na utrzymanie rodziny na jakies pol, 3/4 etatu. Potem nastal czas emerytury- niekoniecznie te mazenstwa przetrwaly w takim skladzie w jakim zaczynaly i na starosc bum:))

    OdpowiedzUsuń
  20. Kurz jest złośliwy - przecież mógłby się ześlizgiwać z tej listwy;)))) Mój sposób na listwy - odkurzacz z okrągłą, miękką szczotką.
    Pokój meblowała córka a ja nie miałam tu nic do gadania.
    Jedynie meble do pokoju męża przyjechały z warszawskiego mieszkania, bo mąż się nie zgadzał na inne.
    Na razie jest mi tu świetnie, nawet to sprzątanie mnie mało jeszcze boli. Podobno dobrym patentem jest wysmarowanie lustra w łazience kremem do golenia, a potem wypolerowanie go do sucha, wtedy sie nie rosi i tym samym innyc brudów tez nie zbiera. Nie znam sie na tym, w warszawie miałam lustro duże, ale niemusiałam go czyścic stojąc na drabinie. W Warszawie za wysprzątanie 42,5 metra mieszkania (często z wytarciem kurzu w środku witrynek) płaciłam 80zł i było mi obojętne czy sprzątanie trwało 3 godziny czy cztery. Jak się jej spieszyło to śmigała jak łania, ale czasami gdy miała luzy czasowe to i 4 godziny siedziała u mnie.I zawsze było to wszystko starannie wysprzątane.
    Tu wiem,że na pewno będę musiała wziąć kogoś do mycia okien.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Jaki piękny korytarz! Można po nim łazić tam i z powrotem i rozmyślać. W Nowym Miejscu praktycznie przestałem myśleć - bo nie mam gdzie. Ja do myślenia potrzebuję przestrzeni. W Starym Domu łaziłem dookoła stołu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, świetny spacerniak gdy na samą myśl o wyjściu z domu wszystko się w człowieku cofa. Znaczy, co miałeś w domu duży stół i sporo miejsca dookoła niego.Gdy byłam dzieckiem uwielbiałam siedzenie pod stołem zwłaszcza gdy był nakryty sporym obrusem a dookoła siedzieli goście.
      Miłego;)

      Usuń
  22. Śliczne mieszkanie się zapowiada. Powodzenia teraz z pełnym urządzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostaje jeszcze przeróbka łazienki.I bardzo prawdopodobne, że nastąpi to już w przyszłym tygodniu. Na samą myśl ciśnienie mi idzie w górę;)

      Usuń
  23. Przeczytałam dopiero dzisiaj wszystkie po-przeprowadzkowe Twoje wpisy i chyba nie jest źle, bo z takim dystansem pisać można tylko wtedy, kiedy świat zachwyca!
    Ja "wmiędzyczasie" choroby byłam w domu, oraz w Warszawie, w Głogowie za Wrocławiem, w Świdnicy, znowu w Mławie na wernisażu poplenerowym ale już dzisiaj poszłam do pracy, ciutkę odpocząć. Zostawiłam w domu komputer i dlatego zamilkłam bo telefonu nie obsługuję internetowo. Wasze mieszkanko jest urocze! Tyle powietrza (wysokość) w mieszkaniu na początku może być szokiem, ale potem człowiek wie, że to jest dobrodziejstwo, pod warunkiem nie odkurzania sufitu, nie odmalowywania własnoręcznie, nie wymieniania żarówek pod samym sufitem....Piszę tak bo jestem pewna, że tego robić NIE BĘDZIESZ. A ę w personaliach zatracisz z czasem choć nie wiem czy bardzo jesteś do niego przywiązana?? Nie martwię się już o Was, bo Krasnale spowodują ujawnienie się pokładów nowej żywotności i doprowadzą do waszego odmłodnienia!!!!Bardzo Was naj, naj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego "ę" w personaliach nie jestem wcale przywiązana, często życie mnie jego pozbawia, bo wszak świat skomputeryzowany jest.
      Wiem, że niektórzy uważają nas za parę wariatów (w tym wieku zaczynać w pewnym sensie życie od nowa), a mnie za głupią pindę, bo jakoś mało martwi mnie fakt, że z pewnością nigdy nie opanuję języka, ale zawsze przychodzi mi na myśl jedna z moich ciotek, która będąc w podobnym do mojego wieku wyjechała do swego męża i syna do Anglii. Oczywiście nie nauczyła się angielskiego ale wreszcie znalazła spokój i ciepło rodzinne, którego pozbawiła ją wpierw wojna a potem długie lata "żelaznej kurtyny".
      A ja będę tęsknić do spotkań we "Florze", ale to nic, wierzę, że tu latem "wdepniesz".
      Buziam;)

      Usuń